Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Nocny Mercedes, cz. IV


Rekomendowane odpowiedzi

IX

Baśka siedziała pochylona nad klawiaturą. Nie lubiła komputerów. Lubiła długie paznokcie, a długie paznokcie przeszkadzały w pisaniu na klawiaturze. A raczej to klawiatura niszczyła paznokcie. Z resztą, najważniejsze, że te dwa elementy były sobie zdecydowanie wrogie. Po raz kolejny palec zsunął się jej z klawisza. Zamiast „a” pojawiło się „ą”. Wyprowadziło ją to z równowagi. Chciała skończyć ten raport jak najszybciej, a znów jakaś głupota zaburzyła jej tok myśli. Postanowiła policzyć do dziesięciu w nadziei, że to ją uspokoi. Był to stary sposób pani od polskiego, znany Baśce jeszcze ze szkoły podstawowej. Pani od polskiego często musiała liczyć. Baśka policzyła, ale rozzłościło ją to jeszcze bardziej. Tracić czas na liczenie! Przemyślała sprawę i postanowiła więcej się nie złościć ani na paznokcie, ani na klawiaturę, ani na raport, ani na panią od polskiego. Była bliska podjęcia decyzji o nie złoszczeniu w ogóle, ale że z natury była zwolenniczką umiarkowania i „złotego środka” poprzestała na owych czterech elementach.
Przechodziła właśnie do wniosków końcowych, gdy do jej pokoju wpadła Oksana.
- Cześć, przodowniku pracy! – wykrzyknęła Oksana zamykając za sobą drzwi.
- Cześć. – mruknęła Baśka. Podniosła głowę dopiero, gdy usłyszała stukot obcasów. – Jesus, Oksia, zmieniasz image na wiosnę, czy jak?
Oksana ubrana była w garsonkę (lub kostium jak kto woli). Garsonka była lekko różowa, w stylu lat pięćdziesiątych. Buty też były różowe i Baśka domyślała się, że i torebka również była w tym kolorze.
- Wyglądasz jak landrynka – wypaliła.
- Jem dziś tak zwany lunch z szefem. Dobrze wyglądam, nie? Ja się sobie podobam. Jak patrzę w lustro, to chcę całusa.
- Mam nadzieję, że szef nie będzie chciał.
- A ja mam nadzieję, że będzie. – Oksana podsunęła sobie krzesło – Lubię się podobać. Tu nie mam komu. Poza tym, tu ludzie mają pracować, a nie patrzeć na moje nogi.
- Napatrzą się, napatrzą i przestaną. – Baśka machnęła ręką.
- Nie chcę, żeby moje nogi się opatrzyły! – Oksana udała oburzenie.
- No tak, zapomniałam, że tobie to bardzo trudno dogodzić. Nie można iść i w prawo i w lewo.
- Wiesz, gdyby nie to, że znam Grave’a od lat, fantazjowałabym na temat naszej dzisiejszej „randki”. Przystojny z niego facet. – Oksana usiadła wygodnie na krześle.
- Ja bałabym się o grobowy nastrój na tym rendez-vous. – Baśka przywiązywała ogromną uwagę do imion i nazwisk. Kiedyś nie chciała umówić się z chłopakiem, który za nią szalał tylko dlatego, że miał na imię Andrzej. – Ja raczej fantazjuję o tym, że jestem słynną piosenkarką. Śpiewam, ludzi przechodzą dreszcze, rozdaję autografy, w radio puszczają moje piosenki i wszyscy mnie kojarzą...-westchnęła - głupie, nie?
- Mam nadzieję, że nie głupie, bo ja fantazjuję o tym samym. Też chciałabym być piosenkarką. To znaczy, to nie tak, wcale nie chcę, tylko...czasem tak myślę, jakby to było, bo to nie jest marzenie – to tylko taka...taka myśl. – Zakończyła wywijając dłonią w okolicach ucha.
