Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Bajka dla dzieci - Wielkie marzenie małej Poli odc.1


Tom Tom

Rekomendowane odpowiedzi

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Słońce wzeszło już na niebie i posłało piękne świetliste promienie, aby spłynęły po tafli szklanych okien i spoczęły na twarzach śpiących jeszcze dzieci. Ptaki nuciły rozkosznie poranną melodię, a wiatr wdmuchiwał rześkie powietrze do pokojów wypełnionych lekkim snem. Z kuchni dobiegał zapach smażonej właśnie jajecznicy ze szczypiorkiem oraz błagalne szczekanie Kropki, która koniecznie chciała pierwsza skosztować śniadania.

Sześcioletnia Pola, zanurzona jeszcze w półśnie, jak przez mgłę zobaczyła kogoś zakradającego się do pomieszczenia. Przekręciła się na drugi bok w nadziei, że nie będzie musiała jeszcze wstawać, ale tata nie miał zamiaru jej przekonywać. Podszedł po cichu do jej łóżka, ledwo powstrzymując śmiech, wyciągnął zza pleców puszkę z pianką do golenia i wysmarował nią twarz córki. Dziewczynka podniosła głowę z poduszki i spojrzała na wpół zamkniętymi oczami w małe przenośne lusterko, które dumny z siebie tata trzymał w drugiej ręce i natychmiast oboje wybuchnęli śmiechem.

– Tato, mam wąsy i brodę dłuższe niż dziadek! – wykrzyknęła roześmiana.

– Gdybyś potrzebowała pianki, żeby się ogolić, to mam jeszcze trochę – odparł wesoło.

 W tym czasie z kuchni wybrzmiał ciepły kobiecy głos.

– Dzieci, śniadanie gotowe! Zapraszam moje głodomory na dół!

Słysząc to, dziewczynka natychmiast wygrzebała się z łóżka i pognała do kuchni. Biegła, podskakując przez korytarz, lecz nagle zatrzymała się i znów zaczęła się rechotać. To Antek wychodził z pokoju z białą brodą z pianki do golenia.

– Ciebie też budził tata? – wykrzyknęła do brata, gładząc się po wąsach.

– Dom wariatów – westchnął zaspany chłopiec.

Kiedy wszyscy zeszli do kuchni, mama ubrana w zwiewną białą sukienkę w czerwone romby uśmiechnęła się i przytuliła każdego na powitanie. Usiedli przy stole. Rodzina zajadała się pyszną jajecznicą ze świeżym chlebem razowym, a Kropka biegała pod stołem od nóg do nóg, skomląc, żeby jej coś dać.

– Co dziś robimy fajnego rodzino? – spytała mama, podpierając brodę na rękach.

– Pojedziemy do parku i zrobimy sobie piknik – oświadczył tata.

Pomysł wspólnego wypoczynku w parku wywołał nie lada zachwyt, którego Antek nie podzielał.

– Po co mamy jechać taki kawał do parku? W domu jest tyle rzeczy do zrobienia, a poza tym jestem umówiony z kolegami na granie przez internet – oponował.

Tata spojrzał na Antka i powiedział łagodnie:

– Synu, popatrz, jaki mamy piękny sobotni dzień – położył dłoń na jego ramieniu. – On się już nie powtórzy. W gry możesz zawsze jeszcze pograć, ale tylko przy okazji, po to, żeby się przez chwilę rozluźnić. Jeśli za to wykorzystamy ten dzień najlepiej, jak się tylko da i spędzimy go razem, to gwarantuje ci, że wieczorem poczujesz radość i satysfakcję z tego powodu, że go nie zmarnowałeś.

– No właśnie! – dorzuciła przemądrzała Pola.

Antek popatrzył na ojca i zobaczył w jego oczach, że to, co powiedział, było całkowitą prawdą.

– Dobra niech już będzie ten piknik. – powiedział od niechcenia. Wewnątrz jednak czuł, że naprawdę chce jechać.

