Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Cyklopetyka


Pan Ropuch

Rekomendowane odpowiedzi

Dziś będą brnął przez trzynastotysięczny i osiemdziesiąty dzień życia

liczba pozostałych spadła pierwszy raz poniżej siedmiu tysięcy

o jeden, z taką pierwszą myślą obudził się Cyklop pośpiesznie

robiąc dwie rzeczy na raz, nie zamierzał się zasmucać wcale

choć z nie lada trudem mu to przychodziło jak zawsze...

 

Cyklopi wiedzą jak wydłużyć czas, moment, chwilę mają ku temu 

powody, po każdych dwustupiędziesięciu dniach celebrują kolejną

ćwiartkę tysiąca - ich żywot przebiega pod ich dyktando, nie tylko

znają dokładnie datę swojej śmierci, lecz również ten dzień,

jej oblicze i ból - nie uśmiechają się żyjąc prozą policzonego bycia

 

Edytowane przez Pan Ropuch (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Grynszpani Otóż nie moja droga Pani, proszę przeczytać o przypadku Karola Bieleckiego to jest polskiego szczypiornisty, który po "utracie wzroku w jednym oku", na skutek nieszczęśliwego wypadku, w dalszym ciągu kontynuował z powodzeniem karierę sportową na najwyższym poziomie. Nasz mózg potrafi poradzić sobie i z tym dylematem, poprzez tajemną sztukę adaptacji. Tu ośmielę się pozostawić link do artykułu na ten temat. Miłego dnia życzę, jak również spokojnych świąt, w pogodzie ducha i refleksji. A.G.

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Aleksander Głowacki (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Grynszpani Oczywiście, że się zgodzę, powiem więcej długo po Pani uwadze, myślałem nad tym jak mógł postrzegać i widzieć świat Cyklop z jednym okiem po środku czoła, bo tak zwykle jest przedstawiany na rycinach. Z pewnością znacznie więcej musiał operować głową "jak peryskopem" by nadążać za obrazem szczególnie w ruchu, to jest dostarczać jak najwięcej informacji mózgowi (tych przykładowych zdjęć) by ten mógł jak najlepiej je przetwarzać jako informację. Sam fakt, że ludzkie oko rejestruje bo "przecież nie widzi" obraz pomniejszony i do góry nogami, co więcej podobno przez kilka tygodni tak widzimy świat jako noworodki, co zasługuje na niemały podziw. A.G.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Aleksander Głowacki Czytam w kontekście zarazy, aczkolwiek wprost o niej nie ma.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

tu troszkę nie rozumiem, ale może o czymś zapomniałem,i muszę sobie mitologię przypomnieć. Czy chodzi o cykliczność? Cykliczność narodzin i śmierci, powtarzalność?

Edytowane przez Jan Paweł D. (Krakelura) (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jan Paweł D. (Krakelura) Witam Pani Janie i dziękuję za pozostawiony komentarz. Wiersz jest jak najbardziej uniwersalny, zainspirowało mnie do jego napisania więcej niż kilka szczegółów, między innymi i ta nieszczęsna zaraza, która liczbami, cyframi, statystykami i wykresami się rządzi. Nasze życie jest naznaczone liczbami od samego początku, rodzisz się określonego dnia, ważą Ciebie, mierzą i przyznają punkty według skali, kończy się też cyframi na nagrobku. Z powodu tej zarazy zabrano niektórym ten ostatni przywilej, chowając niektórych w zbiorowych mogiłach patrz Nowy Jork, Ekwador, Brazylia i tak dalej. Jest to też wiersz o prawie 36-latku, który liczy swoje życie jak ów Cyklop.  Między innymi też i dokument Nick(a) Cave(a) 20 tysięcy dni na Ziemi. A.G.

