Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zapach śmierci


Rekomendowane odpowiedzi

Jaskółki zwiastowały, że coś nadchodzi, coś nieuchwytnego, coś, co tylko nieliczni potrafili przeczuć.

Promienie słoneczne odbijały się w taflach szyb, niebo wdzierało się do środka przez otwarte okna i spoczywało na twardych, drewnianych podłogach, wyszorowanych dłońmi zmęczonych gospodyń.

Ciche westchnienia wiatru, niespokojne zwierzęta i dalekie, dalekie, ledwo dosłyszalne odgłosy burzy, to wszystko, co można było dojrzeć i usłyszeć, a wciąż pozostawało jeszcze nieodgadnione.

Mariaż nieba i ziemi, może nieco burzliwy, ale jakże trwały. Coś, czemu srebrnoskrzydłe anioły przyglądały się z zachwytem, ale i niepokojem.

Z nieba spadały rozedrgane promienie słoneczne, letni gorąc, gęsty i lepki unosił się ponad ziemią, drażniąc płuca.

Senna wioska, zatopiona w południowej ciszy, wchłaniała w siebie zapach okolicznych pól i sadów. Na polnej drodze prowadzącej do wioski, pojawił się tuman kurzu, który powoli zaczął przemieniać się w wir, tańczący, kołujący, niczym derwisz.

Wojna, rozłożysta i groźna, omijała wioskę. Przycupnięta na krawędzi jawy i snu, wiła swe spokojne dni, przeplatane sąsiedzkimi pogaduchami.

Daniel siedział na drewnianych schodkach ganku, zajadał ze smakiem truskawki i czuł jak ten słodki smak wypełnia najpierw usta, by po chwili wybuchnąć w mózgu, paletą barwnych kolorów. Przedwcześnie dorosły, z nutą dojrzałości przebrzmiewającą czasem w jego wypowiedziach, a przez dorosłych odbieranych jako nieudolne ich naśladowanie.

Mały Daniel, który nadawał gwiazdom imiona i mówił, że rozumie wiatr, nasłuchiwał czegoś, co tylko on mógł usłyszeć. Tak śpiewał wiatr, kiedy przynosił złe wieści. Jęczał, uwięziony w koronach drzew, szarpał się i wił, by potem wzbić się wysoko, wysoko w górę i runąć w dół, jakby chciał się roztrzaskać o polne kamienie, jakby nie chciał być nosicielem złych wieści.

Daniel znał ten jego śpiew. Pierwszy raz usłyszał go, kiedy miał trzy lata. Bawił się, nieświadomy niczego, ganiając po podwórzu za młodymi kaczkami, kiedy usłyszał ten śpiew. Przystanął, otworzył usta i zadarł głowę do góry, spodziewając się, że ujrzy tam coś niezwykłego, lecz tylko niebo na chwilę zmieniło swój kolor, przybierają barwę nieco ciemniejszą.

Tego dnia, jakiś obcy mężczyzna przyszedł i powiedział ojcu, że jego brat, zginął w kopalni kamienia.

Ojciec zaprzągł konia do furmanki i ruszył z kopyta w kierunku pobliskiego lasu, gdzie znajdowała się kopalnia, a gdzie rano wybrał się jego młodszy brat, by przywieźć kamień na budowę letniej kuchni. Pamiętał jak stał na furze i poganiał konia, strzelając batem, a matka płakała, trzymając go w ramionach.

Czasem budziły go gwiazdy nocą, grzechocząc i przesypując się z miejsca na miejsce. Bo gwiazdy nie stoją w miejscu, one są jak ludzie, wciąż dokądś się śpieszą. Mówił kiedyś o tym babci, ale odpowiedziała mu, że ma bujną wyobraźnię i jak będzie tak zmyślał, to trzeba będzie go zaprowadzić do doktora, więc przestał mówić dorosłym o tych dziwnych rzeczach, które mu się przydarzały.

