Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Czajniczek Russela


Rekomendowane odpowiedzi

Dwie róże, splątane ze sobą karmazynową wstążką, więdną dostojnie w butelce po Soplicy. Ksiądz Robak również gdzieś by się tutaj znalazł, niemniej jednak teraz – wpatrzona tępo w czerwoną banderolę – nie zauważam śladów jego istnienia. To, co dostrzegam, to czyste piękno. Mówię oczywiście w przenośni, wszak Soplica była pigwowa, a nie czysta – i właśnie to połączenie karmazynowej wstążki ze złotobrunatną barwą trunku zdało mi się cudowne. Dwie róże dawniej były czerwone, teraz poczerniały i zdaje mi się, że ich płatki przypominają bardziej morskie potwory aniżeli kwiaty. Nie wiem jaka to odmiana – zresztą odmian róż nie znam zbyt wiele. Zwykłam odmieniać słowa, zdarzyło się, że czyjeś życie – zwłaszcza swoje, o! Swoje życie to ja lubię odmieniać. Ale odmian róż to choć zapewne wiele widziałam, to nazwać nie umiem, a już na pewno nie znam się na ich sadzeniu.
            Koło wspomnianego wazonu z różami, który pozbawił mnie ostatnio wszelkich wspomnień, stoi czajnik. Kiedyś parzyłam w nim herbatę, ale teraz stanowi jedynie modernistyczny element dekoracji, który przełamuje rustykalny styl tego zabitego dechami pokoju. Nie jestem pewna jaki to typ czajnika – zdaje się, że elektryczny, ale co dalej? Nie znam zbyt wielu modeli czajników, co więcej… Dochodzi do mnie, że z całkowitą pewnością nie mogłabym wskazać metalu, z jakiego zostało wykonane owe urządzenie. A może nie metalu, a raczej stopu metali? I ciekawe, jaką liczbę masową miałyby pierwiastki składające się na tę kuchenną istotę? Muszę Ci przyznać, Czytelniku, że nasza rozmowa trochę mnie męczy. Uświadomiłam sobie, że nie znam zbyt wielu odmian róż, a także ździebko wiem cokolwiek o swoim czajniczku… Moja samoocena spada z każdym napisanym zdaniem! Ale do rzeczy…
            Właściwie to już mówimy o rzeczy, bo przecież czajnik jest rzeczą. Chciałabym Ci więcej o nim opowiedzieć, bowiem właśnie znowu napomknęła mnie pewna myśl, która spokoju mi nie daje od wielu tygodni - choć godna Ciebie przecież nie jestem!
            Nie wiem czy słyszałeś o tajemniczym obiekcie noszącym dumną nazwę Czajniczek Russella. Jeżeli tak, to pozwól, że tycio Ci o nim przypomnę, a jeżeli nie – z chęcią zapoznam Cię z tym tworem myślowym. Otóż bardzo istotną kwestią w debatach mających dowieść prawdziwość lub nieprawdziwość wierzeń religijnych, było swego rodzaju pytanie retoryczne: „Jakie są dowody na istnienie Boga?”. Na to, ci, którzy w istotę boską wierzyli, odpowiadali: „A jakie są dowody na nieistnienie Boga?”. Bertrand Russel stworzył wtedy wyimaginowaną postać czajniczka, który miałby krążyć po orbicie Słońca, lecz och! Taki był malutki, że nie da się go zauważyć – należy jednak uwierzyć, że on naprawdę istnieje! W ten sposób Russel wykazał nonsens tworzenia takowych zapytań oraz postawił tezę, że to wierzący powinien udowodnić swoją wiarę, a nie na odwrót.
            Abstrahując od sensowności wszelakich dysput, ja wcale nie zgadzam się z wykorzystaniem słów „czajniczek” i „nonsens’ w jednym kontekście. Najważniejszy zdaje mi się fakt, że od kiedy usłyszałam o czajniczku okrążającym orbitę Słońca, nie byłam w stanie zapomnieć o tej idei. Russel stał się bogiem dla obrazu czajniczka, który orbituje w moim umyśle, lecz - jak to z zegarmistrzami bywa - jegomość nastawił zegar – a właściwie bombę zegarową! – i pozostawił go tykającego na łasce losu. I to właśnie ten Czajnik samodzielnie wylazł z orbity Słońca daleko hen w zakamarki mojej wyobraźni. Naprawdę!