Edytowane przez Aleksander Głowacki (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ok, i wiersz jest wg. mnie dobry. Chodzi mi tylko o to "pierwszy raz"...  Bo to by znaczyło, że spadnie co najmniej drugi raz.... No i chyba tu jest przeoczenie: "Dziś będą brnął", czy to jakiś celowy zabieg? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam tą sytuację z panem Karolem Bieleckim, to było w meczu z Chorwacją, i późniejsze jego udane występy w kadrze, zaraz po wypadku. Bardzo perspektywiczny wiersz, cyfry: 13080 dni to by wskazywało na wiek, konkretnie ok 35-36 lat i jakiś punk zero o którym opowiada narrator w wierszu, punk zero - trudno antycypować, może to okres osobistego doświadczenia z problemem akomodacyjnym oka, oczu? Jest jeszcze druga cyfra to 6999, być może kolejny etap życia z przypadłością? Mamy więc kolejnych 20 lat życia, i pewne doświadczenia związane z treścią wiersza, mamy głębszą refleksję natury już może empirycznej wypływającej z doświadczenia czasu i przeżyć, być może jakieś ograniczenia z tym powiązane i wreszcie  - jest analiza w kontekście współczesnej medycyny i didaskalia w komentarzach poparte linkiem (a'propos - nie wiedziałem, że szyszynka ma takie znaczenia w kontekście melatoniny)  i finalnie - urocze nawiązanie do motywów mitologicznych (cyklopów). Oceniam na bdb., super. 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jan Paweł D. (Krakelura) Próbowałem to odnaleźć w swoich szpargałach i szpargalikach, przyznam szczerze, że sam straciłem już rezon w tej sprawie. Być może gdzieś to niefortunnie zobaczyłem, zasłyszałem a może nawet to sobie przyśniłem. W każdym bądź razie sprawa się tyczy tego, że Cyklopi nigdy nie mogli zaznać szczęścia bo dokładnie znali datę swojej śmierci. Wiem, że dzisiaj to nie robi już takiego wrażnia jak kiedyś, gdyż kiedyś po prostu tak wierzono.  Przykładowo, lekarz mówił najbliższym o fatalnej prognozie, a Ci niejednokrotnie decydowali co z tą informacją zrobić dalej, czy i jak przekazać ją osobie chorej. Pierwszy raz akurat tylko znaczy, że ktoś skrupulatnie odlicza i stawia sobie progi, jak nie patrzeć to wciąż dużo dni do przeżycia, ale nastawienie jest pesymistyczne więc zamiast skupiać się jak je przeżyć, dopada go myśl, że róznica pomiędzy tymi dwoma liczbami ciągle się powiększa.  @Tomasz Kucina Panie Tomaszu to jeszcze jedna ciekawostka i zagadka, dlaczego ludzkie oko jest szczególnie wrażliwe na kolor zielony i dlaczego to jego odcieni widzimy najwięcej? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Są trzy kolory podstawowe w palecie barw. Oko ludzkie widzi chyba siedem odcieni barw. Zakres widzenia mieści się z częstotliwości od 350 do blisko 800 nm (długość fali). Kolor zielony jest w środku ok 550-600 nm, więc to najbardziej komfortowa długość fotonu, bo światło to fotony. Zieleń to wszechobecny chlorofil pochłania naturalnie promieniowanie elektromagnetyczne fale niebieskie i czerwone a odbite widzimy jako zielone. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina Do tego czopki zielone umiejscowione są w najczulszej strefie siatkówki - dołku ośrodkowym. Wszystko prawda. A ja jednak pochyliłbym się nad tą bardziej popularną pewnie i mniej zgodną z nauką i prawdą, krążącą opinią to jest, że działo się tak na drodze ewolucji i tym, że musieliśmy w miarę szybko rozpoznać zagrożenie czające się w zielonej gęstwinie. Chciałbym zobaczyć raz dżunglę oczami indianina z amazonii, podejrzewam, że tylu odcieni zieleni moje oko nie rejestrowało w ogóle, a przynajmniej mój mózg przestał używać tej adaptacyjnej funkcji i tej informacji bo uznał ją za mało istotną. Działa też to w drugą stronę, myślę, że oni mieliby ogromne problemy początkowo z funkcjonowaniem przy sztucznym świetle. A.G.

