Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                           Na wojnie prawda nie istnieje*

 

          I to nie żaden relatywizm, tylko: po prostu konstatacja faktów - wynikających z tragicznych doświadczeń ludzkości i konfliktów z różnych epok historycznych, a dziś świadkami trafności tego stwierdzenia jesteśmy po raz kolejny przy okazji wojny na tak zwanej Ukrainie.

 

          Kto miałby nam rzekomo dostarczać owej prawdy i kto mógłby do niej w sposób całkowicie obiektywny dotrzeć, a następnie: przedstawić - iście czyste fakty?

 

          I od samego początku obecnej fazy wojny na tak zwanej Ukrainie publicystyczne twierdzenia o zbrodniach dokonywanych przez jedną ze stron - w przypadku mediów zachodnich - będą to zbrodnie rosyjskie, natomiast - w przypadku mediów wschodnich - będą to zbrodnie ukraińskie - obie wersje nie znalazły ani jednego potwierdzenia obserwatorów zewnętrznych.

 

          Z różnych względów: najczęściej z powodu tego, że choćby władze w Kijowie do dziś nie wyraziły zgody na międzynarodowe śledztwo w sprawie słynnej już zbrodni w podkijowskiej Buczy - do której miało rzekomo dojść - w dwutysięcznym dwudziestym drugim roku i nie mamy też żadnych konkretnych informacji w sprawie mitycznych już ukraińskich dzieci - miały być one porywane przez władze rosyjskie.

 

          Mamy za to stek kłamstw, niedomówień i fałszerstw, które już na pierwszy rzut oka nie wytrzymują jakiejkolwiek próby polemicznej z racjonalną logiką opartej na starożytnej filozofii arystotelizmu - dlaczego Kijów do tej pory nie przedstawił danych ofiar ze wspomnianej już Buczy?

 

          Czy dlatego, że - jak twierdzi Moskwa - były to osoby uznane przez reżim ukraiński za kolaborantów, a egzekucji na nich dokonali funkcjonariusze kijowskich służb specjalnych bądź ukraińscy, de facto: chazarscy - naziści?

 

          I nie wiemy i wiemy jedynie - to fakt bezsporny - władze ukraińskie do tej pory nie dostarczyły listy nazwisk międzynarodowej opinii publicznej i do tej pory nie dopuściły śledczych z organizacji międzynarodowych do materiałów na temat całej sprawy.

 

          A czy Rosjanie mogli porywać ukraińskie dzieci z terenów przyfrontowych w celu ich rusyfikacji - jak głoszą otwarcie również polskojęzyczne media?

 

          Jasne, że nie - większość rodzin w strefie przyfrontowej - czyli na wschodzie i południu tak zwanej Ukrainy - to rodziny rosyjskojęzyczne i nie bardzo zatem wiadomo kto, jak i po co miałby je rusyfikować i znów - Kijów nie przedstawił żadnych nazwisk, dowodów i konkretów na rzecz tezy o rzekomej zbrodni porywającego biedne dzieci - pana prezydenta Władymira Putina.

 

          I powtórzmy zatem stanowczo: nie ma najmniejszej możliwości wyjaśnienia takich spraw przez którąkolwiek z biorących udział w konflikcie stron i nie będą one też obiektywne - trzeba obalić ten mit - organizacje pozarządowe mające monitorować dany konflikt zbrojny - to zwyczajny syf.

 

          A oto przykład z ostatnich dni: Ukraine Conflict Observatory, oczywiście - amerykańska i jej szefostwo wylewa krokodyle łzy nad tym, że administracja pana prezydenta Donalda Trumpa obcięła jej finansowanie - kasę, przywołuje ona losy biednych dzieci i te biedne dzieci miała wziąć pod własne skrzydła - opiekę i jak jednak czytamy w kolejnych notatkach, oświadczeniach i materiałach tej organizacji - jej misją jest znajdowanie dowodów zbrodni rosyjskich.

 

          Mamy zatem aprioryczne założenie, że zbrodni podczas obecnego konfliktu dokonywała tylko jedna z jego stron i była to oczywiście strona rosyjska - bez cienia wątpliwości i bez znaków zapytania, a sympatyzująca ze wspomnianą organizacją liberalna Cable News Network zamieściła alarmujący tekst - w którym za ilustrację służy zdjęcie dziewczynki ewakuowanej z rosyjskiego obwodu kurskiego po tym - jak jej rodzinne okolice zaatakowały ukraińskie, de facto: chazarskiej - bojówki.

 

          A organizacje międzynarodowe prowadzące własne śledztwa i będące pod kontrolą jednej ze stron konfliktu - może one pomogą nam w dojściu do bolesnej i okrutnej i bolesnej - prawdy - faktów?

 

          To wolne żarty: wiemy, doskonale, wiemy, że każda z nich realizować będzie wyłącznie cele swoich politycznych protektorów, płatników i pomocników i być może jedyną strukturą zdolną do przeprowadzenia w miarę wiarygodnego śledztwa byłaby Organizacja Narodów Zjednoczonych i należy pamiętać o tym: po latach jej skutecznego osłabiania przez Waszyngton - jej rola uległa znacznej redukcji.

 

          A do prawdy o obecnej wojnie zatem nijak nie dojdziemy - dlatego warto do ludzi rozumnych wysyłać apele - by nie powtarzali tez o zbrodniach którejś ze stron - po prostu nie mają na to żadnych dowodów i mieć nie będą i nie oznacza to, że możemy zakładać coś odwrotnego - zbrodni na wojnie nie ma, zapewne - jak w większości konfliktów - każda ze stron ma na sumieniu przypadki pogwałcenia konwencji międzynarodowych i praw regulujących prowadzenie działań zbrojnych.

 

Źródło: Myśl Polska

Autor: Mateusz Piskorski

 

*zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 

 

Pułkownik Tajnego Ruchu Oporu: Łukasz Wiesław Jan Jasiński Herbu Topór 

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                           Na wojnie prawda nie istnieje*

 

          I to nie żaden relatywizm, tylko: po prostu konstatacja faktów - wynikających z tragicznych doświadczeń ludzkości i konfliktów z różnych epok historycznych, a dziś świadkami trafności tego stwierdzenia jesteśmy po raz kolejny przy okazji wojny na tak zwanej Ukrainie.

 

          Kto miałby nam rzekomo dostarczać owej prawdy i kto mógłby do niej w sposób całkowicie obiektywny dotrzeć, a następnie: przedstawić - iście czyste fakty?

