Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tomasz Kucina

Rekomendowane odpowiedzi

 

Dziś moi Drodzy mozolnie, każdy wersik z dużej literki i z rymem, czyli zaciężna klasyka.

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  graphics CC0

 

 

Człowiek z ciężkim plecakiem
Wkracza w dystrykt Roztocza
Traperem grubego buta
W spadziste ruchome zbocza
Oko zielony błękit
Morzem nieba firana
Obrasta orędziem paproci
W leśnych pagórków szykanach

 

Tu szumy i szypoty
Szturmują ucho trampa
A w Tanwi bystrych potokach
Układa rzeczna kanwa
Karki garbate muldy
Floresy krętych wąwozów
Zarosły powojem warżek
W beteldres – ostrogą wrzosu

 

Storczyków motyle skrzydła
Niczym sukienki rusałek
Muskają ci ludzkie stopy
Cyklamenowym szalem
I wiją niczym ustrój
Wężowy Eskulapa
Surowa monokultura
Bliższa ciału niż szata

 

Od synklin kredowych skał
Kształtu nabiera dolina
Kopułą z brązowych kani
W leśne ustronie wrzyna
A człowiek podąża dalej
Upaja rzeźbą natury
Niebieskie oko na niebo
Drabiną do samej góry

 

Brokatem pożywia Urania
Muza nietuzinkowa
Powoje kwieciste w nieboskłon
Porywa plastyka kultowa
Zakrada na firmament
Zabełta przestrzeń z zielenią
I tlenią się zmysły człowieka
I lessy się w lazur tlenią

 

W poroże zgrabnego jelenia
Stukają kanciaste gwiazdy
A srebrny rogal księżyca
Blaskiem lśni Protoplasty
Gdzieś głośno tokuje cietrzew
Wysoko podnosi głowę
Pstry lirowaty ogon
Zarzucił wachlarzem w dąbrowy

 

W pas kłania przy drodze brzoza
Szumem wtóruje do pieśni
A gardło śluzem obeszło
Od flegm z zielonkawej pleśni
Zaś człowiek podąża dalej
Butami lustruje łono
Pod stopą drży salamandra
Czarna jak winogrono

 

Amarantowe plamki
Na ciele torfiastej kępy
Jaszczurcza improwizacja
Tuż obok suplementy
Tańczą świerki i graby
Kotłują skrzydlate ptaki
Melodią kształcą tu dzioby
Słońce w kolorze nijakim

 

Jastrząb kpi z krzyżodzioba
W grzędach z dębów i olszy
Gdzieś człowiek w cieniu się chowa
Śmie ptasim trelem zatoczyć
W torfiastym czarnym bagnisku
Głodna poluje rosiczka
Morale, jak polski fiskus
Wszystko pakuje do pyszczka

 

Ów szczwany insektożerca
Owadzi okrasza wdzięk smakiem
Już legat spisała pszczoła
Na miękkim pokładzie bagien
Zielone liryczne łąki
Nad Wieprzem wtuliły we mgły
Zapachną naręczem kwiatów
To specjał aczkolwiek zbyt mdły

 

Patrz – człowiek zahacza o cypel
Tu z woli zacnych waszmościów
Na wyspie po środku stawu
Wybudowano kościół
Styl jego oręduje
Modzie późnego baroku
I Jana Nepomucena
Jest aktem to święte lokum

 

Tu ongiś ordynat Zamoyski
Utworzył wielki zwierzyniec
Przy dworku myśliwskim wypasał
Sarny i dzikie świnie
Otoczył siedlisko fosami
Odgrodził zgrabnym parkanem
Tu w bramy kopytem stukały
Niewyrośnięte tarpany

 

Białe drewniane chatynki
Pokryte słomą lub gontem
Pachną pieczonym pyrem
Podczas Zielonych Świątek
Kilimy na elewacjach
Grzeszą kwiecistym morem
I człowiek przechodząc obok
Zachwyca ogrodów wzorem

 

Bez przerwy migrują chrząszcze
Pod miasto z nazwy - Szczebrzeszyn
Z uporem młodego maniaka
Przyroda wypręża popiersie
Przepychem barwnego folkloru
Bezwstydnie chełpi wyżyna
Od chałup w małym Bliżowie
Po cerkiew spod Szczebrzeszyna

