Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Więc, Polsko.
Jeśli jesteś kobietą, to jesteś absolutnie jedyną kobietą na świecie,
która zasługuje, by jej krzyczeć w ucho, że jest złą kobietą.

Dalej, Polsko, skoro z kolan niby wstajesz,
to może w szpitalu sobie zrób je,
bo od klęczenia Ci zwiotczały,
tylko pielęgniarce zapłać słusznie.
I nauczycielowi, co przychodził na korepetycję,
żebyś z historii coś wyniosła, a Ty? ---

 

Nie, ----
nie, nie, nie, nie, nie.
Ty -

 

znów stoisz, prężysz się, w tej samej
parszywej przedwojennej bramie,
w tym samym miejscu, co twoja matka stała,
nie na lewo, trochę z prawa,
sterczy taka mizerna chorągiewka;
biel - serce czyste, zawsze gotowe na imprint najgłupszych wartości,
czerwień - to  pył ceglany z muru.
Między Pragą a Szmulkami,
szlugi z Woroneża płyną wagonami!
Polsko, Ty córko cinkciarza.

 

- Taka biedna, z takiego dobrego domu, dworek na wsi,
a nazwisko po prababci, co z polskości słynie,
żadnych Niemców i syjonistów w rodzinie!
Przez wszystkich skrzywdzona,
nigdy, nic, wcale nie jej wina.


 

Tylko ten Żydek za dużo kręcił się pod oknem,
jak po swoim, kurwa, sklepie.
Ten węglarz za bardzo śmierdział potem,
kiedy drwił, że się za długi zabije,
walc w salonie płynie, a on w sieni pokotem.
Lakier balowy sam z parkietu się nie zmyje.
A ta niania to za ładna i rozwódka.
A ten gach jej to kościoła na oczy nie widział!

 

Węszysz zemstę za dworek po latach.
Toczysz marmury wzrokiem.
Przeglądasz się w lustrze,
ubrana w sobolowe futro,
co je na strychu myszy żarły,
albo w czarny płaszcz od Armaniego,
wygrzebany spod glinianej polepy.

 

Polsko.
Ty, co się przestraszyłaś dwumetrowego śniegu.
Ty, co rzuciłaś męża, któremu wszyscy ludzie byli równi,
bo poleciałaś na dżinsy i kowbojskie ballady,
bo Ci mięsa codziennie nie mógł przynieść spod lady,
żebyś je mogła sobie kitrać pod tym płaszczem w bramie,
dalej łaź w gruz z faszolami w Arschunterschlag.
Spróbuj może z Jeffem Bezosem cuba libre za barem.


Jeff zawsze łasy na wyprzedaż.
Ale łejt, Elon Musk ma nowego ptaszka do dziabnięcia.
Późna pora. Ktoś podbiega.
Limuzyna grzeje się, śnieg pada,
"Time to go home, madame!"
- z zatroskaniem walet woła.

 

Widzę Cię, gdy znów próbujesz napisać wszystko od nowa.
No, kurde, nie pierwszy to raz!
Jak Marzanna, wciąż piękna i młoda;
w oczach płonie wiosenny brzask;
odcieniem bliższe są umbrze,
jak soldat'  w rowie dłużej łeb podtopi.


Niby na dzieci już czas, mówią, jak mężczyzna zaradny,
a jak dobry, to może i złapać trochę szczęścia w sypialni,
ale kto by własne dziecko z tobą na dzień zostawił,
kiedy co niedziela z dziadami z plebanii
toniesz w mokrym żalu za śmierć Zbawiciela,
który to na krzyżu głównie żyje.

 

A potem pijesz wódkę do Katiuszy.
Jesteś wtedy trochę śmielsza, i czujesz,
że w końcu, jesteś też zaradna.

 

I ziemię po babce,
stuletnie drzewa, jabłonie i grusze,
wrzosy i kurki, wierzby i sroczki,
piszesz na praską kurię.

 

Edytowane przez chlopiec (wyświetl historię edycji)
  • chlopiec zmienił(a) tytuł na [PASZKWIL] Dla pewnego Kraju nad rzeką Wistulą
  • 5 tygodni później...
Opublikowano

Zgadzam się, że Polska jest kobietą, zgadzam się również, że złą i sprzedajną, ale nie jedyną, bo są również gorsze: Wenezuela, Somalia, Sri Lanka, by wymienić kilka.