 

          I od samego początku obecnej fazy wojny na tak zwanej Ukrainie publicystyczne twierdzenia o zbrodniach dokonywanych przez jedną ze stron - w przypadku mediów zachodnich - będą to zbrodnie rosyjskie, natomiast - w przypadku mediów wschodnich - będą to zbrodnie ukraińskie - obie wersje nie znalazły ani jednego potwierdzenia obserwatorów zewnętrznych.

 

          Z różnych względów: najczęściej z powodu tego, że choćby władze w Kijowie do dziś nie wyraziły zgody na międzynarodowe śledztwo w sprawie słynnej już zbrodni w podkijowskiej Buczy - do której miało rzekomo dojść - w dwutysięcznym dwudziestym drugim roku i nie mamy też żadnych konkretnych informacji w sprawie mitycznych już ukraińskich dzieci - miały być one porywane przez władze rosyjskie.

 

          Mamy za to stek kłamstw, niedomówień i fałszerstw, które już na pierwszy rzut oka nie wytrzymują jakiejkolwiek próby polemicznej z racjonalną logiką opartej na starożytnej filozofii arystotelizmu - dlaczego Kijów do tej pory nie przedstawił danych ofiar ze wspomnianej już Buczy?

 

          Czy dlatego, że - jak twierdzi Moskwa - były to osoby uznane przez reżim ukraiński za kolaborantów, a egzekucji na nich dokonali funkcjonariusze kijowskich służb specjalnych bądź ukraińscy, de facto: chazarscy - naziści?

 

          I nie wiemy i wiemy jedynie - to fakt bezsporny - władze ukraińskie do tej pory nie dostarczyły listy nazwisk międzynarodowej opinii publicznej i do tej pory nie dopuściły śledczych z organizacji międzynarodowych do materiałów na temat całej sprawy.

 

          A czy Rosjanie mogli porywać ukraińskie dzieci z terenów przyfrontowych w celu ich rusyfikacji - jak głoszą otwarcie również polskojęzyczne media?

 

          Jasne, że nie - większość rodzin w strefie przyfrontowej - czyli na wschodzie i południu tak zwanej Ukrainy - to rodziny rosyjskojęzyczne i nie bardzo zatem wiadomo kto, jak i po co miałby je rusyfikować i znów - Kijów nie przedstawił żadnych nazwisk, dowodów i konkretów na rzecz tezy o rzekomej zbrodni porywającego biedne dzieci - pana prezydenta Władymira Putina.

 

          I powtórzmy zatem stanowczo: nie ma najmniejszej możliwości wyjaśnienia takich spraw przez którąkolwiek z biorących udział w konflikcie stron i nie będą one też obiektywne - trzeba obalić ten mit - organizacje pozarządowe mające monitorować dany konflikt zbrojny - to zwyczajny syf.

 

          A oto przykład z ostatnich dni: Ukraine Conflict Observatory, oczywiście - amerykańska i jej szefostwo wylewa krokodyle łzy nad tym, że administracja pana prezydenta Donalda Trumpa obcięła jej finansowanie - kasę, przywołuje ona losy biednych dzieci i te biedne dzieci miała wziąć pod własne skrzydła - opiekę i jak jednak czytamy w kolejnych notatkach, oświadczeniach i materiałach tej organizacji - jej misją jest znajdowanie dowodów zbrodni rosyjskich.

 

          Mamy zatem aprioryczne założenie, że zbrodni podczas obecnego konfliktu dokonywała tylko jedna z jego stron i była to oczywiście strona rosyjska - bez cienia wątpliwości i bez znaków zapytania, a sympatyzująca ze wspomnianą organizacją liberalna Cable News Network zamieściła alarmujący tekst - w którym za ilustrację służy zdjęcie dziewczynki ewakuowanej z rosyjskiego obwodu kurskiego po tym - jak jej rodzinne okolice zaatakowały ukraińskie, de facto: chazarskiej - bojówki.

 

          A organizacje międzynarodowe prowadzące własne śledztwa i będące pod kontrolą jednej ze stron konfliktu - może one pomogą nam w dojściu do bolesnej i okrutnej i bolesnej - prawdy - faktów?

 

          To wolne żarty: wiemy, doskonale, wiemy, że każda z nich realizować będzie wyłącznie cele swoich politycznych protektorów, płatników i pomocników i być może jedyną strukturą zdolną do przeprowadzenia w miarę wiarygodnego śledztwa byłaby Organizacja Narodów Zjednoczonych i należy pamiętać o tym: po latach jej skutecznego osłabiania przez Waszyngton - jej rola uległa znacznej redukcji.

 

          A do prawdy o obecnej wojnie zatem nijak nie dojdziemy - dlatego warto do ludzi rozumnych wysyłać apele - by nie powtarzali tez o zbrodniach którejś ze stron - po prostu nie mają na to żadnych dowodów i mieć nie będą i nie oznacza to, że możemy zakładać coś odwrotnego - zbrodni na wojnie nie ma, zapewne - jak w większości konfliktów - każda ze stron ma na sumieniu przypadki pogwałcenia konwencji międzynarodowych i praw regulujących prowadzenie działań zbrojnych.

 

Źródło: Myśl Polska

Autor: Mateusz Piskorski

 

*zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 

 

Pułkownik Tajnego Ruchu Oporu: Łukasz Wiesław Jan Jasiński Herbu Topór 

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                           Na wojnie prawda nie istnieje*

 

          I to nie żaden relatywizm, tylko: po prostu konstatacja faktów - wynikających z tragicznych doświadczeń ludzkości i konfliktów z różnych epok historycznych, a dziś świadkami trafności tego stwierdzenia jesteśmy po raz kolejny przy okazji wojny na tak zwanej Ukrainie.

 

          Kto miałby nam rzekomo dostarczać owej prawdy i kto mógłby do niej w sposób całkowicie obiektywny dotrzeć, a następnie: przedstawić - iście czyste fakty?

 

          I od samego początku obecnej fazy wojny na tak zwanej Ukrainie publicystyczne twierdzenia o zbrodniach dokonywanych przez jedną ze stron - w przypadku mediów zachodnich - będą to zbrodnie rosyjskie, natomiast - w przypadku mediów wschodnich - będą to zbrodnie ukraińskie - obie wersje nie znalazły ani jednego potwierdzenia obserwatorów zewnętrznych.