Rodzina przygotowywała się do wyjazdu. Mama robiła pyszne kanapki z szynką, sałatą, pomidorem i rzodkiewką. Pakowała też owoce na deser. Dzieci uwielbiały owoce. Na szczęście w domu były truskawki, banany, melon i jagody. Najsmaczniej będzie pojeść wszystkiego po trochu. Tata wyciągał sprzęt sportowy ze schowka. Do dużej niebieskiej torby wkładał rakiety do badmintona i lotki oraz piłki: do siatkówki i do kopania. Antek bawił się Kropką, a Pola siedziała na krześle i przyglądała się, jak grupa przyjaznych krasnoludków pomaga rodzinie przygotować się do wyprawy – lubiła wyobrażać sobie różne rzeczy. Mali przyjaciele ochoczo podawali mamie odpowiednie składniki, układali tacie sprzęt w torbie i bawili się z psem. Od czasu do czasu podbiegali do Poli, żeby przybić jej piątkę albo zrobić głupią minę, by ją rozbawić. Wreszcie jeden z krasnali podszedł do dziewczynki i pogroził jej palcem.

– Dlaczego nie pomagasz w pakowaniu? No chodź, to super zabawa! – pociągnął ją za rękaw.

Pola szybko wstała z krzesła i ciesząc się, że może pomóc, układała jedzenie w koszyczku, pomagała tacie znaleźć kluczyki do samochodu i tak biegała od jednego członka rodziny do drugiego. Była z siebie bardzo zadowolona. W końcu to też dzięki niej będą mieli taki fajny piknik.

– No to chyba wszystko gotowe – powiedziała mama i wyjechali.

 

Tak oto poranek przeradzał się w południe. Słońce zdawało się zastygnąć w jednym miejscu na bezchmurnym niebie. Byłoby nieco za gorąco, gdyby nie przyjemny delikatny wiatr, który towarzyszył wypoczywającym i chłodził ich nieustannie, nakładając im kojące wilgotne okłady na rozgrzaną skórę. Rodzina szła po ogromnej zielonej łące w parku, szukając sobie dogodnego miejsca. Nie było to łatwe, gdyż wiele innych rodzin już zalegało na dużych kocach obstawionych koszami z rozmaitym jedzeniem. Widać każdy chciał wykorzystać ten piękny majowy dzień.

– Co za tłok – westchnął zrzędliwie tata.

– Nic nie szkodzi – powiedziała mama, mrużąc oczy od uśmiechu. – Może poznamy kogoś ciekawego? – dodała, przegarnąwszy zwichrzone włosy męża.

Zniecierpliwione dzieci skrzętnie szukały miejsca, nie bacząc na otaczających ludzi. Pola nagle puściła rękę mamy i zaczęła biec w stronę ogromnego drzewa, które roztaczało pokaźny cień.  Stanęła pięć kroków od masywnego pnia i wpatrywała się w gęstą koronę zamieszkałą przez małe kolorowe ptaszki. Stała tak malutka naprzeciw wielkiego dębu i poczuła się bezpiecznie jak w domu. Kiedy rodzina ją dogoniła, mama zawołała:

– Kochanie nie wolno ci się tak od nas oddalać!

– Mamo drzewo powiedziało, że nas serdecznie zaprasza, żebyśmy tutaj zrobili nasz piknik, a ono da nam cień.

Rodzice spojrzeli na siebie z pobłażliwym uśmiechem. Antek przewrócił tylko oczami. Tata przykucnął przy córce i powiedział:

– Skoro drzewo nas zaprasza to niegrzecznie byłoby odmówić. Czy chce coś w zamian?

– Nie. Przyjmie nas z przyjemnością. Prosi tylko, żeby Kropka nie sikała mu na korzenie, bo dopiero się kąpało w porannym deszczu. – Odparła dziewczynka, odpędzając psa od uprzejmego gospodarza. 

