Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

101703413_2587765881439207_9168743746521530368_n.jpg?_nc_cat=102&_nc_sid=8bfeb9&_nc_ohc=PQSbKAcoRocAX9jvz5J&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=a06d9a93b6e4b4186f851287a9eda404&oe=5F4D5EF9

 

Dnia 13 Lipca 2019

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

 „Nie było w tym roku Marszu Równości

Więc wspomnę ten, na którym rok temu żem gościł.

I z tamtej okazyji wygłosiłem kazanie

Które zanotowałem. Oto owo przesłanie:”

 

 

Dzisiaj, ukochani, walnę wam szczególne kazanie,


A to za przyczyną cudownych ludzi. Ci ludzie to Kielczanie.


A co sprawiło, że mnie natchnęło w tym właśnie kierunku?


Odpowiem: Marsz to był. Równości. Dla demokracji ratunku!


Początek swój miał miejsce w parku miejskim, bardzo zadbanym

 

A potem prowadził ulicami, przez Kielczan życzliwie z okien i chodników witany.


I to mi się podobało. Ale także Panu, bo nad wszystkim się unosił


I chociaż – ale tylko na początku - trochę ziemię rosił,

 

Deszczykiem, to potem, na me osobiste wezwanie,


Zaprzestał. I widziałem, jak okiem życzliwym śle swe posłanie


I chmurom się rozejść natychmiast rozkazuje,

 

Ale… znowu nie za bardzo się dobrze sprawuje,

 

Bo Mu w drugą stronę troszeczkę odwaliło,


Przez co w upale się, przez czas jakiś, towarzystwo smażyło.

·        
 

No dobrze, zatem teraz przejdę do istoty rzeczy

 

I opowiem wam jak się w Kielcach homofobię leczy,


Bo widziałem tam narodowców, licznie w maleńką grupkę stłoczonych,


 

Na dwóch metrach kwadratowych. Z miejsca na miejsce latających, niczym szybkie drony


Co nad wszystkim się tu i ówdzie bezszelestnie unosiły


I to wiekopomne wydarzenie uważnie śledziły.


Czytałem też, co na transparentach mieli niesionych,


(niósł je któryś różańcami obficie obwieszony)


Był na nich Bóg uradowany, był Humor i była Włoszczyzna


Znak, że ziemia w okolicach jest plenna i bardzo żyzna!

 

I widziałem w górze Ducha, co ze śmiechu się zanosił,


Bo nikt nigdy jeszcze z takim Humorem tych haseł nie głosił!


 

-

 

Wspomnę tutaj jeszcze o chłopakach, co na straży stali,

I by nie było żadnej rozpierduchy, sumiennie pilnowali.

Bardzo profesjonalnie. Życzliwie. Na początku więcej ich było

Niż uczestników pod muszlą się w parku zgromadziło,

Ale potem Kielczanie szybko dobywali,

Aż przewagę liczebną, bardzo znaczną uzyskali.

Ucieszyłem się, bo wpierw trochę się wydawało,

Że prawie sami policjanci w Marszu pójdą. Lecz inaczej się stało.

 

 

Doprawdy, miło było patrzeć z mojej perspektywy

Jak ten tłum kolorowy, radosny, i wszystkim życzliwy,

Złożony ze wspaniałej młodzieży, dorosłych i starych,

W mieście Staszica i Żeromskiego dał wyraz swej wiary,

W swoją przyszłość, wolną od homofobii i nienawiści

I wierzę, że to, o czym dziś marzą, jutro się ziści!

 

Prawdę powiedziawszy sporo wiary w młodzież odzyskałem,

Zwłaszcza, że za towarzystwo trzy wspaniałe dziewczyny tam miałem!

 


 

No dobrze, kończę to dzisiejsze do was kazanie

 

Bo czas najwyższy nadszedł na kasy zarabianie,
 

A jak wiecie moim jest zawodowym powołaniem
 

Prawdziwej ciemnoty po jak najwyższych cenach sprzedawanie.
 

(Gdyż, chyba każdy z was się tutaj, ze mną, zgodzi,
 

Że na sprzedaży ciemnoty najlepiej się wychodzi).


 

O, już tam moi bracia przy świątyniach stragany z ciemnotą rozbijają

 

I zapraszają tych, co na marsz nie poszli. Bo dzisiaj w ofercie swej mają

 

Zbawienia wieczne, po cenach dwukrotnie zaniżonych,
 

Zatem wielka liczba Kielczan będzie - mam nadzieję - dzięki Marszowi, zbawionych!
 

Chociaż, przyznam, że bardzo mi w Klerykowie interes mój psują,
 

Ci, coraz liczniejsi, co ciemnoty wcale nie kupują…
 

Na koniec jednak przytoczę com usłyszał od samego Pana:
 

„Kielce, to od teraz będzie miejscowość szczególnie, przeze mnie, lubiana!”

