Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Przygody Gotfryda ulepionego z melancholijnej soli – 4/x


Rekomendowane odpowiedzi

Wszelkie prawa zastrzeżone. 

WSZELKIE PODOBIEŃSTWO DO PRAWDZIWYCH POSTACI I ZDARZEŃ JEST PRZYPADKOWE

 

Podczas spożywania posiłku Gotfryd sięgnął po słuchawki i odtworzył muzykę. Ponieważ kalendarz wskazywał poniedziałek, mógł – zgodnie z narzuconym sobie harmonogramem – zamienić dwa stare utwory na nowe. W przypływie olśnienia, pomyślał o muzyce klasycznej. Gotfryd uznał, że jego nastrój będzie doskonale współgrał ze spokojnymi dźwiękami fortepianu i wiolonczeli.

 

Połączenie dwóch przyjemności, tj. jedzenia posiłku i słuchania muzyki było dla Gotfryda doznaniem orgazmicznym. Przez jego ciało przechodziło wówczas tysiące spazmatycznych wibracji, intensywnych dreszczy emocji, od stóp po same koniuszki palców, niczym brunatno błękitne, fale, spienione przy plaży, przed nadchodzącym sztormem. Gdyby podłączyć mózg Gotfryda do elektroencefalografu, z pewnością wykazałby jakieś dziwne anomalie, podobne do doznań pacjentów skazanych na terapię wstrząsową.

 

Po zjedzeniu ulubionej jajecznicy Gotfryd nie mógł odgonić myśli od kompulsywnego pragnienia słuchania muzyki. Położył się więc na łóżku i przez kolejne pół godziny z zamkniętymi powiekami, które niczym żelazne wrota chroniły go przed światłem, koił swoją rozedrganą duszę falującymi dźwiękami. Odpływał wówczas w świat marzeń, gdzie mógł stawać się kimkolwiek tylko zechciał. Pojedyncze kiloherce malowały w jego umyśle gęste smugi pulsujących, baśniowych obłoków. Wyobrażał siebie wówczas jako przywódcę stawiającego czoło mrocznym siłom ciemności, które nieprzejednanie przywołują najskrytsze lęki i fobie, aby zniszczyć w nim ostatnią, najmniejszą cząstkę dobra, ukrytą na samym dnie swojego umysłu. W onirycznym obłędzie odganiał strach swoim magicznym krótkim szpikulcem, niczym hobbit walczący z potężnymi pająkami i smokiem odzianym gadzimi, stalowymi łuskami. W wyobraźni jego bohaterskie czyny wychwalano w doniosłych pieśniach, komponowanych przez somnabulicznych bardów. Następnie przemieniał się w nieustraszonego superbohatera, lecącego ponad koronami żelbetonowych drzew w aplauzie przechadzających się po ulicach niczego nieświadomych ludzi. Chwilę później stawał się niewielką lecz niepojęcie ciężką i gęstą gwiazdą neutronową, która swoim promieniowaniem radiacyjnym przemienia wszelką pobliską materię w pył, zasysając pozostałe zgliszcze w głąb siebie. Na koniec jako astralna istota wybuchał niczym supernowa, niosąc mesjańskie zbawienie dusz w postapokaliptycznych czasach ostatecznych. Gotfryd unosił się wówczas już tylko jako bezkształtny byt w bezmiarze czasu i przestrzeni nadając sobie rangę boskiego wojownika, wyzywającego Prawdziwego Boga na zuchwały pojedynek. Pod koniec półsennej, onirycznej ceremonii odczuwał cudowne, błogie ukojenie, podobne dla stanu życia płodowego. Szumiąca cisza, ciemność i ciepło. Otworzył oczy w poczuciu nowo narodzenia.

 

Przepiękny utwór, będę go gwałcił przez kolejny tydzień. Może na jego podstawie skomponuję własny?

