Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Niestety, nadszedł ten dzień. Byłem zagubiony. Rozbity, na podłodze, puszczony w kanał wraz z szambem. Nie miałem wyjścia, musiałem wrócić do Mistrza po radę. Potrzebowałem nauki, nauki patrzenia, dostrzegania. Ciemną szedłem ścieżką, która prowadziła do chaty Mistrza. Patrzyły na mnie nieliczne drzewa, powyginane nieludzko, jak gdyby zobaczyły w wodzie własne odbicie i skamieniały w trwodze. Ścieżka była tak ponura, iż żaden pająk nie miał odwagi utkać tu swej sieci.
Nawet gdyby utkał to zapewne umarłby z głodu. Żaden owad, o większych zwierzętach nie wspominając, nie miałby odwagi zatrzepotać tu swymi skrzydełkami. Sam się właściwie zastanawiałem co JA tam robię? Ale jak już mówiłem, nie miałem wyjścia.
Doszedłem do chaty Mistrza. Zakołatałem w drzwi. Kołatka była złota, z podobizną Konfucjusza.
Usłyszałem powolne kroki Mistrza. On zawsze spieszył się powoli. Niczym arystokrata, w każdej sytuacji zachowywał tyle godności ile mógł z niej wydobyć. Usłyszał szczekanie psa i niewyraźny, rozbijający się o ściany, głos.

- Zamknij się kundlu bo cię zabiorę na odpchlenie! – to musiał być Mistrz. Tylko on tak kochał zwierzęta. Jak nikt na świecie.

Pies zaskomlał i zapewne udał się na swoją poduszkę przemyśleć swoje zachowanie.
Tymczasem zawiasy zaskrzypiały i pogodzone z losem poddały się woli Mistrza.

- Dzień dobry Mistrzu! – powitałem go najpiękniej jak tyko potrafiłem.

Mistrz zasępił się i przyjął postawę wprawionego cynika.

- Jaki tam dobry – wymamrotał – pies dwa razy narobił dzisiaj na dywan, asystentka zrezygnowała i odeszła, herbata mi się kończy a po porannym zatwardzeniu cierpliwość diabli wzięli! Może mi powiesz co w tym takiego dobrego? Co?
- Nie wiem Mistrzu. Zawsze Mistrz powtarzał, że gówno śmierdzi, ale tylko dopóty nie pociągnie się za spłuczkę, więc...
- Tak, tak słuchaj mnie to daleko zajdziesz. No nic, wchodź. Co tam znowu?
- A właśnie, ja do Mistrza w pewnej sprawie. A mianowicie w kwestii percepcji.
- Dobry Buddo! – złapał się za głowę – widzę, że czeka nas długa noc. Wchodź. A po drodze wstąp do kuchni i zaparz herbaty. Tylko dobrej!

Wszedłem, zdjąłem swe odzienie, po czym, od razu udałem się do kuchni. Wypełniał ją zapach earl greya i przypalonej jajecznicy. Podpaliłem gaz pod czajnikiem, małym, w jakieś orientalne wzorki. Wyglądał na stary i zabytkowy, ale na szyjce nie miał więcej jak dwóch lat.
Mistrz zdradził mi kiedyś w wielkiej tajemnicy, iż kupił go w promocji w Ikei. Było to kilka lat temu, gdy częściej wybierał się do miasta. Po odejściu asystentki będzie miał kolejną okazję na promocję.
Po odmierzeniu dwóch, idealnie czubatych, łyżeczek herbaty i jednej, płaskiej cukru, udałem się do gabinetu Mistrza.
Siedział w swym fotelu z fajką w ustach. Wpatrzony w błyszczącą lunetę, skierowaną we wzorowo bezchmurne niebo. Postawiłem herbatę na biurku.

- Siadaj. – oznajmił chrypliwym, pełnym zadumy głosem. – Więc masz problemy z percepcją. Zgadza się?
- Tak Mistrzu. – odparłem.
- Dobrze, zaraz do tego przejdziemy, ale po kolei. Przyniosłeś manuskrypt?
- Tak, oczywiście.

