Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dwie Twarze II


Rekomendowane odpowiedzi

24.02.1294 r. Ery Spokoju

 

 Wiele dni spędziłem błądząc po pustyni Sukury, coraz bardziej popadając w beznadzieję. Jedyne co pamiętam to gorąco słońca i suchość w gardle.  Na horyzoncie nie widać nic oprócz piasku. Może i mam szczęście, że nie natrafiłem jeszcze na żadnego smoka wydmowego? Teraz to mogłoby się okazać zbawieniem. Byłby to zapewne jeden z lepszych sposobów na zakończenie żywota w tym przeklętym miejscu.

 

Dzisiaj wypiłem ostatnie krople wody z mojego bukłaka. Wielu ludzi ostrzegało mnie, żeby pod żadnym pozorem nie pić trującej wody z kolczastych roślin... Ale czy mam inne wyjście?

 

Nastaje wieczór. Jestem na skraju sił. Zaczynam tracić przytomność co kilka minut, żeby zaraz obudzić się z twarzą w piachu. Nadal nie widać niczego oprócz tego przeklętego piachu. Nienawidzę go. NIENAWIDZĘ PIACHU

 

Dziennik Nieznanego Wędrowca

 

Rozdział II

 

 Potencjalny obserwator pomyślałby zapewne, że podczas całej drogi Evanowi i Lily towarzyszyła niezręczna cisza, ale to nieprawda. Rozmyślali oni po prostu nad usłyszaną opowieścią, oboje głęboko poruszeni. 
- Evan..? - odezwała się w końcu jako pierwsza dziewczynka. Brat spojrzał na nią, próbując na siłę wymusić uśmiech, ale kiedy zorientował się, że nie za bardzo mu to wychodzi, poddał się.
- Tak?
- Mówiłam, że warto.

 

***

 

- Oni są po prostu beznadziejni - nie była w stanie skrywać frustracji kobieta - póki co jestem pewna, że nikt się nie nadaje.
Mężczyzna spoglądał na nią z niejakim smutkiem, głównie dlatego iż wiedział, że miała rację. Choć przez większość czasu przesiadywał zamknięty studiując pisma, według raportów Zii żaden z adeptów nie przejdzie Próby. Jedyną osobą, która prawdopodobnie potrafiła to przetrwać, była ona sama. Jeśli jednak także by tego nie przeżyła, straciłby zbyt wiele, nie mógł sobie pozwolić na takie ryzyko. Nie teraz, kiedy liczba nowicjuszy była tak niewielka. 
- Myślę, że jestem gotowa, mistrzu.
Tarlok popatrzył jej w oczy. Chciał w to wierzyć, ale w głębi duszy wiedział, że coś może pójść nie tak. Faktem było, że zostało niewiele czasu, bardzo niewiele. Musieli działać jak najszybciej, albo cała ich praca pójdzie na marne.
- Ufam ci, Zio. Ale jeszcze nie czas. Kiedy nie będzie innego wyjścia, zostaniesz wybrana, ale na razie uważam, że to zbyt ryzykowne. Tymczasem rozglądaj się, może jednak ktoś z nich w końcu…
- Nie rozumiesz, mistrzu - przerwała mu, co nie zdarzyło się jej nigdy dotąd. Darzyła go ogromnym szacunkiem, uważała za wielkiego człowieka i największego wyznawcę, ale teraz po prostu go nie rozumiała. Któż, jak nie ona? - nikt z nich na tyle nie wierzy w naszą sprawę jak ty czy ja, mistrzu.
- Na tym właśnie polega twoje zadanie. Zrób z nich takich jak my. Spraw, by modlitwy do Bogini były dla nich przyjemnością, by każdym calu poświęcili się tylko niej. Wiem, że jesteś w stanie tego dokonać. Od ciebie zależy powodzenie naszej sprawy.
Zia spuściła wzrok. Miał rację, to fakt, ale jednak nadal nie pojmowała, dlaczego nie właśnie ona zostanie tą wybraną. Przecież całe serce oddała swej Bogini, czy to nie było wystarczająco wiele?
- Oczywiście, mistrzu.

 

***

 

Kolejny dzień przyszedł tak szybko jak każdy inny, a i w końcu życie obrało swój normalny tor, a w miejsce smutku pojawił się z powrotem dobry humor.