 

Po półgodzinnym półśnie, Gotfryd zgodnie ze zwyczajem, sięgnął po papierosa i zaczął puszczać dymne kółka przez okno, przypatrując się okolicznym mieszkańcom. Grupa pijaczków raczących się alkoholem, bawiła się przednio wokół dwudziestoletniej hondy civic z otwartą przednią maską. Gotfryd nie mógł dosłyszeć o czym tak żywiołowo dyskutowali, jednak z kontekstu dało się wywnioskować, że najprawdopodobniej prowadzili gorączkową debatę nad potencjalną usterką lub programem remontowym, możliwe że wraz z kosztorysem.

 

Gotfryd zainspirowany widokiem puszki z piwem samemu nabrał ochoty na złocisty trunek. Wyrzucił zatem niedopałek papierosa za okno i ruszył energicznym krokiem w stronę drzwi. Ubrał buty, zamknął drzwi wejściowe do mieszkania i zjawił się na dworze. Zaraz po wyjściu, przed klatką schodował czatował już jeden z grupy pijaczków, którego Gotfryd rozpoznał po wyrazie twarzy.

 

Ej ziomuś – rzekł – zapodaj no szluga.

 

W mignięciu oka w głowie Gotfryda rozrysowały się setki scenariuszy wyjścia z sytuacji. Spośród możliwych wybrał najbezpieczniejszy – poczęstował papierosem.

 

Trzymaj. Odpalić Ci? - wycedził z pewnością w głosie.

Spoko jesteś ziomek. Gdzie idziesz? Dawaj do nas na browarka.

 

Dość szybko przeszliśmy od przywitania, do zaproszenia – pomyślał. W tym momencie wszystko w jego głowie krzyczało, aby jednak podać jakąkolwiek, nawet najbłahszą wymówkę, byle tylko wymigać się od integracji z nieznanymi typami. Ostatecznie stchórzył...

 

Yyy... no dobra, w sumie z tego co widzę to pijecie niedaleko. Pójdę tylko do sklepu po browar i zaraz do was dołączę.

 

Ok ok ziomuś, to dawaj. Tak w ogóle – znasz się na furach? Kumplowi rozjebał się chyba rozrząd. W serwisie naprawa będzie stała dużo siana, a my hajsem nie sramy.

 

Nie znam się, ale mogę wypić z wami piwo. Idę do sklepu, zaraz będę.

 

Gotfryd oddalając się od nieznajomego intensywnie myślał nad scenariuszem, który wybrał. Potencjalnie pokazał siłę i odwagę, jednak w głębi ducha, serce podchodziło mu do gardła. Był sparaliżowany wizją picia alkoholu z kompletnie nieznanymi ludźmi. To znaczy może nie do końca nieznanymi. Poznał ich obserwując ich zachowania przez okno. To co istotnie rzuciło mu się w oczy to fakt, że bywają dość głośni i awanturniczy w godzinach wieczornych. Aktualnie godzina wskazywała piętnastą, więc pomyślał, że posiedzi z nimi z godzinę, dopóki nie będą dostatecznie pod wpływem i się ulotni

 

Raz pójdę do nich, wypiję z nimi piwo i dadzą mi spoko – myślał

 

Szybko ruszył do sklepu, kupił cztery piwa sześcioprocentowe i dołączył do kamienicznej grupy w okolicach klatki schodowej. Grupa składała się z czterech osób. Dwóch najbardziej muskularnych, na oko trzydziestoletnich facetów ruszyło z otwartymi puszkami z piwem w ręce do Gotfryda.

 

Ty młody, siema ziomuś kurwa. Widzieliśmy jak gapisz się na nas z okna. Wreszcie wpadłeś. Poznamy się troszku co? - wycedził największy z tatuażem skorpiona na prawym barku.

 

No cześć Panowie. Jeden z was mnie tutaj zaprosił. Poczęstowałem go papierosem.