Kiedy rodzina rozłożyła się już wygodnie na białym kocu w żółte słoneczniki, a świeże jedzenie kusiło zapachem i wyglądem, wszyscy poczuli majową swobodę, lekkość myśli i radość płynącą z tego, że cieszą się tą chwilą razem. Mama leżała oparta o tatę, który pochłaniał łapczywie przygotowaną przez nią kanapkę. Dzieci pałaszowały owoce, spierając się co chwilę o to, kto zje który kawałek. Rozmawiali o marzeniach, podróżach i przyrodzie. Nagle, tuż przed nosem Poli, przeleciała ze świstem piłka, odbiła się od czoła taty i wylądowała w misce z owocami. Rodzina zamarła przez chwilę w wielkim zdziwieniu, lecz cisza szybko została przerwana najpierw przez spontaniczny śmiech dzieci, potem mamy, a na końcu taty, który pocierał lekko zaróżowione czoło. W tym momencie podbiegł do nich lekko zmieszany mężczyzna z bujną czupryną i dużymi kwadratowymi okularami na nosie, które miał w zwyczaju poprawiać co chwilę.

– Bardzo serdecznie państwa przepraszam – powiedział nerwowo. – Graliśmy z dziećmi w piłkę, chciałem im pokazać, jak wrzucać na główkę, no i…

– I wrzucił pan na główkę taty! – wykrzyknęła Pola, śmiejąc się do rozpuku.

Tata wstał z koca i podał rękę mężczyźnie.

– Nic nie szkodzi, mam przynajmniej gola – dodał.

Rodziny szybko zapoznały się ze sobą i dorośli przyłączyli się do rodziców Poli i Antka. Dzieci natomiast pobiegły do swoich rówieśników, żeby pograć w piłkę. Na boisku było dwanaścioro maluchów – akurat, żeby zagrać mecz sześć na sześć. Nie trwało to jednak długo, bo już po kilkunastu minutach ktoś wpadł na pomysł, żeby pobawić się w zamek. Nieopodal placu do piłki nożnej, były drabinki w kształcie domku. Dzieci obłożyły go plecakami dookoła, tworząc mury obronne, a przed nimi wykopały wąski rów, który wypełniły po kryjomu wodą do picia z butelek zabranych przez rodziców. Zamek był gotowy. Antek został wybrany na króla. Była tam też królowa Wiktoria. Pola została nadworną wróżką, a Kacper, Kuba i Olek – synowie pana w okularach, mieli być powołani do straży zamku. Pozostałe dzieci chciały zdobyć miasto. Wszyscy zajęli pozycje. Żołnierze przecierali niewidzialne łuki i strzały, poili konie i przygotowywali się do bitwy. Wreszcie najeźdźcy zadęli w trąby i ruszyli do ataku. Gnali na swoich rumakach pod same mury miasta, podczas gdy strażnicy wypuścili w powietrze deszcz niewidzialnych strzał. Wróżka Pola zamieniła jednego z najeźdźców w królika i natychmiast zaczął kicać po polu bitwy. Jeden z nacierających żołnierzy rzucił woreczek z usypiającym pyłkiem w stronę obrońców zamku. Dwóch strażników pogrążyło się we śnie. Król Antek, widząc to, powiedział:

– Nie bój się królowo, utrzymamy to miasto! – Chwycił za miecz i ruszył do ataku.

Niestety został pojmany przez wrogich żołnierzy. Kiedy wróżka Pola spostrzegła, że król jest w tarapatach, rozkazała napastnikom śmiać się w głos. Chłopcy natychmiast wybuchnęli ogromnym śmiechem i nie byli w stanie dalej atakować, a król został ocalony. Miasto utrzymane! W porywie serca królowa Wiktoria wydała dekret ułaskawiający pojmanych bandytów oraz przyjęła ich do miasta, by jako dzielni rycerze szlachetnie i wiernie jej służyli. Teraz już wszyscy bronili zamku zjednoczeni we wspólnej sprawie.

Kiedy zabawa nieco się uspokoiła, a dzieciom znudziły się cnotliwe wyczyny, chłopcy zaczęli dokuczać najmłodszemu Olkowi.

– Nie możesz się z nami bawić, bo jesteś za mały – syknął Kuba.

– No właśnie i nie masz zębów, na pewno masz jakąś chorobę – dodał inny z kolegów.

Olek popatrzył na nich smutno i niepewnym delikatnym głosem odparł:

– Nieprawda. Nie mam żadnej choroby.