- Ja czasem myślę o tym, że mam konto w banku na Kajmanach. Że mam „letnią rezydencję”. – Baśka zrobiła pauzę - I trochę dłuższe nogi... – uśmiechnęła się. – Ale to są już inne fantazje.
- To chyba nie zbrodnia. – Zaśmiała się Oksana - Ja kiedyś w myślach zaznajomiłam się z Madonną.
- Karolina kiedyś w myślach się z nią przespała.
- To chyba bardziej realne niż twoje konto i kariera solistki.
- Tu nie chodzi o realność. Nie potrafiłabym wyjść na scenę i zaśpiewać, pominąwszy fakt, że nie mam głosu. To nie w moim stylu. W moich fantazjach mam inny charakter.
- Robisz się na wampa? – Oksana podsunęła się na krześle.
- Nie będę ci opowiadać szczegółów o fantazjach. Fantazje są moje.
- Ja ci mogę powiedzieć.
- Ale ja nie chcę, daj mi spokój! – Baśka zasłoniła się najświeższym numerem Science. - Nie przyszłaś tu opowiadać o tym, jak sobie wyobrażasz Michaela Grave’a i seks po tym, jak mu odśpiewasz „Happy Birthday”.
Oksana nie była w stanie zachować powagi. Oczywiście, wyobrażała sobie Michaela również i w łóżku, ale była to krótka myśl, której nigdy nie rozwinęła. Wyobrażała sobie w ten sposób wielu mężczyzn, jednych dłużej, innych od razu odrzucała. Jeżeli nie była w stanie fantazjować na temat jakiegoś mężczyzny, automatycznie skreślała go z listy potencjalnych kandydatów na „randkę”. A fantazjować lubiła. Zwłaszcza w chłodne i wietrzne noce. Taka pogoda zawsze dodawała jej sił. Czuła w sobie potęgę i moc. Potrafiła długo stać patrząc w niebo. Wydawało jej się, że potrafi czynić cuda, że jest dzieckiem nocy, która ją otulała. To były chwile, w których nie potrzebowała obecności drugiego człowieka. Oko w oko z mrokiem, tajemnicą i niebezpieczeństwem. Twarzą w twarz z przeznaczeniem, z przyszłością.
Patrzyła w siebie.
Noce ładowały jej akumulatory. Deszczowe, księżycowe, wilgotne, ciepłe, czy zimne – zawsze były piękne i magiczne. Uwielbiała, gdy wiało, gdy była burza. Każde uderzenie pioruna stanowiło dla niej zastrzyk energii i wiary w siebie. Wtedy czuła się wielka – tak jakby to ona kierowała zawieruchą. Wtedy wydawało się jej, że jest lepsza od innych. Zawsze chciała umieć czarować. Robiła to w marzeniach. Marzenia były dla niej niemal rzeczywistością. Tam spełniała się i to przynosiło jej ulgę. Zetknięcia ze światem realnym nie były brutalne, bo stanowił on część jej sennej wizji, jakimś równoległym, innym światem, w którym też istniała. Gdy tam ponosiła klęski, kompensację znajdowała w iluzji. Dlatego uwielbiała marzyć. Tworzyła scenariusze - można powiedzieć, że żyła podwójnie. To były jej czary. Tamten świat był jej przyjazny, bo był jej światem, którym rządziły jej prawa i jej wola. Nie był on jej azylem, bo nie uciekała przed nikim i niczym. Nie potrafiła odczuwać strachu, bo nie bała się życia. Sądziła, że niczym jej nie zaskoczy, że jej nie złamie, nie obezwładni, nie osłabi. Wydawało się jej, że jest nietykalna.
Nie była.
Pokonała się sama.
Baśka zdawała się czytać w jej myślach.
- Oksana, kiedyś wyśpiewamy naszą pierwsza nagrodę na Eurowizji.
- Kiedyś zaśpiewam ci „Happy Birthday”, o ile dotrwasz do końca, bo okropnie fałszuję. – Oksana wstała – No i jak wyglądam? Chciałam ci pokazać te nowe buty. Po to przyszłam, proszę pani.
