Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Arman wszedł do ostatniego domu jaki mu został do sprawdzenia. Na dworze już zaczęło mocno padać a kolejne grzmoty zwiastowały nadchodzącą, gwałtowną burze. Zszedł do piwnicy. Szedł korytarzem, bo wydawało mu się, że tunel powinien przechodzić pod budynkiem gdzieś na jego końcu. W końcu usłyszał szum wody.

 

- Kurde jednak jest, jest wejście w tym domu.

 

Nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu. Uśmiechał się do siebie. Podszedł do metalowych drzwi. Zdziwił się, że były uchylone. Załączył latarkę. Słyszał już wyraźnie szum wody. Zszedł po schodach i zobaczył płynącą wartką rzekę. Woda pędziła jak we wzburzonym górskim potoku. Miała przynajmniej z metr głębokości. W pewnej chwili wydawało mu się, że coś usłyszał. Jakby ludzki głos. Zaczął patrzeć w kierunku z którego płynęła woda. I wtedy zobaczył światło latarki, które raz się pokazywało na jej powierzchni a raz gasło a następnie usłyszał przerażony kobiecy krzyk. Dźwięk narastał i szybko zbliżał się wraz z prądem wody. W końcu zobaczył dziewczynę porwaną przez nurt, która bezskutecznie próbowała się czegoś złapać. Nie zastanawiał się ani przez chwilę. Wskoczył do wody i złapał ją za rękę. Jednak nurt był tak silny, że został porwany wraz z nią. Udało mu się z największym trudem chwycić jakiś metalowy element wyposażenia tunelu. Tak przez chwile razem balansowali. Arman trzymał się ściany a Petia trzymała go za rękę. Zaparł się z całych sił przeciwstawiając się nurtowi i z wielkim wysiłkiem podciągnął dziewczynę do siebie a następnie trzymając ją w pasie i łapiąc elementy obudowy wyciągnął się z nurtu i usiadł na betonowych schodach, trzymając Petię na kolanach. Całkowicie przemoczony próbował wyrównać oddech. Petia zemdlała z wysiłku. Za kilkadziesiąt metrów tunel przechodził w rurę o dużej średnicy. Gdyby nie udało mu się chwycić obudowy to zginęliby w tej rurze oboje. Elena, jak dobiegała do budynku to widziała również, że przed budynkiem z piskiem kół hamuje pikap Fidana. Fidan wyskoczył i wbiegł za nią do budynku. Był przekonany że Petia nie żyje. Oboje w tym samym czasie dobiegli do metalowych drzwi. Weszli na schody, panowała ciemność tylko słyszeli głośny szum. Petia z Armanem zgubili latarki walcząc z wodą. Fidan poświecił swoją latarką i wtedy oboje zobaczyli obcego mężczyznę trzymającego na kolanach nieprzytomną Petię. Elena ją chwyciła. Arman był tak zmęczony, że nie był w stanie nic powiedzieć.

 

- Petia, Petia co ci jest?

 

Elena potrząsała córką. W końcu Petia zaczęła dochodzić do siebie.

 

- Nie wiem kto to jest i skąd się tu wziął, ale to on mnie

wyciągnął. Gdyby nie on, to byłoby po mnie.

 

Elena zwróciła się do Armana:

 

- Rozumiesz po angielsku? Bardzo ci dziękuję!

 

Arman pokiwał głową. Pomyślał tylko po mongolsku:

 

- Ku..a było blisko.

 

Petia doszła do siebie na tyle, że mogła już sama iść. Wszyscy wyszli z piwnicy i poszli w kierunku samochodu Fidana. Jednak ten w ostatniej chwili ich zatrzymał. Powiedział do nich szeptem:

 

- Idźcie drugim wyjściem. Tam przejdziecie na następną ulicę

i potem naokoło do domu. Przy aucie stoją żołnierze.

 

Dwóch żołnierzy patrolujących miasteczko zainteresowało się niedbale zaparkowanym autem na samym środku ulicy. Stali przy nim i rozmawiali. Fidan spieszył się ratować Petię i nie zastanawiał się jak zaparkować.

 

- Ciekawe po co przyjechał?

- Może szabrownik albo złodziej?

- Poczekamy chwilę a jak sam nie przyjdzie to pójdziemy go

poszukać.

 

Fidan spokojnie wyszedł z budynku i podszedł do żołnierzy.

 

- Ty młody, to twoje auto?

- Tak, wujek wysłał mnie tu, żeby sprawdzić czy mieszkanie

jest zamknięte.

- Jesteś mieszkańcem, wolno ci tu być?

- Tak mam przepustkę.

 

Fidan pokazał stosowny dokument.

 

- I co z tym mieszkaniem?