            Załóżmy teraz, że rzeczywiście istnieje sobie czajniczek – dajmy na to taki jak ten mój, elektryczny – i okrążał on w latach 50-tych XX-ego wieku orbitę Słońca. I błagam, och – proszę! Nie mów mi, że założenia te pozbawione są sensu. Wszak zawsze trzeba od czegoś zacząć i coś zakładać! No bo kto by to widział, by przed wyjściem na ulicę niczego na siebie nie założyć i chodzić sobie beztrosko tak jak go Pan Bóg stworzył?! No właśnie – kto by to widział? Ale do rzeczy… Co by było, gdyby czajniczek Russela okrążał orbitę Słońca? I jaki byłby sens jego egzystencji?
            Myślę, że jeśli czajnik okrążał kiedyś tę nieszczęsną orbitę, to już niestety dawno się zagubił. Istnieje całkiem dużo możliwości - przykładowo Słońce mogło przyciągnąć go swoim oddziaływaniem grawitacyjnym. Wówczas zapewne by się stopił. Spróbujmy jednak oczami wyobraźni ubrać czajniczek we wspaniały, boski skafander niezniszczalności. Myślę sobie, że taki super-inteligentny czajniczek (a bo musi być inteligentny, skoro sobie tak powędrował z Ziemi na orbitę całkowicie sam, z drobną pomocą B. Russela) musi czuć się straszliwie samotny w kosmicznej próżni. Współczuję mu.
            Co mogłoby być sensem egzystencji czajnika? Dla nas to chyba oczywiste – czajnik służy do zaparzenia w nim wody. Pytanie tylko: czy oderwany od kontekstów dnia codziennego, zagubiony między mgławicami i rozbłyskami supernowych, biedny czajnik mógłby być świadomy swojego prostego przeznaczenia?
            Jeśli o mnie chodzi – uważam, że był świadomy. Bo w końcu mówimy o super-inteligentnym czajniczku. Gdzie mógłby się więc udać w poszukiwaniu wody, którą następnie zaparzyłby w sobie? Mógłby udać się na Ziemię, ale na Ziemi ludzie go nie chcą – sceptycy nazwali go w końcu nonsensem! Myślę, że czajniczek powędrowałby na planetę Mars, bo tam wszyscy poszukują wody - warto mieć przecież po wody.  
            A o to moja wersja dalszych zdarzeń: Czajnik Russela powędrował w moim umyśle na czerwoną planetę. Skaliste podłoże usłane chropowatym regolitem skradło jego serce… Grzałkę, tak, zdecydowanie skradło jego grzałkę. Wcześniej wszak jedynie próżnia kosmiczna była mu domem, a teraz – och! Na marsjańskiej ziemi roi się wręcz od niesamowitości – ach, tlenki żelaza! Ach, skorupy bazaltowe! Ach, kratery uderzeniowe! Niech Ci się to, Czytelniku, nie zdaje wcale dziwne. Wszystko jest przecież piękne, póki jest inne. Jak staje się znane, na pięknie swym traci – jakby to jakaś oznaka niepewności do nas samych była. Bo gdy tylko coś poznajemy, staje się to częścią nas, i jakbyśmy sami siebie nie doceniali. I ja wiem, że paplam teraz głupoty i inne czynniki na to zjawisko wpływają! Ale sam rozumujesz, że butelka po Soplicy ze zwiędłymi różami, nie tak dawno była przecież pełna...
            Czajnik Russela, początkowo oczarowany marsjańską atmosferą (na orbicie Słońca atmosfery nie było!), z czasem stał się zmęczony mozolną wędrówką po planecie. Zadanie miał proste: znaleźć wodę, którą mógłby zaparzyć, a następnie wynaleźć elektryczność (dla super-inteligentnego czajnika nie byłoby to aż tak trudne). Nadszedł setny dzień odysejskiej tułaczki – Słońce po raz setny wychyliło się z nad horyzontu, a Czajniczek wciąż pozostawał bez odpowiedzi.
            Gdy przechylał jedną ze skał, zdarzyło się coś niezwykłego! Ujrzał przez swą szybkę dwa łaziki – Curiosity oraz Perseverance. Porozumiewając się wyimaginowanym językiem (przypominającym rozmowę zmywarki z pralką – gdy obie zakończyły swe zadanie, a ja z żadnej z nich nie mam ochoty wyciągnąć skarbów) zdradziły sobie wzajemnie tajne informacje.
            Tak tajne, że nawet ja ich nie znam. Wyobraziłam sobie, że informacje te są poufne i nie było dla mnie sensu wyobrażać sobie, co dokładniej zawierały, bo by tę poufność dla mnie przecież straciły!