- Gdybym była choć trochę Karoliną, to na pewno bym cię pocałowała, cukiereczku.
- Dzięki. Za wszystko. Po lunchu już nie wrócę. Zadzwonię.
- Baw się dobrze. Pa.
- Pa.
Baśka westchnęła i wróciła do raportu.
Oksana wyglądała cudownie, a upięte w kok włosy dodawały szalenie dodawały jej zmysłowości. Nie była piękna w sposób szczególny (tak piękna była Karolina), ale była niezwykle pociągająca. Ubrana w zwykły, sportowy strój nie zwracała niczyjej uwagi, ubrana elegancko zwracała uwagę wszystkich. Bywało, że na bankietach jej nie poznawano. Oksana doskonale zdawała sobie sprawę z własnej, ukrytej urody. Skrywała ją celowo. Nie lubiła, jeśli na nią patrzono, gdy tego nie chciała. Pełna kontrola.
Baśka była drobna. Miała małe dłonie, małe stopy i drobne piersi do kompletu. Była zadziorna i pociągała ten typ mężczyzn, których nie znosiła. Otóż lgnęli do niej ci, którzy potrzebowali niańczenia i opieki. A ona chciała równouprawnienia i konkretów. Potrzebowała mężczyzny dobrze zorganizowanego, bo inny tylko by ją irytował. Mężczyzny, który umie „robić swoje”. Swego czasu Oksana chciała zeswatać ją z Tomem Mossem, ale ta uprzedzona do nazwiska nie chciała o tym słyszeć.
Baśka najwidoczniej wiedziała, co robi.
Ze spokojem wróciła do raportu. Po pół godzinie wyłączyła komputer. Zadzwoniła do n i e g o. Spotykała się od miesiąca z n i m. Dziewczyny mówiły o nim „lingwista”, bo tylko tyle o nim wiedziały. Nie zdradziła im nawet imienia, bo było to jedno z imion, do których była uprzedzona. Na imię miał Piotr, ale wszyscy mówili na niego Artur. Sam nie lubił swojego pierwszego imienia, więc przedstawiał się drugim. Artur.
Umówiła się z nim na wieczór – koniecznie chciała obejrzeć „Troję”.
Baśka się nie spieszyła. Nie wiedziała co to poryw serca. Jeżeli kochała, to miłością spokojną, bez egzaltacji i uniesień. Baśkę ciężko było wyprowadzić z równowagi, ale gdy już się to stało – nic nie było w stanie jej zatrzymać. W furii, doprowadzona do ostateczności zniszczyć mogła wszystko. Na co dzień opanowana i systematyczna, a przez to nieraz powolna, bywała i zadziwiająco wesoła. Jej wesołość była lekką wesołością, która rekompensowała codzienną powagę.
Artur sprawił, że drżało jej serce. Nie rzuciłaby dla niego całego świata, gdyby tego zażądał, nie zmieniłaby stylu życia i nie zaczęłaby chodzić w spodniach od dresu, ale serce jej drżało. Było to dużo, nawet bardzo dużo i Baśka postanowiła być ostrożna.
Przemyślała sprawę i doszła do wniosku, że z tym mężczyzną mogłaby się ustatkować. Tak, właśnie ustatkować. Czuła, że i on poważnie rozważa taką opcję. Tu nie chodziło o romans. Spotykali się n a p o w a ż n i e. Oboje z resztą byli ludźmi lubiącymi porządek i poukładane życie. Oboje mieli taką samą koncepcję co do owego ułożenia, co się tym samym dobrze składało.
Cechowała ich również pewność – pewność, że robią to, czego chcą, że dążą do tego, co sobie założyli, że wiedzą, czego dokładnie oczekują od siebie i od innych.
Baśka – sama nieczęsto romantyczna – uwielbiała romantyczne gesty i tym właśnie zaskoczył ją Artur. Zabrał ją nad skryty pomiędzy drzewami, zarośnięty i zapomniany chyba przez wszystkich staw. Wyczarował wino i ser.
