Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

             Ona podeszła do mnie i przysiadła się po drugiej stronie ławy. Uczyniła to z wesołością i pięknym uśmiechem oczu dojmującymi z jej twarzy. Miała piękne dołeczki na policzkach. Pierwsze na co zwróciłem uwagę (ach jakiż ze mnie wzrokowiec) to na jej schludny wygląd. Wydaje mi się, że mogła mieć kilka kilogramów nadwagi, co nie miało to dla mnie większego znaczenia, bo po pierwsze była naprawdę zadbana, po drugie miała i tak świetną figurę, a po trzecie sam do najlżejszych wcale nie należę. Miała na sobie obcisłe, czarne spodnie, ładną ciemną koszulkę i narzuconą na ramiona kurteczkę. Była subtelnie umalowana, ale żeby być uczciwym muszę Wam powiedzieć, że kompletnie się nie znam się na rodzajach i sposobach makijażu. Zapytała mnie jak mam na imię, odpowiedziałem, że Daniel, a ona przedstawiła się imieniem Rebecca. Z początku rozmawialiśmy po francusku, bo parę zdań potrafię wypowiedzieć w tym języku, ale niebawem przeszliśmy na angielski, w którym się czuję swobodniej, bo znacznie lepiej opanowałem ten język. Rebecca była dobrym i wesołym rozmówcą. Z sobie tylko wiadomym wdziękiem i gracją opowiadała mi historyjki jedna po drugą, zaciągając się papierosem i z umiarem popijając jasny, prawdopodobnie francuski browar. Prawda jest taka, że byłem lekko oszołomiony i nie bardzo rozumiałem, co się dzieje oraz prawdę mówiąc nie wiedziałem dlaczego ona się właśnie do mnie przysiadła, bo w lokalu przecież było kilku innych mężczyzn, zresztą wydaje mi się, że przystojnych Francuzów i przez dłuższy czas nie byłem w stanie sobie wytłumaczyć dlaczego ona w ogóle rozpoczęła ze mną rozmowę. Szczerze mówiąc nie byłem zbytnio rozmowny, co chwila zamykając się wśród niedostępnych, jakby nieobecnych i trudnych do rozgryzienia myśli, ale Rebecce w ogóle to nie przeszkadzało. Zapytała mnie o kilka rzeczy w stylu gdzie mieszkam, z jakiego pochodzę kraju, co mnie tu sprowadza i czy podoba mi się w tym lokalu. Rzetelnie i na ogół twierdząco odpowiadałem na każde z pytań, rozmowę popijając piwkiem, które zresztą zaraz mi się skończyło. Później sobie pomyślałem dobrze fajna rozmowa, ładna dziewczyna, ok, ok, ale ja i tak nie mam pieniędzy na następne piwo, a poza tym wcale nie chcę się upijać. W jakiś taki nadzwyczaj lekki, niezobowiązujący i swobodny sposób wymieniliśmy się numerami telefonów, a nawet umówiliśmy się na kolejne spotkanie w pubie. Sytuacja bardzo mi się podobała i prawdę mówiąc Rebecca naprawdę przypadła mi do gustu. Pożegnaliśmy się we francuskim zwyczaju, całując się w oba policzki i wypowiadając niemalże magiczne francuskie słówko. Rebecca poszła do siebie, zresztą wcale nie pytałem gdzie, a ja do siebie, to znaczy na gospodarstwo oddalone od pubu o kilka kilometrów. Zdarzenie było bardzo przyjemne, tyle tylko, że nie potrafiłem w ogóle zrozumieć dlaczego Rebecca do mnie się przysiadła. Prawdę mówiąc po czasie rozwiązałem i tę zagadkę, ale uczyniłem to dopiero później, bowiem podczas powrotnego spaceru. Przypomniałem sobie i powtarzałem w duchu jej zachowania i reakcje, co pomogło mi rozwiązać tę wydawałoby się, że skomplikowaną szaradę. Być może mógłbym dłużej Was trzymać tutaj w niepewności, ale tego nie uczynię i od razu wyjaśnię o co chodziło – hm, jakież to prozaiczne – chodziło o lewe perfumy Hugo Bossa, a właściwie o subtelny i słodkawy zapach mandarynek i rozmarynu. Skąd tak szybko się tego domyśliłem? Otóż, kupując drugie piwo przeszedłem obok niej i przypomniałem sobie jej pozytywne jakby przemożnie akceptujące zachowanie, a po drugie bardzo się Jej podobało, gdy ciałami zbliżaliśmy się do siebie, a zwłaszcza spodobały się jej nasze pożegnalne całusy w policzki. Gdy tylko uświadomiłem sobie ciąg wydarzeń podczas wieczornego spaceru, aż wybuchałem śmiechem i przeniknąłem radością, bo prawdę mówiąc zupełnie nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Jakież wydawało mi się przewrotne, że oto w ojczyźnie perfum, ładna i zadbana Francuzka nawiązuje ze mną bliższą znajomość tylko dlatego, że skrupulatnie popsikałem się podróbką perfum Hugo Bossa, zresztą nabytą w ostatnim momencie, do tego prawdopodobnie od Rosjanina, w dodatku za marne sześćdziesiąt złotych. Proszę tylko spojrzeć, czy życie nie jest w stanie napisać niesamowitych i zupełnie nieprawdopodobnych scenariuszy?

