Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Bywa że Jesteś dla mnie niezrozumiały.
I gdy tak się dzieje, zazwyczaj odpuszczam.
I wtedy wychodzę odetchnąć, powietrzem które mi dałeś.
Moje ręce rozkładam na znak wolności i przynależności do Ciebie.
Wychodzę naprzeciw tego co dla mnie stworzyłeś.
Każde poruszenie liśćmi.
Szept lasu,zapach wilgotnego mchu, i ta złota kula ,która chowa się w koronach drzew.
Przypominają mi o Twojej potędze.
Podałeś mi to wszystko na mojej drobnej dłoni.
Moje myśli odnajdują wytchnienie, gdy błądzę wśród rozkołysanych drzew.
Gdy kroczę powoli w ich cieniu, czuję jak ciało stygnie.
Ty wiesz,że zazwyczaj Nie zadaję pytań, masz pokorną mnie.
Gdy szukam Cię w lekkim powiewe, oczekuję że ostudzisz żar bijący we mnie.
Przychodzi wiatr.
Dobrze mi.
Bywasz Ojcem i nie brzmisz jak ten ziemski.
Jednak wiem o Tobie,że nim Jesteś.
Więc staram się Ciebie wybadać  na ile tak jest. 
Wiesz dobrze ze Twoje rokowania są słabe.
Czasem zdarzy mi Się nazwać Cię przyjacielem, choć dawno tego nie usłyszałeś.
Gdy zabrałeś mi ziemskiego Ojca,
Nasza odległość stawała się coraz mniejsza.
Stałeś blisko.
Dałeś mi czas pełen pokoju, Ciszy...
Po jakimś czasie rzuciłeś niezrozumiałe błyskawice, uderzały o moje piękne rozkołysane drzewa.
Niebo przestało rysować błogie kolory.
Dawno nie dostrzegłam tej najjaśniejszej z gwiazd.
Wiedziałeś co w moim ciele drzemie,w końcu prześwietlasz mnie na wylot.
Nie odnalazłam w Tobie spokoju,
choć starałam się go znaleźć,
tak usilnie że zaczęłam błądzić.
I pomyślałam że to co mi dałeś na dłonie, trochę pobolewa.
Mój krok przestał być stabilny.
Chyba zachwiałeś moim światem.
Twoj Wiatr przestał być otuchą,
Moje ciało nie może się utrzymać.
Moje ręce pragną abym je dla Ciebie rozłożyła.
Jednak ta niezrozumiala siła która we mnie jest ,nie pozwala ponownie poddać się temu.
Trzymam się drzew aby nie zachwiać kroku.
Widzisz mnie w tej odsłonie,i nie chce mi się już Ciebie szukać.
Przecież wiesz dobrze o moim położeniu.
Twoja nawigacja nie szwankuje.
Teraz Ty znajdź mnie.
Twoja Ja.


 

Edytowane przez Annaartdark (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zgadzam się z @jan_komułzykant : jest to ciekawa, a co więcej, wyważona wypowiedź skierowana do Stwórcy.

Chociaż wiele w niej treści, jest bardzo rzeczowa: Peelka zachowuje spokój i pokorę i nie daje się ponieść emocjom.

Umieściłaś utwór w Warsztacie, a więc masz co do niego wątpliwości. Ze swej strony nie jestem pewna, czy to wiersz - raczej nazwałabym go prozą poetycką w postaci listu.

 

Pozdrawiam

 

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ja tam często zadaję pytania. Mam nawet kilka takich, na które ludzkość nie zna odpowiedzi, a które zadam Bogu gdy umrę, oczywiście jeśli będę mógł.

 

Poemat prozą, jak Anhelli Słowackiego. Swoją drogą prześwietny utwór, jeden z moich ulubionych.

 

Pokory tutaj dużo, to prawda. Wyważonego tonu również ale widać także niezagojoną ranę i pretensję. Zresztą, po takiej tragedii, któż by ich nie miał.

Edytowane przez Wędrowiec.1984
Oczywiście zrobiłem literówkę... (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

 

@Wędrowiec.1984  dostrzegacie ,tu tyle pokory dobrego tonu. Właściwie jest mi bardzo miło, chociaż pisząc to daleko było mi do tego:) 

Co do pytań,  cóż dawniej było ich więcej. 

Znalazłam swoją oazę:) a że mieszkam tuż przy lesie czerpię z niego bardzo wiele.

Podobno przeciwieństwa lgną do siebie.

No mój temperament gdzieś muszę temperować;)

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tak, zdania są bardzo spokojne, żadnego wykrzyknika nawet nie ma. :)

 

W sumie to chyba ja także znalazłem. Wreszcie.

 

Wtedy jest ciekawiej. Czasami trzeba uważać, bo przeciwne temperamenty potrafią o siebie zajadle walczyć. :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Gdybym miała w związku taką drugą mnie nie byłoby dobrze:) jednak czasem bardzo bym chciała aby ta druga część mnie rozumiała moją,, wrażliwość,, 

Nie można mieć wszystkiego

Opublikowano

@Wędrowiec.1984 dobre spostrzeżenie:) Joker jest ozdobą mojego salonu, już robi się jego Harley. Nie wszystkim to sie podoba.Ludzie oceniają bardzo powierzchownie, płytko. Zarzucono mi demoralizację dzieci:) na szczęście to moja krew więc uwielbiają moją twórczość:) 

@Wędrowiec.1984 Oj nie znam Twzjego mroku. Jednak uwielbiam twórczość...

Bywa bardzo kojąca 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...