Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Witam wszystkich,znalazłam się na tym forum ponieważ potrzebuję pomocy osób znających się na poezji i umiejących ją interpretować.Mam problem z wierszem L.Staffa "Pani z Milo". Potrzebuję interpretacji tego wiersza a nigdzie nie umiem jej znaleźć.Jeśli ktoś był by tak miły i znalazł czas na interpretacje to była bym bardzo wdzięczna.A to ten wiersz:

Z dniem każdym coraz smętniej w upadek się chylą
Szczątki twej świetnej chwały, boska pani z Milo.
Chwast zielony porasta progi twoich świątnic,
Nie tykane stopami pielgrzymów i pątnic,
Co nieśli ci w ofierze ptaki-dziewosłębie,
Parami powiązane miłosne gołębie.
Ogień, co na ołtarzu twoim wonny gorzał,
Zgasł w popiele i cały świat w miłość zubożał.
Czemuż czas bezlitosny z przeznaczeń wrzeciona
Wysnuł ci los najsroższy i odjął ramiona,
Że nie możesz podeprzeć walących się pował
I kolumn, które pająk zniszczenia osnował.
Na marmurach twych białych, które burza strąca,
Rój zielonych jaszczurek grzeje się do słońca.
Nie możesz drew dorzucić ognisku z drewutni,
Które kapłani twoi odbieżeli w kłótni
O podział danin, słanych ci z krajów dalekich.
Nie możesz ku nam ramion wyciągnąć kalekich,
Które puchar i złoty dzban dzierżąc z napojem
Rozlewały w krąg ongi miłość słodkim zdrojem.
Nie możesz wznieść rąk białych w strop nieba wysoki,
Błagając ojca bogów by zmienił wyroki.
Oczy twe nam rzucały radość w serca próżne,
Jak w gliniane skarbony królewską jałmużnę.
Usta twe, nieśmiertelnych uśmiechem pogodne,
Kwitnące łask dobrocią, w nasze serca głodne
Wnosił promień słońca i słodycz nieznaną,
Jak bożek nagą nimfę w jaskinię mchem słaną.
Błagaj ojca swojego i matkę Dionę
O litość nad swą męką, łaskę i obronę,
Byś znów świat złocić mogła mrokami omamion,
Ty która darzyć pragniesz, a jesteś bez ramion!
Budzisz się! Ku mnie zwraca się twa słodka głowa...
Usta twe drgnęły... z warg twych szeptem płyną słowa:
"Jakże cierpię! Nadludzkim spokojem niezmienny
Uśmiech mych lic ukrywa łzy i ból bezdenny!
Czemuż żyję?! W marmurze mojej piersi cichej
Płonie serce, jak w białej róży lampa Psychy.
W bieli członków mych tętnią purpurowe śpiewy
Mej krwi rozgałęzionej w koralowe krzewy.
Czemuż nie chciał grom śmierci i mnie w skroń uderzyć,
Zabiwszy jasnych niebian?! Przecz musiałam przeżyć
Zgon rówieśnych mi bogów i bogiń rówieśnic?
Z dala od bożków polnych, źródlanek i leśnic,
Strojących włosy w paproć, winograd i kwiecie,
Żyję samotna w obcym mi śmiertelnych świecie.
Nie budź starego Fatum, co wieków brzemieniem
Znużone nad Olimpu zasnęło zniszczeniem!
Niech nie widzi bolesnej krzywdy mego ciała!
Wracając mi ramiona, które-m postradała,
Jeszcze by podsyciło moją mękę srogą,
Że w objęcia stęsknione ująć nie mam kogo..."

Opublikowano

W wierszu można wyczuć lekki „zapach” dekadentyzmu. Pani z Milo – Wenus, bogini miłości ukazana kaleką. Bez ramion. Kiedyś w latach swojej świetności ubóstwiana przez ludzi:

„Szczątki twej świetnej chwały, boska pani z Milo.”
„Ogień, co na ołtarzu twoim wonny gorzał,”

Teraz skazana na bezradność. Choć nieśmiertelna, nie mogła obronić się przed strasznym losem. Bezradność posągu:

„Nie możesz wznieść rąk białych w strop nieba wysoki,
Błagając ojca bogów by zmienił wyroki.”

jest wyjątkowo przytłaczająca. Tym mocniej spływa rozpacz, gdy piękno, ideał, bogini jest potężna w swym pięknie, lecz niczym w swej mocy. Niewolnica czasu, by trwać i radować ludzi swym pięknem:

„Oczy twe nam rzucały radość w serca próżne,
Jak w gliniane skarbony królewską jałmużnę.
Usta twe, nieśmiertelnych uśmiechem pogodne,
Kwitnące łask dobrocią, w nasze serca głodne
Wnosił promień słońca i słodycz nieznaną,
Jak bożek nagą nimfę w jaskinię mchem słaną.”