            Zadzwonił dzwonek do drzwi. To dostawca sajgonek. Podejrzewam, że będą smakować paskudnie. Jedzenie na wynos zamawiane nocą zawsze smakuje paskudnie. Zjem i  zaraz wrócę do historii. Muszę ją wreszcie dokończyć. Ten czajniczek nie może przez wieczność orbitować w moim umyśle. Pieprzony B. Russel! Pieprzone spory religijne! Nikt na tym świecie nie daje mi spać! Pieprzony Nikt!
             Wróciłam, usiadłam przy stole. Spoglądam ciekawsko na mój zardzewiały elektryczny czajnik. Od teraz on już zawsze będzie uosobieniem Czajnika Russela. Obok stoi – niezmiennie – butelka po Soplicy z więdnącymi różami. Olśnienie – tak, to jest to!
            Łaziki Curiosity i Perseverance zaprowadziły czajniczek na północny biegun Marsa. A tam zastały ich lśniące polarne czapy lodowe, które z czego innego miałyby się składać jak nie z zamarzniętej wody? Lecz to nie zlodowaciałe wybrzusza ziemskie przyciągnęły uwagę Czajniczka, a ktoś, kto między nimi zapuścił swe korzenie.
            Ktoś, kto nie tak dawno zamieszkiwał wraz z Małym Księciem planetę B-612. Równie kapryśna, co i piękna, nie biało, lecz czerwonogłowa – Pani Róża. I nazwę ją właśnie Panią  Różą, gdyż swoje lata miała już za sobą. Przyznać jednak należy, że podwiędłe końce płatków nadawały jej zjawiskowej dojrzałości. Czajniczek Russela oszalał.
            Łaziki, które przeprowadziły podróżnika przez pół Marsa, by pomóc mu odnaleźć wodę – oszalały również. Oddaliły się w ciszy z politowaniem potrząsając kamerkami.
            I tak o to super-inteligentny Czajniczek Russela porzucił sens swego istnienia, jakim było zaparzenie wody. Uznał ten cel za zbyt prostacki, a wręcz – mechaniczny (my byśmy go nazwali „zwierzęcym”). Od tamtej chwili inne idee owładnęły jego grzałkę – zapragnął zapoznać się z Panią Różą jak najbliżej, poznać jej najgłębiej skrywane tajemnice i wyjaśnić na reszcie, co tak naprawdę było między nią a Małym Księciem.
            Uwolniłam się. Przynajmniej na chwilę. Czajnik Russela przestał wreszcie bezsensownie okrążać orbitę Słońca. Niestety, wplątałam go w szaleńczy romans ze zlodowaciałą i kapryśną rośliną. Cóż, uhonorujmy minutą ciszy naszych braci poległych w skomplikowanych relacjach z kosmosu.
            Mam świadomość, Czytelniku, że zadanie, którego się podjęłam, i założenia, jakie przyjęłam, nie stanowią bramy do budynku, którego rusztowaniem byłaby logika. Jednak pokój, w którym teraz się znajduje, nie zdaje mi się już zabitym dechami więzieniem. Wręcz przeciwnie – spoglądam zmęczonym wzrokiem z sentymentem na tę osobliwie umeblowaną przestrzeń. Ach, czyż nie jest to wspaniałe? Że człowiek jest w mocy odczuwać sentyment wobec rzeczy, z którymi tak naprawdę nie ma żadnych wspomnień? Całe to zamieszanie wydarzyło się jedynie wewnątrz mojego umysłu, ale jakże odmieniło sposób, w jaki właśnie spoglądam na to, co realne! I choć, jak sam zauważyłeś, mało wiem o różach samych w sobie, i o czajnikach również niewiele – to czy wyobraźnia nie bywa czasem – jeśli nie ważniejsza – to chociaż weselsza od wiedzy? Kto wie?
            I niech mi ten elektryczny Czajnik będzie od teraz symbolem nonsensu, który na swój pogmatwany sposób odnalazł inny sens niż wcześniej przyjęty. I niech mi te więdnące róże w butelce po Soplicy będą od teraz symbolem dojrzałych kobiet, które zbyt wielu mężczyzn zwykły traktować jako zwykłych przyjaciół!