Wyjąłem manuskrypt z torby. Zapach papirusu przywodził na myśl starożytną Grecję, średniowieczne prace pokornych mnichów i mój pot przelany podczas jego powstawania.

- Ale właściwie po co Mistrz kazał mi pisać ten manukskrypt? – spytałem. Wiem, że nie powinienem był tego robić. Jednak całonocne pisanie manuskryptu przybliżyło mnie o kilka godzin do całkowitego szaleństwa.
- Nie pytaj tyle. Nie twoja to rzecz! Załóżmy, iż była to kara.
- Kara?
- Tak.
- Ale za co?
- Za to nie uważałeś ostatnio!
- Jak to?
Zacisnął zęby na fajce i już myślałem, że odgryzie ustnik.
- Gdybyś uważał ostatnio to nie przychodziłbyś dzisiaj. Prawda?
Chwilami jego przenikliwość mnie przerażała.
- Prawda Mistrzu. Jak zwykle ma Mistrz rację. – pokiwałem głową jak grzeczny uczeń.

Podałem mu manuskrypt. Obejrzał go starannie i wnikliwie.

- Dobra robota. – powiedział klepiąc mnie po ramieniu. Po czym wrzucił manuskrypt do płomieni kominka.
- Mistrzu! – krzyczałem osłupiały – Czemu Mistrz to zrobił? Tyle godzin pracy!
Roześmiał się i rzekł:
- Jak już mówiłem to była kara. Znowu nie słuchasz. Słuchanie już przerabialiśmy? – spytał groźnie.
- Tak Mistrzu.
- Dobrze, ale najwyraźniej będziesz musiał sobie trochę powtórzyć. Ale to już w domu. Musimy iść do przodu. – popatrzył na zegar nad kominkiem – Późno - stwierdził. - Przejdźmy do rzeczy. Podejdź do lunety.

Podszedłem do lunety. Była to stara chińska luneta, którą Mistrz przywiózł z wakacji na Tajwanie, gdzie doskonalił umiejętności „myślowego przenikania istoty świata”. Były to zajęcia ekskluzywne, dostępne tylko dla najlepszych myślicieli. Pierwszy taki kurs Mistrz rozpoczął w roku 1876. Po dwudziestoletnim treningu zdobył tytuł „Mistrza” w roku 1906. Następnie wyruszył do Mongolii, gdzie w roku 1910 słuch o nim zaginął.
Ale dość o nim. Wracając do lunety. Była to perfekcyjna robota. Idealnie wykonany obiektyw, o długiej ogniskowej i okular o adekwatnie krótszej. Wykonana według pomysłu Keplera, którego przyjaźnią i szacunkiem nasz Mistrz miał się podobno cieszyć w młodości, gdy podpatrywał Keplera w pracy. Oczywiście nasuwa się wniosek, iż to niemożliwe, ale w przypadku Mistrza sprawdziło się już tyle najdziwniejszych opowieści, że nikt nie śmie podważyć akurat tej.
Przyłożyłem oko do lunety.

- Widzisz? – spytał Mistrz
- Nie, proszę Mistrza. – odparłem.
- A widzisz!
- Nie rozumiem – odparłem zmieszany nihilistycznie.
- Wcale się nie dziwię. – rzekł – Weź słownik wyrazów błyskawicznych – jego pamiątka z Japonii.
- Tak?
- Sprawdź słowa: „patrzeć” i „widzieć”. Masz?
- Tak – oznajmiłem licząc na to, że w końcu niebo pytań w mojej głowie zacznie się przejaśniać.
- Czytaj!
- Patrzeć; kierować na coś, na kogoś wzrok; rozglądać się, szukać czegoś, kogoś wzrokiem.
- Tak, dobrze. Dalej... – oznajmił z uśmiechem na twarzy.
Kontynuowałem.
- ...widzieć; reagować odpowiednimi wrażeniami na bodźce działające na narządy wzroku, postrzegać; rozróżniać przedmioty wysyłające, odbijające lub przepuszczające światło, ich wielkość, kształt, barwę i ruch; dostrzegać, oglądać.
- Rozumiesz? – spytał, troskliwie jak nigdy.
- Chyba tak. – odparłem pełen werwy i nadziei.