- Wszystko w porządku, zamknięte.

- Gdzie teraz mieszkasz?

- Na nowym osiedlu, zaraz wracam do domu.

- To spadaj stąd. Wieczorem nie masz tu czego szukać!

- No jadę już, jadę.

 

Fidan wsiadł do pikapa i pojechał do swojego mieszkania, do Eleny i Petii dwie ulice dalej. Jak odjeżdżał, to widział jednak, że żołnierze zaczęli coś podejrzewać i weszli do budynku z którego przed chwilą wyszedł. Fidan przyszedł do mieszkania, byli tam wszyscy, Elena, Petia i Arman. Elena zapłakana tłumaczyła Petii oraz Armanowi co właściwie się stało, że mocno zasnęła i nie słyszała telefonu. Arman ją pocieszał.

 

- Fidan co z tymi żołnierzami?

- Nie dobrze, chyba coś podejrzewają, weszli do budynku jak

 odjeżdżałem. Muszę wracać do domu.

 

Wyszedł a po chwili słychać było odjeżdżające auto. Arman się zmartwił. W końcu powiedział:

 

- Słuchacie, jak jutro nie będzie padać to spróbujemy umieścić

 w tunelu Petię i moją córkę. Co wy na to?

- Nie wiem czy chcę tam wracać?

- Petia nie gadaj takich głupot, musisz tam wrócić. Arman to

ty tu jesteś z córką?

- Tak, muszę do niej wracać.

- Gdzie mieszkacie?

- Dwa domy dalej, na parterze, pod dwójką.

- Oczywiście, że umieścimy je razem. Jeszcze raz bardzo ci

dziękuję czy możemy ci się jakoś odwdzięczyć?

- Może możecie zrobić coś ciepłego do jedzenia? Zostały nam

tylko resztki.

 

Elena odpowiedziała:

 

- Pewnie że możemy, przyniosę wam za dwadzieścia minut.

- Byłbym bardzo wdzięczny.

 

Arman poszedł a Elena przygotowała jedzenie.

 

- Chcesz iść sama do niego?

- Co takiego?

- Przecież go nie znamy.

- Przestań, uratował cię.

- Mama, a nie spodobał on ci się czasem?

 

Elena się zarumieniła:

 

- Oberwiesz mała wiedźmo, ciesz się że on tam był.

 

                       *****

 

Elena cicho zapukała do drzwi. Arman jej otworzył.

 

- Wejdź, ciemno tu trochę, staram się nie zwracać na siebie

uwagi w nocy.

 

Jamila siedziała w kącie na fotelu.

- A, to jest twoja córka, jak masz na imię?

- Nie odpowie ci.

- Dlaczego?

- Nie mówi, jest chora, poza tym nie rozumie cię, jest na pół

 Czeczenką w jednej czwartej Rosjanką a w jednej czwartej

 Mongołką.

- Co?

- No tak.

- A ciebie rozumie?

- Oczywiście, bardzo dobrze, mówię do niej po rosyjsku.

- A ty, ją?

- Lepiej niż myślisz.

 

Arman się uśmiechnął.

 

- A na imię ma Jamila.

- Cześć Jamila.

 

Elena podała jej rękę. Arman długo opowiadał Elenie swoją historię. Opowiedział jej o tragicznej śmierci Amani i o chorobie Jamili. Opowiadał również o przygodach jakie go w drodze tutaj spotkały i o tym, że byli już w strefie. Arman z natury rozmowny nie był, ale tym razem cieszył się, że  nareszcie ma z kim porozmawiać, a poza tym Elena bardzo mu się spodobała. Ona wcale nie śpieszyła się z powrotem. Jego towarzystwo jakoś również wyjątkowo jej odpowiadało i to nie tylko z wdzięczności za uratowanie Petii. Jamila się przysłuchiwała i patrzyła z ciekawością na Elenę aż w końcu przyszła do niej i sama usiadła jej na kolanach. Po kilkunastu minutach zasnęła przytulona.

 

- Kurde, jestem w szoku. Zdobyłaś zaufanie Jamili. Pierwszy

raz ją taką widzę. Ona z reguły jest nieufna i unika obcych.

- Pewnie brakuje jej mamy.

- Pewnie tak.

- Idę już, późno się zrobiło.

- Odprowadzę cię, w nocy tu jest niebezpiecznie.

- Nie boisz się zostawiać jej samej?

- Nie raz zostaje sama, wie że tak musi być.

- Jest dzielna, dobrze sobie razem radzicie.

- Obiecałem sobie, że muszę spróbować jej pomoc, jeśli tylko

będę umiał.