         Jest w stanie, owszem, jest w stanie, nawet dużo lepsze i bardziej interesujące, ale akurat tego scenariusza nie napisało, bowiem zmyślam, ponieważ lubię niekiedy popuścić wodzy fantazji. Ponadto uprzejmie wyjaśniam, że często piszę co czuję, a wydaje mi się zwyczajnie, że sporo tutaj odczuwam, choć mogę się mylić w tym właśnie zakresie. Mogę tylko powiedzieć, że podobne wydarzenia mają tutaj miejsce, a ponadto staram się, bardzo się staram, żeby powyższa opowieść zabrzmiała przede wszystkim wiarygodnie. Nawet jeśli uważasz mnie za kłamcę, czy kogoś w rodzaju oszusta, proszę zostań ze mną, a rzecz jasna uczynisz jak chcesz uczynić, bo masz do tego niezbywalne prawo. Na swoje wytłumaczenie mam tylko jedno usprawiedliwienie – wydaje mi się, że w sztuce można kłamać i zmyślać i wyolbrzymiać i zmieniać zdanie i przeczuwać i umniejszać i prowokować i bulwersować i kreować i przeinaczać fakty i jeszcze dziesiątki najróżniejszych innych i oraz zawsze tak było, jest i będzie. Jestem skłonny nawet przypuszczać, że im więcej wymyślasz, kreujesz i przeinaczasz fakty (bo zawsze pisząc o czymś praktycznie rzecz biorąc przeinaczasz fakty), tym lepszy wychodzi Ci tekst, ale jest to temat w gruncie rzeczy na osobną opowieść. Z tą tezą, zresztą jak z prawie każdą inną można jako żywo dyskutować. Ostatnio bardzo lubimy na przeróżny sposób tak czynić, a nie mi jest oceniać, czy to dobrze, czy źle całkiem. Fakt jest faktem, że rozpisaliśmy się i rozdyskutowaliśmy się na tysiące najróżniejszych sposobów. Takie czasy. Wystarczy nadmienić, że po paru spokojnych latach względnego racjonalizmu i rozsądku na naszym niebie znów pojawiło się UFO, w co z teoretycznego punktu widzenia jestem w stanie rzeczywiście uwierzyć oraz co jeszcze lepsze tysiące lub setki tysięcy coraz to nowych i coraz bardziej absurdalnych teorii spiskowych oraz w gruncie rzeczy paranoicznych tez, hipotez i przypuszczeń. Jeśli miałbym próbować podsumowywać te czasy, po pierwsze wskazałbym, że jesteśmy w okresie przejściowym (o ile sobie dobrze przypominam postawiłem tę tezę wcześniej niż sama wielka Olga Tokarczuk:), a po drugie jesteśmy we wczesno – komputerowej fazie rewidowania założeń, postaw, poglądów i zapatrywań na otaczającą nas rzeczywistość, co ma niewątpliwie pozytywne jak i szereg negatywnych skutków, ale tutaj nie o tym. Miałem żartować, miałem tylko żartować, już wracam na pozytywną stronę kartki.

