Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Nocny Mercedes, cz II


Rekomendowane odpowiedzi

VI

Karolina zatrzasnęła drzwiczki samochodu. Drzwiami łączącymi piwnicę z garażem wyszła na chodnik przed domem. Spojrzała w niebo. Zawsze późnym wieczorem patrzyła w niebo nad domem, by powróżyć sobie na noc. Był nów. Nów sprzyjał schadzkom. Ale mimo, że sprzyjał, Karolina nie miała ochoty na nocne zabawy. Zdjęła buty i pobiegła do kuchni. W lodówce miała pół białego wina, więc należało dokończyć butelkę. Usiadła w fotelu i nastawiła telewizor na kanał z wiadomościami.
Od lat mieszkała sama. Czasem wprowadzał się na kilka tygodni jakiś szczególny kochanek, ale zdarzyło się to dwa lub trzy razy. Jeszcze wcześniej mieszkała z dziewczyną, ale im nie wyszło.
Prowadziła styl życia, jaki ludzie nazywają „nieustabilizowanym stylem życia”. Jakże się mylili. Karolina wszystko miała poukładane. Począwszy od bielizny i zastawy stołowej, wizytach u fryzjera i meczach tenisa, na stosunkach seksualnych skończywszy. Na dobrą sprawę lubiła swoją „samotność”, bo polegała ona na tym, że była sama we własnym domu. Większość dnia spędzała w pracy. Prowadziła dużą agencję reklamową i często wyjeżdżała. Lubiła swoją pracę, bo lubiła kontakty z ludźmi. Cieszyły ją nowe znajomości i starzy znajomi, których znała wydawało się jej – od zawsze. Cieszyły ją nowe miejsca i nie potrafiła się nigdy nudzić. Nie potrzebowała nikogo przy boku, bo nauczyła się radzić sobie sama i szło jej świetnie. Zawsze była silna, ale nauczyła się być mocną. Matka często pytała ją, co będzie, gdy przestanie pracować, co będzie, gdy się zestarzeje? Martwiło ją, że córka MIESZKA SAMA. TAK DŁUGO. To był nieomylny znak, że coś było NIENORMALNE. Matka bała się tego słowa i często go używała. Z resztą, Karolina robiła wiele rzeczy, które według matki były „nienormalne”. Nie mogła pojąć, że ktoś może chcieć dobrowolnie, a co więcej – lubić – coś, czego nie chce i nie lubi większość. Karolina nazywała ową „większość” przeciętnością, a że z natury nie lubiła tego, co przeciętne, argumenty matki były dla Karoliny nietrafione. Matka miała z resztą dziwną filozofię – uznawała na przykład homoseksualizm wśród artystów – „bo oni żyją w innym świecie, inaczej patrzą” – a skłonności tego typu u prezesa banku uważała za „zboczenie”, bo „uderzyły mu do głowy pieniądze i nie wie, co ma ze sobą zrobić”. Matka twierdziła, że Karolina stawia ich – rodziców – w niezręcznej sytuacji. Co mają bowiem odpowiedzieć, na pytania znajomych o córkę? Dlaczego jeszcze nie wyszła za mąż? A, nie ma nikogo? Jak tak będzie przebierać, to starą panną zostanie. I rodzice muszą się za nią tłumaczyć. Tak, muszą się tłumaczyć, bo jak nic nie powiedzą, to coś zostanie dopowiedziane, zaczną plotkować, że może ma wredny charakter, albo brzydką bliznę, albo woli kobiety. I rodzice muszą się wstydzić, że mają córkę, która nawet chłopaka sobie nie może znaleźć. I nie widzą już, że córka zrobiła doktorat. Nie widzą, że założyła firmę, o której piszą gazety, że córka ma przyjaciół.
Nie widzą tego, co jest, a dostrzegają to, czego nie ma.