Peel rozumie to cierpienie. Właśnie o nim jest tutaj mowa. Przemijanie, czas jest cierpieniem. Tym boleśniejszym, gdy dłuższym. Milczenie, które jedyną jest jej mocą, człowiek mylnie interpretuje jako wszystko, co może nam dać. Jednak peel jest przekonany, że bez rąk nic nie jest nam w stanie darować:

„Byś znów świat złocić mogła mrokami omamion,
Ty która darzyć pragniesz, a jesteś bez ramion!”

Pojawia się wypowiedź posągu i jednocześnie pytanie „czemuż żyję?”. Nieśmiertelna uwięziona w kamieniu wyjaśnia, peel-owi, że nie pragnie tych ramion. Którymi objąć nikogo nie może.

„Że w objęcia stęsknione ująć nie mam kogo...”

W tej przenośni człowiek jest śmiertelnikiem. Więc na zawsze będzie samotna. Utracone ramiona miłości, ramiona Wenus, są być może jej szczęściem w nieszczęściu. No bo po co komu ramiona, jeśliby nigdy nie mógłby nikogo w nich poczuć.


Może to pomoże ;)

Pozdrawiam świątecznie

Opublikowano

Teza. " Piękno samo w sobie jest czymś przemijającym."

Antyteza. Jednakże te autentyczne, zawarte np.
w dziełach sztuki, natchnione przez uczucie artysty
staje się nieśmiertelne.

Lecz droga, która do niego prowadzi jest kręta
i pełna niebezpieczeństw. Typu pająki, jaszczurki
czy też stare ruiny porośnięte zielskiem.

Synteza. Odkrycie miłości ( vel piękna ) wymaga
do podróżnika pewnego wysiłku. ( Stąd też
toporna forma wiersza )

I albo pozwala na to, abyśmy odkrywali w sobie
rzeczy niezwykłe ( np. " kwitnące łask dobrocią,
w nasze serca głodne... itd )

albo też pyta czemu są głodne
a bohaterka utworu samotna.

Czyżby uwięziona w kamieniu
nie znalazła nikogo kto by ją
zrozumiał.

Ale z drugiej strony kto tam rozumie
kobiety ?

Opublikowano

Jak stwierdziła Julia Valentine wiersz jest o miłości lub jej braku. Ja mam jeszcze bardziej przyziemne skojarzenia. Niestety wszyscy się starzejemy, przemijamy i choćbyśmy dreptali na rzęsach, wklepywali tony cudownych balsamów itd na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Tak samo miłość - ona ewoluuje, zmienia się, wymaga od nas samych zmian. Podumam nad tematem, może jeszcze wstąpię, pa/B.

