słońce zachodzi jak dojrzała dynia
liście się ścielą czerwono złociście
kąśliwy podmuch dywany rozwija
pajęczyn szarpiąc strzępy obwisłe
srebrzą poranki wyburzałe pola
szara kurtyna zapada na dale
głowy latarni w mglistych aureolach
światłem się dzielą coraz wytrwalej
depresja czasu zwężenie przestrzeni
wrażliwe dusze znowu w kleszczach trzyma
i jeszcze ciepła myśl może coś zmienić
gdy już w oddali czai się zima