Leżało to Karolinie na sercu, bo rzutowało na stosunki z rodzicami, które były bardzo chłodne. Chłodne były od zawsze, jakby od zawsze było wiadome, że nie mogą być inne. Ale żeby to zmienić, Karolina musiałaby zmienić styl życia, a wtedy stosunki z naturalnie chłodnych stałyby się sztucznie serdeczne. Trzeba żyć swoim życiem, a nie życiem innych – to by była kradzież. Czasem miała wrażenie, że rodzice oskarżają ją, że nie pozwala im na to. Że im nie ułatwia. Zarzucali jej egoizm. Nie potrafili zrozumieć, że nie mogą na niej wymuszać, by postępowała tak, jak oni uważają za stosowne, by ich uszczęśliwić. Ona od nich tego nie wymagała. Wciąż zaskakiwały ją te mechanizmy działające tylko w jedną stronę.
Na szczęście była niezależna finansowo. Na szczęście nie ubiegała się o urząd. Wiedziała, że jeden znany polityk skrzętnie ukrywa swoje homoseksualne skłonności – od jednego ze swoich klientów. Wiedziała o nieślubnym synu drugiego – od Oksany. Wiedziała o wziętym mecenasie, który organizuje seks party – od swojej byłej kochanki. I wszyscy oni muszą kłamać.
Zadzwonił telefon. Karolina leniwie podniosłą słuchawkę.
- Maciek?
Leżała na prawym boku, na biodrze czuła rękę Maćka. Było jej dobrze. Wiedziała, że rano on zrobi jajecznicę, a ona zaparzy kawę. Wiedziała, że Maciek pojedzie do pracy i prędzej, czy później się znów spotkają. Z Maćkiem była bezpieczna. Nie miał pretensji, niczego nie wymagał. Ona nie robiła mu wyrzutów. Byli kochankami od dwóch lat. Nigdy nie wyjeżdżali razem. Spotykali się na kilka godzin, czasem na całą noc – nigdy na dłużej. Nie chodzili razem do kina, ani na przyjęcia. On przyjeżdżał do niej. Z reguły z winem lub kwiatami. Czasem nie przynosił nic, kochali się, a ona potem robiła kolację. Rozmawiali dużo – nigdy o polityce, interesowały ich życie i przeżycia. Doznania. On czasem polecał dobry film. Karolina kiedyś zastanawiała się, jakby mógł wyglądać ich związek i doszła do wniosku, że nie mógłby wyglądać wcale. Wszystko wyglądałoby dokładnie tak, jak te godziny, które spędzali razem. Związek byłby nudny, choć w swoim towarzystwie nigdy się nie nudzili. Zadziwiające.
Nie, Karolina niczego nie będzie szukać na siłę. Być może zostanie tak, jak jest. Być może cieszyć ją będą wnuki przyjaciółek i traktować je będzie jak własne. Może za kilka ładnych lat kupi dom i wybuduje basen, by przyszywane wnuki miały gdzie harcować. A może będzie się martwić, gdzie posłać do szkoły swoje dzieci z probówki. Może kogoś taka perspektywa przerażała – ją nie.
Kto wie, może za parę lat się zakocha i weźmie ślub pod wodą. O tak, ona - Karolina nie wykluczała niczego. I niczemu nie była przeciwna, jeśli tylko chęć wypływała z niej samej.
Maciek przekręcił się na drugi bok, a Karolina położyła się na plecach. O dziesiątej rano miała gościnny wykład na Akademii Ekonomicznej. Zbliżała się druga. Karolina zamknęła oczy. W myślach naszkicowała scenariusz jutrzejszej wypowiedzi. Nie potrzebowała notatek. Była wysokiej klasy fachowcem.
O drugiej piętnaście spała snem dziecka.

