Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Pierwszy cud


Gość Franek K

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Dokonał pierwszego cudu 

ponoć Jezus w Kanie,

gdzie zamienił na weselu

wodę w wino w dzbanie.

 

Ja bym się z tym faktem jednak

niezupelnie zgodził,

bo największym cudem w życiu

jest wszak cud narodzin.

 

Edytowane przez Franek K (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Gosława

 

Otóż to. I każdy go dokonuje. Wiem, wiem... zaraz napiszesz, że to kobiety są sprawczyniami tych cudów

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  

Opublikowano

@Gosława

 

Nie tom miał na myśli

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Urodziłem się, urodzony... Czyja to w sumie zasługa? A może jednak chłopów, bo bez nich nie poradzicie, choć taka jedna podobno dała radę   

Opublikowano

@Franek K nie dość że dała to jaki cud Jej wyszedł:) 

Więc uważaj z kim tańczysz Franek bo ta niewiara w nas kobiety Cię kiedyś zgubi:)))) 

Opublikowano

@Dulenka

 

Tylko czy ten cud narodzin jest "cudny" dla narodzonego czy raczej dla oczekujących. Oto jest pytanie...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • - Ach, te moje obawy! - pomyślałam kolejny raz w tym tygodniu. Z myśli na myśl coraz bardziej zła na siebie, że przestałam telefonować i esemesować do Jerzego. Trochę aspodziewanie dla samej siebie, a bardziej spodziewanie właśnie. Czekając, kiedy wspomniane staną się na tyle silne, że powstrzymają mnie od kontaktowania się z nim. Obawy, pozostałe po traumie poprzedniego związku. Myślałam, że z czasem mnie opuszczą. Że z biegiem miesięcy odejdą same. Że po prostu znikną - jak cień. Myliłam się...    Przez kilka dni po naszym ostatnim spotkaniu wszystko było dobrze. Bez najmniejszych rozterek sięgałam po telefon o najróżniejszych porach dnia, aby doń napisać albo zadzwonić. A jeśli nie, to chociaż wysłać ikonkę uśmiechu czy serduszko jako znak, że jestem i pamiętam. Lub zasygnalizować je właśnie krótkim połączeniem - przerwanym, zanim zdążył odebrać. Do czasu...    Lęki narastały apostrzeżenie. Stawały się coraz bardziej intensywne i mroczne, jak nakładające się na siebie cienie. I kryły się gdzieś wewnątrz mnie, poczatkowo zupełnie niewidoczne ani całkiem wyczuwalne. Do tamtej nocy, kiedy kładąc się spać, wyobraziłam sobie, że jest tuż obok. Że kładę się przy nim spokojna i pełna ufności, a on przygarnia mnie do siebie i przytula. Rozczesuje delikatnie moje włosy... odgarnia je z szyi... całuje kark. Zasypiam uśmiechnięta, czując się absolutnie spokojna i absolutnie bezpieczna. A potem... Potem ten sen. Koszmar.    Budzę się i zdaję sobie sprawę, że leżę na ziemi. Mam na sobie coś, co w dotyku jest chłodne i śliskie; dobrze, że chociaż to! Pomimo, że nic chroni przed zimnem, bo czuję, że drżę. Wokół mnie jest ciemno. Nieprzenikniony mrok. Taki, że dosłownie widać... nic. Zrywam się, przerażona. Moją pierwszą myślą jest go zawołać, skoro tuż po przebudzeniu nie poczułam go przy sobie.    - Jerzy! - wołam. - Jerzy, gdzie jesteś?!    Jego imię pierwszy raz wypowiadam jeszcze spokojnie. Drugi raz brzmi ono już strachem. Przerażeniem. Trzeci raz poczuciem bezsilności. Dojmującymi przed tym, co w moim chwilowym odczuciu jest nieogarnione. Przed tym, czego nie potrafię objąć ani umysłem, ani uczuciami.    - Jeerzyy!! - mój krzyk jest krzykiem rozpaczy, pełnym bólu i gniewu. - Gdzie jesteś?!! Dlaczego to zrobiłeś?!! Dlaczego...    Tknięta impulsem tak zimnym, jak żaden z dotychczas doświadczonych, odwracam się. Pod stopami czuję chłód wilgotnej ziemi i coś, co dotykiem identyfikuję jako gałązki. Jedna z nich kłuje mnie boleśnie w lewą stopę.    - Au! - syczę, krzywiąc się z bólu. Awypowiedziany dźwięk zamiera mi na wargach, gdy mimo otaczającego mroku spostrzegam cień. Tak głęboki i tak ciemny, że przestrzeń wokół robi wrażenie półmrocznej. Mój strach wzrasta błyskawicznie, gdy konstatuję, że ów cień kończy się - albo właśnie zaczyna - przy moich stopach. Ale przecież nie jest mój! Ja tak nie wyglądam!!    W panice odwracam się i zaczynam biec na oślep przed siebie. Nic widząc i nic słysząc oprócz strachu, który czuję na całym swoim ciele. Który czuję, jak skręca mnie w środku i jak przepełza tętnicami wraz ze zgęstniałą nagle wskutek paniki krwią.     - Jerzyy!! - wykrzykuję w biegu jego imię. - Ratunku!!!    W tej chwili wpadam na coś szorstkiego i twardego. Do tego stopnia, że odbijam się od tego czegoś i ląduję na ziemi, potrójnie oszołomiona: zaistniałą sytuacją, zderzeniem i upadkiem.    W ostatniej chwili, czując że świadomość zaczyna mnie opuszczać, odnoszę wrażenie, iż ów cień - wciąż jakby wyrastając z moich stóp - unosi się, prostuje i zaczyna powoli rosnąć, wypełniając pole widzenia. Jest już tak wyraźny - a może tak duży lub tak blisko - że dostrzegam rysy twarzy. To... Nie, to nie możesz być ty!! - usta same układają mi się do krzyku, pełnego przerażenia. Zamykam oczy i...    W tej chwil budzę się. Rozdygotana i pełna strachu, jak... Jak wtedy.     - Nie!!! - postanawiam sobie najbardziej zdecydowanie, jak tylko potrafię. - To się nie może powtórzyć!!!       Voorhout, 25. Lutego 2025    
    • @Domysły Monika mam pewien cykl tematów ciężkich. Ten utwór, to rzeczywiście jeden z mocniejszych, jednak paradoksalnie nie dotyczy wprost wojny, chociaż efekt czasami przypomina "mentalne i fizyczne zmielenie". Masz rację, że tytuł i zastosowanie tej "organiczności" może prowadzić "do wojny", ale nie. Dobrze, że wiersz otwiera się na różne interpretacje. Tak myślę. Dziękuję za reakcję i komentarz. :)
    • @Dekaos Dondi Ja ci powiem tylko jedno... dlaczego, przyjmując prawdziwe stworzenie wszystkiego przez Boga, który rzekomo jest miłujący i dobry, mamy tutaj diabła, smoka i wszelkie zło? Czyżby wszechwiedzący Bóg, znający przyszłość, wszelkie swoje zamysły oraz wynik tego wszystkiego zrobiłby psikusa chrześcijaninom? Myślisz, że on ma tutaj jakieś tajemnice? Masz tajemnice przed osobami które kochasz? Widzisz - w biblii coś nie pykło; w żadnej księdze świętej nie pykło. A prawda? Czy istnieje? Co widać? Chyba tylko w to można uwierzyć, co widać. Pozdro tam do twojego diabełka. :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Jaka tam perfekcja? Domysły Monika -:) W zrozumieniu leży, naturalnym bodźcem; pomiędzy autorem i jego czytnikiem   Dziękuję i pozdrawiam cię!    
    • Chłód nocy Odbił na mnie   Swoje piętno   A wczorajsze dni Nie miały już zapachu   Słodkich czerwonych Pomarańczy w zimowej herbacie   I goździków          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...