Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Półsen


Rekomendowane odpowiedzi

Nie jestem tym kim chcesz

Perfekcja iluzji przysłoniła Ci

Prawdę

Zawsze sobą być

Tylko ukrywanie się przed Twoim okiem Saurona

Swojej duszy

Zero masek

To mój ideał

Ale z Tobą?

Wszędzie pułapki

Byle byś myślała, że jestem Twoim księciem

Ale nie jestem

Jestem smokiem, który więzi nas oboje.

Ty w łańcuchach ideału

Ja w łańcuchach Twego czaru.

Co nas trzyma razem ??

Czy ten łańcuch kiedyś pęknie?

Błagam o siłę aby go przerwać,

Ale leżę na górze złota w półśnie

Bojąc się znów wzbić  w przestworza wolności.

Tęsknię za słońcem, tęsknię za gwiazdami, za powiewem wiatru i ciepłym deszczem na twarzy.

Uwolnijmy się nawzajem...

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lach Pustelnik  Bardzo dziękuję za miłe słowa ;) Co do "góry złota" być może masz rację, ale mi osobiście nic innego nie pasuje. Wers "Ale leżę na klejnotach [..]"  pewnie dla niektórych brzmiałby dwuznacznie :P Niemniej dziękuję za opinię ;)

 

@CafeLatte Bardzo dziękuję za zaciekawienie i zaangażowanie w czytanie moich wierszy ;) Jak dotąd niczego nie publikowałem i sądziłem, że raczej przeminą bez echa. Dziękuję ;) 

Podjecie radykalnej decyzji, zwłaszcza jeśli chodzi o głębokie relacje z kimś bliskim nie należą do łatwych. Skąd wziąć odwagę i przede wszystkim pewność, że to słuszna decyzja?

Edytowane przez Romczu (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Prawdę mówiąc nie wiem, skąd wziąć odwagę, o którą pytasz...  Chociaż jeżeli pozwolimy rozkwitnąć miłości, to chyba ona nam ją daje. A pewność, że jest to słuszna decyzja... ? Tak naprawdę nikt nie może mieć takiej pewności...  Chyba nie jestem dobrym rozmówcą, jeżeli chodzi o tego typu tematy... ;)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@CafeLatte Otóż to. nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Każdy jest inny i inaczej przeżywa miłość. Myślę, że odpowiedź na pytanie, czy to ta osoba, czy inna, leży gdzieś w nas samych. A może, skoro musimy szukać odpowiedzi, a nie wiemy od razu całym sobą, że to już to, to powinno dać nam do myślenia?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Różnie z tym bywa. Czasami pierwsze wrażenie może być nieciekawe, a potem bliższe poznanie, zauroczenie, miłość... Czasami "wiemy od razu całym sobą", a potem rozczarowanie... A czasami kochamy kogoś, tęsknimy za kimś, ale z pewnych względów nie pozwalamy sobie na tę miłość. Różnie bywa...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • spotkało się zimno i deszcz   a ja ja rowerem do pracy trochę daleko czterdzieści kilometrów ufam że…   spojrzenie w górę rozmowa z... nie lubię znajomości czasami jednak...   cuda  się zdarzają  wystarczy wierzyć ruszam samochód zostaje w garażu   11.2024 andrew Czy zmoknę…
    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...