Poprzez lunetę spojrzałem w niebo, głęboko wierząc w ostateczny sukces. Patrzyłem i patrzyłem. Malutkim okiem lunety zwiedziłem każdy zakamarek niebieskiego sklepienia. W pogańskiej rozpaczy chciałem prosić o pomoc Atlasa, lecz Mistrz na to nie przystał. Nie wierzył w bogów. Uważał, iż największym bóstwem jest rozum.

- Mistrzu, nic nie dostrzegam. – moja zdolność percepcji prosiła o czas.
- Ech... - westchnął pełen zmęczenia. Wstał z fotela i podszedł do mnie. - Mrówka potrafi trzy razy okrążyć dupę psa nim ten to zauważy. – powiedział i uderzył mnie w dłoń wielką linijką. Był wymagający, chwilami wręcz okrutny, ale sprawiedliwy. Tak. Okrutny, ale sprawiedliwy. – Sama ci się pokaże, gdy przyjdzie na to pora, gdy wasze ogniska się pokryją. A tymczasem musisz opanować aberrację sferyczną i chromatyczną, zawinąć swoje smutki w długość jednej nocy. W przeciwnym razie będą cię prześladować za dnia. – usiadł na fotelu zapatrzony w dym, który niczym dżin z lampy, wyłaniał się z fajki.

Mimo ogromnego horyzontu umysłu, często fascynowały go rzeczy zwykłe, przyziemne.
Kontynuowałem swoje obserwacje. Żałowałem, że nie mogę położyć obok siebie myśli o niej. Schować do kieszeni i uciec.
Mijały kolejne godziny. Aż wreszcie wpadłszy na odpowiedni azymut ujrzałem ją. Z radością odwróciłem się do Mistrza, który przysypiał lekko na fotelu, by mu to oznajmić, gdy łokciem potrąciłem lunetę. Ta odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i straciłem Ją. Zaginęła, zgubiła się w labiryncie zwierciadeł. Patrzyłem na niebo a łzy cisnęły się do oczu jak stare babcie do drzwi autobusu, gdy ten podjeżdża na przystanek. To był mój przystanek.
Mistrz wstał i poklepał mnie po ramieniu, mówiąc:

- Życie to melodia, która czeka by ją ktoś napisał. – zdawało mi się, że w jego oczach, starego cynika, dojrzałem zarodek łzy. – Jeszcze nie jedna nuta nawiedzi cię po środku nocy.
- Ale co jeśli to była jedyna melodia, którą byłem w stanie zagrać? – odparłem pytając jednocześnie.

Mistrz pogrążył się w zadumie i usunął się w cień schowany w rogu pomieszczenia.
Woda w rzekach płynęła przez dobrych kilkanaście minut, gdy ja przeżywałem największą stratę, jakiej doznałem w życiu. Mistrz odłożył fajkę do szafki i otworzył drzwi gabinetu.

- Starczy na dziś. – oznajmił, ręką wskazując mi drogę do wyjścia - Idę spać.
- Czemu? Tak wcześnie? – spytałem, wciąż rozbity
- Bo rozmawianie o życiu to jak tańczenie o architekturze i bolą mnie już nogi. Dobranoc.

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

jeśli to text pisany dla rozrywki i takie działanie na czytającym ma wywierać, to jest to text, moim zdaniem dobry.
jeśli to text pisany z powagą, który ma coś przekazywać, uświadamiać, to moim zdaniem nie jest dobry- nie ma konkretnego klimatu ( chwieje się, raz powaga, raz ironia, żart ), ewentualnego przesłania nie mogę dostrzec, a jeżeli jest nim to, co mi się wydaje, to cały efekt rozmywa się przez brak klimatu.

