Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Śniłem o Alkamon


Rekomendowane odpowiedzi

 

Wyszedł z klatki i zatrzymał się, żeby przypalić papierosa. Zaciągnął się, zasunął kurtkę i nałożył słuchawki na uszy. Szedł przed siebie, tak bez celu, słuchając muzyki i myśląc, co przyniesie jutro. Miasto nocą miało inną twarz niż za dnia, bardziej kolorową, wyluzowaną. Nie widać było tego brudu, który przez dzień rzucał się w oczy.
Żółte taksówki królowały, śpiesząc się, jakby od tego zależało czyjeś życie, wściekle przy tym trąbiąc, a gdy to nie pomagało, kierowca wychylał się przez okno i klnąc na czym świat stoi, wygrażał komuś zaciśniętą dłonią.
Oświetlone wystawy sklepowe przykuwały wzrok. Nie było żadnych krat, co jeszcze bardziej go zdumiało.
Po drugiej stronie, przed klubem nocnym, ochroniarze w czarnych garniturach przeprowadzali selekcję, zdecydowanie odsuwając wypitych i tych źle ubranych.
Rzucił niedopałek i rozgniótł go butem. Zapachy z małej tawerny na rogu sprawiły, że poczuł głód i postanowił coś zjeść. Usiadł w kącie i zamówił dwa suwlaki oraz piwo. Knajpka była wymarła, oprócz niego siedziało tam jeszcze dwóch smakoszy taniego wina, dyskutując o polityce.
Suwlaki z pewnością przeszły już reinkarnację, ale zjadł, bo był bardzo głodny. Wychodząc, rzucił do faceta za ladą, żeby zamknął ten syf, zanim kogoś otruje. Zdążył jeszcze zauważyć jak arcyważne dyskusje polityczne, zamarły na ustach smakoszy tanich win, a oburzony flejtuch za ladą macha ścierą, jakby chciał zmusić martwe muchy leżące na blacie do lotu.
Na ulicy ruch był taki sam jak pół godziny wcześniej, ludzie jakoś nie śpieszyli się do domów, mimo że już dwudziesta druga z minutami. Do przystanku zbliżał się trolejbus, więc przyspieszył kroku, żeby zdążyć i wsiadł, chociaż nie miał biletu.
Usiadł z tyłu przy drzwiach, żeby w razie kontroli mieć większe szanse na ucieczkę. Jechał nawet nie wiedząc dokąd, ale to było nieważne. Czasem dopadały go takie chwile, kiedy musiał wyjść z domu, niezależnie która była godzina i powłóczyć się po mieście. Samotność wyganiała go z domu.
Przyglądał się ludziom jadącym w troleju i zastanawiał się kim są, co robią na co dzień, czy są szczęśliwi. Nie miał pojęcia jak długo jechał, aż w końcu dojechali do przystanku końcowego i ludzie zaczęli wysiadać, wysiadł więc i on. Rozejrzał się i stwierdził z zadowoleniem, że znajduje się pod najwyższą górą w mieście, Likavitos, na której szczycie znajdował się amfiteatr. Postanowił wspiąć się na samą górę, chociaż droga była dosyć trudna. Przypomniał sobie jak kiedyś z kumplem wybrali się na film The Doors i po seansie wspięli się na szczyt tej góry, by podziwiać widok, jaki się stamtąd rozciąga na Ateny.

*

Spotkałem go kiedyś w metrze. Wracałem z pracy, głowa opadała na piersi i zapadałem w jakieś mikro sny. W pewnym momencie usłyszałem jak ktoś coś mówi, ale tak głośno, jakby chciał, aby wszyscy w wagonie go usłyszeli. Otworzyłem oczy i zacząłem nasłuchiwać. Z przodu przy wejściu stał młody mężczyzna, lat około dwudziestu pięciu. Długie włosy opadały na ramiona, wytarta kurtka dżinsowa dogorywała na nim. Czytał coś o jakimś mieście, które mu się często śni. Nazwa tego miasta nic mi nie mówiła.