Edytowane przez Aleksander Głowacki (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Być może, adaptacja do sztucznego oświetlenia z pewnością byłaby szałem zmysłów indiańskich naturalistów z Amazonii. Ja natomiast, w obliczu dzisiejszego Święta Wielkiej Nocy chciałbym wydobyć z siebie taką oto myśl, otóż według mnie: człowiek jest jednak dziełem działania Boga oraz w wydaniu geometrycznym bliskim obecnego. Takie mam zdanie. Sama Wiara przynajmniej u mnie nie kłóci się z licznymi dowodami teorii ewolucji. Ale oczywiście tylko pewnymi, bo dowody te gruntowne w nakazie przyjęcia argumentów z tej teorii: że przeszliśmy od ryb, płazów, gadów, małp człekokształtnych - do ludzi jest dla mnie dość zabawne i kuriozalne. Zdaje się - nawet -  w teorii tej nam najmniej odległej w badaniach nad  tzw. "Lusi" istnieją spore luki i inkoherencje - więc naturalnie mamy naukowy pat. Mam przeświadczenie, że Boskie dzieło stworzenia nie dotyczy tylko ziemi, ale całego wszechświata, być może Stwórca użył do tego zasad fizyki - dlaczegóżby Mu odbierać takie instrumenty - je też wymyślił - skoro się potwierdzają w praktyce mikro i makrokosmosów?, Natomiast człowiek i wszelkie stworzenie żywe jest dla mnie tematem - odrębnym. Zmiany ludzkiej anatomii według mnie mają charakter szczątkowy - całkiem naturalny, uwzględniają oczywiście wpływ klimatu i innych czynników, o zmianach genetycznych może decydować np. odżywianie, hormony, zanieczyszczenie środowiska, itd., ale ewolucja uniformalistyczna gdzie teraźniejsze wnioski wydumanych naukowców miałyby być rzekomo pewnikiem i kluczem do stu procentowego modelu obrazu świata z przeszłości - obarczone są mnóstwem luk pojęciowych, dosłownie w każdej dziedzinie nauki: biologii, fizyki, chemii, astronomii - także w  badaniu cząstek chociażby w genewskim instytucie CERN, w hardronie. Mam precyzyjny system rozumienia świata, to podział na sacrum i profanum, oraz wierzę w nieomylną precyzyjną technologie Boską (katolicką, chrześcijańską - żeby nie było wątpliwości), w sam proces nie wnikam, bo uważam, że za mały mamy zasięg by coś uznać za fakt, i szczerze mówiąc lubię tą swoją niewiedzę i niedoskonałość. Dziwi mnie tylko, że ty - po naszej ostatniej dyskusji - w której wyraziłeś autentyczny lęk przed zbliżeniem się do istoty Boga i Wiary, tłumacząc to tym, że zgłębianie Boskości czy Wiary - u ciebie - wiąże się zawsze z osobistym doświadczeniem cierpienia - i ze względu na wolę uniku od tego cierpienia boisz się zbliżyć do samego Boga, to teraz zastanawiam się, czy z kolei tak głębokie  przekonanie o uprawnieniu praw ewolucji uniformalistycznej i jej przecież praktycznych założeń wykluczenia Boga poza nawias stworzenia - nie wywołuje u ciebie analogicznego lęku przed Bogiem?, bo teoria ewolucji ewidentnie wyklucza Stwórcę z dzieła stworzenia świata i życia na ziemi. Nie mam o to pretensji, ot, tylko zwykła ludzka naiwna ciekawość? Każdą twoją odpowiedź uznam i uszanuję - bo cechuje mnie tolerancja poglądów.  

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina Dokładnie wiem, że nic nie wiem. Z ostatnich trzech dni tylko: 1) naukowcy znaleźli dowody na to, że na Antarktydzie(nie  Arktyce) rósł sobie "kiedyś" las tropikalny, to jest Ziemia była znacznie "gorętsza" "cieplejsza" niż jest teraz

2) Panowie naukowcy z NASA powoli przychylają się i być może znajdą w końcu dowód na udowodnienie teorii superstrun(czy strun) co ma być w końcu pomostem pomiędzy fizyką a fizyką kwantową.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

teoria ewolucji sama w sobie może tak, ale nie w moim skromnym przekonaniu. To tak jak z przekonaniem, że w raju jedynymi ludźmi byli tylko Adam i Ewa. Myślę, że "Genesis" w Starym Testamencie to głównie odtworzenie pewnej symboliki. To stwarzanie świata w ciagu 7 dni też w to się wpisuje. Bóg mógł lepić i lepić, aż w końcu uznał, że coś było dobre. Dla mnie to wcale nie musi się wykluczać, najdalej dzisiaj myślałem sobie jak to się stało, że na terenie Polski znów zaobserwowano "czarną pszczołę"(tak naprawdę fioletową) po 70 latach nie występowania i skąd na Boga na Ziemi wzięły się ziemniaki, które to już nam towarzyszą w podróżach międzyplanetarnych i najprawdopodobniej będą pierwszą rośliną uprawianą na Marsie. Skąd wzięły się ziemniaki skoro Ziemia tyle przeszła i tak się zmieniała aż tu nagle są rosną i odżywiają. A.G.

Edytowane przez Aleksander Głowacki (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Rozumiem. Sensowny punkt widzenia, bo nie wyklucza w dziele stworzenia Boga (i nie ogranicza). Teoria strun, zachwyciła mnie jakieś cztery lata temu - bardzo. To jest mega ciekawa teoria. Naukowcy maja prawo do teorii do badań i poszukiwań naukowych. "Czynią poddanym sobie świat" z przyzwolenia Stwórcy. Masz racje, Stary Testament należy czytać niezbyt dosłownie. To księga symboli. Nowy Testament ja traktuję - dosłownie. Dzieło stworzenia sięga znacznie dalej, więc wszystko się zgadza. Przyjmuję twoje argumenty, wszystkie, są logiczne. 

