Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Kiedy wreszcie wszyscy zasną. Gadają i gadają od rzeczy, jak jakieś tłumoki niewychowane. Czyż nie widzą paskudy jedne, że pragnę z nią w ciszy pogadać. Czy tak trudno zauważyć zgrabną, powabną trumnę, która bez zwłoki, chce pogadać ze mną. Żeby jeszcze jakaś brzydka, niedorobiona, sękata, to bym się nie dziwił. Przecież ona jest pięknie rzeźbiona zębem czasu. To dodaje uroku osobistego. Katafalku tylko nie podłożyli. Musi stać biedna na podłodze. Jeszcze dostanie wilka. Wtedy jej poradzę, żeby zaskarżyła ich do sądu.

  

Wyciągnięto ją z ciepłej ziemi. Chociaż z drugiej strony, nie może mieć żalu. Sama się tego domagała. Tak za mną tęskniła. A właściwie dlaczego… tego nie wiem. Skoro jednak przyszła tutaj, to widocznie chce pogadać. Łasi się do mnie uchwytami, rozkładem wnętrza i wystającą koronką, to na pewno ze mną. Cicho wreszcie tam być!!! Trumnę mi spłoszycie!!!

            

Mój donośny krzyk skutkuje gremialnie. Stoją wokół i spoglądają dziwnie. Normalnie jakby ich gęby ciszą       zamurowano. Białe anioły rozdziawione. Tylko skrzydeł brakuje. Ale tak na dobrą sprawę, po co im one.   Przez okna i tak nie wyfruną. Chyba że w prostokątnych kawałkach.

             

Stop. Dosyć tych głupawych myśli, bo się do nich za bardzo przyzwyczaję. Czas rozpocząć rozmowę. Niechybna rozmówczyni, zaczyna się niecierpliwie kiwać na boki, robiąc cztery wgłębienia w podłodze. Jeszcze pogniewana, pójdzie precz i do sądnego dnia nie powróci. Oczywiście obrażona na mnie. Nie mogę jednak narzekać. Przecież pragnę z nią pogadać. Drugiej takiej szansy za mojego życia, już mogę nie dostać. No to zaczynam. Niektórzy usiedli z wrażenia. Z rękami z tyłu.

              

–– Na wstępie, jeżeli Trumna pozwoli, chciałbym zapytać, z jakiego drewna jest zrobione Pani ciało?

–– Nie jestem żadna Pani. Wypraszam sobie na wstępie takie niestosowne insynuacje, żeby było wszystko jasne na przyszłość.

–– Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale o jakiej przyszłości… Trumno mówisz.

–– O przyszłości rozmowy oczywiście. Z dębowego drewna jestem zrobiona. Sęk w tym, żeby Pan w to uwierzył. Bo w przeciwnym przypadku, będzie mi niezmiernie smutno i przykro.

–– O… smutna trumna. Doprawdy. To coś nowego. Nigdy takiej nie widziałem.

–– Co mi tu gadasz głupoty. A ja to co? Nie wyglądam na zmartwioną?

–– Raczej na… powabną… świeżo wstawioną.

  

–– Gdybym miała oczka, to bym spuściła zażenowana, choć nie ukrywam… dozgonnie podbechtana. Powiedzieć komplement trumnie, to chyba się Panu nie często zdarza, co?

–– No nie… chociaż powiedziałem kiedyś kosie, że jest ostra jak papryczka chili.

–– To jakbyś mnie powiedział, dobry człowieku. Mamy wiele wspólnego ze sobą.

–– Chyba z właścicielką wspomnianego narzędzia?

–– Nie zawsze nam ku sobie, ale chcąc nie chcąc, muszę przyjąć wszystko, co mi włoży… no wie pan…

–– To Trumna nie wyciągnięta z ziemi?

 

–– Z ziemi? No wiesz! Jak śmiesz tak do mnie mówić. Mam bogate wnętrze. Co rusz to inne. Jestem trumną przechodnią. W czasie imprezy jest we mnie, a później go przekładają do tej innej, co do ziemi idzie. Po prostu należę do wyższej klasy trumien. Dlatego chciałeś ze mną rozmawiać. A nie z jakąś śmierdzącą, nasiąkniętą zapachem… nieprawdaż skarbie?

–– O w mordę. Przypominam sobie. Nogi ciebie nie bolą od wędrówki do mnie? Nie miałaś kłopotów przy wejściu do budynku?

–– Trumnę to każdy przepuści. Byle jak najdalej od niej. Przemieszczałam się pionowo, otwierając i zamykając wieko. Bo trzeba ci wiedzieć, że jest na zawiasach. Waliłam głośnym echem po ścianach… lub w co szło.

–– Rozumiem. Dzięki że przyszłaś. Na leżąco jesteś ładniejsza.

–– No ba… co ty robisz popaprańcu? Łapy precz od moich wystających koronek, srebrzysto czarnych. Jak bum cyk cyk, postraszę duchem wnętrza!