VII

Każdy dźwiga jakiś krzyż. Oksana nie wiedziała o swoim krzyżu przez wiele lat. Nie wiedziała, że wychowuje ją ktoś biologicznie obcy. Krzyż ten jej nie przygniótł, ale ją ugniatał, uwierał i dokuczał. Krzyż przybrał formę drzazgi. Utkwiła sobie gdzieś tam spokojnie i z reguły nie dawała o sobie znać. A Oksana nie śpieszyła się, by ją wyciągnąć. Bała się, że może to zrobić zbyt niezgrabnie, a wtedy szkody będą nieodwracalne. Zastanawiała się, czy jest sens ją ruszać. Tak, musiała to zrobić. Tkwiło w niej ciało obce, trzeba je usunąć w chirurgicznych rękawiczkach. Oksana czekała na odpowiedni moment. Potrafiła czekać, jej życie składało się z wyczekiwania. Wyczekiwanie było aktywne – było pracą. Oksana była spontaniczna, ale nie działała pochopnie. Powoli, krok po kroku, zbierała informacje. Pytała o zdanie kilka najbliższych sobie osób. Nie, Oksana już nigdy nie popełni błędu.
Zadzwonił budzik – miała jeszcze kilka minut.

Koncert się skończył. Stanęli z Donatello nieco z boku, oboje cieszyli się nową znajomością.
- A czytałeś może...
- Czytałem – nie dał jej dokończyć.
- Skąd wiesz, o co chcę zapytać? – Oksana roześmiała się.
- O Kunderę. Czytałem. Jestem zafascynowany.
Oksana powinna zaniemówić z wrażenia, jakie wywarło na nie to zdarzenie, bo istotnie przeczytała ostatnio „Nieznośną lekkość bytu” Kundery i o nią właśnie chciała zapytać. Ale nie zaniemówiła. Słowa poleciały dalej same i wyfruwały z jej ust jak młode jaskółki wylatują z gniazda na swój pierwszy lot. Byli tylko oni i słowa, słowa, słowa...
Odprowadził ją do stacji metra, wymienili się numerami telefonów i było po wszystkim. Nawet wtedy nie przypuszczała, że znajomość może przybrać inną formę. Że poza słowami będzie coś jeszcze. Przydarzyło się coś, co się nie zdarza i napisała o tym swojemu ówczesnemu chłopakowi, o ile można go tak nazwać. Powiedziała o tym swoim koleżankom i już – to było zaskakujące spotkanie.
Nie wiedziała, jakie wrażenie wywarło to spotkanie na Donatello. Może dla niego to było codziennością. Może próbował zawierać znajomości „na Kunderę” ze wszystkimi? Może zadawał te wszystkie pytania o przylot i pracę celowo? Żeby tylko wyglądało to na zbieg okoliczności...żeby było inaczej...
Nie, nie mogła w to uwierzyć. To nie mogło być tak.
Te zbiegi okoliczności były jej przeznaczone.
Budzik zadzwonił znów. Było to delikatne „pip”, po którym następowało kolejne, nieco głośniejsze, ale nie dokuczliwe. Oksana wyłączyła budzik i poszła do kuchni. Nastawiła ekspres i włożyła do tostera dwie grzanki. Postanowiła zacząć jeść śniadania. Włączyła radio.
Popijając kawę przygotowała ubranie. Mama zawsze mówiła, by robić to wieczorem, ale Oksana miała swój system. Poszła do łazienki na poranne posiedzenie i poranny prysznic. Jej dziadek też uwielbiał – jak większość mężczyzn i zdecydowanie niewielki odsetek kobiet – posiedzenia w toalecie. Miał przy tym zwyczaj palenia papierosów i czytania gazety lub książki.
Oksana lubiła się malować, choć byłą zdecydowanym wrogiem pudrów, tuszy do rzęs i cieni do powiek. Bała się zmarszczek. Znała dziewczyny, które bez makijażu nie wychodziły nawet do sklepu – kobieta wszędzie musi wyglądać pięknie. Oksana nie musiała. Idąc do pracy też nie zawsze się malowała, choć jak każda kobieta lubiła wyglądać możliwie najładniej. Od czasu do czasu chodziła na solarium, by nadać skórze odpowiedni odcień brązu. Ale i tu nie lubiła przesady – mierził ją widok spalonych, suchych i pomarszczonych ciał kobiet, które spędzały na łóżkach sporą część życia.
