Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Pan Maruda


Pan Ropuch

Rekomendowane odpowiedzi

Pewnego dnia gdy całkiem dobrze mu się narzekało

jak nigdy wcześniej spadł grom z jasnego nieba i wszystko

się powywracało

 

Tym gromem była myśl jedna i przewodnia: 

Jak ja nie lubię nie lubić czegoś

Niby rzecz prosta i banalna

lecz przyszła wraz z nią zmiana

diametralna

 

dosyć tego - czas odwrócić me postrzeganie

zamówić online nowe zielonkawe ubranie

pójść do Pana Łasucha i powiedzieć jak

wspaniale belgijskie pralinki podnoszą ducha

 

umówić się na workout z Panem Osiłkiem raz

dziennie i ciało potrzebuje mięśni strudzenia

jak umysł Pana Ważniaka od jego myślenia

a potem zaprosić na randkę Panią Blondetkę

zabrać ją do hortexu na pyszną wuzetkę

 

z uwielbieniem już tylko patrzeć na świat

jak Pan Laluś na swoje odbicie i pomóc 

Panu Ciamajdzie z łóżka rano wstać wszak

piękne jest życie nie tylko w słowach

Pana Poety czy w rzemiośle Pana Pracusia

a w każdym jednym detalu obrazu Pana Artysty 

- ach jak pozytywnie przyszło mi się rozmarzyć 

w tym słodkością życia i podniebienie znużyć

tylko komu teraz przyjdzie o tym - pomarudzić

 

 

 

Edytowane przez Pan Ropuch (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

he he he, co dzień brzuszki i dipy, te uliczne potrzeby pokazania się w witrynach znanych sobie sklepów, gdy jakiś Gargamello biegnie truchtem w cichobiegach, a wszystko po to by inne Smerfy miały hajskik. Szczerze mówiąc nie mam osobiście nic przeciwko jakimkolwiek formom aktywności - również nic przeciw workout street'owi, ale wyczuwam tu lekki przekąs autorski i w sumie to chyba tekst ironizujący trochę naiwne uleganie sposobom zaprogramowanej odgórnie rekreacji? jakby nie można było wstać rano, zanieść pod pachą dzieci do szkoły, i wnieść na czwarte piętro worek kartofli sąsiadce ;) Oczywiście żartuję ;) Tu jestem na lekkim wstrzymaniu, bowiem sport to zdrowie ;) Ale tekst uroczo radosny, z lekką nutką ironii i w uznanej bajkowej scenerii, czyli cool ;)

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina Tutaj akurat jest bardzo mało przekąsu do naturalnego, prawidłowego dbania o tężyznę fizycznę, dlatego podmiot liryczny łączy to w sekwencji duch, ciało umysł jako najprawdziwszy parytet. Głównie skupiam się na Marudzie i jego odsłonach. Czy i za co można jego polubić, czy nawet pokochać? Żeby nie było będę posiłkował się innym marudziarzem to jest kłapouchym i tym artykułem o nim ;) Pozdrawiam!

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Pan Ropuch

Edytowane przez Pan Ropuch (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie , broń Boże, nie miałem na myśli twojego autorskiego przekąsu do naturalnego dbania o tężyznę fizyczną, tu rozumiem, że do takiego trybu życia nie możesz mieć uwag. Po prostu i zwyczajnie odczytałem ten wiersz w pierwszym wrażeniu jako lekką ironię niektórych zaplanowanych odgórnie trybów rekreacji. Prawdopodobnie zbyt wyobrażeniowe tu moje perspektywy analityczne, dlatego właśnie napisałem że jestem na lekkim wstrzymaniu, bo po prostu tak to rozumiem, a dokładniej: że czasami specyfika miasta, jego architektura, normowany czas pracy, obowiązki codzienne, ich natłok, stracony czas w postojach komunikacji - powodują konieczność zastosowania tych workoutowych sposobów dotleniających, ujędrniających i rzeźbiących sylwetki metropolitan, i to ma sens. Natomiast rzeczywiście (moim zdaniem) trochę sztucznie to czasami wygląda i większość tych spindoktorów od ciała wygląda mi dość tekturowo (może to tylko wrażenie, albo dystans do public relations?). W pierwszym wrażeniu ten wiersz tak mi właśnie wyglądał - na bardziej ironizujący i z naciskiem na docenienie naturalnych sposobów profilaktyki ciała.

 

Rozumiem, martwisz się o "marudę", czyli tego Smerfa, który raczej nie ćwiczy i wskazujesz, na te jego zalety "kłapouchowe" na inne osobiste jego walory osobistego uroku. Ok. Wszyscy jesteśmy coś warci i każdy ma jakieś tam zalety. O kompromisowych ludzi nie mamy się co martwić. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina Zgodzę się w tej materii, że i tak każdy może i powinien to interpretować i odbierać tak jak mu podpowiada jego wnętrze. Smerf Osiłek i Tygrysek to były moje ulubione charaktery z obu tych kreskówek za dzieciaka może i dlatego też skończyłem finalnie swoją edukację tam gdzie skończyłem(AWF :DDD) z wiekiem na szczęście doceniam coraz bardziej Smerfa Marudę i Kłapouchego, dzięki którym zapewne(ich duże pokłady w usposobieniu autora) w końcu moja skromna osoba wylądowała tutaj na portalu;) Pozdrawiam.