 

 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Mówiąc najprościej demokracja polega na tym, że liczy się zdanie większości i to ona decyduje. A jeżeli chodzi o LGBT, tzw. marsze równości, to zdecydowana mniejszość społeczeństwa próbuje narzucać swoje zdanie, ideologię zdecydowanej większości ogółu. I czy naprawdę homoseksualiści są w Polsce dyskryminowani? Gdzie? Na uczelniach, a może nie są z tego powodu przyjmowani do pracy, albo z niej wyrzucani, polskie prawo przewiduje dla nich jakieś kary...? Na pewno od czasu do czasu trafi się jakiś idiota, który ich obrazi. Tak jak obrażana jest niemal każda inność - grubi ludzie, ktoś, kto jest niepełnosprawny, a nawet rudy. Mi te marsze, epatowanie swoją orientacją seksualną źle się kojarzą, choć w Polsce chyba nie przybrały one jeszcze tak obscenicznej formy, jak w takich w Niemczech, czy innych lewackich europejskich krajach. I jak mówią sami homoseksualiści, te marsze przynoszą im więcej szkody, niż pożytku. I nie trzeba nazywać ludzi ciemnotą tylko dlatego, że nie popierają pewnych zachowań seksualnych, popierają tradycyjny, zgodny z naturą model rodziny, nie życzą sobie, aby ktoś indoktrynował w tym zakresie ich dzieci. Mają do tego święte prawo. A homoseksualiści z ruchu LGBT może niech się najpierw postarają o swoje biologiczne dzieci, zanim zaczną indoktrynować cudze, chociażby w szkołach, co im się tak tęczowo marzy. Ach, zapomniałam, że oni jakoś bardzo niechętnie decydują się na własne dzieci. Czyżby było z nimi coś nie tak...? ;)

Marsze LGBT - zaburzona seksualnie mniejszość, która próbuje narzucać swoje zdanie zdecydowanej większości ogółu, narzucać jej swoją ideologię, sprowadzać myślenie i zachowanie ludzi do najprymitywniejszych instynktów seksualnych, pośrednio rozbija rolę tradycyjnej rodziny. NWO.

Moje skromne zdanie, które nie ma nic wspólnego z jakąś religią, bo wszystkie z daleka mijam szerokim łukiem. Dobrego dnia :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Odniosę się tylko do tego jednego zdania. Po pierwsze: LGBT nie jest "ruchem". Odsyłam do: 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę LGBT i wyskakuje mnóstwo linków z definicją.  Po drugie, z treści wynika, że mogą indoktrynować cudze dopiero wtedy, gdy postarają się o swoje biologiczne dzieci. Dlaczego dopiero wtedy? I kto taką zgodę wyda?  Co więcej: IM się to marzy. Skąd taka informacja, że oni mają takie marzenia??? Dalej: skąd wiadomo, że oni jakoś bardzo niechętnie decydują się na własne dzieci? Jakieś badania za tym stoją? Dalej: Znam kilka małżeństw katolickich które są bezdzietne, czy z nimi też jest coś nie tak? 

 

Itd, itp.... 

 

PS. 

 

Tak ujmując, hitlerowskie Niemcy to wspaniały przykład demokracji. Zaiste, do naśladowanie. Zwłaszcza dla nie-lewaków. Czyli prawaków. Co całkiem nieźle im, prawakom, się udaje. Odsyłam do . Nie udało mi się znaleźć artykułu/ów opisujących równie podłe i nikczemne zachowania uczestników Marszów Równości. Może znasz jakieś? 

Opublikowano (edytowane)

@Lach Pustelnik   Nie chodzi o to, żeby łapać się za słówka. Ja nie uważam siebie ani za lewaczkę, ani jakąś prawaczkę. Wyraziłam jedynie swoje zdanie odnośnie tej garstki dewiantów, która próbuje narzucać swoje zdanie zdecydowanej większości ogółu, ingerować w światopogląd i wychowanie cudzych dzieci ( szkoły ). Ale zdaje się, w Polsce powstają już strefy wolne od ideologii LGBT. Ludzie nie życzą sobie, żeby w tym zakresie indoktrynować w szkołach ich dzieci i mają do tego święte prawo. A może rodzice nie mają takiego prawa...?

A co do Białegostoku...  Tysiące ludzi z tego miasta nie życzyło sobie w swoim mieście marszu tych dewiantów. Władze miasta zignorowały ich protesty. Mieszkańcy Białegostoku masowo protestowali podczas tego marszu. Dewianci chyba zrozumieli...