Od dawna ubierała się na niebiesko, ostatnio – nie wiedzieć czemu – polubiła róż. Kolor, który jako dziecko uważała za najbrzydszy i najbardziej bezsensowny spośród kolorów. Wszystko chciała mieć różowe. Nie, nie uległa modzie, nigdy jej nie ulegała. A może to już czas na dziecko?
Nie, jeszcze nie teraz. Jeszcze nie osiągnęła...jeszcze nie wszystko osiągnęła, co osiągnąć przed macierzyństwem powinna. No i nie było kandydata na ojca. Chyba probówka nie była dla niej tak kusząca, jak dla Karoliny. Ale jak tak dalej pójdzie, to wkrótce i tę możliwość będzie rozważać.
Donato się ożenił.
Donato zapłodnił inną.
Poczuła ból gdzieś pod żebrami. Napiła się wody, by rozluźnić ucisk w gardle.
Dzwonił do niej kilka dni temu.
Dawno powinna zerwać tę znajomość - nie potrafiła. Próbowała, ale nie wyszło. Ona była mu potrzebna. Brakowało mu kontaktu z nią. Brakowało, ale nie tak, jak by chciała, by brakowało. A może? Miał żonę i dziecko, a ona wciąż miała nadzieję, że coś ich kiedyś połączy. Idiotka. W jej oczach nikt nie był w stanie mu dorównać, więc była przekonana, że drugiego takiego nie spotka.
Radio Zet komentowało wydarzenia w Łodzi – strzelano amunicją ostrą z powodu nieprawidłowości w wydawaniu broni. Zginęła dwudziestotrzyletnia Monika i dziewiętnastoletni Damian.
Kiedyś miała ochotę ukarać Donatello śmiercią. I mogła to zrobić.
Fundusz Rozwoju Budownictwa w Katowicach doprowadził do ostateczności jednego ze swoich klientów – wszedł on do budynku, postrzelił w brzuch dwóch pracowników i zabarykadował się w jednym z pomieszczeń. Firma działała w tak zwanym systemie argentyńskim.
Nie było żadnych pozytywnych wiadomości.
No, może poza spotkaniem Prodi – Putin. Ale Oksana nie miała ochoty skupiać się na wstąpieniu Rosji do WTO i liberalizacji rynku gazowego – zdominowanego, jak podano w radiu, na razie przez Gazprom.
Wstawiła kubek i talerzyk do zmywarki. Rozejrzała się po mieszkaniu, czy niczego nie zapomniała i wyszła do pracy.

Była sobota, ale Oksana musiała pojechać do laboratorium. Nauczyła się nie myśleć w kategoriach weekendowych i poza weekendowych. Chciała mieć spokojną niedzielę, bo umówiła się na konie, obiad i zapewne coś po obiedzie. Był to ktoś nowy, starzy kochankowie przestali ją interesować. Oksana nie liczyła na nic. Była wręcz przekonana, że Krzysztof jej nie zainteresuje – nie na dłuższą metę.
Jedynym mężczyzną, któremu na swój sposób była wierna i za którym również na swój sposób tęskniła był Hans. Hansa poznała podczas swojego pobytu w Niemczech. Był Niemcem i szczególnym człowiekiem. Na dodatek dużo starszym od niej. Niemal nikt nie wiedział o ich znajomości, bo oboje zdawali sobie sprawę z tego, że nie będą razem, a plotki i komentarze były im niepotrzebne. Hans był świetnym kochankiem. Nie chodziło o czułość, o wyznania, nic z tych rzeczy. Hans nie był wylewny, a Oksanie to bardzo odpowiadało. Nie męczył jej telefonami, był przewidywalny. O wszystko potrafił zadbać. Kupował jej perfumy, bo jak twierdził „inaczej wyrzuciłaby go za drzwi”. Kupował jej lilie, bo oboje je lubili. Ona jeździła jego samochodem, on dbał, by zawsze był odkurzony i umyty. Ona mu gotowała i sprzątała mieszkanie. On o nic nie pytał. Ich znajomość nazywał układem. Używał przy tym określenia einmalig – jedyny w swoim rodzaju. Powiedział, że nigdy się jej nie oświadczy, ani nie użyje słów, których nie powinien, bo wie, że ją straci. Tak, gdyby dał jej do zrozumienia, że jest w niej zakochany – uciekłaby. Uciekłaby, bo nie chciała go ranić, a wiedziała, że go nie kocha. Dzięki temu był bezpieczny. Mógł ją brać, kiedy chciał, a ona wiedziała, że nie będzie cierpiał, gdy się rozstaną. I pewno dlatego „układ” przetrwał. Mimo odległości odwiedzał ją i dzwonił regularnie. Seks z nią cieszył go bardzo i był jej wierny, ona uwielbiała go słuchać, bo wiele miał do powiedzenia i wiedział, co mówi.