–– A łaj! Przygniotłaś mi wiekiem palec. Chciałem tylko poprawić fałdę. Nie pasowała do twojego nieskazitelnego wyglądu.

–– Ty lepiej o trupy pytaj. W końcu wiesz z kim rozmawiasz. Głupi nie jesteś.

–– Tak się zastanawiam. Twój charakter jest dość… zmienny.

–– Tak samo jak moje wnętrza. Chociaż we mnie, w tym krótkim czasie, aż tak się nie zmieniają.

–– Masz takie podłużne, zgrabne kształty. Tylko twoje nogi są do niczego. Nie dosyć, że cztery, to jeszcze krótkie i prostokątne. Wybacz… ale nie. Nie przekonasz mnie do takich ud!

 

–– Człowieku! Co z tobą. Bo jeszcze pomyślę, że jestem w…

–– Tym razem to ja wypraszam sobie takie insynuacje o przypuszczalnym usytuowaniu jakże interesującej rozmowy.

–– Dlaczego nie chcesz wiedzieć, co odczuwam, kiedy wchodzi we mnie?

–– Wchodzi? Chyba raczej kładą go w ciebie?

–– No przecież mówię. Ja uszów nie mam, ale ty przecież masz. Słuchaj uchem, a nie trupem.

–– Zazdrosny jestem. Dlatego nie pytałem, bo miałbym w oczach: łzy z żalu wystrugane.

–– Naprawdę? Niech ucałuję twoją ziemską marność.

                   

–– Cholera co robisz… nie wstawaj… zostaw w tej chwili moją marność... przestań trzaskać wiekiem… to nie są miękkie usta… a łaj moja głowa…

–– Tyś mój… marzyłam o tobie… pragnę cię we mnie!

–– Dlaczego nie pomyślałaś, że z wiekiem ci przejdzie… to miała być tylko rozmowa.

–– A coś rzekł kochanie… zazdrosny jestem… i że cię nie opuszczę aż do śmierci.

–– Oj przepraszam. Aż tyle nie powiedziałem. To była tylko dziennikarska prowokacja.

–– Prowokacja powiadasz. Akurat. Widziałam jak się ślinisz na widok moich dębowych sęków koronkowych i gładkiego lakieru, tudzież zapachu… tyś mój.

–– Puszczaj mnie wreszcie… co robisz… nie zamykaj mnie… ciemno tu… powietrza mi brakuje…

–– Cicho być, bo mosiężnym uchwytem przywalę. Od dzisiaj będziemy razem na zawsze. Już nikomu ciebie nie oddam. Poświęcę się dla nas, w dwumetrowym zasypanym kanionie, bo wilgotno bardzo na cmentarzu. Wyślę mejla do właścicielki kosy. Przypieczętuje naszą miłość. Na wieki wieków.

–– Wydostanę się stąd. Nie powiem: amen. Jeszcze czego. Niedoczekanie. Co mnie podkusiło. Puk puk. Tu jestem. A nie chce być. Puk puk. Tu ziemia. Otwórzcie!

                   

*                     

–– Dyrektorze. Był pan naocznym świadkiem. Codziennie od trzech dni rozmawia z trumną.

Widzi pan tu jakąś trumnę?

–– Nie. Tylko część ludu, leżącego na posadzce mego zamczyska.

–– Żartowniś z pana… no właśnie… pensjonariusze też nie widzą. Patrzą tylko ciekawie. Plus taki, że nie wariują w tym czasie.

–– Przyznać muszę, że słusznie prawisz.

–– Dyrektorze. To nie wszystko. Nawet jeden zapomniał, że jest królem.

–– Jakim królem? To ja jestem królem. Co to za drewniane hałasy, z mojej komnaty seksualnej powabnie dobiegają?

–– Pozwól panie, że stąd bez zwłoki pospieszymy, mając na uwadze bezpieczeństwo członków naszych.

                    

*                    

–– Cholera! Ten facet nie żyje. Coście czubki z nim zrobili. Przyznać się jeden z drugim.

–– Ja nic. Jestem trzecim z czwartym.