 

 Szeroki uśmiech pojawił się na twarzy chłopaka. Pięć i sześć. Przebij to, ha...
- Haha! - krzyknęła tryumfalnie Lily, widząc sumę dwunastu oczek - w takim razie ja mam osiemdziesiąt cztery sztuki złota, a ty…
- Dwanaście - mruknął ledwie słyszalnie Evan, a dziewczyna zachichotała.
- Powtórz, ile?
- Dwadzieścia - wyszczerzył zęby chłopak, co całkiem zepsuło jego próbę skłamania. Lily pokręciła głową i zmarszczyła czoło.
- Za oszustwo odejmujemy.
- Nic takiego nie było mówione! - żachnął się - Niby ile?
- Dwanaście sztuk złota!
Chłopak naburmuszył się jeszcze bardziej i oddał w myślach dziewczynie ostatnie wyimaginowane pieniądze.

 

Czas mijał im szybko i przyjemnie. Odkąd urządzili sobie kryjówkę w piwnicy pod spalonymi miejskimi koszarami, ich życie stało się troszkę łatwiejsze. Nie musieli każdej nocy szukać nowego schronienia, co podczas zimy potrafiło być prawdziwą mordęgą. Budynek ten nie był w użytku od bardzo dawna, a klapa piwniczna była tak dobrze ukryta, że nie musieli obawiać się o innych gości. 
Wystrój wnętrza nie był co prawda bardzo bogaty, ale wystarczający. W rogu były dwa łóżka z prawdziwego zdarzenia, a na nich ładnie ułożone, choć kiepskiej jakości, koce. Były one na tyle cienkie i dziurawe, że oboje spali pod przynajmniej trzema. Tuż obok łóżek stała niewielka, objedzona przez korniki komoda, w której trzymali wszystko, co się tam zmieściło. Po przeciwnej stronie stał regał na książki, choć mieli tylko dwa egzemplarze: “Bajki dla dzieci” oraz “Fauna i Flora Cansadonii”. Obie znali niemal na pamięć, bo potrafili je przeczytać po kilka razy w ciągu miesiąca.

Jako, że była to piwnica pod koszarami, nie zdziwili się, gdy w jednym z rogów zobaczyli skład starego oręża. Przede wszystkim były to zardzewiałe miecze z czasów wojny z Morkandią, ale i tak przyniosły im ogrom dobrej zabawy. Wbrew pozorom były to dobre bronie, bo choć stare, stoczyli już nimi tysiące pojedynków. Jak dotąd żadna się nie złamała.

 

Nie wiedząc co ze sobą zrobić, postanowili ruszyć nad strumień.

 

- Chyba mam! - pisnęła Lily i szarpnęła długim drągiem, który trzymała w rękach. Ten drąg był tak naprawdę marną imitacją wędki twórczości Evana, a jednak do tej pory sprawdzał się doskonale. Na początku z rozbawieniem przyglądał się, jak dziewczyna ledwie utrzymuje ciężki kij nad taflą wody, podczas gdy on musiał użerać się z małym patykiem, który zrobił dla niej. Cały czas skarżyła się, że jedyną przyczyną pomyślnych łowów Evana była właśnie wędka, a teraz się obawiał, że mogła mieć rację.
Chwilę później na rękach Lily wyszły jej spore, jak na jej wiek i płeć, mięśnie, a na twarzy pojawił się dziwny grymas. Przez chwilę szarpiąc drągiem na boki, by upewnić się, że haczyk się dobrze zaczepi, po kilku sekundach jednym mocnym szarpnięciem wyciągnęła zdobycz z wody. Przelatując tuż nad ich głowami, sporej wielkości krasnołuska uderzyła o grunt kilka metrów za nimi, a Lily pisnęła z zachwytu.
- Lily trzy, Evan zero! 
- Tak, tak - wymamrotał chłopak po cichu, słabo ukrywając zazdrość. Do tej pory był niemal pewien, że wędkę dla Lily zrobił tak samo jak swoją, tyle, że w mniejszej skali. Obiecał sobie sprawdzić to przy następnej okazji - dobra potworze, to teraz trzeba znaleźć coś dla ciebie - Rzekł chłopak takim tonem, jak gdyby naśmiewając się z siostry, że ta nie jada mięsa.