 

Fajny paszkwil. Pozdrawiam.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @TylkoJestemOna Dzięki, samo życie niestety. Pozdrawiam
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Niektórzy uważają, iż w tym jest clue poezji, ja się z tym nie zgadzam, ale życzę po prostu, by szukać w dobrym miejscu. Nie zamykać się. Pzdr.
    • Wygnanie z Raju. Albo Cztery wesela i pogrzeb. (szkocka orkiestra) Pzdr :-)  
    • Szedł z nisko pochyloną głową poboczem pola, piaszczystą drogą. Szedł. Idzie obok kartofliska, które okrywa potok wieczornego słońca. Cały w pomarańczowej zorzy. Chłopski malarz. Namalował świat: bydło na rżyskach i pajęczyny babiego lata. Drżące. Sperlone kroplami rosy.   Wiesz…   Jesteś tu jeszcze?   Idę i jestem tutaj. Idę tak, jak szedłem wtedy, pamiętasz? Niczego nie pamiętasz. Już nic nie pamiętasz i nie widzisz, gdyż twoje oczy.   Martwe. I takie zimne zimnem kamienia. Bladego marmuru wyciosanego wieki temu dłutem nieznanego rzeźbiarza…   Ale znowu idziemy razem. Idziemy tak, jak moglibyśmy iść we dwoje. Tak jak moglibyśmy…   Idziemy. Idziemy. I idziemy raz jeszcze…   Stawiamy kroki powolne, jakby w zadumie. Idziemy jak ten sen śniony nagle nad ranem. Jak ta widziadlana korektora zdarzeń, co chwyta za gardło jakimś ciężkim westchnieniem.   Wypiłem trochę, to prawda. I wypiłem raz jeszcze, wznosząc toast za ciebie. Za nas…   Dlaczego milczysz? Spójrz, wznoszę kielich… E, tam, kielich, butelkę całą. Wznoszę ją pod światło wieczornego słońca.   I przez szkło przesącza się światłość pomarańczowa. Nadciągający wieczór. I przez szkło, przez płyn przejrzysty, przez te szkliste turbulencje spienionych majaków…   Napijesz się ze mną? Patrz, jest jeszcze trochę. Widzisz. Nie widzisz. Ale ja, widzę za ciebie.   Nie wypiłem do końca, albowiem chciałem… chcę zostawić tobie.   Stoję w otwartym oknie i patrzę. Wiatr szarpie gałęziami kasztanów. Szeleści liśćmi.   I szepcze. Szepcze. O, mój Boże, jak szepcze…   Na stole leży talerz. Mży cały w pozłocie kryształowy wazon z wetkniętym bukietem czerwonych róż. I te róże. Te róże czerwone…   Choć, napij się ze mną. Na stole lśni butelka. Podnoszę ją, aby wznieść…   Wiesz, był tu przed chwilą mój ojciec. Przyszedł zza grobu, aby się ze mną napić. Nie mówił nic, tylko patrzył. I patrzył tryni swoimi oczami.   Takimi oczami zasklepionymi czarną ziemią jak u trupa. Był i znikł. Nie powiedział ani słowa…   Kielich stoi nadal. Mój i jego. Jego i mój… Był i nie ma, choć przed chwilą jeszcze…   Wiesz, ćwiczę wirtuozerskie szlify chorobliwej fantasmagorii. I próbuję przecisnąć się przez ścianę. Atomy mojego ciała łączą się z atomami tynku, zaprawy murarskiej i cegieł.   Lecz nie mogę. Utykam, gdzieś pomiędzy. Nie potrafię przebrnąć jeszcze tej otchłani czasu. Choć jestem już bliski poznania tajemnicy przemieszania się w czasie.   Wiesz, to jest w zasadzie proste. Bardzo proste… Wystarczy tylko…   Zamykam oczy. Zaciskam szczelnie powieki. I widzę jak idzie ten malarz chłopski i maluje odręcznie dym płynący z łęciny, nad lasem idący...   Mimo że cierpi na bóle głowy i zaniki pamięci.   Ogląda swoje dłonie, palce. Licząc odciski, rdzę z lemieszy zdziera.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-08-10)    
    • Oryginalne, wakacyjne porównanie podróżnicze :-) Głębokich rozmów ze swoim wnętrzem ciąg dalszy :-) Pzdr.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...