Baśka powoli i systematycznie się zakochiwała. Wiedziała, że może sobie na to pozwolić. Wiedziała, że zakochuje się bezpiecznie – nie lubiła ryzyka. Gdy już była pewna zaczęła zakochiwać się ochoczo i na wesoło, z lekkością i pewną ulgą, że jednak nie czekała na próżno. I zakochanie zostało odwzajemnione, jakby dwoje ludzi powiedziało sobie „jak szaleć, to szaleć”.
Baśka czuła, że jej wspinaczka dobiega końca i szczyt zostanie wkrótce zdobyty. Szła tam od lat, systematycznie, stawiając ostrożnie krok po kroku. Nie było to może K2, ani nawet Mount Everest, ale z jej szczytu widok był równie piękny, bo całkiem inny. Był to widok, który jej odpowiadał. I była to góra, u podnóża której chciała mieszkać.

Cdn...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • zachód słońca infantylny my już z tego wyrośnięci snują wszyscy plany nocy wszyscy mniej lub bardziej śnięci śnięci! śnięci! czyż nie piękny przeddzień śmierci? w swoich własnych rzygowinach szczur się snuje po godzinach ka ba re cik! tango siarczyste nade mną i tango moralne we mnie i kręcą się kola (oszczędnie) z nienajgorszą whisky niechaj krążą niech się świecą jasny fiolet - neonowo neon - jasnofioletowo obaj jasno filisternie wszystko we mnie we mnie! we mnie! we mnie! do mnie! hasło: alarm! tracę głownię! reszta leży na chodniku wypadam dziurą w kieszeni dziura pełna nie jest dziurą fiolet dąży ku zieleni powieki-kotary chcą prosić o bis forma za brudna Witkacy chce dziś złapał mnie w talii słowami ciężkimi imponderabiliami arty-anomaliami takim i owym z podejściem zbyt nowym kieszeń! ręka w bezwładzie zaczęła gdzieś fruwać kieszeń! czego nie znajdziesz tego będziesz szukać kieszeń! kieszeń! udręka dzisiejsza musiała się rozpruć nie dalej niż wczoraj archiprotektorze! na żywo i w kolorze pomóż dźwignąć mi krzyż osobliwie metaforyczny jak prawie wszystkie pozostałe O Loch Lomond! O Loch Lomond! zieleń dąży w ciemny blond idzie twardo w dojrzewanie dojrzewaj mój ty, chmielny kwiatostanie kwiato-stanie stanie stanie! stanie się coś! stanie! stanie! czuje drganie w członkach! stanie! miałeś rację święty janie! przedszum trąb mi dzwoni w uszach płynie naokoło czaszki do jednego, do drugiego potem w trąbke eustachiusza w gardła jamę i do flaszki
    • Raz pomogę, a innym razem zaszkodzę w idealnych proporcjach pół na pół, innymi słowy jeden do jednego. Ta okoliczność zaczyna mnie wręcz bawić. Bawić doskonale. Generalnie rzecz biorąc przegrani nie bardzo nadają się do wygrywania, a wiedzą już lepiej niż doskonale, że wcale nie muszą tego uczynić. Właściwie przecież nie bardzo znają smak zwycięstwa, bo niby skąd mieliby go znać? Wbrew pozorom Widmo Porażki nie różni się aż tak bardzo od Pieśni Zwycięstwa, co zresztą najlepiej wie ten kto widział, a wielu widziało, choć nie każdy ma chęć o tym napisać.   Warszawa – Stegny, 14.11.2024r.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      bywają bardzo potrzebne kluczem do siebie bywają :-)
    • @FaLcorN to dobrze, trzeba sobie radzić, a zawody miłosne bywają bardzo bolesne.
    • Mat IP. Kominek, Ken i MO kpi tam.   Mat - Ład, a ja? Me raje Jarema jadał tam.   O dna w łaty, PO Nikosia i SOK ino pytał, Wando.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...