 

          Z różnych względów: najczęściej z powodu tego, że choćby władze w Kijowie do dziś nie wyraziły zgody na międzynarodowe śledztwo w sprawie słynnej już zbrodni w podkijowskiej Buczy - do której miało rzekomo dojść - w dwutysięcznym dwudziestym drugim roku i nie mamy też żadnych konkretnych informacji w sprawie mitycznych już ukraińskich dzieci - miały być one porywane przez władze rosyjskie.

 

          Mamy za to stek kłamstw, niedomówień i fałszerstw, które już na pierwszy rzut oka nie wytrzymują jakiejkolwiek próby polemicznej z racjonalną logiką opartej na starożytnej filozofii arystotelizmu - dlaczego Kijów do tej pory nie przedstawił danych ofiar ze wspomnianej już Buczy?

 

          Czy dlatego, że - jak twierdzi Moskwa - były to osoby uznane przez reżim ukraiński za kolaborantów, a egzekucji na nich dokonali funkcjonariusze kijowskich służb specjalnych bądź ukraińscy, de facto: chazarscy - naziści?

 

          I nie wiemy i wiemy jedynie - to fakt bezsporny - władze ukraińskie do tej pory nie dostarczyły listy nazwisk międzynarodowej opinii publicznej i do tej pory nie dopuściły śledczych z organizacji międzynarodowych do materiałów na temat całej sprawy.

 

          A czy Rosjanie mogli porywać ukraińskie dzieci z terenów przyfrontowych w celu ich rusyfikacji - jak głoszą otwarcie również polskojęzyczne media?

 

          Jasne, że nie - większość rodzin w strefie przyfrontowej - czyli na wschodzie i południu tak zwanej Ukrainy - to rodziny rosyjskojęzyczne i nie bardzo zatem wiadomo kto, jak i po co miałby je rusyfikować i znów - Kijów nie przedstawił żadnych nazwisk, dowodów i konkretów na rzecz tezy o rzekomej zbrodni porywającego biedne dzieci pana prezydenta Władymira Putina.

 

          I powtórzmy zatem stanowczo: nie ma najmniejszej możliwości wyjaśnienia takich spraw przez którąkolwiek z biorących udział w konflikcie stron i nie będą one też obiektywne - trzeba obalić ten mit - organizacje pozarządowe mające monitorować dany konflikt zbrojny - to zwyczajny syf.

 

          A oto przykład z ostatnich dni: Ukraine Conflict Observatory, oczywiście - amerykańska i jej szefostwo wylewa krokodyle łzy nad tym, że administracja pana prezydenta Donalda Trumpa obcięła jej finansowanie - kasę, przywołuje ona losy biednych dzieci i te biedne dzieci miała wziąć pod własne skrzydła - opiekę i jak jednak czytamy w kolejnych notatkach, oświadczeniach i materiałach tej organizacji - jej misją jest znajdowanie dowodów zbrodni rosyjskich.

 

          Mamy zatem aprioryczne założenie, że zbrodni podczas obecnego konfliktu dokonywała tylko jedna z jego stron i była to oczywiście strona rosyjska - bez cienia wątpliwości i bez znaków zapytania, a sympatyzująca ze wspomnianą organizacją liberalna Cable News Network zamieściła alarmujący tekst - w którym za ilustrację służy zdjęcie dziewczynki ewakuowanej z rosyjskiego obwodu kurskiego po tym - jak jej rodzinne okolice zaatakowały ukraińskie, de facto: chazarskiej - bojówki.

 

          A organizacje międzynarodowe prowadzące własne śledztwa i będące pod kontrolą jednej ze stron konfliktu - może one pomogą nam w dojściu do bolesnej i okrutnej i bolesnej - prawdy - faktów?

 

          To wolne żarty: wiemy, doskonale, wiemy, że każda z nich realizować będzie wyłącznie cele swoich politycznych protektorów, płatników i pomocników i być może jedyną strukturą zdolną do przeprowadzenia w miarę wiarygodnego śledztwa byłaby Organizacja Narodów Zjednoczonych i należy pamiętać o tym: po latach jej skutecznego osłabiania przez Waszyngton - jej rola uległa znacznej redukcji.

 

          A do prawdy o obecnej wojnie zatem nijak nie dojdziemy - dlatego warto do ludzi rozumnych wysyłać apele - by nie powtarzali tez o zbrodniach którejś ze stron - po prostu nie mają na to żadnych dowodów i mieć nie będą i nie oznacza to, że możemy zakładać coś odwrotnego - zbrodni na wojnie nie ma, zapewne - jak w większości konfliktów - każda ze stron ma na sumieniu przypadki pogwałcenia konwencji międzynarodowych i praw regulujących prowadzenie działań zbrojnych.

 

Źródło: Myśl Polska

Autor: Mateusz Piskorski

 

*zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 

 

Pułkownik Tajnego Ruchu Oporu: Łukasz Wiesław Jan Jasiński Herbu Topór 

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                           Na wojnie prawda nie istnieje*

 

          I to nie żaden relatywizm, tylko: po prostu konstatacja faktów - wynikających z tragicznych doświadczeń ludzkości i konfliktów z różnych epok historycznych, a dziś świadkami trafności tego stwierdzenia jesteśmy po raz kolejny przy okazji wojny na tak zwanej Ukrainie.

 

          Kto miałby nam rzekomo dostarczać owej prawdy i kto mógłby do niej w sposób całkowicie obiektywny dotrzeć, a następnie: przedstawić - iście czyste fakty?

 

          I od samego początku obecnej fazy wojny na tak zwanej Ukrainie publicystyczne twierdzenia o zbrodniach dokonywanych przez jedną ze stron - w przypadku mediów zachodnich - będą to zbrodnie rosyjskie, natomiast - w przypadku mediów wschodnich - będą to zbrodnie ukraińskie - obie wersje nie znalazły ani jednego potwierdzenia obserwatorów zewnętrznych.

 

          Z różnych względów: najczęściej z powodu tego, że choćby władze w Kijowie do dziś nie wyraziły zgody na międzynarodowe śledztwo w sprawie słynnej już zbrodni w podkijowskiej Buczy - do której miało rzekomo dojść - w dwutysięcznym dwudziestym drugim roku i nie mamy też żadnych konkretnych informacji w sprawie mitycznych już ukraińskich dzieci - miały być one porywane przez władze rosyjskie.