            Fakt moich przypuszczeń bliskich pewności postanowiłem sprawdzić, a następnie wykorzystać już na następnym spotkaniu w pubie. Jak wspomniałem jestem w miarę przyzwoitym człowiekiem, co powoduje, że w żadnym wypadku bym tak nie uczynił, gdyby Rebecca faktycznie mi się nie podobała i gdybym wobec niej miał jakieś nieuczciwe, czy niestosowne zamiary. Nic takiego nie miało miejsca, chciałem bowiem właściwie tylko jednego, a mianowicie bliżej poznać Rebeccę, co mi się zresztą udało, ale nie uprzedzajmy zanadto wypadków. W tym słusznym celu przed drugim wyjściem do pubu oczywiście aż do przesady schlapałem się perfumami Hugo Bossa. Wiedziałem również, że podróbki perfum mają to do siebie, że szybko wietrzeją, dlatego postanowiłem wziąć plecak, a do niego zapakować flakon z perfumami. Przed godziną umówionego spotkania w pubie, a przyszedłem parę minut wcześniej, udałem się do ubikacji żeby poprawić natężenie własnego zapachu. Ograniczyłem się też w paleniu papierosów – czegoż to się nie robi jak powiadają w słusznym celu, czyli dla kobiety? Niebawem przyszła do lokalu Rebecca, znów zresztą świetnie wyglądała, choć ubrana była praktycznie tak samo jak poprzednio, bo w ciemne kolory i przywitała się ze mną buziakami w policzki. Patrzyła na mnie z wyraźną aprobatą oraz znów zaczęliśmy rozmawiać w języku angielskim. Tym razem rozmowa była bardziej pogłębiona, ponieważ zaczęliśmy odrobinę rozmawiać o naszej przeszłości, a nawet nieśmiało i niezdecydowanie wybiegać w przyszłość. Oczywiście znów potrafiłem gdzieś uciec myślami, a wiąże się to z tak zwaną emigracją wewnętrzną, ale ponownie Rebecce ta okoliczność w ogóle nie przeszkadzała. Ponownie usiedliśmy po przeciwnych stronach tej samej ławy. W lokalu znów było kilka wesołych i żywiołowo reagujących osób. Tym razem postawiłem Rebecce piwo, bo wziąłem nieznacznie więcej pieniędzy, ale przecież nie jest to fakt godny wspominania. Jakież to przecież słabe i trywialne pisać o pieniądzach, no jasne :) Po wypiciu pierwszego piwa poszedłem do łazienki, żeby popsikać się perfumą Hugo Bossa, co przyniosło ten nieoczekiwany w sumie efekt, choć zaplanowany z najdrobniejszymi szczegółami, że Rebecca poprosiła mnie, czy może przysiąść się obok mnie, ja rzecz jasna się zgodziłem, dlatego ona usiadła i subtelnie oraz delikatnie przytuliła się do mnie ramieniem. Poczułem jej włosy na własnym ciele. W duchu to ja się śmiałem, prawdę mówiąc nigdy nie przypuszczałem, że sprawy sercowe mogą być tak banalnie proste, bo wcześniej zazwyczaj miałem szereg, zresztą najróżniejszych kłopotów z kobietami. W normalnych okolicznościach, że tak powiem przyrody umówiłbym się z Rebeccą gdzieś na spacer, przejażdżkę rowerem lub samochodem, czy nie wiem na zakupy, ale tym razem sprawy biegły tak szybko, zdecydowanie szybciej niż zazwyczaj, że postanowiłem zaprosić ją do siebie na obiad. Rebecca poczuła się niepewną oraz miała trochę wątpliwości, czy przyjąć moją propozycję, ale po chwili wahania przystała na nią. Tym samym doszedłem do wniosku, że lewe perfumy Hugo Bossa potrafią czynić prawdziwe cuda i nie ma tym żadnej, nawet najmniejszej przesady. Ponownie wypiliśmy po dwa piwa i wypaliliśmy kilka papierosów, choć zdecydowanie mniej niż poprzednio. Im starszy tutaj jestem tym mniej zadaję pytań o zatrudnienie, dlatego prawdę mówiąc nie wiedziałem czym Rebecca zajmuje się w życiu tak zwanym zawodowym. Zamiast pytać Ją o niekiedy kłopotliwe sprawy pracy wolałem opowiedzieć jej kilka słów o Polsce oraz faktycznie trudnej i coraz gorszej sytuacji w naszym kraju. Rebecca przyjęła moje słowa z realnym współczuciem, bo jak się niebawem okazało, była bardzo wrażliwą i uczuciową osobą, tyle tylko że starała się w tej rzeczywistości odnaleźć i radzić sobie z życiem, co zresztą do dzisiaj całkiem nieźle jej wychodzi. Buziak, buziak i poszliśmy do domów, a każde z nas do swojego.

