Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Fragment mojej książki


Rekomendowane odpowiedzi

Hej umieszczam część I rozdziału swojej książki. 

Czy wzbudza on wasze zainteresowanie? 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ulica Legionów w Łodzi, to jeden z wielu miejskich rarytasów, dzięki którym przylgnął do tego miasta status „miasta meneli”. Brukowana kocimi łbami, wąska jednopasmówka, środkiem której biegną pokrzywione tory tramwajowe, a po obydwu stronach,  w ciasnych rzędach,  stoją dziewiętnastowieczne kamienice – szare i odrapane, upstrzone niewyszukanymi inwektywami  i wulgarnymi piłkarskimi sloganami w stylu  „Nowak faja” czy „Żydzew to kurwy”. Gdzieniegdzie rzucają się w oczy częściowo wyremontowane fasady obskurnych domów, których dolne kondygnacje zagospodarowano pod solaria, apteki i salony kosmetyczne. Ten kontrast pogłębia jedynie ponure wrażenie, jakie wywiera ulica, której nazwą zwykło się określać całą okolicę wraz z sąsiednimi zakamarkami. Kolorytu scenerii dopełniają jej mieszkańcy: bramni poeci, Kochankowie z Legionów[1] – kobiety w starych pomiętych kieckach i mężczyźni ciągle w tych samych postrzępionych, przydużych jeansach i dziurawych butach. Ich wyłącznym życiowym powołaniem wydaje się być rola stójkowych, polegająca na sterczeniu od świtu do zmierzchu w bramach i obserwowanie ulicznego ruchu przekrwionymi ślepiami, ziejącymi z oszczędnie uzębionych, czerwonych, spuchniętych gęb. W przeważającej mierze to życiowi wykolejeńcy: długotrwale bezrobotni alkoholicy, emerytowani złodzieje, ćpuny, tanie kurewki i inni, niezaklasyfikowani do żadnej z grup buntownicy,  tworzący wzorcowy margines społeczny postindustrialnego miasta, które lata swej roboczej świetności dawno ma już za sobą, a orzeźwiająca bryza kapitalizmu nie wszystkim powiała tą samą świeżością, chociaż niektórym wiała prosto w oczy.

W takiej okolicy postanowił zamieszkać Julian Ozimski, jak tylko zadecydował, że wyprowadza się od matki i babki. Wcale nie dlatego, że wkrótce miał skończyć trzydzieści lat, w związku z czym odczuł palącą potrzebę usamodzielnienia się – „pójścia na swoje”, jak zwykli mawiać ludzie starszej generacji. Od takich wniosków był daleki. Nigdy nie poddawał się żadnym społecznym naciskom: że coś trzeba, że już czas, bo tak. Zawsze traktował je z dystansem, wręcz nimi pogardzał, uważając je za egzystencjalny kicz, utartą formę, słowem: schemat, któremu ludzie jego pokroju nigdy nie powinni ulegać.  Do tej decyzji popchnęły go chroniczny alkoholizm matki, ciągłe awantury, interwencje policji, rozpacz bezradnej babci i permanentny lęk, towarzyszące  mu od dzieciństwa. I coś jeszcze. Coś, co bulgotało w nim od kilku lat, nie mogąc się ostatecznie wykipieć. Tym czymś było nieokiełznane pragnienie życia, jakie Julian określał mianem „wszystkoczucia”, rozumiejąc pod tym pojęciem wszelakie możliwe doświadczenia, absolutnie wykraczające poza jakiekolwiek granice ludzkich wyobrażeń o normalności. Przeprowadzka z peryferyjnego osiedla z wielkiej płyty do obskurnego łódzkiego śródmieścia z jednej strony była ucieczką od przygniatającej teraźniejszości, a z drugiej niczym innym jak realizacją marzeń o podniecającej podróży do nieznanych czeluści ludzkiej egzystencji. Podróży w oparach wódki, kobiet, przygodnego seksu, literatury, muzyki, sztuki i tego, co Julian nazywał „poezją życia”, akcentując tym samym swój pejoratywny stosunek do jego epickiego wariantu – codzienności szarej masy ludzkiej, którą szczerze i konsekwentnie nienawidził za umyślne trwanie w błędnym przekonaniu o sensie i celowości istnienia.