            Zdałam sobie właśnie sprawę, że bardzo przywiązałam się do miejsca, które stało się świątynią dla mych misternych symboli. I w zasadzie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt – psiakrew! – och, wielebny Kosmosie, tyś jednemu prawu jesteś tylko wierny – Prawu Murphy-ego. Bo widzisz, Czytelniku, ja się pojutrze stąd wyprowadzam. I jedynym sposobem, by pogodzić sentyment z bieżącym rozwojem, będzie zabranie ze sobą rzeczy, które te wspomnienia wywołują. Nieszczęsny los z nieubłaganą Fortuną czyhają na „przydasiów” na każdym zakręcie ich życia.
            I w zasadzie również nie byłoby w tym nic złego, naprawdę. Jednak… Właśnie uwolniłam swój umysł od orbitującego w kosmosie czajnika, a teraz – ponownie - zniewolona zostałam przez inny problem. Bowiem rzeczy to ja mam niemało, jak się zapewne Czytelniku spodziewasz. Już w tym momencie na środku pokoju leżą potężne kartony, w których spoczywa lwia część moich skarbów. Sama ich przecież nie będę w stanie przenieść z jednego domu do drugiego.
            Jestem ciekawa albo nawet lekko przerażona tym, jak wytłumaczę mojemu ojcu fakt, że na swoich obolałych, nie najmłodszych już barkach, dźwiga ciężkie jak skały kartony, z których wystaje – między innymi – zardzewiały, dziesięcioletni czajnik elektryczny. No, o zwiędłych różach w butelce po Soplicy nie wspominając…

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • twórcy snów malują graffiti na mlecznej drodze mruczą gwiazdy   noc download śnij   i nic nie zależy od koloru oczu niebieskiego kota
    • @Łukasz Jasiński pozdrawiam cię i również serduszkowych istot:)
    • Można i tak...   Łukasz Jasiński 
    • @Amber   Oczywiście, proszę pani, niektórzy obniżają mi wiek, a niektórzy jeszcze sugerują, iż dopiero zaczynam pisać - jestem uczniem, niektórzy jeszcze wywierają presję, abym poszedł do pracy, otóż to: ci, którzy wywierają presję - sami nie pracują - im zależy tylko i wyłącznie na cudzych pieniądzach, jestem osobą niesłyszącą, to znaczy: posiadam nabytą niepełnosprawność o stopniu umiarkowanym, pierwszy wiersz napisałem jak miałem piętnaście lat i niech pani sama oceni:   Gwiazdy    Gwiazdy przepiękne i żarem świecące! Układacie własnym - bezsennym ciałem   znaki przyszłości, obrazy błyszczące, lecz coś ważnego powiedzieć chciałem...   Gwiazdy przepiękne i żarem błyszczące! Wy nigdy słowami nic nie powiecie,   lecz zawsze dajecie słowa milczące, o mym istnieniu w ogóle nie wiecie...   Łukasz Jasiński (lipiec 1996)   Dodam jeszcze: "Wyrywek mądrości" - oto on:   Wyrywek mądrości             Badanie zostało przeprowadzone dnia dwudziestego piątego maja w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym roku ze względu na całkowitą utratę słuchu.           Wynik badań psychologicznych: rozwój umysłowy oceniany w oparciu o wyniki badań Skalą Leitera kształtuje się powyżej poziomu inteligencji przeciętnej. Orientacja przestrzenna, koordynacja wzrokowo-ruchowa jak również funkcja grafo-percepcyjna powyżej normy dla wieku. Na dobrym poziomie myślenie logiczne i rozumowanie przez analogie. W sytuacji zadaniowej, która nie angażuje mowy, chłopiec chętnie i samodzielnie pracuje, dobrze koncentruje uwagę i jest dość wytrwały. Nie inicjuje kontaktu werbalnego. Odpowiada na bardzo proste pytania dotyczące klocków, obrazów itp. itd. Na pytania oderwane od konkretnej sytuacji reaguje zahamowaniem, a nawet przejawami negatywizmu - buntem. Niepewny, nieufny i gotowy do natychmiastowego wycofania się z kontaktu w obliczu niepowodzenia.           Jest to formalnoprawny dowód potwierdzający, że posiadam wrodzoną inteligencję jako osoba z nabytą niepełnosprawnością - niesłysząca, nielegalnie - bezdomna, jednak: myśląca - samodzielnie.   Łukasz Jasiński (2019)
    • @Łukasz Jasiński  atutami, które posiadasz, można by obdzielić parę osób, i nie wszystkim się to podoba. Pozdrawiam i życzę wytrwałości

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Leszczym techniczne niedociągnięcie, dlatego tekstu nie przyjęli do poradnika żeglarza:) Pozdrawiam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...