Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Po okładce


Jan Paweł D. (Krakelura)

Rekomendowane odpowiedzi

Beton surowo wspina się po ślepych oknach,

balkonach, i zagląda w pośpiech z jakim życie

porzuciło siebie na szaber. Złodziej w kroplach

gromadzi, szczelinami przesącza przez kryte

 

papą dachy, kropla po kropli drąży ścieżkę

do króla, przez sarkofag, pod którym spoczywa

czekając na renesans, odwlekając podstępnie

swój całkowity rozpad. Niejednego wybrał

 

w promienistą podróż na schwał budowniczego,

chcąc nie chcąc siebie dali by zakończyć sagę,

głucho zamknąć okładkę – koniec, kolejnego

bestsellera nie będzie, na ekranizację

 

nie ma co liczyć. Głuchy się pomruk odzywa

i kolejny świt niczym trailer Ziemi wieści

reaktywację króla w lubieżnych pokrzywach,

pośród wycia psów, które wyszczerzając zęby

 

rasowieją do źródła.

 

 

https://poezja.org/utwor/182458-piołunówka-lugola/

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Intrygujący, piękny językowo tekst, który czytałam kilka razy, by wczuć się w jego przekaz... Nie jestem pewna, czy dobrze go odczytuję, ale chodzi chyba o duchowy rozklad człowieka, którego beznadzieja i wewnętrzne zagubienie oraz zamknięcie w zimnej, "betonowej obcości" skłania do szukania zgubnej ucieczki do "wolności", jaka jest nałóg... To on wydaje mi sie być tym "śmiercionośnym" królem...

 

Mam tylko dwie małe uwagi co do pierwszej zwrotki: Wyrażenie "surowo wspina się"  nie daje mi się dobrze zobrazować... A może "żelazobeton wspina sie po ślepych oknach"..?. I w trzecim wersie: może zamiast "porzuciło siebie na szaber" brzmiałoby lepiej "ucieka od siebie na szaber"..?

 

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Przeczytałam uważnie , ale i z tym wierszem mam podobny problem, jak z powyższym - tak jakby "nie chciał" się przede mna otworzyć, albo jakbym ja nie umiała go otworzyć i musiała go czytac "przez dziurkę od klucza". Rozpoznaje pewne ciekawe frazy i piekne sformułowania, ale nie moge objąć całości wypowiedzi. :( Może myślę innymi drogami niż Ty :) Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ludzi nie ma Są jak widmo  Iluzja otoczenia    Zlepek pustej idei i pragnienia  Eksponują pożądają łakną Lecz odpowiedź jest im obca   Wszyscy zmierzają do jednego kopca Gubią się w krokach tańcu pożogi Nikt nie dzieli na czworo przestrogi   Jak pies posłuszny  Każdy do jednej nogi Wszyscy kroczymy do naszych mogił
    • wielkie poruszenie cyrk dzisiaj przyjeżdża wszyscy się szykują bo będzie iluzjonista on z natury smutny i nie wierzy w cuda ani w moc iluzji ma już dość wszystkiego dobrze wie że fikcja bilety wyprzedane widowiska nie ma teraz się zastanawia czym publiczność zajmie nikt by nie uwierzył widząc go jak myśli że każdy artysta
    • @Dared Racja !! 
    • Patrząc przez okno, tym patrzeniem raczej smutnym. Sponad parapetu w typie lastriko, w którym wyłupało się kilka drobnych kawałków w czasach mojego dzieciństwa. Podczas zabaw z młotkiem i śrubokrętem. W wojnę…   Testowane były wybuchy jądrowe na pacyficznych atolach czy na płaskich terenach Kazachstanu… Jeden z okruszków trafił mnie wtedy w oko. Łzawiłem.   Ojciec zezował na mnie gniewnym wzrokiem jak na przegraną walkę Goliata na polu bitwy. Nie było łatwo w czasie próby odzyskania prestiżu.   Ale szedłem w górę z mozołem.   Wspinałem się po obsypujących kamieniach.   Kilka razy obsunąłem się na stoku. Skrwawiłem sobie boleśnie kolano.   Pies wesoło szczekał, merdał ogonem. Ojciec kazał wyjść z nim na spacer.   I szedłem wtedy. I idę nadal w te czasy napełnione szczenięcym śmiechem.   Uciekałem od siebie.   Uciekając w świat pustych otchłani, w których ciszą napełniał się każdy oddech.   I każde ciężkie westchnienie.   I wszystko oddychało w dalekich gongach stojącego zegara.   Kiedy pewnego razu, wyrwany ze snu wołałem, przestępując próg drugiego pokoju… — nikt nie odpowiedział.   Nie było nikogo.   Szukałem długo wśród mżących w powietrzu pikseli znajomej twarzy ojca albo matki…   Lecz tylko wgniecenia na fotelach świadczyły o ich niedawnej obecności.   Podchodziłem ostrożnie do drzwi, próbując się porozumieć ze skulanym za nimi głosem. Pełen nadziei…   Kiedy je otworzyłem, chłód owiał moje skronie tym chłodem idącym ze schodowej klatki, piwnicznej głębi.   Na drewnianej poręczy odłupana drzazga, promień zachodzącego słońca. Falujące na ścianach pajęczyny… W ogromnym przeciągu trzask zamykanych drzwi.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-06)    
    • @agfka bywa i tak:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...