 

          Mamy za to stek kłamstw, niedomówień i fałszerstw, które już na pierwszy rzut oka nie wytrzymują jakiejkolwiek próby polemicznej z racjonalną logiką opartej na starożytnej filozofii arystotelizmu - dlaczego Kijów do tej pory nie przedstawił danych ofiar ze wspomnianej już Buczy?

 

          Czy dlatego, że - jak twierdzi Moskwa - były to osoby uznane przez reżim ukraiński za kolaborantów, a egzekucji na nich dokonali funkcjonariusze kijowskich służb specjalnych bądź ukraińscy, de facto: chazarscy - naziści?

 

          I nie wiemy i wiemy jedynie - to fakt bezsporny - władze ukraińskie do tej pory nie dostarczyły listy nazwisk międzynarodowej opinii publicznej i do tej pory nie dopuściły śledczych z organizacji międzynarodowych do materiałów na temat całej sprawy.

 

          A czy Rosjanie mogli porywać ukraińskie dzieci z terenów przyfrontowych w celu ich rusyfikacji - jak głoszą otwarcie również polskojęzyczne media?

 

          Jasne, że nie - większość rodzin w strefie przyfrontowej - czyli na wschodzie i południu tak zwanej Ukrainy - to rodziny rosyjskojęzyczne i nie bardzo zatem wiadomo kto, jak i po co miałby je rusyfikować i znów - Kijów nie przedstawił żadnych nazwisk, dowodów i konkretów na rzecz tezy o rzekomej zbrodni porywającego biedne dzieci pana prezydenta Władymira Putina.

 

          I powtórzmy zatem stanowczo: nie ma najmniejszej możliwości wyjaśnienia takich spraw przez którąkolwiek z biorących udział w konflikcie stron i nie będą one też obiektywne - trzeba obalić ten mit - organizacje pozarządowe mające monitorować dany konflikt zbrojny - to zwyczajny syf.

 

          A oto przykład z ostatnich dni: Ukraine Conflict Observatory, oczywiście - amerykańska i jej szefostwo wylewa krokodyle łzy nad tym, że administracja pana prezydenta Donalda Trumpa obcięła jej finansowanie - kasę, przywołuje ona losy biednych dzieci i te biedne dzieci miała wziąć pod własne skrzydła - opiekę, a jak jednak czytamy w kolejnych notatkach, oświadczeniach i materiałach tej organizacji - jej misją jest znajdowanie dowodów zbrodni rosyjskich.

 

          Mamy zatem aprioryczne założenie, że zbrodni podczas obecnego konfliktu dokonywała tylko jedna z jego stron i była to oczywiście strona rosyjska - bez cienia wątpliwości i bez znaków zapytania, a sympatyzująca ze wspomnianą organizacją liberalna Cable News Network zamieściła alarmujący tekst - w którym za ilustrację służy zdjęcie dziewczynki ewakuowanej z rosyjskiego obwodu kurskiego po tym - jak jej rodzinne okolice zaatakowały ukraińskie bojówki.

 

          A organizacje międzynarodowe prowadzące własne śledztwa i będące pod kontrolą jednej ze stron konfliktu - może one pomogą nam w dojściu do bolesnej i prawdy - faktów?

 

          To wolne żarty: wiemy, doskonale, wiemy, że każda z nich realizować będzie wyłącznie cele swoich politycznych protektorów, płatników i pomocników i być może jedyną strukturą zdolną do przeprowadzenia w miarę wiarygodnego śledztwa byłaby Organizacja Narodów Zjednoczonych i należy pamiętać o tym: po latach jej skutecznego osłabiania przez Waszyngton - jej rola uległa znacznej redukcji.

 

          A do prawdy o obecnej wojnie zatem nijak nie dojdziemy - dlatego warto do ludzi rozumnych wysyłać apele - by nie powtarzali tez o zbrodniach którejś ze stron - po prostu nie mają na to żadnych dowodów i mieć nie będą i nie oznacza to, że możemy zakładać coś odwrotnego - zbrodni na wojnie nie ma, zapewne - jak w większości konfliktów - każda ze stron ma na sumieniu przypadki pogwałcenia konwencji międzynarodowych i praw regulujących prowadzenie działań zbrojnych.

 

Źródło: Myśl Polska

Autor: Mateusz Piskorski

 

*zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 

 

Pułkownik Tajnego Ruchu Oporu: Łukasz Wiesław Jan Jasiński Herbu Topór 

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                           Na wojnie prawda nie istnieje*

 

          I to nie żaden relatywizm, tylko: po prostu konstatacja faktów - wynikających z tragicznych doświadczeń ludzkości i konfliktów z różnych epok historycznych, a dziś świadkami trafności tego stwierdzenia jesteśmy po raz kolejny przy okazji wojny na tak zwanej Ukrainie.

 

          Kto miałby nam rzekomo dostarczać owej prawdy i kto mógłby do niej w sposób całkowicie obiektywny dotrzeć, a następnie: przedstawić - iście czyste fakty?

 

          I od samego początku obecnej fazy wojny na tak zwanej Ukrainie publicystyczne twierdzenia o zbrodniach dokonywanych przez jedną ze stron - w przypadku mediów zachodnich - będą to zbrodnie rosyjskie, natomiast - w przypadku mediów wschodnich - będą to zbrodnie ukraińskie - obie wersje nie znalazły ani jednego potwierdzenia obserwatorów zewnętrznych.

 

          Z różnych względów: najczęściej z powodu tego, że choćby władze w Kijowie do dziś nie wyraziły zgody na międzynarodowe śledztwo w sprawie słynnej już zbrodni w podkijowskiej Buczy - do której miało rzekomo dojść - w dwutysięcznym dwudziestym drugim roku i nie mamy też żadnych konkretnych informacji w sprawie mitycznych już ukraińskich dzieci - miały być one porywane przez władze rosyjskie.

 

          Mamy za to stek kłamstw, niedomówień i fałszerstw, które już na pierwszy rzut oka nie wytrzymują jakiejkolwiek próby polemicznej z racjonalną logiką opartej na starożytnej filozofii arystotelizmu - dlaczego Kijów do tej pory nie przedstawił danych ofiar ze wspomnianej już Buczy?

 

          Czy dlatego, że - jak twierdzi Moskwa - były to osoby uznane przez reżim ukraiński za kolaborantów, a egzekucji na nich dokonali funkcjonariusze kijowskich służb specjalnych bądź ukraińscy, de facto: chazarscy - naziści?