 

Ta ochocza kiwnęła głową i zaczęła iść w stronę miasta, podczas gdy chłopak zajął się wyjmowaniem haczyka z jamy ustnej ryby. Była to jedna z tych “brutalnych” czynności, których Lily najzwyczajniej w świecie nie lubiła, a on to szanował. Choć cieszył się, że udało mu się ją wychować bardziej w kierunku litościwej niewiasty niż nienawistnej morderczyni, to liczył, że jednak przyjdzie jej trochę odwagi. Może to jego wina, że nigdy nie pokazywał jej, jak powszechną rzeczą jest śmierć czy cierpienie, ale na pewno nie miał zamiaru tego robić w przeciągu przynajmniej pięciu lat.

 

- Hmmm… A może tak: Ja dam ci dwie największe ryby, a w zamian dostanę od ciebie to słodkie, cukrowe coś - nieustępliwie targował się Evan, próbując zyskać na transakcji jak najwięcej. Oczywiście znał się z praktycznie każdym handlarzem w Nowej Sorannie (w końcu handel był sporym kawałkiem jego życia), a oni wiedzieli, że jest on zwykłym ulicznikiem. To jednak nie zmieniało nic: gdyby przestali sprzedawać towary najbiedniejszej części społeczeństwa, straciliby sporo klientów, a gdyby zrobili wręcz przeciwnie, czyli dawali im zniżki “z litości”, bogatsza część miasta byłaby oburzona. Więc tak po prostu, żyli razem ze wszystkimi w symbiozie, trzymając na równi każdego.
- Nie chcę słodkiego - rzekła Lily słysząc propozycję brata.
- Za dużo w tyłku - nachmurzył się Evan - więc czego sobie szanowna księżniczka życzy?
- Chleba - odpowiedziała mu siostra, uciszając go natychmiast - słodkim się nie najem. Damy panu dwie mniejsze ryby za ten bochenek chleba - kupiec zgodził się ochoczo, bo ryb zaczynało mu w asortymencie zdecydowanie brakować i z uśmiechem na twarzy podał dziewczynce pajdę świeżego chleba. 
Evan z dumą patrzył na siostrę, stwierdzając, że udało mu się wychować bardzo mądrą dziewczynę. Oboje odeszli z targowiska zadowoleni zakupem. 

 

***

 

Przeszłość

- Mamo, mamo! Zobacz, co znalazłem! - mały, ledwie pięcioletni, czarnowłosy chłopak machał z zachwytem jakimś przedmiotem trzymanym w ręce, starając się zwrócić uwagę matki.
- Co to?
- Laleczka!
Rozprostował palce, ukazując małą, szmacianą lalkę. Materiał był w kilku miejscach rozdarty, ukazując ukryte w środku kamyczki. Na plecach laleczki widniały dwie łatki, a jednej z jej nóg w ogóle brakowało.
- Jest śliczna - skomentowała i posłała mu ciepły uśmiech, którego nie był w stanie zignorować. Odpowiedział jej tym samym i przytulił się do niej mocno.
- Evan? - zaczęła niepewnie kobieta. Jej głos lekko drżał.
- Tak, mamo?
- Myślisz, że poradziłbyś sobie, gdyby mnie nie było?
To pytanie nie poruszyło chłopca. Był jeszcze małym, beztroskim dzieckiem, nie bał się niczego, a już na pewno nie przyszłości.
- Jasne - uśmiechnął się od ucha do ucha - zawsze mam Lily.
- Lily? - zapytała zdziwiona. Chłopiec puknął się w czoło i wskazał na lalkę.
- Nazwałem ją Lily.

 

***

 

Droga mijała im beztrosko. Kiedy mijali plac świątynny, uwagę Evana przykuło zbiorowisko ludzi w miejscu, gdzie poprzedniego dnia grajek Kyro oraz bajarz Morgli mieli swój występ. Z zaciekawieniem podszedł kilka kroków w stronę placu, ale kiedy rozpoznał z daleka zarysowane postacie, natychmiast zawrócił, jednak było już za późno. Lily bez zastanowienia ruszyła w środek tłumu.