Oksana otworzyła drzwi do swojego gabinetu. Uruchomiła komputer i poszła po kawę. Przejrzała dokumenty – te same, które czytała wieczorem. Nie mogła niczego pominąć.
Z komputera napływały nowe dane.
Bała się tych danych. Bała się, że jej praca dobiegnie końca. Że straci cel w życiu. A jednocześnie niczego nie pragnęła bardziej. Niemal niczego.
Depresję leczono na wiele sposobów. Elektrowstrząsy – stosowane z powodzeniem do dziś. Inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny. Lit. To właśnie lit podsunął jej myśl o prostych związkach. Natura i prostota. Na to stawiała w medycynie. W życiu osobistym wyznawała zasadę: proste formy – proste przyjemności, więc komplikowała je sobie maksymalnie.
Zaczęła pisać swój comiesięczny raport. Miała na to jeszcze kilka dni, ale wiedziała, że przez najbliższy tydzień nic zaskakującego się nie wydarzy. Wyniki będą dopiero w piątek, tak na dobrą sprawę przydałby się jej urlop.
Po godzinie przekopiowała bazy danych i zgrała całość na płytę. Zadzwoniła po kuriera.
Zrobiła się głodna i postanowiła odwiedzić rodziców.
Wiedziała, że już nigdy z nimi nie zamieszka. Dobrze było być gościem w rodzinnym domu.

Matka przechodziła ostre stadium menopauzy. Kilka tygodni temu pokłóciła się z ojcem o pilota i zdzieliła go otwartą dłonią w łysinę. Cios nie był wprawdzie zabójczy, ale wystarczająco mocny, by ojciec stracił ochotę na obiad. Ich role się odwróciły. O ile wcześniej to ojciec prowokował sprzeczki, teraz matka była chodzącą bombą, a ojciec stał się skory do żartów, co być może jeszcze dodatkowo drażniło matkę.
Oksana zachowała klucze od domu, więc otworzyła sama bramę wjazdową. Ogródek przydomowy był niewielki – w zasadzie była to trawa i drzewa, bo uprawa warzyw nie była mocną stroną mamy. Rodzice siedzieli przed domem i popijali wczesnopopołudniowe piwko. Oksana wiedziała, że sobotnie sprzątanie i zakupy mają już za sobą. Domyśliła się, że na kuchence elektrycznej gotuje się rosół (być może mama zrobi pomidorową), na drugie spodziewała się pieczeni. Do obiadu pozostała dobra godzina, może nawet więcej. Szybko oceniła nastroje rodziców, by w razie czego zrejterować. Ojciec krzyczał z daleka:
- Co, dziecko się stęskniło za tatą?!
- Nie, po prostu zrobiło się głodne i przyszło pozaglądać wam w garnki. Cześć.
Oksana opadła na jedno z wolnych krzeseł. Pies na powitanie wybiegł z domu.
- Co nowego? – zapytała matka swym zwykłym tonem. Na ustach miała krzywy uśmiech i Oksana zastanawiała się, czy matka uśmiecha się, bo tak wypada, czy marszczy usta, bo razi ją słońce.
- Jak będzie coś nowego, to przyjadę z szampanem – ucięła- nie, tato?
- Nooo..... – tato był zachwycony – dziecko, chcesz piwa?
- Jasne. Sama sobie przyniosę i przy okazji zerknę do zupy.