 

          I nie wiemy i wiemy jedynie - to fakt bezsporny - władze ukraińskie do tej pory nie dostarczyły listy nazwisk międzynarodowej opinii publicznej i do tej pory nie dopuściły śledczych z organizacji międzynarodowych do materiałów na temat całej sprawy.

 

          A czy Rosjanie mogli porywać ukraińskie dzieci z terenów przyfrontowych w celu ich rusyfikacji - jak głoszą otwarcie również polskojęzyczne media?

 

          Jasne, że nie - większość rodzin w strefie przyfrontowej - czyli na wschodzie i południu tak zwanej Ukrainy - to rodziny rosyjskojęzyczne i nie bardzo zatem wiadomo kto, jak i po co miałby je rusyfikować i znów - Kijów nie przedstawił żadnych nazwisk, dowodów i konkretów na rzecz tezy o rzekomej zbrodni porywającego dzieci Władymira Putina.

 

          I powtórzmy zatem stanowczo: nie ma najmniejszej możliwości wyjaśnienia takich spraw przez którąkolwiek z biorących udział w konflikcie stron i nie będą one też obiektywne - trzeba obalić ten mit - organizacje pozarządowe mające monitorować dany konflikt zbrojny - to zwyczajny syf.

 

          A oto przykład z ostatnich dni: Ukraine Conflict Observatory, oczywiście - amerykańska i jej szefostwo wylewa krokodyle łzy nad tym, że administracja Donalda Trumpa obcięła jej finansowanie - kasę, przywołuje ona losy biednych dzieci i te biedne dzieci miała wziąć pod własne skrzydła - opiekę, a jak jednak czytamy w kolejnych notatkach, oświadczeniach i materiałach tej organizacji - jej misją jest znajdowanie dowodów zbrodni rosyjskich.

 

          Mamy zatem aprioryczne założenie, że zbrodni podczas obecnego konfliktu dokonywała tylko jedna z jego stron i była to oczywiście strona rosyjska - bez cienia wątpliwości i bez znaków zapytania, a sympatyzująca ze wspomnianą organizacją liberalna Cable News Network zamieściła alarmujący tekst - w którym za ilustrację służy zdjęcie dziewczynki ewakuowanej z rosyjskiego obwodu kurskiego po tym - jak jej rodzinne okolice zaatakowały ukraińskie bojówki.

 

          A organizacje międzynarodowe prowadzące własne śledztwa i będące pod kontrolą jednej ze stron konfliktu - może one pomogą nam w dojściu do bolesnej i prawdy - faktów?

 

          To wolne żarty: wiemy, doskonale, wiemy, że każda z nich realizować będzie wyłącznie cele swoich politycznych protektorów, płatników i pomocników i być może jedyną strukturą zdolną do przeprowadzenia w miarę wiarygodnego śledztwa byłaby Organizacja Narodów Zjednoczonych i należy pamiętać o tym: po latach jej skutecznego osłabiania przez Waszyngton - jej rola uległa znacznej redukcji.

 

          A do prawdy o obecnej wojnie zatem nijak nie dojdziemy - dlatego warto do ludzi rozumnych wysyłać apele - by nie powtarzali tez o zbrodniach którejś ze stron - po prostu nie mają na to żadnych dowodów i mieć nie będą i nie oznacza to, że możemy zakładać coś odwrotnego - zbrodni na wojnie nie ma, zapewne - jak w większości konfliktów - każda ze stron ma na sumieniu przypadki pogwałcenia konwencji międzynarodowych i praw regulujących prowadzenie działań zbrojnych.

 

Źródło: Myśl Polska

Autor: Mateusz Piskorski

 

*zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 

 

Pułkownik Tajnego Ruchu Oporu: Łukasz Wiesław Jan Jasiński Herbu Topór 

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                            Na wojnie prawda nie istnieje*

 

          I to nie żaden relatywizm, tylko: po prostu konstatacja faktów - wynikających z tragicznych doświadczeń ludzkości i konfliktów z różnych epok historycznych, a dziś świadkami trafności tego stwierdzenia jesteśmy po raz kolejny przy okazji wojny na tak zwanej Ukrainie.

 

          Kto miałby nam rzekomo dostarczać owej prawdy i kto mógłby do niej w sposób całkowicie obiektywny dotrzeć, a następnie: przedstawić - iście czyste fakty?

 

          I od samego początku obecnej fazy wojny na tak zwanej Ukrainie publicystyczne twierdzenia o zbrodniach dokonywanych przez jedną ze stron - w przypadku mediów zachodnich - będą to zbrodnie rosyjskie, natomiast - w przypadku mediów wschodnich - będą to zbrodnie ukraińskie - obie wersje nie znalazły ani jednego potwierdzenia obserwatorów zewnętrznych.

 

          Z różnych względów: najczęściej z powodu tego, że choćby władze w Kijowie do dziś nie wyraziły zgody na międzynarodowe śledztwo w sprawie słynnej już zbrodni w podkijowskiej Buczy - do której miało rzekomo dojść - w dwutysięcznym dwudziestym drugim roku i nie mamy też żadnych konkretnych informacji w sprawie mitycznych już ukraińskich dzieci - miały być one porywane przez władze rosyjskie.

 

          Mamy za to stek kłamstw, niedomówień i fałszerstw, które już na pierwszy rzut oka nie wytrzymują jakiejkolwiek próby polemicznej z racjonalną logiką opartej na starożytnej filozofii arystotelizmu - dlaczego Kijów do tej pory nie przedstawił danych ofiar ze wspomnianej już Buczy?

 

          Czy dlatego, że - jak twierdzi Moskwa - były to osoby uznane przez reżim ukraiński za kolaborantów, a egzekucji na nich dokonali funkcjonariusze kijowskich służb specjalnych bądź naziści z OUN-UPA?

 

          I nie wiemy i wiemy jedynie - to fakt bezsporny - władze ukraińskie do tej pory nie dostarczyły listy nazwisk międzynarodowej opinii publicznej i do tej pory nie dopuściły śledczych z organizacji międzynarodowych do materiałów na temat całej sprawy.

 

          A czy Rosjanie mogli porywać ukraińskie dzieci z terenów przyfrontowych w celu ich rusyfikacji - jak głoszą otwarcie również polskojęzyczne media?