Opublikowano

Interpretacja tego wiersza jest wbrew pozorom dość prosta.
Ze względu na rolę podmiotu lirycznego wiersz ten podzieliłbym na trzy części.
1. W pierwszej, podmot liryczny widzi rzeźbę bogini Venus (Afrodyty) bez rąk taką jaką znamy ją z wystawy w Luwrze (Leopold Staff odwiedzał Luwr podczas swojej wizyty w Paryżu w latach 1902-1903).
Jest to godny pożałowania stan tego bóstwa: “Z dniem każdym coraz smętniej w upadek się chylą/ Szczątki twej świetnej chwały, boska pani z Milo.” Porośniętą zielskiem świątynię “Chwast zielony porasta progi twoich świątnic,” nie odwiedzają wierni a kapłani rozpierzchli się po kłótni przy podziale darów. “Które kapłani twoi odbieżeli w kłótni
/O podział danin, słanych ci z krajów dalekich.”
2. W drugiej części podmiot liryczny wzywa boginię by zwróciła się do boga bogów (Uranosa-“w domyśle”), i do jej rodziców (Zeusa-“w domyśle” i Diony) aby zmienili bieg histori i przywrócili bogini jej dawną świetność:”
…Błagając ojca bogów by zmienił wyroki….
Błagaj ojca swojego i matkę Dionę/O litość nad swą męką, łaskę i obronę,/Byś znów świat złocić mogła mrokami omamion,”
…by mogła jak dawniej obdarzać teraz ludzi miłością i radością:” Oczy twe nam rzucały radość w serca próżne,/Jak w gliniane skarbony królewską jałmużnę./Usta twe, nieśmiertelnych uśmiechem pogodne,/Kwitnące łask dobrocią, w nasze serca głodne/Wnosił promień słońca i słodycz nieznaną,”
3. W trzeciej części Afrodyta nagle wyznaje, że owszem jej los jest ciężki, ale prosi by nie budzić losu:” Nie budź starego Fatum, co wieków brzemieniem/Znużone nad Olimpu zasnęło zniszczeniem!”. Tutaj dochodzimy do puenty całego wiersza- cóż z tego, że bogini miłości odzyska ramiona (znak jej świtności i pełni boskiej mocy) skoro nie będzie miała kogo nimi do siebie przytulić. “Wracając mi ramiona, które-m postradała,/Jeszcze by podsyciło moją mękę srogą,/Że w objęcia stęsknione ująć nie mam kogo..."”.

Jeśli chodzi o formę - jest to wiersz, sylabiczny z 13 sylabami w każdym wersie ze średniówką po siódmej sylabie, rymy żeńskie, dokładne i niedokładne.
Jest to ponadto wiersz stychiczny czyli bez podziału na strofy.

Wiersz ten mimo upływu czasu, czego efektem jest odczuwalna przez współczesnych czytelników idiomatycza sztuczność, nie utracił głębi filozoficznej - łatwo jest bowiem zinterpretować ten wiersz; trudniej udzielić odpowiedzi na pytanie: dalczego Venus z Milo nie wierzy, że istnieje taka istota, którą mogłaby obdarzyć łaską miłości?