– Masz i jak się ciebie dotknie, to można się zarazić! – drwił Kuba.

Malutki Olek posmutniał bardzo i patrzył w ziemię, a łzy kapały mu po policzkach.

– Wcale nie mam żadnej choroby – powtarzał cichutko. A chłopcy zaczęli biegać wokół niego, dokuczając uszczypliwie.

 Pola, widząc smutne dziecko, stanęła przed nim i wrzasnęła z całych sił.

– Przestańcie wstręciuchy! Sami macie jakąś chorobę, bo się cieszycie, kiedy ktoś inny jest smutny! Miło wam, jak Olek przez was płacze!? – Po czym położyła rękę na ramieniu chłopca i powiedziała – Chodź Olek, nie musisz się nimi przejmować, moja mama ma pyszne owoce, na pewno ci posmakują! – i odeszli w stronę rodziców.

Pola odwróciła się jeszcze na chwilę do reszty, żeby powiedzieć:

– Jeśli też macie ochotę, to wystarczy dla wszystkich. I gromada dzieci pobiegła posmakować słodkich darów natury. Ostatni przyszli chłopcy, którzy dokuczali Olkowi. Podeszli do niego i przeprosili serdecznie

– Tak naprawdę to jesteś w porządku – przyznali.

Wszyscy się bawili i rozkoszowali błogim dniem, który miał się ku końcowi. Dzieci biegały wspólnie po zielonej trawie i dojadały resztki smakołyków z piknikowych koszy, a rodzice rozmawiali, żartowali lub tańczyli do spokojnej muzyki płynącej z przenośnego odtwarzacza, ale Pola stała sama jak wcześniej wpatrzona w koronę wielkiego dębu, który gościł dziś wszystkich u podnóży ogromnego pnia. Drzewo uśmiechnęło się i przemówiło do dziewczynki.

– Żyję już na tym świecie wiele lat i zawsze porusza mnie do głębi, gdy widzę, jak ludzie okazują sobie dobroć i współczucie. To, co dzisiaj zrobiłaś dla tego chłopca, było najwyższym wyrazem człowieczeństwa.

– Najwyższym wyrazem człowieczeństwa? – powtórzyła zmieszana dziewczynka.

– To znaczy, że pokazałaś, iż ludzie mogą być dla siebie dobrzy i szanować się nawzajem. W nagrodę mam dla ciebie niezwykły podarek. – W tym momencie zawiał mocniejszy wiatr i z gęstej korony drzewa wypadło małe nasionko. Opadło leciutko i spoczęło na nosie Poli.

– Co to takiego? – zapytała zaintrygowana.

– To niezwykłe nasionko, które daje życie. Wyrośnie tylko w ziemi bogatej jak kochające serce, w słońcu gorącym jak odwaga, w wodzie czystej i przejrzystej niczym uczciwość. Nie zgub go, to bardzo ważne! – odrzekło drzewo.

Pola popatrzyła chwilę na niezwykły prezent, schowała do kieszonki ogrodniczek i podniosła główkę do niezwykłego dobroczyńcy.

– Dziękuję. Będę o nie dbała jak o największy skarb.

Tymczasem rodzina była już gotowa do drogi. Dziewczynka pożegnała się ze swoim drewnianym przyjacielem, złapała mamę za rękę i wszyscy ruszyli do samochodu, aby udać się do domu. Wtedy nie wiedziała jeszcze, jak bardzo to nasionko będzie jej potrzebne i jak mocno wpłynie na dalsze życie. W tamtym momencie wszyscy byli szczęśliwi. To był dobry dzień.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej @Agrafka dzięki za komentarz, a szczególnie za to, że poddałaś tekst fachowej ekspertyzie synka. :) 

 

Rozumiem że nie zachwyciła Cię historia i postaci mamy i Antka? 
 

Dopowiem że to pierwszy rozdział opowieści i historia będzie się rozwijać , więc wątpliwości syna odnośnie nasionka zostaną rozwiane - jeśli będziecie mieli ochotę się przekonać. :) 


 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...