          Ciekawa rzecz, że zaraz po tym spotkaniu ponownie wyciągnąłem kartkę i długopis oraz napisałem pierwszy tekst podczas mojego francuskiego pobytu. Do dzisiaj nie wiem, czy powstał dobry wiersz, czy raczej taki sobie, ale nawet teraz, a od całej sytuacji minęło trochę czasu, z przyjemnością do niego wracam i przypominam sobie pierwsze i pamiętne chwile z Rebeccą. Popatrz tylko, że cała relacja zaczęła się bardzo niewinnie, bo przecież przemyconymi do Francji lewymi perfumami Hugo Bossa, o czym zresztą napisałem powyżej.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Poetycki język, pełen sugestywnych obrazów i głębokiej symboliki, sprawia, że jest to lektura wymagająca, ale satysfakcjonująca dla czytelnika poszukującego w poezji czegoś więcej niż tylko ładnych słów. To wiersz, który zostaje w pamięci na długo po przeczytaniu, zmuszając do refleksji nad własnym "jestem"
    • A Iwa, Pawle, chce lwa, pawia
    • I stryczek czekał. Cierpliwie. Tak samo jak tłum na placu St Genevieuve. Gdzieś w oddali ulic dzielnicy Blerváche, zarżały konie, północny, zimny wiatr, dął we flagi na blankach murów, ludzie strwożeni i zagubieni w swych myślach, nie mogli być pewni już ani zbawienia ani potępienia. Upadły im do stóp kajdany i wielu z nich poczuło wolność swych czynów i sumienia. Byli ludźmi stworzonymi na podobieństwo Boga. Lecz gdzie był ten ich Bóg? W postaci ojca Oresta czy ojca Nérée? Czy może jednak ukrył on się skutecznie w obliczu umęczonego skazańca?     Wielu patrzyło teraz na Orlona a on uczuł jakby moc nie pochodząca ani od Boga ani Szatana. Zrozumiał jak wielu pobratymców, ludzi ulicy i rynsztoka. Okrytych nie chwałą i złotem a fekaliami i brudem, solidaryzuję się z jego męczeństwem i widmem nieuchronnej śmierci. Widział ich usta. Suche i spękane. Sączące cichcem, pokłady górnolotnych i chwalebnych modlitw. Widział jak nagle zgasło słońce górujące nad brukiem placu. I cień długi padł na miasto i jego mieszkańców. A może wyległ on z dusz ich. Może i ich grzechy zostały darowane i uciekały teraz z ciał by ginąć cicho pod wzrokiem czujnych posążków aniołów. U stóp posągu świętej Genowefy, do której w godzinie próby i zwątpienia tak często modliły się jego dziewczęta.     Wreszcie spojrzał z ukosa na samego ojca Oresta. Sam nie wiedział czy wypada mu coś rzec na jego świątobliwa postawę wiodącą go ku chwale zbawienia duszy i ocalenia głowy. Wiedział jedynie, że obcy mu tak naprawdę ojczulek, zajął się nim niczym synem marnotrawnym, choć Orlon nigdy mu nie obiecał poprawy swego zachowania czy odkupienia win. Prędzej jednak życia by się wyrzekł niż losu ulicznika i wyrzutka.     Tak często przychodziło mu pisać w swych wierszach o atmosferze i pulsie tego miasta, które oddychało zbrodnią i występkiem a którego krwioobieg stanowiły szelmy i łotry, murwy i alfonsi, włamywacze i mordercy. Wszyscy Ci, zjednoczeni w upadku ideałów i pochwale swej zgorzkniałej pychy. Wszyscy, którym lochy Neufchatel były okrutnym domem szaleństwa a drewniana Agnes była wybawicielką od codziennej rutyny. Planów zbrodni i zysków. Ucieczki w bezdnie, czarnych bram do piekła. Uliczek Gayet. Gdzie pieniądz, tańczył między palcami sutenerów i chlebodawców dziewcząt a moralność cicho skomlała, pobita i pohańbiona w kałuży krwi niewinnej. Przybrała twarz dziewcząt takich jak Pluie czy Biała Myszka. A łzy jej były ciężkie od bólu i nienawiści do ludzi władzy i losu francowatego.     