Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Drżę


Rekomendowane odpowiedzi

Bomba wodorowa miała siłę półtorej megatony. Zrzucona na spadochronie z pomalowanego na biało bombowca eksplodowała na wysokości dwóch kilometrów nad ziemią. Step poligonu jądrowego nasączył się po raz kolejny niewyobrażalną radiacją. Oddalone od epicentrum o 70 kilometrów opuszczone drewniane domy, przekrzywione płoty, stosy zardzewiałych karoserii, blach, spomiędzy których wyrastały wijące się chwasty ― wszystko to rozjarzyło się brylantową poświatą, przyćmiewającą sobą jaskrawe, lipcowe słońce. Błękitne niebo, pojedyncze białe obłoki, plaska jak stół równina, gdzieś w środku upalnego dnia… Ale wieś wcale nie jest pusta. Snują się tu i ówdzie zabłąkane byty umarłych. Przechodzą na przestrzał ściany ze snu wychodząc poprzedniego i w sen wnikając następny. Przechodzą w milczeniu, szukając resztek dawnego życia, idąc po piaszczystych ścieżkach wśród splątanego wielodzielna o dławiącej aptecznej woni… Na horyzoncie przesuwa się, gnana przez suchy wiatr, czarna skłębiona chmura upodobniona do wizerunku jakiejś piekielnej maszkary. Rozsiewa wokół mdławą woń promieniowania w przytłumionym jęku morderczej kreacji, w śmiertelnym spazmie…

 

Budzę się w jaskrawej smudze słońca, która wpada przez otwarte szeroko okno. Nie pamiętam snu. Uleciał chyłkiem w przestworze… Leżę na podłodze w omiatającym moją twarz cieniu rozchwianego drzewa. Zbudziłem się po nocnej melancholii, wydobyty z jej uścisku przez nie wiadomo co. Spoglądam na słoje dębowej klepki, powyginane stylowo drewniane nogi foteli, kanapy… Tuż przede mną cokół regału (a więc dotarłem aż tutaj) Walają się po podłodze resztki przeszłości. Pożółkłe gazety, książki, czasopisma, okładki winylowych płyt, filmowe plakaty, zapisane kartki… Co to za teksty? Fragmenty listów? Wierszy? Zarysy opowiadań? Nie wiem. Zapomniałem, co miałem zrobić… Gdzieś wyjść? Zostać? W każdym bądź razie uczestniczyłem w jakimś tajemnym misterium z mistrzem ceremonii w roli głównej. Spoglądał na mnie z lustra stojącego trema, wznosząc toast w trakcie niezrozumiałej przemowy. Przemowy raczej bełkotliwej, podczas której gubił wątek albo to ja słuchałem nieuważnie. Miałem coś zrobić. Co? Nie pamiętam? Boli mnie głowa od nadmiaru powietrza. Miałem coś zrobić…

Wyginają się nade mną żeliwne, bulgoczące rury.. Plątanina brunatnych żył… Powiewa od mojego oddechu pajęcza sieć… Gdzieś w kącie pokoju, przeszło jakieś moje wyobrażenie. Przeszło. Rozproszyło się. Zniknęło… Nikły cień swojej własnej tkliwej egzystencji… Gdzie ja jestem? W zawieszeniu. Pomiędzy warstwami dawno minionych epok, sponiewierany spojrzeniami z pożółkłych wizerunków. Spoglądają na mnie zapomniane twarze. Uśmiechnięte, zatroskane, smutne… Wodzą za mną wzrokiem, gdziekolwiek spojrzę, gdziekolwiek się przemieszczę…

 

Pełznę, czołgam się… Zbliżam się do ciebie ―  d o n i k ą d. Piszę palcem po zakurzonym blacie stołu, jakieś symbole, znaki, twoje imię.  Jakie? Jest zakodowane i nie do odczytania. Słyszę zbliżające się kroki. Ktoś wyraźnie potyka się, biegnie, kluczy. Rozchodzi się po schodowej klatce echo ostrego trzaśnięcia drzwiami… Nie, to wydarzyło się w innej odnodze czasu, która nieoczekiwanie przeszyła moją, jak dwa nacierające na siebie niematerialne byty o nieustalonej koincydencji. Z tyłu, z przodu, nie wiadomo skąd…

