Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

W łupinie czasu włóczy się nomada szlakiem

Karawany wygnańców z ziemi Kanaanu

Samotne niebo gładzi ciszę niemym znakiem

Brocząc martwym powietrzem w piaskach oceanu

 

Śladem wyrytym butem okutym w zwątpienia

W magmie wytopionego gruzu stawia kroki

Na zgliszczach kruchych tablic boskiego imienia

Uczony barbarzyńca syn swojej epoki

 

W jukach swych myśli dźwiga ospałe intencje

I niewinne kłamstewka na handel wymienny

Za sen w drobiazgach dobry oraz za licencje

Na romans wyuzdany i deszczem brzemienny

 

Słone wichry pustyni smagają po oczach

Zlepiając piaskiem usta i język swawolnie

Pełzając jękiem na wydm rozłożystych zboczach

Gdzie zlicza bilans życia klepsydra mozolnie

 

Twarz błyska ogniem stronic skrzących prawdą księgi

Gdy zmięte jej symbole rzucone w zarzewie

Grzeją dłonie a czarnych słońc puste okręgi

Siadają jak kruki na wypalonym krzewie

 

W zgorzelisku siadają wnet fantasmagorie

Fatamorgany nęcąc fantomami wiary

Logikę zastępują mętne alegorie

Szczując wilczury ludźmi groteskowej miary

 

I niekiedy przychodzi upaść z pragnienia w kurz

Suchą mową heroizm rozmienić na trwogę

Lecz na marginesie snów tuszem bólu i burz

Wykreślić kamieniami dalszą w bezkres drogę

 

Na granicy nieba i ziemi w rozpadlinie

Wieczności faluje jej obraz zórz kolorem

Ponętny głębią lustra zjawia się i ginie

Kobiecym pocałunkiem i pokus splendorem

 

I podąża spojrzenie za barwnym widokiem

Przyśpiesza bieg i wzmaga się imaginacja

Aby nawlec na dotyk pochwycony okiem

Miraż piękna, nim zniknie jej halucynacja

 

Gdy dotarł horyzontu brzegiem w ciemni kresu

Nie było jej kształtu i motylim fraktalem

Palącego się skrzydła krawędzią limesu

Uszła poza dobro i zło wraz z jego żalem

 

I świetlanej gęstwinie kometa pamięci

Światłoczułą lubością zarży wiatr popiołem

Wspomnień nieucieleśnionych pragnień i chęci

Wtulenia się w jej włosy wciąż zmęczonym czołem

 

Lecz tam dokąd tęsknota niosła za złudzeniem

Kwiat zakwitł z jałowości zapachem sowitej

Nadziei pożegnania się z gniewnym cierpieniem

I zagojenia brudnych ran z krwi jadowitej

 

Kwiat wzrasta jak krzyż wody garściami zroszony

Tak uczynkami jak i grzechów zaniedbaniem

Jej łez perłowym zdrojem uśmiechu pojony

I jego wiecznym znojem walk z rozczarowaniem

Edytowane przez huzarc (wyświetl historię edycji)
  • 4 lata później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Kiedy umrę, mnie nie chowajcie, tylko prochy me wiatrom oddajcie.  Miast ginąć w nieznanym rzędzie, niech burze poniosą je wszędzie, aż ślad mój waszym się stanie.   Bo kiedy umrę, ja być nie przestanę, tylko wspomnieniem waszym się stanę. Jednym miłym, kochanym, innym znów mniej zrozumianym, a jeszcze gdzie i mocno zgorzkniałym.   Więc zamiast chować, odpust mi dajcie: od nieczułości i bezzrozumienia, od win minionych, czasów straconych, co ich nie dałem, a tak pożądałem. Od bezsilnosci i niezaistnienia niech mnie umyją wiosenne deszcze. I światłograniem w strudze słońca niech się stanę, we wszystkich kolorach, losem rozdanych wzorach, gdzie bywać chciałem, odwagi nie miałem, osiądę teraz skroplonym kurzem. Smugą cienia wam zagram na murze. Ku zadziweniu i dla przebudzenia, dla nowej myśli wskrzeszenia śladem palca na szybie was wzruszę i odpocznę na chwilę waszym przebaczeniem zanim dalej w drogę wyruszę. I żył będę, bo muszę. Tylko odpust mi dajcie.
    • Najwolniej jak się da: pędem.  Przez życie idziemy razem: całkowicie sami.  Cofając się wstecz widzimy przyszłość:  pałęta się gdzieś ze wspomnieniami.  Tuż przy nas kroczy Bóg: widoczny w swej niewidzialnej odsłonie.  A człowiek? Dziś jakoś bardziej w siebie wierzy: w przyciasnej cierniowej koronie ...     
    • Każdy dzień dla mnie to jak łza nad pudełkiem wybrakowanych puzli. Zastanawiam się nad ludzkością, nad tym, z czego wynikła i czego jest rezultatem. Możliwe, że jednak pomyłki. No bo skąd się bierze ten samopowielający wzorzec, gdzie co -nty człowiek na ziemi jest "niedopasowany," " niekompatybilny," nie trafia "na swojego," odstaje od przyjętych norm i "nie ma dla niego miejsca"? Człowiek szuka i nie ma, nie może odnaleźć siebie w kilku miliardach innych poszukujących.  ... Czego? Chciałabym po prostu usiąść kiedyś w barze i zamówić lustro. I niech przysiądzie się do mnie ten, kto zamówił to samo ... (Z tego właśnie powodu z reguły omijam bary.) Wolę śnić o granatowych łabędziach - tylko dlatego, że nie wiem, w jakim kolorze jest antracyt Wolę cofać się do przodu - wiem, dokąd wracają błędy.  Wolę być otwarcie zamknięta - w końcu każdy może podejść i sam sobie otworzyć. Kiedy mijam ludzkość, nigdy się nie rozpoznajemy, nie witamy, nie pytamy o samopoczucie.  Kupiłam dziś belę jedwabiu i właśnie upycham ją do butonierki Boga, który jasno mówi, że "nie szata zdobi człowieka."  Odwracam się, by jeszcze raz na Niego spojrzeć.  Bardzo przystojny.  Podejrzanie ludzki! Kaszmir. Z metra.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Wochen Jesiennie i ten szelest litości niesłyszany odbija się echem.
    • Literatura to jedyna religia, której Dekalog przykazuje kłamstwo w dowolnych konfiguracjach i kontekstach.     
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...