Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Nikt mnie nie rozumie i nikt nic nie wie, kiedy dosięgam tamtego miejsca. Nikt. Przemieszczam się, płynę. Rozgarniam czasoprzestrzeń niczym pływak złote kłosy falującego zboża. Żwir chrzęści mi pod stopami. Wspinam się… Powiedz. Powiedz… Wtłaczasz we mnie jedynie ciszę, nostalgię smutku… Mów. Mów. Czemu milczysz? Otwierasz bezdźwięczne usta, wypuszczając z nich słowne, senne mamidła. Toczysz projekcję z dłońmi otwartymi jak na powitanie, z dłońmi uniesionymi w geście przyjaźni, z dłońmi wyciosanymi w kamieniu, kiedy w sen wkraczasz potrójny jak na próbie wniebowzięcia, ze snu wychodząc poprzedniego…

Za ścianą lodowaty chłód. Bezkresna otchłań śmierci.  Ktoś umarł, zamienił się w pył. Na łóżku skotłowana, pokryta warstwą kurzu pościel. To tu nastąpiło uwolnienie z grawitacyjnego uścisku ziemi. Nagłe wystrzelenie w niebiosa niematerialnego już ciała. To tu nastąpiła eskalacja widziadlanych korektur…

 

Pusty przedział pociągu. Krzyczą prosto w oczy czerwone oparcia siedzeń. Ściskam w dłoni książkę w pościeranej, poplamionej okładce. „Elegie duinejskie”, Rainera Rilkego? „Oddział chorych na raka”, Aleksandra Sołżenicyna? „Martwe dusze” Mikołaja Gogola? „Matkę”, Maksyma Gorkiego? „Dolinę Issy”, Czesława Miłosza? Być może. Nie pamiętam. Deszcz bije w szyby nocnego ekspresu do Pietuszek, albo Nowosybirska. Stukot kół na złączach szyn. Stukot kół. Stukot kół… Stukot… Pustka. Pustka. Wszechogarniająca pustka. Dudniący przejazd przez most. Rzeka. Bezkresne pola. I znowu ciemna linia lasu.

Ktoś do mnie krzyczał na stacji w strugach letniej ulewy a wjeżdżająca z piskiem hamulców lokomotywa miała smutne spojrzenie jarzących się niemrawo reflektorów. Nacierają na mnie strzępy krajobrazu utkanego ze wspomnień. Przed moimi oczami sunie panteon azteckich bogów: Quetzalcoatl, Huitzilopochtli, lub Dymiące Zwierciadło – Metzli… Skąd to się wzięło nagle u mnie? Nie wiem. W szybie okna dostrzegam niewyraźny zarys czyjejś twarzy. Może stąd? Twarzy mojej? Może i mojej. A zresztą, jakie to ma znaczenie, prawda? Mieszają się w głowie wizje nie z tego świata albo i z tego z czyhającymi po kątach niezwykle wyrazistymi jak w gorączkowej malignie jaskrawymi szczegółami.

Wydaje się, że jestem gdzieś w połowie drogi a może dopiero na jej początku? Na końcu? Gdzieś jadę. Do kogo? Do  n i k o g o.  Być może odejdę, chyłkiem, tylnymi drzwiami, ponieważ powrotu mojego nikt nie zauważył. Wszystko odsuwa się ode mnie. Dęby. Ściany. Drżę a przecież upał dosięga serca. Czerwcowy skwar. Śmierć otwiera usta, natchniona, by przemówić…

We flotylli płynących powietrzem pyłków, dmuchawców, w potoku olśniewającego słońca, w półcieniu mignęła mi niespodziewanie smutna twarz mojej umarłej matki. Z pewnością chciała coś powiedzieć czego nie zdążyła za życia. Pojawiła się na mgnienie i znikła, nie chcąc zapewne przedłużać swojego pobytu na ziemi. Choć wciąż przychodzi z coraz większą silą w jakiejś zagadkowej formie astralnego bytu.

 

Przedzieram się przez bezdroża rozświetlonego miasta, spopielony księżycowym blaskiem. Gdzieś w wyobraźni, w Cafe Pod Minogą, czy innej otchłani czasu… W nocnym wietrze łopocze wielki filmowy plakat na ścianie starej kamienicy. Wilgotna ściana, odpadający tynk. Pęknięcia tynku powiększają się i nikną. Ona oddycha! Ona wciąż oddycha, mimo że nie powinna żyć! Przepełniona kaskadą rześkiego powietrza.