 

          Jasne, że nie - większość rodzin w strefie przyfrontowej - czyli na wschodzie i południu tak zwanej Ukrainy - to rodziny rosyjskojęzyczne i nie bardzo zatem wiadomo kto, jak i po co miałby je rusyfikować i znów - Kijów nie przedstawił żadnych nazwisk, dowodów i konkretów na rzecz tezy o rzekomej zbrodni porywającego dzieci Władymira Putina.

 

          I powtórzmy zatem stanowczo: nie ma najmniejszej możliwości wyjaśnienia takich spraw przez którąkolwiek z biorących udział w konflikcie stron i nie będą one też obiektywne - trzeba obalić ten mit - organizacje pozarządowe mające monitorować dany konflikt zbrojny - to zwyczajny syf.

 

          A oto przykład z ostatnich dni: Ukraine Conflict Observatory, oczywiście - amerykańska i jej szefostwo wylewa krokodyle łzy nad tym, że administracja Donalda Trumpa obcięła jej finansowanie - kasę, przywołuje ona losy biednych dzieci i te biedne dzieci miała wziąć pod własne skrzydła - opiekę, a jak jednak czytamy w kolejnych notatkach, oświadczeniach i materiałach tej organizacji - jej misją jest znajdowanie dowodów zbrodni rosyjskich 

 

          Mamy zatem aprioryczne założenie, że zbrodni podczas obecnego konfliktu dokonywała tylko jedna z jego stron i była to oczywiście strona rosyjska - bez cienia wątpliwości i bez znaków zapytania, sympatyzująca ze wspomnianą organizacją liberalna CNN zamieściła alarmujący tekst, w którym za ilustrację służy… zdjęcie dziewczynki ewakuowanej z rosyjskiego obwodu kurskiego po tym, jak jej rodzinne okolice zaatakowały Siły Zbrojne Ukrainy.

 

 

Organizacje międzynarodowe prowadzące własne śledztwa, lecz znajdujące się pod kontrolą jednej ze stron konfliktu – może one pomogą nam w dojściu do prawdy? Wolne żarty. Doskonale wiemy, że każda z nich realizować będzie wyłącznie cele swoich politycznych protektorów i płatników. Być może jedyną strukturą zdolną do przeprowadzenia w miarę wiarygodnego śledztwa byłaby ONZ, ale po latach jej skutecznego osłabiania przez Waszyngton, jej rola uległa znacznej redukcji.

Do prawdy o obecnej wojnie zatem nijak nie dojdziemy. Dlatego warto do ludzi rozumnych zwrócić się z apelem, by nie powtarzali tez o zbrodniach którejś ze stron. Po prostu nie mają na to żadnych dowodów. I mieć nie będą. Nie oznacza to, że możemy zakładać coś odwrotnego – że zbrodni na wojnie nie ma. Zapewne, jak w większości konfliktów, każda ze stron ma na sumieniu przypadki pogwałcenia konwencji i praw regulujących prowadzenie działań zbrojnych.

 

Mateusz Piskorski

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                           Na wojnie prawda nie istnieje*

 

          I to nie żaden relatywizm, tylko: po prostu konstatacja faktów - wynikających z tragicznych doświadczeń ludzkości i konfliktów z różnych epok historycznych, a dziś świadkami trafności tego stwierdzenia jesteśmy po raz kolejny przy okazji wojny na tak zwanej Ukrainie.

 

          Kto miałby nam rzekomo dostarczać owej prawdy i kto mógłby do niej w sposób całkowicie obiektywny dotrzeć, a następnie: przedstawić - iście czyste fakty?

 

          I od samego początku obecnej fazy wojny na tak zwanej Ukrainie publicystyczne twierdzenia o zbrodniach dokonywanych przez jedną ze stron - w przypadku mediów zachodnich - będą to zbrodnie rosyjskie, natomiast - w przypadku mediów wschodnich - będą to zbrodnie ukraińskie - obie wersje nie znalazły ani jednego potwierdzenia obserwatorów zewnętrznych.

 

          Z różnych względów: najczęściej z powodu tego, że choćby władze w Kijowie do dziś nie wyraziły zgody na międzynarodowe śledztwo w sprawie słynnej już zbrodni w podkijowskiej Buczy - do której miało rzekomo dojść - w dwutysięcznym dwudziestym drugim roku i nie mamy też żadnych konkretnych informacji w sprawie mitycznych już ukraińskich dzieci - miały być one porywane przez władze rosyjskie.

 

          Mamy za to stek kłamstw, niedomówień i fałszerstw, które już na pierwszy rzut oka nie wytrzymują jakiejkolwiek próby polemicznej z racjonalną logiką opartej na starożytnej filozofii arystotelizmu - dlaczego Kijów do tej pory nie przedstawił danych ofiar ze wspomnianej już Buczy?

 

          Czy dlatego, że - jak twierdzi Moskwa - były to osoby uznane przez reżim ukraiński za kolaborantów, a egzekucji na nich dokonali funkcjonariusze kijowskich służb specjalnych bądź naziści z OUN-UPA?

 

          I nie wiemy i wiemy jedynie - to fakt bezsporny - władze ukraińskie do tej pory nie dostarczyły listy nazwisk międzynarodowej opinii publicznej i do tej pory nie dopuściły śledczych z organizacji międzynarodowych do materiałów na temat całej sprawy.

 

          A czy Rosjanie mogli porywać ukraińskie dzieci z terenów przyfrontowych w celu ich rusyfikacji - jak głoszą otwarcie również polskojęzyczne media?

 

          Jasne, że nie - większość rodzin w strefie przyfrontowej - czyli na wschodzie i południu tak zwanej Ukrainy - to rodziny rosyjskojęzyczne i nie bardzo zatem wiadomo kto, jak i po co miałby je rusyfikować i znów - Kijów nie przedstawił żadnych nazwisk, dowodów i konkretów na rzecz tezy o rzekomej zbrodni porywającego dzieci Władymira Putina.