I choć ciężko było w to uwierzyć, nawet Orlonowi. Sam uronił łzy. Tu, na podeście miejskiej szubienicy. W obecności oficieli, sądu i miasta. Widać Bóg mu przebaczył. Chmurę przegonił silny wiatr i znów promienie słońca oświetliły jego twarz. Ojciec Orest dojrzał te łzy i patrzył na niego z dumą jak nieraz robił to jego ojczym. Jego duch znów stanął mu przed oczyma. Ojciec Lefort znów pouczał swe przybrane dziecię. W ogrodzie biskupiej rezydencji.   - Pamiętaj Orlon. Grzechy nasze doczesne są nam ciężarem na sercu, jak kamienie omszałe, polne. Więc nie grzesz więcej ponad to co Twe serce będzie mogło unieść. Każdy grzech nie jest miły naszemu stwórcy, lecz grzeszeniu myślą i mową łatwo jest ulec. Człowiek jest na to istotą zbyt prymitywną i porywczą. Nie grzesz synu mój jednak zbyt wiele czynem wobec bliźniego. Bo grzechy wobec braci i sióstr naszych szczególnie są niemiłe Panu. Pokuta za nie jest surowsza a konsekwencję zbyt często nieodwracalne. Pokutuj i wybaczaj a będziesz doskonalszy w podążaniu za prawdą. Kieruj się nią i sercem a zjednasz ludzi pod sztandarem niczym król. Przekaż im słowo do umysłów I niech im zakiełkuję w sumieniu. Niechaj Twym sztandarem i herbem będzie prawdą synu a lud pójdzie za Tobą choćby w odmęty śmierci.   Warto by wykorzystać nauki ojczyma. Przecież był królem. Półświatka i zbrodni. No ale cóż, trudno. Nie każdy rodzi się kardynałem czy papieżem. A on urodził się kłamcą i manipulantem więc zjedna jakoś ten zwarty, liczny tłum.     Z jego ust popłynęły słowa nieprzystojne dla umierającego, a jednak dziwnie święte, bo wypowiedziane z serca, które widziało już piekło – i ludzkości, i niebios   - Boże szelmów, wszetecznic i łotrów bez czci … - urwał nagle w pół zdania jakby nie do końca wiedząc czy chce je kończyć tą myślą którą zamierzał. Niepewnie, szukając wsparcia w głowach tłumu. Dojrzał swą ukochaną Tibelle. Wiedział, że dla niej warto żyć i bluźnić. Kochać i brukać. Świętych i innowierców. Zakonników i murwy upadłe. Zaczerpnął solidny haust powietrza i wykrzyczał pewnie na cały głos aż echo zerwało do lotu gołębie z pobliskich dachów - Pobłogosław, miłosiernego króla!
    • Ule ja kupię! I pukaj, Elu
    • Dzień skwarny odszedł. Na podkurek się swarno zebrało. Oświetlony zewsząd chutor, jak latarnia na skale wytrwała pośród stepów oceanu. Brodzą i legną się leniwą strugą czernawą, struchlałe, lękliwe osiedli ludzkich, cienie. W pomrocznym maglu, letniego wieczora mieszają się ze sobą. Jazgot niestrudzonych świerszczy, parsknięcia sprowadzanych do stajni koni i skowyt daleki samotnego łowcy. Prężą się dorodne łopiany, jak iglice wież strzelistych. Na straży wyniosłych, płożących się pośród traw, ostrów burzanu. Płaczę nad Tobą Matko a łza jak ogień me lico gore. Jak szabla moskalska, rzeźbi na policzku blizny ślad. Na tych ziemiach od wieków, tylko śmierć, nędza i wojna rządzi. Więc by przeżyć trzeba mieć dusze i serce z tytanu.   Nadzieje pokładamy tylko w gniewie. A honor nasz i wola, upięta rapciami u pasa. Nasze krasne, stalowe mołodycie, dopieszczone ręką płatnerską. One w obroty tańca, biorą dusze naszych wrogów do zaświatów. W trakcie sporów, wojen czy dymitriad. Piorunie! Leć Miły! Wartko, jak po niebiosach, jasna kometa. Zapisz to w bojowym dzienniku. Mór zaduszony. Zaraza do cna wybita. Jej wojsko teraz jak ten burzan, ukwieci cichy step. Po gościńcu kamienistym. Odsiecz zaprowadzona. Wróg w perzyne rozbity. Skrwawione, roztęchłe, spulchnione od gazów rozkładu. Dają radość dzikiemu ptactwu i zwierzynie. Do ostatniej porcji, słodkiego szpiku.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...