Dziękuję, Lachu, że się ustosunkowałeś do mojego komentarza. Ty wyraziłeś swoją opinię, ja swoją. I prawdę mówiąc dalsza dyskusja na ten temat - dewiantów próbujących narzucać swoje zdanie, ideologię zdecydowanej większości protestujących ludzi mnie nie interesuje.

Udanego dnia Ci życzę :)

Edytowane przez Victoria (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Jestem jak najbardziej za szerokimi prawami osób lgbt+. Nikt mi ani nikomu nie będzie mówił jak, gdzie i kogo mam kochać. Nikt mi tez nie będzie mówił co jest normalne a co nie - nie podpierając tego badaniami naukowymi a co najwyżej powołując się na mętne wierzenia pochodzące od sumeryjskich pastuchów. Wszelkie uprzedzenia nierzadko przybierające wzgledem wszelkich mniejszości formę agresji traktuję jako nieprzepracowaną słabość ale nie mam dla niej szacunku. Wszelkie zachowania symetrystyczne typu: „tak naprawdę nic do nich nie mam, ale po co te osoby lgbt tak epatują swoją seksualnością, po co wyłażą na ulice czy nie lepiej by było dla nich samych gdyby nie robiły wokół siebie tyle szumu?, siedziały cicho?”  odbieram jako przyzwolenie na zło. To jest gorsze niż ten debil krzyczący „jebac pedałow”

Opublikowano

@Lahaj Zawsze  mam problem, czy się powinienem zmierzyć z bełkotem kogoś, kto nie rozumie podstawowych pojęć oraz używa określeń w rodzaju " zgodny z naturą model rodziny". Mam ochotę zapytać czy istnieje jakaś wykładnia owego określenia, a jeśli, to na czym jest oparta? W naturze nie występuje nic takiego jak model rodziny. Z kolei w Polsce najczęstszy model rodziny, to rodzina patologiczna, Mówi się, że patologia dotyka 25 proc. rodzin. Inni mówią, że to jednak tylko wierzchołek góry lodowej (źródło: 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 ). W Polsce też ponad 90 % rodzin to rodziny katolickie. Z tego wnioskuję, że "zgodny z naturą model rodziny" to ten patologiczny, która jednocześnie jest rodziną jak najbardziej katolicką. Psychiatrzy biją na alarm, podnad 25 polskich dzieciaków wymaga natychmiastowej interwencji psychiatrycznej. To się dzieje w kraju, gdzie księża i katecheci mają niemal nieograniczony wpływ na wychowanie uczniów. Ale okazuje się, że najbardziej obrońców moralności uwierają ludzie LGBT.  Dyskutować z nimi? Jest sens??

Pozdrawiam serdecznie

LP

Opublikowano

@Lach Pustelnik   Miałam już nie podejmować rozmowy, ale mam nadzieję, że mi Pan to wybaczy... Wcześniej nazwał Pan ludzi mających odmienne zdanie - czyli również mnie - ciemnotą i zabobonem, mój komentarz bełkotem, co dość wyraźnie Pana określa. I rzeczywiście, dyskusja z pewnymi ludźmi ze względu na ich agresję i brak elementarnej kultury nie ma żadnego sensu. A przynajmniej dla mnie. Żegnam.

 