 

Pan Ropuch

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ais Jesteś słodka z tymi światowymi dniami. Ja zawsze żartuję w ten sposób na przykład mówiąc rano mojej połowicy (jam jej połowic także jak mniemam czyli po równo) -  dzisiaj jest światowy dzień nie robienia komuś kawy (to mój codzienny obowiązek :D ) albo, że dzisiaj jest światowy dzień nic nie robienia czyli lenistwa ;) Pozdrawiam.

 

 

Pan Ropuch

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ais Rozumiem, że nie lubisz tego określenia przyznaję brzmi lekko dwuznacznie i zawiera w sobie pewną dozę spoufalenia bądź zdecydowanie lepszego poznania się. Przyznaję to mogło być nietaktem z mojej strony. Niech będzie światowa, obeznana i dobrze poinformowana obieżyświatka!

 

Pan Ropuch

Edytowane przez Pan Ropuch (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Pozdrawiam i dziękuję @iwonaroma i @Leszczym   Troszkę zmieniłam. Koronka nie w zębie ale na zębie, w zasadzie nie o zęby chodzi lecz półmrok, dodałam ostatni wers, żeby może bardziej w stronę owego kłusownictwa., czyli kłusującego kundelka.   Dziękuję wszystkim, daliście mi zdaje się "medal" ;-) rozumiem, że dla Żabki, to się zgadzam :-) Miłego
    • Niestety bywa, że alko i dragi i wtedy nic innego się nie liczy. Pozdrawiam
    • Trochę inna wersja dawnego tekstu   Cześć. To tylko ja. Chyba jako całość lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli przeciwnie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu.   Trudność to dla mnie wielka, zwyczajność z mego pióra na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek – chociaż takową lubię – to bez udziwnień, ciężko mi zaiste lub po prostu taki wybór chcianą przypadłością stoi. Pisząc dziwnie o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, zawikłanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot, takich i owakich wypocin, lub nawet laniem wody zalać.   Gdybym koślawym grzebieniem, włosy w przypadkowym kierunku przeganiał, to skutek byłby podobny. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza połacie, pośród bliźnich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek, a w tym co piszę teraz, nadmiar zaimków osobowych, co w takim rodzaju tekstu, jest uzasadnione.   Napisz proszę, co w twoim życiu uległo zamianie. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie ziemskich ścieżek. Jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać. Choćby z nosem przy padole, twojej upragnionej gwiazdy. Gdy ulegniesz poddaniu, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los.   A jeśli źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Czasami oddaj! Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały wyłuszczam.   Proszę cię. Pozostań przewrotną, ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Tylko ósme poty wylali i tyle z tego było.   Przesyłam tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu.   twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz   twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią   No i co? Zaraz jest ci weselej, nieprawdaż? Przyznać musisz. Oczywiście wierszyk nie dotyczy ciebie. Kiedyś tak, jeżeli twój trup nie spłonie. Póki co, wolę cię zapamiętać obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na sercoduszy.    Tak bardzo tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich, ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony, do utraty tchu. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę.   To skądinąd byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno nie popadnę w otchłań obrażań. Chyba, że obrażeń, jak dajmy na to w coś walnę lub ktoś lub coś, mnie.   Aczkolwiek bywa, iż żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez ciebie na liściach bobkowych osiądę speszony, a to spłodzić może, psychiczny uszczerbek na zdrowiu... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę?    Dzisiaj znowu byłem latawcem, który pragnął wzlecieć i kolejny raz, spalił lot na panewce. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną.   Kiedy wreszcie będzie koniec. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem oprzeć jaźń o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz przeciwnie, lecz mijam je za szybko. Są tylko smugami. Bo wiesz jak jest. Światło bez cienia sobie znakomicie poradzi, lecz cień bez światła istnieć nie może.    Nie czytaj tej mojej głupawej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wrzuć do ognia. Niech spłonie. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew.    Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę ruszyć ciała, znowu przyklejony do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Są częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Ciekawe czyja to wina? Raczej nie muszę daleko szukać, by znaleźć winowajcę. Jest zawsze całkiem blisko.    Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca udusić i wycisnąć: całe posklejane rozdwojone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć, przemyśleć i uwolnić trybiki z piasku. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy.    Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem klejem pokręcone ego i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę jaźń w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry.    Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści we wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Niektóre wyrwane bezpowrotnie. Pozostał tylko wzdłużny, postrzępiony ślad.   Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu zwisającego buta, wychodzi dziwna, tycia postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To matka głupich. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los.    Pomału kończę na dzisiaj... z tą pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę, co na jedno, chyba wyjdzie. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci, musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładanych zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę.   No nie! Nawijam banialuki w sumie lub innej rybie. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i stokrotkach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną, dopóki nie zwiędną i zdechną. O białych uroczych barankach, płynących po błękitnym oceanie do złotego portu o barwie słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy z nadszarpniętą skórką. Co chwila jest oświetlona, obsraną przez muchy, lecz mimo wszystko działającą, żarówką morskiej latarni.     Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym są. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozbić na wiele kawałków i nie móc go z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji, a drugie zostanie całe, lecz i tak rozbite.    Jeżeli przeczytałaś te moje bajanie, to gratuluję cierpliwości. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie.    Na koniec zwyczajowy przerywnik.    Miłość    zostańmy w naszym świecie lecz zabierzmy butle tlenową z powietrzem może być różnie gdyż ty ze mną a ja z tobą
    • (Amy Winehouse)   więc albo światło albo mrok   reszta to mgnienia  zauroczenia odurzenia    od niechcenia 
    • @befana_di_campi ↔Dzięki:~))↔Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...