 

Pozdrawiam. Wesołych Świąt Wielkiej Nocy, jeżeli nie przeszkadza w takim charakterze.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Aleksander Głowacki Ok, choć ja bym jednak coś z tym zrobił, ponieważ to brzmi jakby cyklop mógł mieć kilka razy 7 tysięcy dni do końca życia, więc o ile nie odradza się (a nic mi o tym nie wiadomo) to trochę bez sensu, po prostu, i nie przekonuje mnie tłumaczenie o etapach życia. 7 tysięcy dni do końca życia można mieć tylko raz, i liczba pozostałych dni może spaść tylko raz poniżej progu 7 tysięcy... "pierwszy raz spadła" - sugeruje, że ten próg można przekraczać kilka razy...Poza tym jest błąd w pierwszym wersie: Dziś będĄ brnął... Pewnie zwykłe przeoczenie.

Edytowane przez Jan Paweł D. (Krakelura) (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jan Paweł D. (Krakelura) @Jan Paweł D. (Krakelura) "Poniekąd" Cyklop jest istotą boską i jest skazany tak jak i one na życie wieczne. Chyba najbardziej wykorzystywany był przez wszystkich, w  mitologii, z czego pamięć mnie nie myli. Zgadzam się z Panem w kwestii "pierwszy raz" zmieniam na bezdusznie, to jest mechanicznie i numerycznie, myślę, że tak chyba może pozostać.

Dziękuję za upór i konsekwencję z Pana strony. A.G.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Już nie zatrważaj się nam panie Aleksandrze aż tak bardzo szczegółami.

 

Gdyby było tak jak w wersji pierwotnej nie byłoby wcale gorzej. A było tak (wers 2 pierwszej zwrotki):

 

"liczba pozostałych pierwszy raz spadła poniżej siedmiu tysięcy" 

 

Oznacza to dokładnie tyle, że po raz pierwszy liczba dni do końca życia Cyklopa spadła poniżej 7000, i tylko tyle, nie musi to mieć i w twojej percepcji autorze zapewne nie miało nic wspólnego z kolejnymi wcieleniami w nowe formy życia, bo Cyklopi mitologiczni to przecież nie dharmiczni przedstawiciele indyjskiej religii w działaniu nirwany - gdzie życia się powtarzają. Skoro w drugiej zwrotce jest konkluzja:

 

"ich żywot (Cyklopów) przebiega pod ich dyktando, nie tylko

znają dokładnie datę swojej śmierci, lecz również ten dzień,

jej oblicze i ból - nie uśmiechają się żyjąc prozą policzonego bycia"

 

… to mają możliwość do szczegółowej analizy własnego bytu. Nie wnikajmy czy jest to ich moc czy przekleństwo. Skoro liczba pierwszy raz spadła poniżej 7000, to ja to czytam jako opisany dokładnie w tym momencie w czasie punkt życia cyklopa.  Naturalnie dla każdego czytelnika, który po raz pierwszy czyta ten utwór - data zdarzenia - przyjmuje charakter mobilny - przesuwa się w czasie do perspektywy odczytu utworu. Bo przecież autor odnosi się do zdarzenia, a czytelnik ma zrozumieć, że to dokonuje się w chwili gdy czyta wiersz.

 