 

Ludzie otaczali niewielkie podwyższenie, na którym stały dwie postacie. Jedną z nich każdy mieszkaniec Nowej Soranny poznawał od razu - umięśniony mężczyzna, z twarzą przykrytą czarną chustą, był katem - osobą, która zgodziła się zaprzedać duszę diabłu i wykonywać najgorszą z prac. Taka była opinia Lily, bo wielu ludzi uważało, że była to praca jak każda inna. 
Tuż przed nim klęczał siwy, brodaty starzec, mający na sobie tylko poszarpane, przebarwione od brudu spodnie. Na jego klatce piersiowej widniały dwa rzędy żeber, których wręcz  nie dało się przeoczyć. Dziewczynka go poznała - był to Herban, miastowy żebrak. Widywała go przynajmniej kilka razy w tygodniu i znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie skrzywdziłby muchy.
 Nim minęła chwila, tuż obok niej pojawił się Evan. Przez moment próbował odciągnąć ją od przedstawienia, ale kiedy ujrzał postać skazywanego, sam zaczął oglądać. Postanowił ograniczyć się tylko do zasłonięcia oczu Lily.
- Za co go skazali? - zapytał jakby ze znudzeniem stojącego obok obywatela. Evan z obrzydzeniem stwierdził, że facet był tak zafascynowany widokiem, że nawet nie odrywał wzroku od szubienicy.
- Podobno kogoś zabił. Jakiegoś możnego, młody panie. Dostanie to, na co zasłużył - ostatnie zdanie wypowiedział z podnieceniem, napawając się widokiem przerażonego starca. Chłopak odpowiedział tylko ledwo słyszalnym “ta” i popatrzył z powrotem na Herbana.
 Znał go. To nie mógł być on. Niejednej zimowej nocy nawzajem opowiadali sobie o życiu: Evan o tym, jak wychowywał Lily, a starzec o jego pobycie w armii. Był larissańskim rekrutem jeszcze za czasów, kiedy Larissa była tylko bezimiennym państwem. Walczył ramię w ramię z tysiącami innych, zwyczajnych ludzi, nigdy nie trzymających w rękach broni innej niż widły, a to wszystko w imię ojczyzny, którą kochał. Morkandyjczycy spalili jego gospodarstwo i zamordowali rodzinę, wliczając dwóch synów, w których pokładał ogromne nadzieje. Mimo to, nie oszalał, nie został mordercą ani złodziejem, tylko pogodził się ze swoim losem i przez lata żył jako żebrak, lecz uczciwie. Na pewno nie mógł nikogo zabić.
 
 Evana nie dziwiło zbiorowisko. Stały tam setki ludzi, i choć każdy z nich został obdarzony wolną wolą i zdolnością myślenia, teraz byli tylko tępym motłochem. Z radością przyglądali się jak jeden z ludzi, taki sam jak oni jest mordowany niczym bezbronne zwierzę. Nawet nie pozwalając sobie na mrugnięcie, zafascynowani zbliżającym się aktem okrucieństwa, krzyczeli coraz głośniej, przypieczętowując los wychudzonego starca. Koniec końców, w Nowej Sorannie rzadko działo się coś tak niezwykłego.
- Zabić go!
- Zabić!

 

 Chłopak poczuł ciepło łez spływających mu po dłoniach. Może i Lily nie widziała co się dzieje, ale krzyki ludzi była w stanie usłyszeć. Przez chwilę chciał zabrać ją z powrotem nad rzekę, zapomnieć o troskach tego świata i znów żyć chwilą, ale nie. Musiała przez to przejść, musiała być silna. Miała już dziesięć lat, a on do tej pory przekonywał ją, że świat jest pięknym miejscem, nigdy nie pokazując na czym naprawdę polega życie. Zdołała przetrwać tyle czasu bez dachu nad głową, zdoła przetrwać i to.
 Zdjął ręce z jej powiek i mocno przytulił, ale pozwolił jej patrzeć. To była jej decyzja. Możesz odejść, możesz zostać, wybór należy do Ciebie.

