Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Damian pomyślał, po czym na zdumionej twarzy zagościł rozanielony uśmiech, bo chociaż był trzydziestoparoletnim mężczyzną, to już wiedział, dlaczego. Patrzył na swoje dziesięć palców u rąk co były. Zaczynały go wnerwiać, a nożne nie, bo musiał oglądać je rzadziej. Jedynie gdy zakładał i zdejmował skarpetki. Podczas mycia nie oglądał, bo przeważnie zapomniał zdjąć i skarpetki i buty.

 

Lecz dziś postanowił, ze z palcami musi zrobić porządek, a przeważnie był głodny, więc poszedł do kuchni i włożył do niedziałającej lodówki bułkę, bo mu zmarzła na ulicy, gdzie zimno było, mimo tego, że nie wiedział, dlaczego to w ogóle obchodzi jego palce.

 

Dlatego zaczął konstruować obiekt przydatny w tej kwestii, o której pomyślał na początku, a przecież to był dla niego wysiłek, takie kombinowanie. Często wychodził na ulice, gdzie zbierał potrzebne materiały, a ludzie też chodzili obok niego, ale nikomu nie mówił o swoich zamiarach, bo by mogli podchwycić pomysł, a to on chciał być prekursorem w tej dziedzinie.

 

Aż w końcu wrócił od krawca ze zwisającą częścią finalną oraz młotkiem i klejem, żeby wszystko pozbijać w kształt, a gdy poszedł się wysikać, całość wyschła w międzyczasie zaśpiewał sobie piosenkę, o fajrancie na dziś i poszedł spać, by zasnąć, ale skarpetek nie zdjął, z całości wszystkich stóp. Rano spojrzał ostatni raz na gołe palce i zaczął realizować plan, którego nawet nie zniweczył sąsiad, co przyszedł pożyczyć od niego szczęścia, bo miał Damian uśmiech na twarzy, skryty.

 

Wdrażanie szło całkiem sprawnie. Powtarzał kwestie potrzebną ilość razy. Konstrukcja niewielkością nie straszyła, bo przecież większa nie była potrzebna, lecz wiedział od razu, co to jest, chociaż od wczoraj trochę zapomniał, co robił, by było na dziś. Pionowy knebelek, u górze doczepiony krótszy, prostopadły do niego, ze skośną podpórką, przylegającą do pionowego i zwisającą z krótszego, bawełnianą nitką z pętelką.

 

Racjonalizator był rad wielce, a nawet bardziej, gdy wkładał w pętelkę kolejne paluszki z narysowaną na liniach papilarnych, uśmiechniętą, chytrą minką, a następnie lekko pociągał, później uśmiech ścierał i rysował minkę w dół z wywalonym języczkiem. Tych już nie ścierał, tylko oglądał wciąż terapeutycznie, lecz skarpetek nie zdjął.

 

Wieszanie palców sprawiało wiele radości i wzmocniło poczucie, że już nie będzie musiał powtarzać, kuźwa mać z nimi, lub inne epitety stosować, chociaż był trzydziestoletnim mężczyzną od urodzenia z takim zamiarem, to jednak sumienie zaczęło go dręczyć i jakoś nie poszło wszystko jak trzeba, gdy wyszedł na ulicę, trzymając dłonie opuszkami na zewnątrz, w przezroczystych kieszeniach, bo nie chciał się chwalić wyczynem, a jednak trochę chciał.

 

–– Panie Damianie. Skąd u pana takie smutne minki, na koniuszkach paluszków? –– usłyszał uszami pytanie.

–– Powiesiłem palce –– odpowiedział krótko i rzeczowo zapytany.

–– Aaa… no tak… rozumiem… ale widzę przecież, że ten jeden najmniejszy, uśmiechnięty.