 

          Powtórzmy zatem stanowczo: nie ma najmniejszej możliwości wyjaśnienia takich spraw przez którąkolwiek z biorących udział w konflikcie stron. Nie będą też obiektywne – trzeba obalić ten mit – organizacje pozarządowe mające monitorować dany konflikt zbrojny. Przykład z ostatnich dni: Ukraine Conflict Observatory, oczywiście amerykańska. Jej szefostwo wylewa krokodyle łzy nad tym, że administracja Donalda Trumpa obcięła jej finansowanie. Powołuje się na losy dzieci, których wyjaśnieniem mieli zajmować się ci amerykańscy pozarządowcy na Ukrainie. Jak jednak czytamy w kolejnych oświadczeniach i materiałach tej organizacji, jej misją jest znajdowanie dowodów zbrodni rosyjskich. Mamy zatem aprioryczne założenie, że zbrodni podczas obecnego konfliktu dokonywała tylko jedna z jego stron. I była to oczywiście strona rosyjska. Bez cienia wątpliwości, bez znaków zapytania. Sympatyzująca ze wspomnianą organizacją liberalna CNN zamieściła alarmujący tekst, w którym za ilustrację służy… zdjęcie dziewczynki ewakuowanej z rosyjskiego obwodu kurskiego po tym, jak jej rodzinne okolice zaatakowały Siły Zbrojne Ukrainy.

Organizacje międzynarodowe prowadzące własne śledztwa, lecz znajdujące się pod kontrolą jednej ze stron konfliktu – może one pomogą nam w dojściu do prawdy? Wolne żarty. Doskonale wiemy, że każda z nich realizować będzie wyłącznie cele swoich politycznych protektorów i płatników. Być może jedyną strukturą zdolną do przeprowadzenia w miarę wiarygodnego śledztwa byłaby ONZ, ale po latach jej skutecznego osłabiania przez Waszyngton, jej rola uległa znacznej redukcji.

Do prawdy o obecnej wojnie zatem nijak nie dojdziemy. Dlatego warto do ludzi rozumnych zwrócić się z apelem, by nie powtarzali tez o zbrodniach którejś ze stron. Po prostu nie mają na to żadnych dowodów. I mieć nie będą. Nie oznacza to, że możemy zakładać coś odwrotnego – że zbrodni na wojnie nie ma. Zapewne, jak w większości konfliktów, każda ze stron ma na sumieniu przypadki pogwałcenia konwencji i praw regulujących prowadzenie działań zbrojnych.

 

Mateusz Piskorski

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                            Na wojnie prawda nie istnieje*

 

          I to nie żaden relatywizm, tylko: po prostu konstatacja faktów - wynikających z tragicznych doświadczeń ludzkości i konfliktów z różnych epok historycznych, a dziś świadkami trafności tego stwierdzenia jesteśmy po raz kolejny przy okazji wojny na tak zwanej Ukrainie.

 

          Kto miałby nam rzekomo dostarczać owej prawdy i kto mógłby do niej w sposób całkowicie obiektywny dotrzeć, a następnie: przedstawić - iście czyste fakty?

 

          I od samego początku obecnej fazy wojny na tak zwanej Ukrainie publicystyczne twierdzenia o zbrodniach dokonywanych przez jedną ze stron - w przypadku mediów zachodnich - będą to zbrodnie rosyjskie, natomiast - w przypadku mediów wschodnich - będą to zbrodnie ukraińskie - obie wersje nie znalazły ani jednego potwierdzenia obserwatorów zewnętrznych.

 

          Z różnych względów: najczęściej z powodu tego, że choćby władze w Kijowie do dziś nie wyraziły zgody na międzynarodowe śledztwo w sprawie słynnej już zbrodni w podkijowskiej Buczy - do której miało rzekomo dojść - w dwutysięcznym dwudziestym drugim roku i nie mamy też żadnych konkretnych informacji w sprawie mitycznych już ukraińskich dzieci - miały być one porywane przez władze rosyjskie.

 

          Mamy za to stek kłamstw, niedomówień i fałszerstw, które już na pierwszy rzut oka nie wytrzymują jakiejkolwiek próby polemicznej z racjonalną logiką opartej na starożytnej filozofii arystotelizmu - dlaczego Kijów do tej pory nie przedstawił danych ofiar ze wspomnianej już Buczy?

 

          Czy dlatego, że - jak twierdzi Moskwa - były to osoby uznane przez reżim ukraiński za kolaborantów, a egzekucji na nich dokonali funkcjonariusze kijowskich służb specjalnych bądź naziści z OUN-UPA?

 

          I nie wiemy i wiemy jedynie - to fakt bezsporny - władze ukraińskie do tej pory nie dostarczyły listy nazwisk międzynarodowej opinii publicznej i do tej pory nie dopuściły śledczych z organizacji międzynarodowych do materiałów na temat całej sprawy.

 

          A czy Rosjanie mogli porywać ukraińskie dzieci z terenów przyfrontowych w celu ich rusyfikacji - jak głoszą otwarcie również polskojęzyczne media?

 

          Jasne, że nie - większość rodzin w strefie przyfrontowej - czyli na wschodzie i południu tak zwanej Ukrainy - to rodziny rosyjskojęzyczne i nie bardzo zatem wiadomo kto, jak i po co miałby je rusyfikować i znów - Kijów nie przedstawił żadnych nazwisk, dowodów i konkretów na rzecz tezy o rzekomej zbrodni porywającego dzieci Władymira Putina.

 

          Powtórzmy zatem stanowczo: nie ma najmniejszej możliwości wyjaśnienia takich spraw przez którąkolwiek z biorących udział w konflikcie stron. Nie będą też obiektywne – trzeba obalić ten mit – organizacje pozarządowe mające monitorować dany konflikt zbrojny. Przykład z ostatnich dni: Ukraine Conflict Observatory, oczywiście amerykańska. Jej szefostwo wylewa krokodyle łzy nad tym, że administracja Donalda Trumpa obcięła jej finansowanie. Powołuje się na losy dzieci, których wyjaśnieniem mieli zajmować się ci amerykańscy pozarządowcy na Ukrainie. Jak jednak czytamy w kolejnych oświadczeniach i materiałach tej organizacji, jej misją jest znajdowanie dowodów zbrodni rosyjskich. Mamy zatem aprioryczne założenie, że zbrodni podczas obecnego konfliktu dokonywała tylko jedna z jego stron. I była to oczywiście strona rosyjska. Bez cienia wątpliwości, bez znaków zapytania. Sympatyzująca ze wspomnianą organizacją liberalna CNN zamieściła alarmujący tekst, w którym za ilustrację służy… zdjęcie dziewczynki ewakuowanej z rosyjskiego obwodu kurskiego po tym, jak jej rodzinne okolice zaatakowały Siły Zbrojne Ukrainy.