 

Dziewczynka cały czas stała, przyglądając się widowisku. W jednej chwili ryk publiczności ucichł, kiedy na podeście pojawił się nikt inny, jak sam król Harlun. Odziany w długą, ciągnącą się za nim szatę, ozdobioną różnego rodzaju brylantami, machał rękami do poddanych, którzy natychmiast poczęli bić brawo. Nie był on co prawda złym władcą, raczej przeciętnym, a to oznaczało tyle, że za nieuwielbianie go nie ucinano głowy, a “tylko” ręce.
- Poddani! - zaczął przemowę, unosząc ręce do góry - Zebraliście się tutaj, by na własne oczy zobaczyć, co się dzieje z ludźmi, próbującymi zaburzyć równowagę tego kraju!
 Kiedy tylko ludzie wychwycili pauzę w mowie króla, natychmiast zabrali się za bicie braw, aby zaraz pozwolić mu kontynuować.
- Ten oto gad, mający czelność nazywać siebie larissyjczykiem, własnymi rękoma zabił Declana Seaforda, szanowanego arystokratę!
 Tłum zabuczał, pokazując swoje oburzenie, choć większości z nich nie obchodził los szlachcica. Po prostu czekali na wyrok, do którego zawieszenia dopuścić nie mogli.
- Jaki obywatel naszego wspaniałego kraju jest tak zepsuty, by stanąć przeciwko własnym braciom? - kontynuował władca - czyż nie nacierpieliśmy się już wystarczająco przez naszych sąsiadów?
Król podszedł do skazanego i zwrócił się bezpośrednio do niego, choć mówił tak głośno, by każdy w tłumie mógł usłyszeć.
- Czy chociaż przyznasz się do tej zbrodni i przebłagasz bogów, by wybaczyli ci tą niegodziwość?
Herban wcale się nie przyznał. Nawet nie podniósł głowy, by spojrzeć na władcę, tylko pokręcił głową, a jego drżenie było widać z dwustu metrów. Wypowiedział zdanie tak cicho, że w hałasie jaki wydawał tłum nie dało się tego usłyszeć, ale Lily wyczytała wszystko z ruchu warg.

 

“Ja tego nie zrobiłem”

 

To było dla niej za wiele. Wyrwała się z uścisku brata i popędziła w kierunku platformy, odpychając ludzi napotkanych po drodze. Słyszała krzyk biegnącego za nią brata, ale nie zatrzymała się. 

 

W jednej chwili każda osoba stojąca w tłumie zakrzyknęła ze zdziwienia, kiedy dziesięcioletnia dziewczynka w poszarpanych ubraniach stanęła kilka metrów od samego króla, rozkładając ręce na boki by zasłonić rzekomego mordercę. 

 

- On tego nie zrobił - wycedziła przez zęby Lily, bardziej wściekła niż przerażona, choć nie można było tego powiedzieć o Evanie. Stał zaledwie krok od podestu, gorączkowo próbując coś wymyślić i mając nadzieję, że to tylko zły sen, z którego zaraz się obudzi. Ale tak się, niestety, nie stało.

 

Król był w tym momencie równie oszołomiony co każdy inny oglądający tę scenę. Nigdy w życiu nikt go tak bezczelnie nie upokorzył. Otępiałym wzrokiem spoglądał na dziewczynkę, z wściekłym grymasem na twarzy. Kiedy zorientował się, że ludzie na niego patrzą, wyprostował się i zaśmiał, najgłośniej jak tylko potrafił.
- Mamusia chyba cię nie upilnowała, co, dziecinko? - uśmiechnął się do niej, a w tłumie dało się usłyszeć wybuchy śmiechu. Wypowiadając to zdanie, król jasno zaznaczył, że daje jej szansę na uniknięcie kłopotów, ale ona się nie wycofała.
- Kim ty jesteś, by decydować o ludzkim życiu?
Tym razem Harlun już nie wytrzymał. Szybkim krokiem podszedł do dziewczynki i bez zastanowienia ją spoliczkował. Siła uderzenia obróciła jej głowę o dziewięćdziesiąt stopni, ale nie uroniła nawet łezki. Znów spojrzała wprost na niego i splunęła mu w twarz.

 

W jednej chwili wszyscy ludzie w tłumie wstrzymali oddech, nie wierząc na własne oczy. Evan czuł, jak jego serce wyrywa się z piersi. Wszystko było już stracone.