 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @andrew     Twój  wiersz to przejmująca refleksja o utracie bliskości i przemijalności relacji. Smutny ale piękny! 
    • @Christine dziękuję 
    • Kocham święta. Naprawdę. Kocham tę przedziwną, coroczną metamorfozę ludzi, którzy przez jedenaście miesięcy potrafią się nie zauważać w windzie, a w grudniu nagle mówią sobie „dzień dobry” z intonacją jak z reklamy margaryny. Bóg się rodzi, moc truchleje, a człowiek – choć na chwilę – udaje lepszą wersję samego siebie. W grudniu nawet ja jestem łagodniejszy. Uśmiecham się do kasjerek, nie przeklinam pod nosem w korkach (no, przynajmniej nie głośno), a na widok choinek w marketach czuję coś na kształt wzruszenia, pomieszanego z lekką irytacją cenową. Ale generalnie – atmosfera miłości przedświątecznej działa. Przynajmniej do momentu, kiedy trzeba zaparkować samochód. Od lat wigilijne potrawy rybne to moja działka. Nie dlatego, że tak bardzo się na tym znam, tylko dlatego, że ktoś musi. A skoro ktoś musi, to padło na mnie. Kupuję ryby od dwudziestu lat w tym samym sklepie rybnym na rynku w Pruszczu Gdańskim. Jem to, co kupuję, i – co ważne – wciąż żyję. To, moim zdaniem, najlepsza możliwa rekomendacja. Jedyny problem, jaki pojawia się co roku, to kolejki. Przed świętami nie są to kolejki – to są procesje. Ludzie stoją w nich z minami męczenników, jakby zakup karpia był formą pokuty za całoroczne grzechy. Parking przy rynku? Zapchany. Samochód przy samochodzie, każdy w trybie „polowanie”. Krążę więc jak sęp nad sawanną. Kółko. Drugie. Trzecie. I nagle – cud. Audi wyjeżdża. Jest miejsce. Widzę je jak objawienie. Czaję się. Wjeżdżam. Parkuję. Tradycyjnie – łamiąc przepisy ruchu drogowego, ale w sposób elegancki, z wyczuciem i świąteczną intencją. Wyłączam silnik i czekam na tę błogą ciszę po walce o byt. I wtedy… KLAKSON. Nie taki zwykły „pik”. To był klakson z pretensją. Z żalem. Z oskarżeniem. Wysiadam, odwracam głowę i widzę ją. Atrakcyjna blondynka. Wzrok bazyliszka. Taki, którym w średniowieczu można było zamieniać ludzi w kamień albo przynajmniej w poczucie winy. – Nie widział mnie pan? Chciałam tu zaparkować – mówi głosem, który jednoznacznie sugeruje, że widziałem. I że zrobiłem to specjalnie. Mam alergię na podniesiony głos. Ale kiedy podnosi go kobieta, uruchamia mi się tryb dyplomatyczny. Więc odpowiadam łagodnie, z nutą autoironii: – Gdyby to było dwadzieścia lat temu, na pewno bym panią zauważył… ale dziś? I tu popełniłem błąd komunikacyjny dekady. Bo ja mówiłem o sobie. O wzroku. O wieku. O tym, że człowiek nie jest już tym samym drapieżnikiem parkingowym co kiedyś. Ona natomiast zrozumiała to tak, że właśnie nazwałem ją starą. Zimne spojrzenie. Cisza. Emocjonalny mróz. Powiedziała „dziękuję”. Ja – odruchowo – odpowiedziałem „nie ma sprawy”. I rozeszliśmy się w poczuciu kompletnego nieporozumienia. Poszedłem do sklepu rybnego. Kolejka – trzydzieści metrów. Wtedy przypomniałem sobie, że nie mam karteczki z listą zakupów. Żona mi napisała, co mam kupić. Zapomnę – zmieni zamki. To nie jest metafora. To realna groźba. Wracam do samochodu. I wtedy zauważam napis. Na moim brudnym, zimowym aucie, palcem, z godnym podziwu charakterem, ktoś napisał jedno słowo: FIUT. Natura i pogoda tego nie zrobiły. To był czyn ludzki. I nagle skojarzyłem twórczynię. Nie obraziłem się. Nawet trochę mi zaimponowała. Krótko. Dosadnie. Bez interpunkcji. Biorę kartkę, wracam do kolejki… I kogo spotykam? Moją blondwłosą znajomą z parkingu. – Dzień dobry. Znów się spotykamy – mówi głośno. A potem ogłasza całej kolejce: – Ten pan bezczelnie zajął mi miejsce na parkingu. Nie mogłem zostać dłużny. – A ta pani – mówię – napisała mi na samochodzie „fiut”. Ale nie mam pretensji. Urodziłem się w ubiegłym wieku, w środku szóstej dekady. Mogła napisać „stary fiut”. Skoro tego nie zrobiła, uważam, że jesteśmy kwita. Kilka osób się zaśmiało. Reszta nie zrozumiała albo nie słyszała. Śmiałem się ja. Śmiała się ona. Złożyliśmy sobie życzenia świąteczne. I wtedy pomyślałem: można się pokłócić, można coś o sobie napisać, można kogoś nazwać fiutem, a potem… podać sobie rękę. I może właśnie na tym polega magia świąt. Nie na tym, że jesteśmy idealni. Tylko że potrafimy się z siebie pośmiać, zanim zdążymy się znienawidzić. A czy ja jestem fiutem? Być może. Ale przynajmniej świątecznym
    • @infelia jak zwykle u ciebie, sporo się dzieje, jeśli talerz wylizuje, to znaczy że mu smakuje, w sumie moje ego zostałoby połechtane, gdyby mój chłop tak robił a nie wybrzydzał  nad filiżanką wody :P 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. A ja się wylągłem w takiej, fakt progresywnej rodzinie, gdzie tym kwokom jakoś nie chciało się siedzieć zbyt długo na jajkach już w pokoleniu pradziadków. Generalnie to wszystkie dzieci latały samopas, a panie zajmowały się karierą zawodową jeszcze bardziej niż panowie.   Przykładowo prababcia była nauczycielką, a pradziadek parał się drobnym handlem i rzemiosłem, nie mając żadnego wykształcenia, ledwo umiał czytać. Siedział w domu i pilnował dzieci, bo ona zarabiała dużo więcej. W Warszawie już dawno jest inaczej. Oboje pradziadkowie urodzeni jeszcze w 19tym wieku.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...