Widać, ktoś odszedł chyłkiem, tylnymi drzwiami, nim spełnił cokolwiek. Poszedł w czyjeś ramiona otwarte szeroko jak grób. Odszedł w brzęku szkła trzęsącego się od westchnień, drżąc w pustce bezwładnego lotu. Znikł. Rozpłynął się w nicości ciszy… Na drewnianej poręczy schodów pozostał ślad. Odłupana drzazga. Rysa na pościeranej powierzchni, ciemna plama sęku.

Puchną wilgotne ściany. Kurczą się. Oddychają zatęchłym, piwnicznym powietrzem w strumieniach pomarańczowego słońca zwiastujących jego kres. Chyba się upiłem, a niech to… Ale wciąż żyję. Umarłem? Kto tu jest? Czy ktoś tu jest? Odezwij się do mnie, piękna istoto zrodzona ze światła. Zrodzona z mgły. Spójrz jak drżę… Nie odwracaj wzroku. Spójrz jak płonę w bezkresie. Drżę…

 

(Włodzimierz Zastawniak, 2022-07-10)

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnie komentarze

    • To co było nie minęło przeszłość jest teraźniejszością a ludzie są od dawna młodzi.
    • … stylistycznie trochę kuleje, bo co to są zdolności pływalne

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       - nie brzmi to dobrze, choć pewnie chodzi o „pływackie”. Kwestia enigmatycznego „ zawilgocenia”, też pozostaje otwarta; natomiast empatyczny spryt, to skrót myślowy, wybrzmiewający  sprzecznie, gdyż spryt, bywa pochodną racjonalizmu ( o ile tutaj nie - intuicji? ), podczas gdy empatia/ współodczuwanie - jest cechą  emocjonalną, należącą do sumienia, czyli  emocji głębokich - wobec których racjonalizm jest wtórny, spóźniony jako czynnik występujący  w  interakcji…   w drugiej strofie niejasny jest podmiot- o kim mowa? Nie chcę się domyślać, chcę, żeby z tekstu jasno wynikało o którego PLa chodzi…   pozdr.   
    • @Dagmara Gądek Zupełnie przypadkowo wybrałem Filharmonię Szczecińską i trafiony...parapsychologia:-))) Pozdrawiam 
    • Sama baśń jest niezwykle poruszająca,  ukazując pojemność matczynego serca i zwielokrotniony potencjał miłości sprawia, że pytamy się skąd płynie źródło dające siłę tej więzi; natomiast wykonanie … - ciut ciosane; nadużywasz zaimków, pewne rzeczy możnaby ująć bardziej wyrafinowanie - choć nie upieram się, bo możliwe, że wydźwięk przekazu,  zawoalowany w wysublimowanej formie, rozmyłby rzeczowe przesłanie; ta suchość przypomina mi niektóre wschodnie bajki; oszczędne w ornamentyce, a konkretne w swej filozofii….    pozdrawiam 
    • @Adaś Marek … dziękuję bardzo za kolejną anegdotę i życzenia ; w moim wieku, gdy ktoś nuci piosenkę Skaldów, szybko rozglądam się za młodszą koleżanką i dopowiadam …tam, tam prześliczna ;) natomiast budynek Filharmonii Szczecińskiej ( mąż w niej grał, ja tylko słuchałam koncertów )- jest w dwójnasób prawdziwym wyzwaniem, by się do niego „ dostać”  w sensie dosłownym, gdyż pomimo znakomitej

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      akustyki, pozbawiony jest … okien   Ale i bez tego otrzymał przed laty za projekt prestiżową nagrodę  zagraniczną, bo jest piękny, jak lodowy pałac   pozdrawiam miło :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...