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Mnie proszę nie liczyć. Policzcie sobie nawet psa, kota czy świnkę morską. Ale beze mnie… Że co? Że co się ma wydarzyć? Nie. Nie wydarzy się nic ciekawego tak jak i nie wydarzy się nic na płaskiej i ciągłej linii kardiomonitora podłączonego do sztywnego już nieboszczyka.   I po co ten udawany szloch? Przecież to tylko kawał zimnego mięsa. Za życia kpiarsko-knajpiane docinki, głupoty, a teraz, co? Było minęło. Jedynie, co należy zrobić, to wyłączyć ten nieustanny piskliwy w uszach szum. Ten szum wtłaczanego przez respirator powietrza. Po co płacić wysoki rachunek za prąd? Wyłączyć i już. A jak wyłączyć? Po prostu… Jednym strzałem w skroń.   Dymiący jeszcze rewolwer potoczy się w kąt, gdzieś pod szafę czy regał z książkami. I tyle. Więcej nic… Zabójstwo? Jakie tam zabójstwo. Raczej samobójstwo. Nieistotne z punktu widzenia rozradowanych gówniano-parcianą zabawą mas. Szukać nikt nie będzie. W TV pokazują najnowszy seans telewizji intymnej, najnowszy pokaz mody. Na wybiegu maszerują wieszaki, szczudła i stojaki na kroplówki… Nienaganną aż do wyrzygania rodzinkę upakowaną w najnowszym modelu Infiniti, aby tylko się pokazać: patrzcie na nas! Czy w innym zmotoryzowanym kuble na śmieci. Jadą, diabli wiedzą, gdzie. Może mąż do kochanki a żona do kochanka... I te ich uśmieszki fałszywe, że niby nic. I wszystko jak należy. Jak w podręczniku dla zdewociałych kucht. I leżących na plaży kochanków. Jak Lancaster i Kerr z filmu „Stąd do wieczności”? A gdzie tam. Zwykły ordynarny seks muskularnego kretyna i plastikowej kretynki. I nie ważne, że to plaża Eniwetok. Z zastygłymi śladami nuklearnych testów sprzed lat. Z zasklepionymi otworami w ziemi… Kto o tym teraz pamięta… Jedynie czarno białe stronice starych gazet. Informujące o najnowszych zdobyczach nauki. O nowej bombie kobaltowej hamującej nieskończony rozrost… Kto to pamięta… Spogląda na mnie z wielkiego plakatu uśmiechnięty Ray Charles w czarnych okularach i zębach białych jak śnieg...   A więc mnie już nie liczcie. Idźcie beze mnie. Dokąd.? A dokąd chcecie. Na kolejne pokazy niezrównanych lingwistów i speców od socjologicznych wynurzeń. Na bazgranie kredą po tablicy matematyczno-fizycznych esów-floresów, egipskich hieroglifów dowodzących nowej teorii Wielkiego Wybuchu, którego, jak się okazuje, wcale nie było. A skąd ta śmiała teza? Ano stąd. Kilka dni temu jakiś baran ględził na cały autobus, że był w filharmonii na koncercie z utworami Johanna Straussa. (syna). Ględził do telefonu. A z telefonu odpowiadał mu na głośnomówiącym niejaki Mariusz. I wiedzieliśmy, że dzwonił ktoś do niego z Austrii. I że mówi trochę po niemiecku. I że… - jest bardzo mądry…   Ja wysiadam. Nie. Ja nawet nie wsiadłem do tego statku do gwiazd. Wsiadajcie. Prędzej! Bo już odpala silniki! Ja zostaję na tym padole. Tu mi dobrze. Adieu! Poprzytulam się do tego marynarza z etykiety Tom of Finland. Spogląda na mnie zalotnie, a ja na niego. Pocałuj, kochany. No, pocałuj… Chcesz? No, proszę, weź… - na pamiątkę. Poczuj ten niebiański smak… Inni zdążyli się już przepoczwarzyć w cudowne motyle albo zrzucić z siebie kolejną pajęczą wylinkę. I dalej być… W przytuleniu, w świecidełkach, w gorących uściskach aksamitnego tańca bardzo wielu drżących odnóży… Mnie proszę nie liczyć. Rzekłem.   Przechadzam się po korytarzach pustego domu. Jak ten zdziwaczały książę. Ten dziwoląg w jedwabnych pantalonach, który po wielu latach oczekiwania zszedł niebacznie z zakurzonej półki w lombardzie. Przechadzam się po pokojach pełnych płonących świec. To jest cudowne. To jest niemalże boskie. Aż kapią łzy z oczu okrytych kurzem, pyłem skrą…   Jesteś? Nie. I tam nie. Bo nie. Dobra. Dosyć już tych wygłupów. Nie, to nie. Widzisz? Właśnie dotarłem do mety swojego własnego nieistnienia, w którym moje słowa tak zabawnie brzęczą i stukoczą w otchłani nocy, w tym ogromnie pustym domu. Jak klocki układane przez niedorozwinięte dziecko. Co ono układa? Jakąś wieżę, most, mur… W płomieniach świec migoczące na ścianach cienie. Rozedrgane palce… Za oknem jedynie deszcz…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-03)    
    • @m1234wiedzialem, że nie zrozumiesz, szkoda mojego czasu. Dziękuję za niezrozumienie i pozdrawiam fana.   PS Żarcik etymologiczny od AI       Etymologia słowa "fun" nie jest w pełni jasna, ale prawdopodobnie wywodzi się ze średnioangielskiego, gdzie mogło oznaczać "oszukiwanie" lub "żart" (od XVI wieku). Z czasem znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki", które są obecnie głównymi znaczeniami tego słowa.  Początkowe znaczenie: W XVI wieku angielskie słowo "fun" oznaczało "oszukiwanie" lub "żart". Ewolucja znaczenia: W XVIII wieku jego znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki". Inne teorie: Istnieją spekulacje, że słowo "fun" mogło pochodzić od średnioangielskich słów "fonne" (głupiec) i "fonnen" (jeden oszukuje drugiego). 
    • Po drugiej stronie Cienie upadają    Tak jak my  I nasze łzy    Bo w oceanie nieskończoności  Wciąż topimy się    A potem wracamy  Bez śladu obrażeń    I patrzymy w niebo  Wszyscy pochodzimy z gwiazd 
    • na listopad nie liczę a chciałbym się przeliczyć tym razem
    • Dziś dzień Wszystkich Świętych: Na płótnach ponurych I tych uśmiechniętych, Ale wspomnij zmarłych, Nie tych, co tu karły, – Co drzwi nieb otwarli! Choć w spisach nie ma, Bo jakieś problema... – Na dziś modlitw temat!?   Ilustrował „Grok” (pod moje dyktando) „Nierozpoznany święty”.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...