 

 Oszołomiony król wycofał się o krok, przecierając twarz rękawem szaty, ze wściekłością wskazując na dziewczynkę i klnąc wniebogłosy. Dwóch towarzyszących mu gwardzistów podeszło do Lily, a jeden z nich zamachnął się wielkim, metalowym morgenszternem, celując w głowę. 
 Evan nie wierzył w to, co właśnie robi. Z całej siły wybił się od ziemi i rzucił się na strażnika, spadając razem z nim po drugiej stronie podestu. Upadek na ramię z metrowej platformy na pewno nie należał do najprzyjemniejszych, ale Evan nie zważał na ból. Usiadł okrakiem na klatce gwardzisty i zaczął okładać go po twarzy, nie dając mu wziąć oddechu. Już nawet nie zwracał uwagi na okrzyki zdumienia otaczających go ludzi. Kiedy usłyszał głuchy odgłos butów uderzających o grunt, natychmiast wstał i obrócił się, by w ostatniej chwili uniknąć ciosu wielkiego jednosiecznego topora dzierżonego przez kata. Dopiero teraz, kiedy znów mógł spojrzeć na podest, ujrzał drugiego królewskiego gwardzistę, który ciągnął Lily za włosy, próbując usadowić ją tuż obok skazańca. Dziewczynka szarpała się i piszczała, aż strażnik zniecierpliwił się na tyle, że kopnął ją w twarz, aż zachłysnęła się własną krwią. 
 W Evanie wezbrała wściekłość. Uniknął kolejnego ciosu topora, po czym kopnął kata prosto w krocze. Ten zgiął się z bólu, a chłopak natychmiast to wykorzystał. Wyminął przysadzistego mężczyznę i wskoczył na podest. W momencie, kiedy Evan był już na górze, gwardzista obrócił się, ale jedyną rzeczą którą ujrzał, była pięść chłopaka. Mocny sierpowy zwalił z nóg strażnika. Nie tracąc czasu, Evan pociągnął za rękę siostrą i zeskoczył z podestu, biegnąc w losowym kierunku. 
 Nie zrobił pięciu kroków, a poczuł przeszywający ból w prawej stopie i usłyszał chrzęst pękających kości. Przełknął ślinę i, nie zaprzestając biegu, spojrzał tylko w dół. Miał wbity trzydziestocentymetrowy bełt, choć widoczna była zaledwie jego połowa. 
 Kilka kroków później chłopak poczuł kolejny pocisk, który tym razem utkwił w jego ramieniu. Siła uderzenia szarpnęła jego ciałem na bok, ale nie zwaliła z nóg. Przed oczami zaczęły mu się pojawiać czarne plamki, lecz biegł dalej, myśląc tylko, by nie puścić ściskającej go dłoni. 
 Kiedy poczuł trzeci pocisk, który przeszył jego udo, wydając przy tym nieprzyjemny dźwięk,  mimowolnie uderzył twarzą o ziemię. Widział wszystko jak przez sen: zapłakana Lily klęczała przy nim, krzycząc coś, czego nie był w stanie zrozumieć. Chciał jej coś odpowiedzieć, pocieszyć ją, ale nie mógł wydać z siebie żadnego dźwięku. Tak bardzo chciało mu się spać... Czuł, że kiedy zamknie oczy, ból minie, ten okropny ból nie do zniesienia. Ostatnim, co zobaczył, była grupa strażników zabierających jego siostrę.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"(...) jego drżenie było widać z dwustu metrów. Wypowiedział zdanie tak cicho, że w hałasie jaki wydawał tłum nie dało się tego usłyszeć, ale Lily wyczytała wszystko z ruchu warg. (...)"

Frypciaku, napisałeś naprawdę dobry tekst.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ogarniasz wyobraźnią całość opowiadaniowej perspektywy, co jest konieczne przy dłuższych formach. Znakomicie. Ale scenę, przedstawioną w zacytowanych zdaniach warto wyobrazić sobie jeszcze raz. Przedobrzyłeś z dwustoma metrami. Czy drżenie ze strachu, nawet w opisanej przez Ciebie sytuacji, może być widoczne na taką odległość? A czy możliwe jest wyczytanie słów z ruchu warg? 

O przejrzeniu interpunkcji wspominam jedynie mimochodem.

 

Serdeczne Sobotnie,

M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...