 

I bardzo kurwa dobrze. Kulturalny chłopiec. Michał jestem, ale mówią na mnie Misza. Drugi z grupy milcząc analizował każdy najmniejszy ruch Gotfryda. Jakby ustawiał swój wewnętrzny barometr frajera w kierunku nowego, potencjalnego rekruta lub ofiary. Zaciągając się ostatnim buchem papierosa, wyrzucił peta i z pewnością siebie wyciągnął energicznie dłoń.

 

Mirek

Gotfryd, miło mi.

 

W tym samym czasie dwóch starszych, na oko czterdziestokilku latków z wydętymi brzuchami podeszło do Gotfryda.

 

Siema młody. Nie ładnie tak patrzeć z góry. Tutaj ludzie są bardzo przewrażliwieni na punkcie obserwatorów.

 

Nie nie... Nic z tych rzeczy Panowie. Ja po prostu palę tylko papierosa w oknie, nic więcej.

 

Wtedy najstarszy, z grupy, brzuchaty, który się nie przedstawił rzekł donośnym głosem, przekrzykując grającą w tle muzykę disco polo z uszkodzonej hondy civic.

 

Chuja, każdy tak mówi. A jak przychodzi co do czego, żeby się zapoznać, porozmawiać, to srają w gacie. Ale z tego co widzę, nie jesteś frajerem. Chyba... co? Czy się mylę?

 

Nie jestem żadnym frajerem. Jestem muzykiem artystą i lubię obserwować świat przez własny filtr. Co nie znaczy, że od razu oceniam.

 

Przez co kurwa? Ty Miras, słyszałeś? Ten młody chce nas chyba wkurwić i obrazić?

 

Nie nie..., spokojnie Panowie. Ja jestem pokojowo nastawiony. Jeden z waszych...

 

Benek

 

zatem Benek po prostu mnie zaczepił i spytał, czy nie mam poczęstować go papierosem, po czym zaprosił mnie do was na piwo. Żadnych ukrytych podtekstów z mojej strony nie uświadczycie.

 

Nie uświadczycie... hahaha – roześmiał się cynicznie najgrubszy i najstarszy przywódca stada. To jakiś pseudo inteligent.

Przez chwilę się zamyślił i dodał. - dobra, damy Ci szanse, Sprawa wygląda tak, że to my rządzimy tym teren, na którym jesteś. Nie pierdolimy się w tańcu z takimi klientami jak ty. Ale coś mi mówi, że mógłbyś się nam przydać, dlatego damy Ci szansę. Choć, przyjebiesz z nami wiadro.

 

Mówisz o marihuanie?

 

O jaraniu, a o czym myślałeś... Sprawdzimy Cię, a potem zastanowimy się co z tobą zrobić. Czy będziesz płacił nam cotygodniowy haracz, czy po prostu będziemy się z tobą witać soczystym wpierdolem. Więc jak, idziemy przyjebać wiaderko?

 

W tym momencie, jakby percepcja czasu w głowie Gotfryda gwałtownie zwolniła Nigdy nie spodziewał się, że tak szybko można wpaść w kłopoty, w dodatku będąc zupełnie tego nieświadomym. Gotfryd palił kiedyś marihuanę w czasach studenckich, lecz nie spodobała mu się to. O ile na początku był rozluźniony i wesoły, o tyle z każdą kolejną minutę wpadał w dziwny depresyjny stan, na granicy omamów i paranoi.

 

Ok, z chęcią zajaram z Wami... Mam nadzieję, że macie chociaż czysty towar, a nie jakiś syf?

 

No no popatrz Miras – rzekł najstarszy – młody nam się rozbrykał. Chodź z nami, na górę na kwadrat...

 

Gotfryd ruszył za czterema, przed chwilą co poznanymi obcymi mężczyznami w całkowicie nieznane mu miejsce. Jego serce pompowało krew na granicy wydolności, a ze skroni, niczym ze źródła wodospadu zaczęła drążyć czoło niewielka, struga potu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...