 

Śniłem o Alkamon

 
Wyśniłem to miasto. W wąskich uliczkach, świeciły blade latarnie a ja spacerowałem, rozmijając się z tragarzami, których ciemne mocne ramiona dźwigały całą górę bagaży.
W dole, w niewielkim porcie, cumowały okręty i wysokimi masztami wskazywały niebo, jakby chciały mi powiedzieć: spójrz, jak w ciszy rosną gwiazdy.
Kiedy świt objął miasto, zgłodniałem czując zapach chleba i przypomniałem sobie dzieciństwo i dziadka, który wypiekał dla nas rogale i koguciki. Boże, ileż bym dał za jeden taki kęs.
Wyśniłem to miasto, z jego ubogimi mieszkańcami, którym wiatr wciąż wieje w oczy.
Z bogaczem rozpaczającym, że Bóg obdarzył nieśmiertelnością kamienie, kiedy on zbyt dużo już przeżył, by móc cieszyć się tą chwilą, jaka mu pozostała. Z iglicą jedynego kościoła, dumnie szybującą w niebo, drażniącą obłoki swym zbyt wysoko zadartym nosem.
Z kojącym chłodem jego wnętrza, gdzie stary sługa Boży leżał krzyżem, przez te wszystkie godziny, w których ja chłodziłem się zimnym piwem, w małej przyportowej tawernie.
Śniłem o morzu, które podziwiałem z najwyższej góry, o jego łagodności usypiającej białe żagle okrętów, ale i o niespodziewanej furii, w jaką często wpadało.
Znów śniłem o Alkamon.

 

Metro się zatrzymało i tłum ludzi wdarł się do środka, nie zwracając uwagi na wysiadających. Facet zniknął. Nie zdążyłem z nim zamienić słowa, chociaż tak mnie zaintrygował.
Przez długi czas nie dawało mi spokoju, kim był ten człowiek. Jeździłem tą linią jeszcze przez dwa miesiące, ale już więcej go nie spotkałem, aż któregoś dnia moja znajoma, która pracowała w szpitalu powiedziała, że wczoraj przywieźli do nich młodego mężczyznę, który był skrajnie wycieńczony, po prostu wrak człowieka. Miał ze sobą tylko jakiś zniszczony plecak, a w nim kilka zeszytów zapisanych wierszami i notatkami. Powiedział do mojej znajomej, że on nie ma nikogo, a chciałby komuś zostawić to, co dla niego najcenniejsze, czyli plecak pełen zeszytów, pod warunkiem, że ten ktoś ich nie zniszczy.
- Więc przyniosłam do ciebie, bo wiem, że lubisz czytać, może ci się spodoba ta jego pisanina, a jak nie, to dasz komuś, kogo to zainteresuje.
Zacząłem nerwowo przeglądać zeszyty i w końcu znalazłem to czego szukałem – Alkamon.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • nie czekaj na królewicza poukładaj liście w biczu! ustrój śliczne różem lico taka na ławeczkę usiądź   w sukieneczce najładniejszej zakupionej bez zewnętrznych zahamowań, marzeń łóżkiem wbrew łaknienia się o wróżkę   bowiem tęże nosisz sobą w osobistym nad wygodą nie doraźnym ale wolnym podarunku siebie w sobie
    • O mój drogi Boże W życiu jest jak w tańcu Delikatnie stawiam kroki, w tym ostatnim smutnym walcu Tańczę w upale i chłodzie Tańczę w ogniu i na lodzie Z partnerem wyznaczonym przez ciebie drogi Boże Obejmuje mnie dusząco, zostawia siniaki wzdłuż ramion Mówi „tańcz piękna, tańcz jak moje oczy ci zagrają" Spojrzeniem tak głębokim, jakby wrzynał mi się w gardło Duszę okaleczał, myśli plątał jak więzadło      Dlaczego drogi Boże  milczysz gdy mnie szarpie? Nożem jeździ mi po ciele, jakby rysował na kartce Znów ubrudził ci mój Boże, krwią marmurową posadzkę   Dlaczego drogi Boże chcesz bym tańczyła z szatanem? Nie boisz się że dotknie mnie swym brudnym w krwi kaftanem?   Oko w oko Obrót, zwrot Czym tak kusi mnie ten wzrok?   Czemu zwalniasz tak szatanie? Ciężko tańczyć z nożem wbitym w ramię?   A Ty jak możesz dobry Boże     Znowu patrzeć po suficie  Gdy wróg twój szatan, przegrał walkę o swe życie   Naprawdę Wybacz mi Mój Boże Z walca się zrobił podwieczorek  Czy wybaczysz mi me grzechy jeśli odmówię paciorek?
    • @Rafael Marius Sztuka życia
    • @Rafael Marius życzę ci powrotu do zdrowia, niech ci Bóg błogosławi, bo jesteś kochający Boga. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Ja i tak nie wychodzę, bo od kilku dni jestem chory. Kiedyś 3 lata nie wychodziłem. Człowiek się przyzwyczaja. Wszystko ma swoje wady i zalety.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...