Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

18+ W DRODZE NA BAL


Andrew Alexandre Owie

Rekomendowane odpowiedzi

Filologia i kulturoznawstwo

NATASZA ROSTOWA I JEJ MAMA W DRODZE NA PROWINCJONALNY BAL

Rosjanin  (rosyjski wariant „cockney'ego” lub "red neck'a") genialnie tańczy neocygański taniec w groteskowym, farsowym stylu, w stylu tzw. "rosyjskiego chançonu" („więziennego” stylu rosyjskiej pop muzyki) oraz opowiada długi „wulgarny” dowcip, zachowując nienaruszone wszystkie niedrukowalne wyrażenia, aby wyglądać bardziej artystycznie, przekonująco i wiernie sobie.

 


Dobry wieczór! Dobry wieczór! Natasha Rostowa i jej mama szaleńczo jeżdżą na prowincjonalny bal w swoim powozie.


Wyobrażcie sobie, droga dla wózków na wsi, drewniane koła ich powozu. Natasza i jej mama mają jasny makijaż na twarzach. Wszyscy są ubrani! Białe suknie balowe!
O-o-o-o! Rat-tat-rat-tat-tat-tat-tat! Szybciej! Szybciej! Chujarią (jeżdżą z pełną prędkością na ten jebany bal)! 


Mama do ich woźnicy: "Czy możemy jechać jeszcze szybciej, co? Spóźniliśmy się na bal!"
Woźnica mamrocze coś w odpowiedzi, ale całkiem nieoczekiwanie dość jasno doleciało tylko jedno słowo: "Pizdo!"


Powóz nieco przyspieszył. Natasza pyta mamę,

-Mamo, co to za "pizda"?
Och, córko, ha-ha-ha, jak to wyjaśnić?(sobie po cichu) "Kto mnie zmusił, starą dziwkę,  poprosić tego wulgarnego woźnicy, żebym przyspieszyć do chuja?! Pizdanuła na swoją zgubę! Jobany w rot* (chuj ci i mu w usta)!" Nataszo, to (piepsze to!lokalne słowo określające konia!


Wow! Przybyli na czas! O-o-o! A-a-a! Zaczęł się bal.


Podczas tańca z Porucznikiem Rzewskim Natasza przypomniała sobie, że on jest z lokalnego miejsca i zapytała go,
  -Poruczniku, czy masz pizdę?
  -Nataszo, czy  jesteś idiotką? Oczywiście nie. Co za głupie pytanie! 

-Ha-ha-ha! Co do mnie, mam!
Porucznik:  "Naprawdę? Zalewasz, kurwa mać!"
Natasza: "Tak! Tak! Bez żartów! Kiedy ją głaszczę i сzeszę, ona rży w taki sposób!" (naśladowanie rżącego konia).

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

*YOUR BUNNY WROTE lub BUGS BUNNY

Amerykańscy programiści nie mogą zrozumieć powodu, dla którego ich rosyjscy koledzy w Krzemowej Dolinie są przyzwyczajoni do tego zagadkowego wyrażenia YOUR BUNNY WROTE (JOBANY W ROT, TWÓJ KRÓLIK NAPISAŁ) za każdym razem, gdy muszą znaleźć błąd (bug) w swoich programach. Dlaczego wszyscy wspominają o jakimś  króliczku, który coś napisał?! BUGS BUNNY?

 

YOUR BUNNY WROTE  po angielsku brzmi jako rosyjsky niedrukowalny, ale często używany, zwłaszcza przez mężczyzn, wyraz irytacji i frustracji. Dosłownie oznacza to "pieprzony w usta". To jest nigdy używane jako obelżywe wyrażenie słowne, ale tylko jako wykrzyknik, który całkowicie stracił swoje pierwotne obraźliwe znaczenie.

 

CHUJARIĄ od chujarić, to czasownik pochodzący od rzeczownika "chuj". Wskazuje intensywność akcji, zwłaszcza ruchu, ale czasami dmucha w walce. Czasownik sytuacyjny, którego znaczenie wynika z kontekstu.

 

Pizdanuła od pizdanuć  to czasownik pochodzący od rzeczownika "pizda". To znaczy „mówić”, „powiedzieć” (powiedzieć coś złego) w mowie nieformalnej. Ma ton osądzający, oceniający, krytyczny i samokrytyczny, a czasem protekcjonalny, wybaczający, przepraszający lub pojednawczy.

 

https://poezja.org/utwor/184472-red-hot-chili-peppers/

 

 

Edytowane przez Andrew Alexandre Owie (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co zaskakujące, ten prosty, zwykły robotnik,  który prawdopodobnie był nawet w więzieniu, ma zainteresowania artystyczne. Tańczy twórczo, jak aktor opowiada historie na twarzach. Zna Tołstoja nie tylko z programu szkolnego. Interesuje go nie tylko wódka. W innych okolicznościach życiowych i należąc do wyższego środowiska społecznego mógł zostać aktorem, a nawet tancerzem baletowym, choreografem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Andrew Alexandre Owie W "Swiacie wedlug Kiepskich" jest jedna seria przedstawiająca alternatywną historię bohaterów tej rodziny. Tam są po prostu niesamowici.

 

 

Edytowane przez Andrew Alexandre Owie (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...