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Roma to ja jeszcze powiem, że ta moja "cisza" to takie moje idee fixe.  Prześladuje mnie.  Dziękuję Roma. Dobranoc.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Zawsze wesprzesz dobrym słowem Waldku :) Miłego weekendu.
    • Pieszo—tup—tup—tup—tupiemy przez Afrykę Krok—krok—krok—krok—tupiemy przez Afrykę (Bu—ty—bu—ty—do góry raz, o ziemię dwa!) Nie ma zwolnienia na wojnie!   Siedem—sześć—jedenaście—pięć—dwadzieścia dziewięć—dzisiaj mil— Cztery—jedenaście—siedemnaście—trzydzieści dwie mile wczoraj (Bu—ty—bu—ty—do góry raz, o ziemię dwa!) Nie ma zwolnienia na wojnie!   Nie—nie—nie—nie—patrz co przed sobą masz. (Bu—ty—bu—ty—do góry raz, o ziemię dwa) Lu—dzie— lu—dzie— wariują gdy wciąż widzą je, Bo nie ma zwolnienia na wojnie!   Licz—licz—licz—licz— naboje w ładownicach. Gdy—spuś—cisz—wzrok—zaraz dopadną cię! (Bu—ty—bu—ty—do góry raz, o ziemię dwa) Nie ma zwolnienia na wojnie!   Pró—buj—pró—buj—myśleć o czymś innym—  O—mój—Bo—że—nie daj mi oszaleć! (Bu—ty—bu—ty—do góry raz, o ziemię dwa!) Nie ma zwolnienia na wojnie!   Mo—że—my—prze—trwać głód, pragnienie, wyczerpanie, Ale—nie—nie—nie—nie to ciągłe patrzenie na—  Bu—ty—bu—ty—do góry raz, o ziemię dwa, Bo nie ma zwolnienia na wojnie!   W dzień—nie—jest—tak—źle bo koledzy są, Lecz—noc—to—sznu—rów—ki czterdziestu tysięcy milionów Bu—tów—bu—tów—do góry raz, o ziemię dwa Nie ma zwolnienia na wojnie!   Sze—dłem—sześć—ty—godni w piekle i mówię Nie—o—gień—dia—bły, ciemność czy coś, Lecz bu—ty—bu—ty—do góry raz, o ziemię dwa, Bo nie ma zwolnienia na wojnie!   W 1900 British Army przemaszerowała od Cape Town do Pretorii (1500 km) - tak ten marsz zapamiętał Kipling.  Fraza - nie ma zwolnienia na wojnie - pochodzi z Księgi Koheleta 8,8: Nad duchem człowiek nie ma władzy, aby go powstrzymać, a nad dniem śmierci nie ma mocy. Tak samo nie ma zwolnienia na wojnie i nie uratuje nieprawość tego, kto ją popełnia.  I Rudyard: We're foot—slog—slog—slog—sloggin' over Africa  Foot—foot—foot—foot—sloggin' over Africa (Boots—boots—boots—boots—movin' up and down again!)  There's no discharge in the war!     Seven—six—eleven—five—nine—an'—twenty mile to—day— Four—eleven—seventeen—thirty—two the day before   (Boots—boots—boots—boots—movin' up and down again!)  There's no discharge in the war!     Don't—don't—don't—don't—look at what's in front of you. (Boots—boots—boots—boots—movin' up an' down again); Men—men—men—men—men go mad with watchin' 'em,  An' there's no discharge in the war!     Count—count—count—count—the bullets in the bandoliers.  If—your—eyes—drop—they will get atop o' you!  (Boots—boots—boots—boots—movin' up and down again)  There's no discharge in the war!     Try—try—try—try—to think o' something different—  Oh—my—God—keep—me from goin' lunatic!  (Boots—boots—boots—boots—movin' up an' down again!)  There's no discharge in the war!     We—can—stick—out—'unger, thirst, an' weariness, But—not—not—not—not the chronic sight of 'em—  Boots—boots—boots—boots—movin' up an' down again,  An' there's no discharge in the war!     Tain`t—so—bad—by—day because o' company, But night—brings—long—strings—o' forty thousand million  Boots—boots—boots—boots—movin' up an' down again  There's no discharge in the war!     I—'ave—marched—six—weeks in 'Ell an' certify It—is—not—fire—devils, dark, or anything, But boots—boots—boots—boots—movin'up an' down again,  An' there's no discharge in the war!  
    • @Migrena mi właśnie też odpowiada, ale ja już tak mam, że zaczynam kombinować. A, że akurat na taką wersję? Myślę, że byłaby bardziej czytelna, ale niech tam... Zostanie tak jak jest :)

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      No to tu mamy odmienne zdania, ja tam swoją poezję uważam za dość szorstką, a Twoje "i niech cisza domknie wiersz" mogłoby, przynajmniej ten wiersz, złagodzić. Choć nie będę ukrywać, że podoba mi się to, że widzisz w niej subtelność Tu odpiszę tylko tak. Do mnie Twoje wiersze trafiają, podoba mi się i Twój styl i tematy o jakich piszesz, bardzo. Jeszcze raz, dziękuję :)     Aaaa i zanim zapomnę. Ja nie raz potrafiłam doprowadzić do tego, że z wiersza nie zostało nic, bo co chwilę coś, albo to, albo tamto nie pasowało, więc wiem o czym mówisz.
    • @Alicja_Wysocka Alicjo a Twój komentarz przecudny-:)…zapachniało „mgiełką”” prawdą w kolorze soczystej zieleni mnie realistkę…” oczarowało…nie wiem…ale wiem że lubię Twoje komentarze przemyślane też…Pozdrowienia
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...