–– Bo tego jednego zdążyłem odratować –– odpowiedział Damian.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Jest Niedziela. Za oknem popołudnie; dzisiejsze, w odmienności do całej Soboty, dopuszczajace do miasta mało słonecznego światła.    Uważny Czytelnik z pewnością rozpoznał - w początkowych słowach powyższego akapitu - nawiązanie do "Rozmowy przez ocean" - piosenki wykreowanej przez Andrzeja Sikorowskiego zapewne w tysiąc dziewięćset osiemdziesiesiątym piątym roku, a wykonywanej później także przez Marylę Rodowicz. Pomijam celowo przedstawienie większej ilości szczegółów, jak również zamieszczenie linku do wspomnianiej piosenki. Przecież Czytelnik, chcący przenieść się myślą i uczuciem do song'owej sytuacji, może uczynić to bez mojego pośrednictwa.     Autor bieżącego opowiadania - zgodnie z tym, na co mu przyszła ochota - sięga po piwo. Czerwone Pszeniczne, butelka nabyta poprzedniego wieczoru. Któż mnie, Corleone'owi11, zabroni, oprócz moich własnych myśli? One pozwalają, wewnątrzumysłowa decyzja dopuszcza. Prawda, że pewien kłopot z aurą jest możliwy, ale z drugiej strony - wokół jest tyle energii. Świadomość i wola decydują, żeby intencjonalnie sięgnąć i zaczerpnąć, też intencjonalnie, po stosowną ilość. Sięgam.     Butelka odkapslowana - skoro odkorkowujemy wino, to piwo odkapslowujemy. Nachylam ją i przelewam - kufel czeka. Spokojnie i cierpliwie. Ten kupiony w sklepie z pamiątkami o nazwie "Szafa Gdańska", mieszczącym się przy ulicy Garbary 14; wiadomo, którego miasta i że w jego staromiejskiej części.     Piszę stopniowo i stopniowo wychylam - sączę - czerwonopiwny w barwie trunek. Procenty nie przeszkadzają w myśleniu - jestem im wdzięczny. Dzięki.     Pamiątkowy kufel z miasta, z którym - zbiegiem okoliczności, a naprawdę jedną z międzywcieleniowych decyzji - łączy mnie wiele.    Gdańsk. Spędziłem w jego Głównym Mieście sporo, sporo czasu. Trudno byłoby zliczyć godziny co najmniej kilkunastu week-end'ów, ale także dni przed miedzynarodowymi wyjazdami, jak chociażby ten do Brazylii. Podczas właśnie tego poznałem Gabrielę... Przetańczona noc: tyle mogę - i tyle wypada - napisać. Nie proś, Czytelniku, o szczegóły. Wiem, że chciałbyś je znać; cóż, ciekawość. Gdybym był Tobą, też zapragnąłbym je przeczytać, a Ty, gdybyś był mną, też pominąłbyś ich przedstawienie.     Od tamtego week-end'u - od jego dni - minęło dużo czasu. Więcej niż rok. Minęły spotkania - te, które były, jak również upłynął czas tych, do których nie doszło. W porze tej inne kraje stały się naszym osobnie czasowym udziałem: jej Grecja, Albania Serbia i Niderlandy; moim Sri Lanka, Tajlandia, Gruzja, Peru i Boliwia.     Ludzie poznają się w miastach, miasta spotykają ludzi. Gdańsk nas poznał i przywołał do siebie na powrót. Można uznać to za, znów przysłowiowy, zbieg okoliczności, jako że pochodzimy z odległych miast. Czy to ważne, z których?     Gabriela i Gdańsk. Gdańsk i Gabriela.    Wysączam z kufla resztkę czerwonego, aromatycznego napoju. Zmrok już zapadł, ale godzinowo to wciąż popołudnie.     Nie spodziewałem się. Ona też nie. Ani wtedy, ani kilka tygodni temu.     Jest Niedziela, popołudnie zbliża się do wieczora.    Gabrysia i Gdańsk...       Kartuzy, 9. Listopada 2025 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • A nora Aarona   No, geju, kata Azy zaatakuj! - Egon   Po to ozłacał zootop?
    • @Berenika97   więc tańcz Nika do białego rana :)   a ja, z niezwykłą przyjemnością będę pośród gwiazd, podawał Ci kryształowe kieliszki z Dom Pérignon Plénitude.   i będę zachwycony :)    
    • @violetta   super :)))))   jest Ci przyjemnie bo Twoje ciało obejmują we władanie endorfiny.   Twoje własne - Violetkowe :)))    
    • @Berenika97 Bardzo dziękuję za tak głęboką i trafną analizę. Cieszę się, że udało się Pani dostrzec te niuanse i złożoność tematu, na której mi zależało. Pani interpretacja doskonale oddaje intencje utworu.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...