Dojadł ostatnią truskawkę, wstał i ruszył przed siebie, nie wiedząc zupełnie, dokąd prowadzą go nogi.

Rodzice byli w polu, a babcia gotowała obiad, który razem mieli im zanieść.

Ziemia, już lekko spękana od słońca, nagle zaczęła jakby drżeć i jego bose stopy najpierw powoli, potem coraz szybciej, jak gdyby chciały wyprzedzić jedną drugą, poczęły biec, szybciej i szybciej wciąż. Biegł na skróty, przez wąwóz, gdzie drzewa rozkładały swe ramiona i choć przez chwilę można było odpocząć w ich cieniu.

W głowie słyszał warkot i dalekie odgłosy burzy. Potem był ten dziwny dźwięk, jakby ktoś rzucił żwirem o blachę. Odgłos, którego jeszcze nie znał. Po chwili wąwóz znów zamienił się w łąki i był już blisko ich pola, gdzie powinni pracować przy sianokosach, ojciec, matka i wynajęci ludzie, ale nie widział nikogo, jedynie na tle nieba majaczyła sylwetka samolotu. To jego warkot słyszał. Nagle się zatrzymał. Samolot zniknął za horyzontem i cisza wypełniła powietrze.

Czuł, jakby ktoś wlewał w niego niepokój i wiedział już, że znów stało się coś złego. Wiatr zaszeleścił, zaśpiewał tym swoim żałosnym głosem zaplątanym w korony pobliskich drzew i wzbił się wysoko, a pieśń o przemijaniu, uleciała razem z nim.

Niebo pociemniało i pojawiła się pierwsza błyskawica. Wiatr przyniósł mu metaliczny zapach. Zapach śmierci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • nie czekaj na królewicza poukładaj liście w biczu! ustrój śliczne różem lico taka na ławeczkę usiądź   w sukieneczce najładniejszej zakupionej bez zewnętrznych zahamowań, marzeń łóżkiem wbrew łaknienia się o wróżkę   bowiem tęże nosisz sobą w osobistym nad wygodą nie doraźnym ale wolnym podarunku siebie w sobie
    • O mój drogi Boże W życiu jest jak w tańcu Delikatnie stawiam kroki, w tym ostatnim smutnym walcu Tańczę w upale i chłodzie Tańczę w ogniu i na lodzie Z partnerem wyznaczonym przez ciebie drogi Boże Obejmuje mnie dusząco, zostawia siniaki wzdłuż ramion Mówi „tańcz piękna, tańcz jak moje oczy ci zagrają" Spojrzeniem tak głębokim, jakby wrzynał mi się w gardło Duszę okaleczał, myśli plątał jak więzadło      Dlaczego drogi Boże  milczysz gdy mnie szarpie? Nożem jeździ mi po ciele, jakby rysował na kartce Znów ubrudził ci mój Boże, krwią marmurową posadzkę   Dlaczego drogi Boże chcesz bym tańczyła z szatanem? Nie boisz się że dotknie mnie swym brudnym w krwi kaftanem?   Oko w oko Obrót, zwrot Czym tak kusi mnie ten wzrok?   Czemu zwalniasz tak szatanie? Ciężko tańczyć z nożem wbitym w ramię?   A Ty jak możesz dobry Boże     Znowu patrzeć po suficie  Gdy wróg twój szatan, przegrał walkę o swe życie   Naprawdę Wybacz mi Mój Boże Z walca się zrobił podwieczorek  Czy wybaczysz mi me grzechy jeśli odmówię paciorek?
    • @Rafael Marius Sztuka życia
    • @Rafael Marius życzę ci powrotu do zdrowia, niech ci Bóg błogosławi, bo jesteś kochający Boga. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Ja i tak nie wychodzę, bo od kilku dni jestem chory. Kiedyś 3 lata nie wychodziłem. Człowiek się przyzwyczaja. Wszystko ma swoje wady i zalety.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...