Pode mną spirala schodów. Błyszczy się żelazna wstęga poręczy w roju przelatujących gwiazd… Któregoś gorącego dnia lata, sunęła po niej twoja ręka. Niknęły pogłosy twoich kroków. Powiedz mi. Powiedz… Wiem, twoje milczenie przytłacza ciszą i nostalgią nicości. Jesteś, a jakby ciebie nigdy nie było. Albo i nigdy nie było? Widzę, więc w wyobrażeniu twoje włosy, twoje usta… Twój chód lekki, słońce w twoim spojrzeniu… Liście szeleszczą w parkowej alei. Snują opowieść mijającego czasu. A w skwarze letniego popołudnia twój cień. Ramię. Profil gładki… Przechodzisz i znikasz. Wyłaniasz się na mgnienie w prześwicie słońca obok krzaku dzikiej róży, jaśminu…

 

(Włodzimierz Zastawniak, 2022-06-25)

 

 

 

 

Edytowane przez Arsis (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Najbardziej ujęła mnie nocna scena, w której połączyłeś podróż wyobraźni z fizycznym przemieszczaniem pociągiem. Filmowy plakat na kamienicy z mijanej miejscowości trafił do prywatnego teatru, oddycha na nim gwiazda z projekcji w głowie. Bardzo ładny tekst o mamie.

to, co dostrzegamy na horyzoncie, nabiera tajemniczego ogromu [...] horyzont się cofa i świat, co wydawał się skończony, rozciąga się dalej.

Marcel Proust

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Alicja_Wysocka Niezmiernie mi miło:))
    • @Gosława 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Odmówiono Im minuty ciszy... Tak jakby nigdy nie istnieli, Zakłamane europejskie elity, Uznały Ich tragedię za aspekt nieistotny…   Wielki butny europarlament, Zjednoczonej Europy głoszący idee, Gardząc głośnym przeszłości echem, Pamięci o pomordowanych europejczykach się wyrzekł…   Na z dalekiej przeszłości cichy głos Prawdy, Europosłowie pozostając głusi, Zaślepieni frakcyjnymi walkami, Rzucili się w wir pisania nowych dyrektyw.   I nie zrozumiał podły świat, Ogromu tragedii zapomnianego ludobójstwa, Woli ciągle tylko się śmiać, Gdy na europejskich salonach króluje zabawa…   Odmówiono Im minuty ciszy... By nie była lekcją pokory Dla światłych europejskich elit, Zaślepionych ułudą nowoczesności,   A przecież tak do bólu współcześni, Eurodeputowani z krajów zamożnych, Tak wiele mogliby się od Nich nauczyć, Szacunku do ojców swych ziemi.   Na styku kultur na kresach dalekich, Sami będąc ludźmi prostymi, Całe życie pracując na roli, Całym sercem ją pokochali,   Na każdy kęs białego chleba, Pracując wciąż w pocie czoła, Wszelakich wyrzeczeń poznali smak, Niepowodzeń i gorzkich rozczarowań…   Odmówiono Im minuty ciszy... Jak gdyby była ona klejnotem bezcennym, Ważyła więcej niż całego świata skarby, Znaczyła więcej od kamieni szlachetnych.   A przecież krótka chwila milczenia, Nie kosztuje ni złamanego eurocenta, Wobec zakłamania świata zwykle jest szczera, A rodzi się z potrzeby serca.   Przecież milczenie nie ma wagi, Skrzyń po brzegi złotem wypełnionych, Skąpanych w złocie królewskich pierścieni, Zdobiących smukłe szyje diamentowych kolii.   Przecież krótkie zamilknięcie, Tańsze jest niż znicza płomień, Kosztuje tylko jedno śliny przełknięcie, Gdy znicz całe dwa złote…   Odmówiono Im minuty ciszy... Tak jakby jej byli niegodni, By pamięć o Nich odrzucić Obojętnością Ich cieniom nowe zadać rany…   Po ścieżkach Pamięci, Nie chcą wędrować dziś ludzie butni, Zapatrzeni w postęp technologiczny, Zaślepieni ułudą europejskości,   Po co dziś tracić czas na Pamięć, Rozdrapywać rany niezabliźnione, Lepiej śnić swój irracjonalny o Europie sen, Historię traktując jako przeżytek…   Lecz choć unijne elity, Odmówiły czci duszom pomordowanych, My setkami naszych patriotycznych wierszy, W skupieniu oddajemy Im hołd uniżony…      
    • muszę znaleźć przyjemność w oczach ciemniejszych niż porzeczkowa słodycz tak mówiłeś dotykając Lanę której piegi rozlewały się na brzegach powiek krew po utraconych dzieciach zaschła cichym dźwiękiem rwanej pajęczyny płosząc myśli zapraszasz do łóżka miły niebo źle znosi zdrady w płatkach liliowych bzów dusznych majowych porankach nie będzie zadośćuczynienia to już ostatni list ostatnie do widzenia
    • Jakoś tak posmutniałam  Dla mnie to nawet siłaczka  Pozdrawiam serdrcznie 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...