 

                       *****

 

Nazajutrz rano spakowano Petii i Jamili niezbędne rzeczy. Arman poszedł z nimi do tunelu. Plan był taki, że dziewczyny będą tam do wieczora a on po nie przyjdzie. Nie chciał żeby zostawały w tunelu na noc. Niestety naukowcy, przeprowa- dzając badania, nie ustalali czy pobyt w strefie musi być ciągły czy wystarczy aby łączny czas ekspozycji wynosił dwanaście pełnych dób. Nie ustalano również jak długie mogą być przerwy. Arman i Elena wiedzieli, że nie mogą dziewczyn cały czas trzymać w ciemnym korytarzu bo to raczej by im bardziej zaszkodziło niż pomogło. Zdecydowali, że będą tam w dzień a w nocy będą spać w domu. Arman na początku bardzo bał się o bezpieczeństwo dziewczyn i cały czas był z nimi albo czuwał gdzieś w pobliżu ale po dwóch dniach, gdy wszystko szło dobrze to przestał się tak przejmować. Z nudów chodzili z Eleną na spacery, wtedy gdy dziewczyny były w strefie. Poznali w ten sposób dokładnie wszystkie zakamarki miasteczka, które były dla nich dostępne. Wiedzieli gdzie jest każdy sklepik, apteka, każdy zakład usługowy. Weszli do piekarni bo drzwi były otwarte. Ktoś ją splądrował w poszukiwaniu resztek jedzenia. Do apteki też dało się wejść. Wiele leków było jeszcze w szufladach i na półkach. Spacerowali i dużo rozmawiali. Po trzech dniach nawet zaczęli trzymać się za ręce, oczywiście w wielkiej konspiracji przed dziewczynami. No tak, żeby się nie zgubić. Na jednym z takich spacerów trafili do miejskiego centrum kultury. Był to duży budynek który łączył funkcje sali teatralnej i kina jednocześnie. Co prawda teatr był opuszczony i zamknięty, ale przypadkowo zauważyli, że jedno z bocznych wejść jest otwarte. Prawdopodobnie wyważyli je jacyś szabrownicy, którzy włamali się z nadzieją znalezienia czegoś wartościowego. Oboje weszli do środka bo chciała tego Elena. Obejrzeli dużą salę teatralną z trzystoma krzesłami, weszli do operatorni kinowej gdzie był projektor, aż trafili do garderoby dla artystów. Było tam specjalne pomieszczenie w którym przygotowywano się do występów. Elena natychmiast rozpoznała wszystkie kosmetyki i cały zestaw akcesoriów i narzędzi do charakteryzacji. Szczegółowo rozróżniała, co do czego służy. Była zaskoczona, że w takim prowincjonalnym teatrze jest tak dobrze zaopatrzona charakteryzatornia. Szabrownicy nie znali rzeczywistej wartości tego wszystkiego. Nikt stąd nie chciał tego zabierać. Elena wiedziała, że niektóre profesjonalne specyfiki które tu były, są naprawdę bardzo drogie. Popłakała się na widok tego wszystkiego. Tak bardzo już tęskniła do normalnego spokojnego życia. Tęskniła za swoją pracą. Arman o nic nie pytał, ale nie bardzo rozumiał co ją tak poruszyło. Następnego dnia wieczorem, jak Petia wróciła z tunelu do mieszkania i była sama z matką to zapytała:

 

- Mamo, a co wy właściwie tu robicie jak my tam z Jamilą

w tym lochu siedzimy?

- E nic, a co się pytasz... głupio?

- A bo wiesz ten Arman to jakiś taki uprzejmy się zrobił.

- Tak? eee, wydaje ci się, nie zauważyłam.

- No i tak jakoś dziwnie gada. Elena to, Elena tamto i ty też

tak jakoś Arman i Arman.

- No co ty? Masz jakieś halucynacje chyba?

- I tak jakoś patrzy dziwnie na ciebie.

- Jak dziwnie?

- No takie oczka mu się duże robią i lśniące, jak u sarenki albo

 cielaczka.

- Petia.

- Tak?

- Czy mamusia już ci mówiła że ten wścibski łeb kiedyś ci

urwie?

 

Petia się śmiała a Elena przytuliła ją do siebie.

 

- A co właściwie z tą małą?

- Z Jamilą?

- Tak.

- A co ma być?

- Ciągle jak was widzę to przyklejona do ciebie, aż nie wiem

czy nie powinnam być zazdrosna?

- No, to dziwne, sama nie wiem. Traktuje mnie jak matkę. Nie

wiem dlaczego tak jest. Armana też to dziwi, nawet bardzo.

Przez to i ja ją polubiłam.