- Sprawdź, jak tam pieczeń. Będzie chyba jeszcze twardawa, ale myślę, że można już wstawić ziemniaki. – Matka była w swym zwykłym nastroju.
Oksana weszła do kuchni. Unoszące się w powietrzu aromaty sprawiły, że zaburczało jej w brzuchu. Matka gotowała dobrze, ale babcia gotowała lepiej. Oksana też potrafiła robić dobre rzeczy, ale dla jednej osoby się nie gotuje, więc gotowała rzadko. Otworzyła lodówkę – tak, rodzice już byli na zakupach. Spodziewali się gości. Wyciągnęła piwo i wstawiła ziemniaki.
- Solone?! – krzyknęła przez ramię.
- Nie! –odkrzyknęła matka.
Oksana posoliła i przykryła garnek pokrywką. Otworzyła piwo i wlała pół butelki do kufelka. Resztę zamierzała wypić do obiadu. Stół nie był nakryty, więc Oksana zapytała, czy będą jeść na dworze. Matka potwierdziła i poszła po talerze.
- Ola z Bartkiem pojechali w góry i zostawili nas samych. – zagaił ojciec.
- I chyba bardzo z tego powodu nie cierpicie. Kto dziś przychodzi?
- Somsiady. – zatarł ręce z zadowolenia.
- Tak myślałam, bo wódeczka już się chłodzi. A jak sprawuje się nowe auto?
- Chcesz się przejechać? – Ojciec poderwał się z krzesła - Chodź.
- Henryk, nie teraz, obiad na stole. Czy ty zawsze musisz ... – Matka opuściła ręce - Ja z wami nie wytrzymam.
Oksana zobaczyła, że matka jest bliska wybuchu. Złapała ojca za rękaw.
- Tato, wiesz, pojedziemy po obiadku, bo teraz to rzeczywiście za mało czasu. Zrobimy sobie przejażdżkę.
Usiedli przy stole. Oksana była zadowolona z takiego obrotu sprawy. Uniknie kłopotliwych pytań matki, a raczej przepytywania, bo tak od dłuższego czasu wyglądały wszystkie rozmowy między nimi. Z ojcem było inaczej. Kiedyś nie rozmawiali ze sobą wcale, teraz nie szło im to szczególnie dobrze, ale przynajmniej nie męczyli się nawzajem. Ojciec podniósł kufel.
- To co, za nowe autko? – zapytał.
- Za nowe autko. – potwierdziła Oksana.
- Wiesz, jak tnie? Bźźź, bźźźź... – tak wymijam wszystkich. – Ojciec kręcił w powietrzu kierownicą.
Oksana się uśmiechnęła.
- Może się pościgamy, co?
- Dziecko! Nie masz szans. – ojciec przeciągnął słowo „szans”.
- Ja z tobą, czy moje auto z twoim, co?
Roześmiali się oboje. Matka przyniosła zupę. Rosół pachniał cudnie. Wszyscy byli głodni, wiec zjedli szybko i w milczeniu.
Po drugim daniu pokrzątali się trochę, Oksana pomogła matce poznosić ze stołu talerze, a ojciec wyprowadził auto z garażu. Henryk nie lubił jeździć na miejscu pasażera, tradycyjnie jak większość mężczyzn. Z Oksaną nie bał się jeździć, „córka taty” – mawiał. Oksana nie przypominała sobie, by mówił „moja krew”. Inni mu tak mówili, a on jedynie nie zaprzeczał. Ale Oksana prowadziła po męsku. Wprawnie, szybko, bez wahania.
Ojciec kupił Seata. Nie była to ulubiona marka Oksany – ona generalnie wolała japończyki, choć jeździła niemieckim autem. Ale ojciec cieszył się jak dziecko i wciąż pokazywał coś nowego.
- Widzisz, tu – wcisnął rękę między kierownicę – pokazuje temperaturę na zewnątrz. Tu masz średnie zużycie paliwa. Czekaj, włączymy klimę.