Organizacje międzynarodowe prowadzące własne śledztwa, lecz znajdujące się pod kontrolą jednej ze stron konfliktu – może one pomogą nam w dojściu do prawdy? Wolne żarty. Doskonale wiemy, że każda z nich realizować będzie wyłącznie cele swoich politycznych protektorów i płatników. Być może jedyną strukturą zdolną do przeprowadzenia w miarę wiarygodnego śledztwa byłaby ONZ, ale po latach jej skutecznego osłabiania przez Waszyngton, jej rola uległa znacznej redukcji.

Do prawdy o obecnej wojnie zatem nijak nie dojdziemy. Dlatego warto do ludzi rozumnych zwrócić się z apelem, by nie powtarzali tez o zbrodniach którejś ze stron. Po prostu nie mają na to żadnych dowodów. I mieć nie będą. Nie oznacza to, że możemy zakładać coś odwrotnego – że zbrodni na wojnie nie ma. Zapewne, jak w większości konfliktów, każda ze stron ma na sumieniu przypadki pogwałcenia konwencji i praw regulujących prowadzenie działań zbrojnych.

 

Mateusz Piskorski

Łukasz Jasiński

Łukasz Jasiński

                     Na wojnie prawda nie istnieje*

 

          I to nie żaden relatywizm, tylko: po prostu konstatacja faktów - wynikających z tragicznych doświadczeń ludzkości i konfliktów z różnych epok historycznych, a dziś świadkami trafności tego stwierdzenia jesteśmy po raz kolejny przy okazji wojny na Ukrainie.

 

          Kto miałby nam rzekomo dostarczać owej prawdy i kto mógłby do niej w sposób całkowicie obiektywny dotrzeć, a następnie: przedstawić - iście czyste fakty?

 

          I od samego początku obecnej fazy wojny na Ukrainie publicystyczne twierdzenia o zbrodniach dokonywanych przez jedną ze stron - w przypadku mediów zachodnich - będą to zbrodnie rosyjskie, natomiast - w przypadku mediów wschodnich - będą to zbrodnie ukraińskie - obie wersje nie znalazły ani jednego potwierdzenia obserwatorów zewnętrznych.

 

          Z różnych względów: najczęściej z powodu tego, że choćby władze w Kijowie do dziś nie wyraziły zgody na międzynarodowe śledztwo w sprawie słynnej już zbrodni w podkijowskiej Buczy - do której miało rzekomo dojść - w dwutysięcznym dwudziestym drugim roku i nie mamy też żadnych konkretnych informacji w sprawie mitycznych już ukraińskich dzieci - miały być one porywane przez władze rosyjskie.

 

          Mamy za to stek kłamstw, niedomówień i fałszerstw, które już na pierwszy rzut oka nie wytrzymują jakiejkolwiek próby zmierzenia się z logiką. Dlaczego Kijów do tej pory nie przedstawił danych ofiar ze wspomnianej Buczy? Czy dlatego, że – jak twierdzi Moskwa – były to osoby uznane przez reżim ukraiński za „kolaborantów”, a egzekucji na nich dokonali funkcjonariusze kijowskich służb bądź nacjonaliści? Nie wiemy. Wiemy jedynie (to fakt bezsporny), że władze ukraińskie do tej pory nie dostarczyły listy nazwisk międzynarodowej opinii publicznej. I do tej pory nie dopuściły śledczych z organizacji międzynarodowych do materiałów na temat całej sprawy.

 

          Czy Rosjanie mogli porywać ukraińskie dzieci z terenów przyfrontowych w celu ich „rusyfikacji”, jak głoszą otwarcie również polskojęzyczne media? Oczywiście, że nie. Większość rodzin w strefie przyfrontowej, czyli na wschodzie i południu Ukrainy, to rodziny rosyjskojęzyczne. Nie bardzo zatem wiadomo kto, jak i po co miałby je „rusyfikować”. I znów – Kijów nie przedstawił żadnych nazwisk, dowodów i konkretów na rzecz tezy o rzekomej zbrodni porywającego dzieci Putina.

 

          Powtórzmy zatem stanowczo: nie ma najmniejszej możliwości wyjaśnienia takich spraw przez którąkolwiek z biorących udział w konflikcie stron. Nie będą też obiektywne – trzeba obalić ten mit – organizacje pozarządowe mające monitorować dany konflikt zbrojny. Przykład z ostatnich dni: Ukraine Conflict Observatory, oczywiście amerykańska. Jej szefostwo wylewa krokodyle łzy nad tym, że administracja Donalda Trumpa obcięła jej finansowanie. Powołuje się na losy dzieci, których wyjaśnieniem mieli zajmować się ci amerykańscy pozarządowcy na Ukrainie. Jak jednak czytamy w kolejnych oświadczeniach i materiałach tej organizacji, jej misją jest znajdowanie dowodów zbrodni rosyjskich. Mamy zatem aprioryczne założenie, że zbrodni podczas obecnego konfliktu dokonywała tylko jedna z jego stron. I była to oczywiście strona rosyjska. Bez cienia wątpliwości, bez znaków zapytania. Sympatyzująca ze wspomnianą organizacją liberalna CNN zamieściła alarmujący tekst, w którym za ilustrację służy… zdjęcie dziewczynki ewakuowanej z rosyjskiego obwodu kurskiego po tym, jak jej rodzinne okolice zaatakowały Siły Zbrojne Ukrainy.

Organizacje międzynarodowe prowadzące własne śledztwa, lecz znajdujące się pod kontrolą jednej ze stron konfliktu – może one pomogą nam w dojściu do prawdy? Wolne żarty. Doskonale wiemy, że każda z nich realizować będzie wyłącznie cele swoich politycznych protektorów i płatników. Być może jedyną strukturą zdolną do przeprowadzenia w miarę wiarygodnego śledztwa byłaby ONZ, ale po latach jej skutecznego osłabiania przez Waszyngton, jej rola uległa znacznej redukcji.

Do prawdy o obecnej wojnie zatem nijak nie dojdziemy. Dlatego warto do ludzi rozumnych zwrócić się z apelem, by nie powtarzali tez o zbrodniach którejś ze stron. Po prostu nie mają na to żadnych dowodów. I mieć nie będą. Nie oznacza to, że możemy zakładać coś odwrotnego – że zbrodni na wojnie nie ma. Zapewne, jak w większości konfliktów, każda ze stron ma na sumieniu przypadki pogwałcenia konwencji i praw regulujących prowadzenie działań zbrojnych.

 

Mateusz Piskorski



×
×
  • Dodaj nową pozycję...