Więc nie ma dramatu, spór o nic. 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina Miałem pierwotnie to samo przeświadczenie, samo stwierdzenie pierwszy raz nie musi sugerować, że to coś ma w domyśle wydarzyć się i ponownie. I tutaj co najlepsze wkraczamy w filozoficzną dysputę czy życie się składa z powielania razów, czy z razów pierwszych tylko. Bo na przykład po raz pierwszy i ostatni obudziłem się w niedzielę rano, dziewiętnastego kwietnia roku dwutysięczno dwudziestego, a nawet robiąc coś po stokroć ponownie czy można powiedzieć, że robiło się to dokładnie tak samo. Jednym słowem raz razowi nierówny, szczególnie te pozostałe temu pierwszemu. Miłego dnia Panom życzę. A.G.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dokładnie. Cóż tu można dodać. Dla mnie jako czytającego ten wiersz, to pierwszy raz poniżej 7000 w życiu cyklopa oznacza dookreślenie (zaakcentowanie odautorskie)  tego momentu zejścia liczby dni poniżej 7000, to oczywiste. Szukanie dodatkowych znaczeń, dobudowywanie interpretacji nie ma sensu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Pozdrawiam i dziękuję @iwonaroma i @Leszczym   Troszkę zmieniłam. Koronka nie w zębie ale na zębie, w zasadzie nie o zęby chodzi lecz półmrok, dodałam ostatni wers, żeby może bardziej w stronę owego kłusownictwa., czyli kłusującego kundelka.   Dziękuję wszystkim, daliście mi zdaje się "medal" ;-) rozumiem, że dla Żabki, to się zgadzam :-) Miłego
    • Niestety bywa, że alko i dragi i wtedy nic innego się nie liczy. Pozdrawiam
    • Trochę inna wersja dawnego tekstu   Cześć. To tylko ja. Chyba jako całość lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli przeciwnie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu.   Trudność to dla mnie wielka, zwyczajność z mego pióra na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek – chociaż takową lubię – to bez udziwnień, ciężko mi zaiste lub po prostu taki wybór chcianą przypadłością stoi. Pisząc dziwnie o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, zawikłanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot, takich i owakich wypocin, lub nawet laniem wody zalać.   Gdybym koślawym grzebieniem, włosy w przypadkowym kierunku przeganiał, to skutek byłby podobny. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza połacie, pośród bliźnich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek, a w tym co piszę teraz, nadmiar zaimków osobowych, co w takim rodzaju tekstu, jest uzasadnione.   Napisz proszę, co w twoim życiu uległo zamianie. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie ziemskich ścieżek. Jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać. Choćby z nosem przy padole, twojej upragnionej gwiazdy. Gdy ulegniesz poddaniu, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los.   A jeśli źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Czasami oddaj! Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały wyłuszczam.   Proszę cię. Pozostań przewrotną, ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Tylko ósme poty wylali i tyle z tego było.   Przesyłam tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu.   twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz   twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią   No i co? Zaraz jest ci weselej, nieprawdaż? Przyznać musisz. Oczywiście wierszyk nie dotyczy ciebie. Kiedyś tak, jeżeli twój trup nie spłonie. Póki co, wolę cię zapamiętać obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na sercoduszy.    Tak bardzo tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich, ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony, do utraty tchu. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę.   To skądinąd byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno nie popadnę w otchłań obrażań. Chyba, że obrażeń, jak dajmy na to w coś walnę lub ktoś lub coś, mnie.   Aczkolwiek bywa, iż żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez ciebie na liściach bobkowych osiądę speszony, a to spłodzić może, psychiczny uszczerbek na zdrowiu... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę?    Dzisiaj znowu byłem latawcem, który pragnął wzlecieć i kolejny raz, spalił lot na panewce. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną.   Kiedy wreszcie będzie koniec. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem oprzeć jaźń o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz przeciwnie, lecz mijam je za szybko. Są tylko smugami. Bo wiesz jak jest. Światło bez cienia sobie znakomicie poradzi, lecz cień bez światła istnieć nie może.    Nie czytaj tej mojej głupawej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wrzuć do ognia. Niech spłonie. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew.    Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę ruszyć ciała, znowu przyklejony do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Są częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Ciekawe czyja to wina? Raczej nie muszę daleko szukać, by znaleźć winowajcę. Jest zawsze całkiem blisko.    Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca udusić i wycisnąć: całe posklejane rozdwojone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć, przemyśleć i uwolnić trybiki z piasku. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy.    Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem klejem pokręcone ego i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę jaźń w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry.    Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści we wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Niektóre wyrwane bezpowrotnie. Pozostał tylko wzdłużny, postrzępiony ślad.   Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu zwisającego buta, wychodzi dziwna, tycia postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To matka głupich. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los.    Pomału kończę na dzisiaj... z tą pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę, co na jedno, chyba wyjdzie. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci, musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładanych zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę.   No nie! Nawijam banialuki w sumie lub innej rybie. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i stokrotkach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną, dopóki nie zwiędną i zdechną. O białych uroczych barankach, płynących po błękitnym oceanie do złotego portu o barwie słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy z nadszarpniętą skórką. Co chwila jest oświetlona, obsraną przez muchy, lecz mimo wszystko działającą, żarówką morskiej latarni.     Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym są. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozbić na wiele kawałków i nie móc go z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji, a drugie zostanie całe, lecz i tak rozbite.    Jeżeli przeczytałaś te moje bajanie, to gratuluję cierpliwości. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie.    Na koniec zwyczajowy przerywnik.    Miłość    zostańmy w naszym świecie lecz zabierzmy butle tlenową z powietrzem może być różnie gdyż ty ze mną a ja z tobą
    • (Amy Winehouse)   więc albo światło albo mrok   reszta to mgnienia  zauroczenia odurzenia    od niechcenia 
    • @befana_di_campi ↔Dzięki:~))↔Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...