 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Kawał dobrej Poezji. :) Dołączam pozdrowienia.
    • Świetna Poezja. Czuję całą sobą klimat tego Wiersza. Pozdrawiam słonecznie.
    • Jak dla mnie, to Wiersz wyśmienity. Brawo. Pozdrawiam serdecznie.
    • @Jacek_Suchowicz dla mnie żywe, mama jest najlepszą tancerką i w ten sposób mnie łagodziła, gdy się nie słuchałam :)  
    • Powiedz, czy słyszysz poszum doczesnego tchnienia? Czy czujesz, jak mój cień jest bliski twoim ciemnościom? Miniona dekada nie zazna spokoju, rozprzestrzenia się ciąg dalszy tej zniszczonej puenty. Musimy zaczekać, aż umierające jabłonie wydadzą zakazane owoce.   Stałeś się wspomnieniem, dla jakiego mogę obłaskawić przyszłość. To, co porusza czasoprzestrzeń, przypomina najwyżej przesyconą łzę; kojarzy się z obawą, w której dostrzegam swoje lustrzane odbicie, pośpiesznie naszkicowany strach. Wciąż zmagam się z nawrotem pamięci, z upojnym odrodzeniem sennego koszmaru.   Skąd wiesz, że w moim wszechświecie wciąż prószą łzy, że tajemnica staje się modlitwą, wydaną przez niewłaściwe słowa? Idę ku tobie, jak cień do światła. Odnajduję cię pośród moich bezsennych nocy, ukrytego za plecami nieba. Ocknie się w nas ten sam złudny krzyk, to wołanie o nieznane.   Proszę, zaopiekuj się moim rajem, z którego tak blisko do piekieł. Moja dusza zatacza koło, coraz większe; smarkatego księżyca rozbolała głowa, gwiazdy cierpią na bezsenność. Płaczesz wciąż pod wiatr, skazany na milczenie, pozbawiony prawdy, przekarmiony istnieniem.   Twoje łzy, choć przekrwione, nie pozostawiają skaz na białym płótnie mgły. Przeobraża się we mnie szczęście, o jakim nie mamy odwagi mówić, które wymyka się przez furtkę serca. Pozostaniesz, choć smutek dzierży tęsknotę, przywiera do szyby, porównuje oddech do pieczołowicie zakończonego dnia.   ***   Odkąd odnalazłam w tobie zwierciadlane odbicie melancholii, odkąd doszukałam się zwycięstwa w nikczemnej czułości - świat stał się dla mnie bezimienną wymówką, postumentem, który dźwiga niczyją chwałę, zaprzestany pokój. Przemierzam ciche kroki, milczące odciski słów, jakie nie przynoszą uśmierzenia, nie kojarzą się z obawą, co przeraża nawet niewinnych.   Przychodzę, abyś zobaczył we mnie utraconą namiętność; miłość, w której odmętach wciąż się pławisz, wciąż przyzywasz osobne noce. Słyszę bezsenny szept twoich myśli, tak boleśnie płonących niby szkarłatny płomyk ufności. Zaciskam pięść serca, staję naprzeciwko przyszywanych marzeń; widzę, jak rośnie w tobie ogłada, jak przeistacza się duch, który ścigał słońce, nasycał niebo.   Przyjdź, zagraj mi tę balladę, która nie potrzebuje słów, nie wymaga światła. Kiedy stoimy u wezgłowia przepaści, sen nie chce powrócić, zima kończy się latem. A kiedy będziemy zmuszeni odszukać pośród łez kroplę deszczu, kiedy powstaniemy z identycznego pragnienia - przebudzi się w nas dzień, który urąga godzinie, złorzeczy sekundom.   Nie pozostanie z nas iskierka ufności, nie uchowa się błaganie o świt. Toczy się w nas odwieczna wojna nadziei z wolnością. Czy wygrasz, stawiając czoła tym, którzy nie zawinili? To tylko usłużna metamorfoza; przemienienie, które da radość udręce, obłaskawi grafomański poemat. Nie zostanie w nas ani kropla, jeden przerażony powiew.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...