- Dobra, wjadę na autostradę. Pojedziemy do pierwszego zjazdu z normalną prędkością, a jak nie będzie glin, to w powrotnej drodze przycisnę trochę, ok.?
- Sama zobaczysz, że moje autko lepsze od twojego. Fajnie się jedzie, nie? Widzisz, jak płynnie się prowadzi?
Ojciec zaczął mówić o wtrysku paliwa, o koniach mechanicznych, o dynamice jazdy, słowem – zachwalał auto na wszystkie możliwe sposoby. Z wad czynił zalety, ale Oksanie było wszystko jedno. Ojciec wolał Seata, ona wolała swoje BMW. Po chwili zaczął wyliczać, komu „łoi dupę” na jedynce, komu na dwójce, a komu na wyższych biegach. Oksana wiedziała, że ściga się, z kim tylko może na światłach. Nie pochwalała tego, bo uważała, że to gówniarzeria. Poza tym, ojciec miał już swoje lata, kłopoty ze wzrokiem i sercem. Refleks też miał nie taki jak dawniej, a wciąż miał się za pana szos. Ale był od dawna dorosłym człowiekiem i Oksana nie zamierzała prawić mu morałów. Był też mężczyzną, a Oksana od dawna wiedziała, że mężczyźni często bywają jak dzieci, szczególnie jeśli o samochody i rywalizację chodzi. Wciąż musieli się sprawdzać, coś udowadniać, sobie przede wszystkim. Wciąż pragnęli uznania i poklasku, jakby jeden raz im nie wystarczał. Gdyby tak samo chętnie chcieli udowadniać, że wciąż świetnie wbijają gwoździe, sprzątają piwnicę, czy potrafią zrobić śniadanie. Te umiejętności jakoś szybko u nich zanikały. Ojciec, bo wciąż tak o nim myślała i tak go nazywała, nie był biegły w domowych pracach. Z reguły wysługiwał się, kim tylko mógł. Jedyną jego pasją były samochody. Jak każdy prawdziwy Polak lubił też politykę i bardzo się nią gorączkował. Na widok dwóch polityków dostawał pianozy: jednego zawsze określał mianem „Ten skurwysyn...”, o drugiej mawiał „Ta kurwa...”. Oksana nauczyła się ignorować jego wybuchy podczas oglądania wieczornych Faktów. Najczęściej obracała je w żart, dyskusja z zacietrzewionym ojcem nie miała sensu.
Dojechali do pierwszego zjazdu i Oksana zawróciła. Policji nigdzie nie było, więc od razu zjechała na lewy pas i docisnęła maksymalnie pedał gazu. Pamiętała, ze gdy była dzieckiem samochody „docierano”. Ojciec zawsze mówił, ze nie można jechać szybciej, bo „auto jest na dotarciu”. Teraz auta docierano przed sprzedażą, więc nie było problemu, choć producenci radzili nie rozwijać maksymalnej prędkości przed pierwszym tysiącem przejechanych kilometrów.
- I coo? – ojciec klasnął w dłonie – Jak się jedzie? Superowo, nie?
- Całkiem nieźle. Myślę, że Andrzeje ci zazdroszczą. Dałeś wujowi się przejechać?
- Nie, co ty, jeszcze by mi gdzieś przygrzał. On już stary i ślepy. Ale dałem mu posiedzieć.
Henryk i Andrzej wciąż rywalizowali ze sobą i kłócili się na okrągło. Skutkiem tego matka i ciocia nie mogły się w pełni przyjaźnić, choć się lubiły.
Oksana miała sto sześćdziesiąt na liczniku. Czuła jeszcze sporo luzu pod stopą, ale taka prędkość jej wystarczała. Na autostradzie auto spisywało się dobrze, przed przyjazdem do domu rodziców chciała jeszcze wypróbować bardziej dynamiczną jazdę na podmiejskich ulicach.
