Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

to nasi dobrodzieje na ich twarzach 

maluje się dobroć i miłość bliźniego  

by wydrzeć milion miliard 

czy pierdyliard obciągną

ze skóry każdego


na dobroczynnych balach jakich wiele 

zapatrzeni w siebie i w tańcu

kogoś nadepną - przecież niechcący - o co chodzi?

że przypływ nie uniesie dziurawej łodzi? 

 

ludzie biznesu cały czas 

konstruują machiny oblężnicze 

więc nie dziw się 

gdy twoją ogłoszą 

upadłość 

 

różyczka -

niemal
niedoslyszalne 

ostatnie tchnienie

Obywatela Kane’a

robi z was 

matołów

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Lahaj (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Lahaj

"ludzie biznesu cały czas 

konstruują machiny oblężnicze 

więc nie dziw się 

gdy twoją ogłoszą 

upadłość "

Jaką Ty masz zdolność do nazywania absurdów życia codziennego w poetycki sposób. 

Opublikowano

Ogłosić upadłość swoją  czy swojej firmy można tylko samemu i na tym tracą wszyscy, zwłaszcza wierzyciele. Jeśli by czegoś chcieli to raczej osłabienia i (wrogiego) przejęcia. Wielu nie lubi biznesu i kapitalizmu, ale póki co, niczego lepszego nie wymyślono. 

Opublikowano

@calluna nie wiem czy to są absurdy ale wypada mi podziękować :-)@Marek.zak1 nie trzymajmy się tak sztywno definicji :-)

ja sam jestem przedsiębiorcą co prawda małym ale można powiedzieć ze piszę tez trochę o sobie. W moim przypadku poczucie niezależności skierowało mnie od razu na ścieżkę kariery która sobie sam wytyczyłem. Ile kurwa straciłem przez te biznesy i nie mówię o pieniądzach wiem tylko ja. Ale każdy jak to mówią jest kowalem swego losu.

Opublikowano (edytowane)

@Lahaj Pamiętasz "Sęk". Jest interes do zrobienia. Tak, a ile można stracić? W ostatnich 30 latach byłem świadkiem, a może kimś więcej, tworzenia wielu biznesów z różnym skutkiem, prawdziwym sukcesem, zachłystywaniem się nim, arogancją i utratę płynności itp. Niezależność jest pozorna, bo zależysz od klientów, ich kaprysów, płatności, interpretacji US itd. Skoro działałeś to wiesz dobrze jak jest. Fajnie, że napisałeś w temacie, chociaż ja widzę to akurat inaczej, a, na marginesie,  przez pewien czas szefem firmy był ś.p. S. Marchione, jeden z guru światowego zarządzania. Każdy ma inne doświadczenia.

Edytowane przez Marek.zak1 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Marek.zak1 oczywiście ze niezależność jest pozorna ale jest, w korpo nie ma. 
ja wciąż działam;-) od 20 lat rozwijam swoją firmę i uchodzę za profesjonalistę. Nic nie czytam o zarządzaniu wszystko co robię to robię, a nie ze tak mówi jakiś guru. W ogole olewam wszystkich guru. Dlatego nie nadawałbym się do pracy pod kimś chyba.

Opublikowano (edytowane)

 

 "a gdy się rozochocisz 

przedstawią azjatyckie opcje

walutowe 

spróbuj odmówić nazwą ciebie

ludzkim zasobem niedojrzalym do gry

rynkowej

przyłożą swoj niezawodny model biznesowy 

przejrzą wszystkie twoje ile tam ich masz srodki obrotowe

i powiedzą że nie masz zdolności 

kredytowej "

 

To już niemal rap i szczerze mówiąc akurat ten fragment podoba mi się najmniej z całego tekstu. 

 

" na dobroczynnych balach jakich wiele 

zapatrzeni w siebie

zapatrzeni w tańcu

kogoś nadepną - przecież niechcący - o co chodzi?

że przypływ nie uniesie dziurawej łodzi?" 

 

Usunalbym podkreślone, mniej więcej w tym stylu jest ok. Tam wcześniej drażnią mnie rymy na jedno kopyto, choć to akurat rzecz gustu i może być tak, że innym się tamten fragment spodoba. 

Gdyby nie ta trzecia strofa dałbym serce, a tak mam mieszane uczucia. Możliwe że warto ją lekko przyciąć tak aby była bardziej spójna z innymi strofami. 

 

Ludzie biznesu - rekiny biznesu takie skojarzenie 

Pzdr. 

 

Edytowane przez light (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...