  • 1 rok później...
Opublikowano

Czytałam do końca, bo podobał mi się klimat groteski, ale ponieważ nie doczekałam żadnej puenty, a więc chęci wpływania na odbiorcę, wejścia z nim w kontakt, to trudno mi tą rzecz odebrać inaczej jak dzieło ku czci jednego z bohaterów (Mistrza), by zarazić czytelnika podziwem dla relacji uczeń - nauczyciel samej w sobie. Wąskie.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        @Omagamoga ? :)         @FaLcorN :)  Dziękuję        @huzarc zgadza się :) nawyki są uporczywe ;)  Dzięki i również zdrówka              @Waldemar_Talar_Talar :) dziękuję, również pozdrawiam          @Migrena :) jesteś dla nas tu wszystkich  bardzo łaskaw :) nawet dla tych (jak ja:)) co tak piszą nibywiersze  :) Rzeczywiście, nieprzywiązywanie się jest konieczne, by dać odpór grawitacji i ciut chociażby wzlecieć:) Mnie się zdaje że Ty jesteś na dobrej drodze a co do pytania jak dalej żyć to już każdy musi sam sobie odpowiedzieć, bo każda CUDZA recepta może okazać się błędna :( Dzięki i zdrówka:)       .
    • @Sekrett niezwykłą aurę wiersza stworzyłas. Bardzo ciekawie napisane, cos innego. Powiało świeżością

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Migrena czy ja juz kiedyś przypadkiem nie wspominałam, że przestanę czytac Twoje wiersze, jesli nie przestaną mi przeszywać wnętrza i doprowadzać do łez? Naprawdę jesteś mistrzem w chwytaniu za serce tą niezwykle liryczną i romantyczną poezją (z resztą nie tylko tą). Mam wrażenie, że jesteś dyrygentem - dyrygujesz słowami a emocje grają i tańczą w takt.    Przepięknie !           
    • W świetle lampy się huśta trup Turp z kokardką przy szyi Spoglądam na niego On spogląda na mnie Mijam go idąc chodnikiem   Zaciska sine spierzchnięte wargi A wyłupiasto-pustymi oczyma Podąża, za każdym mym ruchem I czegoś weń szuka-może sensu?   Kto by to wiedział, poza nim Ja zaś spoglądam jak on Poddany pod rządzę wiatru Się rzuca na wszystkie strony Wcale ciekawy przypadek   Jaki miał cel tak sie wieszać Sam czyn - ja rozumiem Ale że tak publicznie? Co on artysta, turpista, Szokować przechodniów pragnie Czyż mu nikt nie powiedział Że to tak niezbyt ładnie   Z tej katatonii myśli wyrywa mnie Coraz to widok dziwniejszy Może spazmami, może celowo Macha mi artysta nieboszczyk A twarz mu uśmiech rozjaśnia   Wlepiam weń wzrok i szukam Co go w ten stan wprowadziło Toż tak szczęśliwego człowieka Mi chyba nie było widzieć dane Zazdrość, aż człowieka chwyta No w ten ponury poranek Tak byś szczęśliwym - wręcz zbrodnia   Z czego sie cieszyć? Po jego twarzy Nie widzę nic, lecz lina mu sie Rozrywa i spada niezgrabnie Lądując w kałuży, po czym znika   Ja zmieniam kierunek podróży Podchodzę gdzie on się rozpłynął I po raz pierwszy od dawna zdziwiony Kwestionuje czy umysł mam zdrowy   Ostatnio dość ciężko mi było o sen A tym bardziej o spokój, Może przez pogodę, może zmęczenie Moje podsuwa pijackie paranoje?   Nie wiem, to chyba szaleństwo By widzieć szczęśliwego trupa Niepokój mnie chwyta za duszę   Ale bardziej niż zdrowie Przeraża pytanie - czy kiedykolwiek Będę tak wolny, wolny i szczeliwy jak on w tej kałuży?
    • Tao De Dcing / 道德經 dział trzeci   nie mądrz , ludu nie skłucaj nie przeceniaj zdobytego dobra, ludu nie wymuś grabieży. nie okazuj żądzy, serca nie trwoż. jest mądry przywódcą, otwiera serca, spełnia ciała łagodzi ducha, umacnia postawę stałym sprawia lud bez wiedzy bez żądzy. sprawia wiedzących nieśmiałym czynem też czyni bezczynnie, więc braknie dowodzenia .      

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

             
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...