Szybka jazda dobrze jej zrobiła. Wjechała do garażu. Kawy nie chciała, wymigała się „papierkową robotą”. Czuła, że wizyty w domu są jak odrabianie pańszczyzny - przykry obowiązek. I tak w rzeczywistości było. Ojciec był w porządku – nie zadawał pytań. Matka szybko schodziła na tematy osobiste – zawsze z pretensją w głosie. Oksana nie miałaby nic przeciwko rozmowie, gdyby nie ton matki. Albo był oskarżycielski, albo niepotrzebnie współczujący. Matka nie wiedziała, co to „wsparcie”. Oksanie potrzebny był rodzic-kumpel. Nie należała do osób, nad którymi trzeba było się rozczulać, do których trzeba było mówić pieszczotliwie lub niańczyć. Należała do tych dzieci, z którymi trzeba się bawić, wygłupiać, działać. Zachęcać do nowych rzeczy - okazywać przez pokazywanie. Z Oksaną trzeba było być aktywnym, rodzice byli bierni. Czasem matka starała się w czymś uczestniczyć, ale dla Oksany było to tak sztuczne, że wolała by matka w nic się nie angażowała.
Z biegiem lat w Oksanie nagromadziło się dużo żalu. Wiedziała, że i ona popełniła błędy, bo był czas, że można się było postarać o budowę innych relacji. Ale Oksana uznała, ze jest za późno. Miała wtedy jakieś siedemnaście lat. Doszła do wniosku, że nie będzie naprawiać czegoś i budować czegoś, czego naprawa i budowa należała do rodziców. Ich obowiązkiem było kształtowanie relacji z dzieckiem. To oni zawalili sprawę. A potem zawaliła Oksana. Mogła im pomóc, mogła pomóc i wskazać, czego od nich oczekuje. Mogła powiedzieć, że jako rodzice są do dupy. A ona zamknęła się w sobie. I tym sposobem biedni i niczego nie świadomi starzy zostali całkiem odsunięci i bardziej zawadzali niż pomagali. Stali się zbędni. Na pewno ich to bolało. Nieświadomi popełnionych błędów, winą obarczali dzieci. Wydawało im się, że jeśli jest dom, jest co jeść i w co się ubrać, dzieci nie są bite, to już jest rodzina, miłość, ciepło i wszystko, co trzeba. Wydawało im się, że jak co którąś niedzielę pojedzie się z zaprzyjaźnioną rodziną na obiad, to wystarczy. American Beauty. Polish Beauty.
Oksana zaparkowała przed domem. Firma kupiła jej auto. Firma opłacała mieszkanie. Oksana wiedziała, że nie koniecznie zawsze tak będzie. Od kilku lat odkładała pieniądze. Skromna sumka była w rękach zaprzyjaźnionego banku. I tam miała pozostać. Wykupiła prywatne ubezpieczenie. Resztą pieniędzy spekulowała. A w zasadzie zajmował się tym Hans. Ufała mu w stu procentach. Nie były to takie sumy, jakimi operował on, ale Oksana widziała, jak rosną niemal w postępie geometrycznym. Hans prowadził wszystkie jej rachunki. Hans dbał o jej interesy. Hans ją zabezpieczył. Niedługo miał przyjechać i Oksana bardzo się cieszyła. Przyrządzi mu kiełbasę po litewsku.
Otworzyła drzwi mieszkania. Rozebrała się i dała kotu porcję surowego mięsa. Koci przysmak. Przejrzała program telewizyjny – jedynka zapowiadała Indianę Jonesa. Postanowiła, że przed filmem pojedzie na basen i trochę popływa. Kiedyś na basenie złapała jakiegoś parcha, była tym ciężko przerażona. Pojechała zaraz do swojej pani ginekolog, która jej spokojnie wyjaśniła, że takie rzeczy nie są groźne. Oksana bardzo dbała o swoje zdrowie. Jadła dużo owoców, uprawiała sporty i regularnie odwiedzała panią ginekolog. Innych lekarzy unikała.
Wyjęła z szafy sportową torbę Volki – prezent od Hansa – wrzuciła do niej ręcznik, strój kąpielowy, okulary do pływania, klapki i kosmetyczkę. Sprzątnęła kocią kuwetę i wyszła.

Cdn

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...