 

W piątym dniu pobytu dziewczyn w tunelu u Petii można było zauważyć już wyraźną poprawę. W pewnej chwili ona właśnie, przez przypadek upuściła lampkę. Latarka zgasła i w tunelu zrobiło się całkiem ciemno. W miejscu w którym dziewczyny przebywały nie było już studzienek przez które wpadało światło. Petia podniosła latarkę, ale Jamila wzięła ją za rękę i kazała jej ponownie ją wyłączyć. Dziewczyny pozostawały w zupełnej ciemności a Jamila bardzo uważnie przypatrywała się twarzy Petii. Petię to zaniepokoiło.

 

- Jamila, co z tobą? Co robisz?

 

Jamila wyraźnie czymś bardzo przejęta zapaliła latarkę i pokazywała na oczy Petii a następnie na swoje i ponownie ją wyłączyła. Petia zrozumiała, że dziewczyna chce zwrócić jej uwagę i również zaczęła się przyglądać oczom Jamili. W końcu zaniemówiła na chwilę z wrażenia a potem z przejęciem powiedziała:

 

- Jamila! Twoje oczy. One świecą!

 

Jamila pokazywała jej, że jej również. Petia w oczach Jamili a właściwie w tęczówkach jej oczu, widziała błękitny blask. Blask był tak słaby, że nawet w zupełnej ciemności trzeba było się bardzo uważnie przyglądać, żeby go zauważyć. Petia wzięła Jamilę za rękę i po ciemku zaczęły powoli iść razem w stronę wyjścia z tunelu. W pewnej chwili blask ich oczu zniknął. Dziewczyny zawróciły z powrotem w stronę strefy i w tym samym miejscu blask znowu się pojawił. Dziewczyny powtórzyły próbę dwukrotnie, za każdym razem z tym samym rezultatem. W końcu Petia powiedziała:

 

- Jamila! Ci cali naukowcy to przegapili! Wszystko badali

a tego nie zauważyli! Ten blask jest tak słaby, że można go

zaobserwować tylko w całkowitej ciemności. Widać nie

przyszło im do głowy, żeby to zbadać. Przynajmniej wiemy, że

jesteśmy w strefie.

 

Jamila nie rozumiała co Petia mówi, ale domyślała się o co jej chodzi. Obie były bardzo przejęte odkryciem. Niestety nazajutrz wszystkich spotkało kolejne nieszczęście. Arman, kiedy prowadził dziewczyny rano do tunelu, zauważył przed budynkiem duże poruszenie. W ostatniej chwili zdążył się schować tak, że jego ani dziewczyn nikt nie zauważył. Przed budynkiem było kilku żołnierzy i jacyś robotnicy. Po chwili przyjechała ciężarówka i wyładowano z niej materiały budowlane. Robotnicy zaczęli wnosić je do środka. Arman natychmiast zawrócił. Poszedł tam ponownie wieczorem. Budynek znowu był pusty. Wszedł do piwnicy a następnie pod właściwe drzwi. Śruba była bardzo silnie zakręcona. Jak w końcu udało mu się ją odkręcić i otworzył drzwi to to, co zobaczył odebrało mu już wszelką nadzieję na sukces ich misji. Za drzwiami stał mur, który zamykał dostęp do tunelu. Żołnierze wtedy, gdy legitymowali Fidana znaleźli wejście do tunelu i po kilku dniach przyjechali je zamurować. Arman wraz z Fidanem planowali ten mur rozebrać. Na pewno by sobie z tym poradzili, jednak Arman bacznie obserwował to miejsce i zorientował się, że codziennie podjeżdża tam patrol

i kontroluje czy do tunelu nikt tamtędy nie wchodzi. Zrozumiał, że jego misja, pomimo całej determinacji, dobiegła końca. Że nic więcej nie jest w stanie zrobić.

 

..............................

 

Dotyk Amani, Tajemnica Pluszowego Misia, Spisek Duchów       .........   www. Ebookowo.pl

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Mikołaj_Batkiewicz O, ziomek z Rewy? :)) Rowerem tam jeżdżę. Ale bliżej do Mechelinek.
    • BITWA MRÓWEK   Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne samopoczucie. Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale.  Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę.  Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki.  Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska.  Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co to robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn.       *********************************
    • Plotkara Janina, jara kto - lp.   Ma tara w garażu tu żar, a gwara tam.   To hakera nasyła - cały San - areka hot.   Ma serwis, a gra gar gasi, wre sam.   Ima blok, a dom - o - da kolbami.   Kina Zbożowej: Ewo, żab zanik.   Zboże jeż obzikał (kłaki).   (Amor/gęba - babę groma)   A Grażyna Play Alp, anyż arga.   Ile sieci Mice i Seli?   Ot, tupiąca baba bacą iputto.                      
    • Ma mocy mało - wołamy - co mam.    
    • Kota mamy - mam, a tok?  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...