Julian mawiał, że jeden raz to żaden raz, że jeden raz się nie liczy. I w tym krótkim twierdzeniu zamknął sens tego, w co wierzył i co stało się fundamentem jego istnienia. Życie, w którym nie ma żadnej powtarzalności, w którym nie zachodzi jakikolwiek cykliczny związek skutków i przyczyn, nie rodzi również konsekwencji, bo te –  nie będąc powtarzalnymi – zdarzają się jedynie raz, a jeden raz to żaden raz, jeden raz przecież się nie liczy. Czy przy takim rozumowaniu Julian mógł mieć wątpliwości, że ludzka egzystencja zmierza w kierunku innym, aniżeli donikąd? Gdy go poznałem nie miał ich wcale, ale zamiast niego ja je miałem. Julian dużo czytał. Literatura była, w pewnym sensie, jego modus vivendi, chociaż on sam mawiał, że czytanie książek to jedynie strata czasu i nie warto poświęcać temu zbyt wiele czasu, bo wszystko to, co w nich opisane należy przeżyć samemu, a czytanie traktował jako zamiennik prawdziwego życia – określał to mianem „ersatz”, co oznacza ułudę. Czytał, bo sam chciał pisać. Natomiast to, o czym wyczytał i co miało posłużyć jako materiał budowlany pod jego twórczość wdrażał w swoim codziennym bytowaniu z zupełną niefrasobliwością, jak gdyby jutra miało nie być. W życiu Juliana nie było jutra. Było za to nigdy niekończące się dzisiaj.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[1] Nawiązanie do piosenki Agnieszki Osieckiej, Kochankowie z ulicy Kamiennej  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @annzau Wiesz to ideologiczna jest sprawa z tymi komentarzami. Ale jaka? Jaka w istocie? Otóż żeby jak najwięcej nagadać, namieszać, natarabanić, nakomplikować, nabajdurzyć... Ale po co? Po co tak naprawdę? Otóż w głównej mierze, żeby tym gdzieś wyżej napsuć trochę szyków :)) No troszkę jakby nie ułatwić... Mycie, feminizm, te sprawy, rozumiem, ale i w tym nie można przesadzać, bo jak zaczną, a zaczęli już dawno notabene, robi się skutek absolutnie odwrotny, choć przez niektórych zupełnie spodziewany, co dodaję tak z dziennikarskiego obowiązku :))
    • @Leszczym nie jestem osobą, która zna się na aspektach formalnych pisania wierszy, często pisze je pod wpływem nastroju, pomysłu czy też komentarzy na portalu, kiedyś bardziej zależało mi na poszukiwaniu głębi, która w rzeczywistości byla pusta, obecnie wiem o czym jest ten mój potok słów. Każda interpretacja  uczestników portalu/piszących jest inna, czasem jestem zaskoczona jak z pospolitego tekstu można wskrzesić coś więcej. Bynajmniej żaden z tekstów, który sklecilam nie ma związku z pojęciem feminizmu, bądź myślami, które zmierzałyby do destrukcji. Teraz zgubiłam się w wątku tej odpowiedzi,  w każdym razie dziękuj zaangażowanie w komentowanie, pozdrawiam;)
    • Rozbieram się warstwami  Zwykle dzień dobry  Parę słów między nami  Lekkie spojrzenie radosne  Ogrzeje jak słońce na wiosnę  Kurtka już nie potrzebna  Została koszula zwiewna  Gdy na mnie patrzysz,  Ukradkiem  Zrywam z siebie  Koszulę w kratkę ...
    • @annzau Nie wiem, ale z tego co widzę, ta koncepcja swego czasu modna nawet, wręcz prowadzi do odwrotnych skutków, czego notabene oni, a znałem ich przedstawicieli nawet, mieli nawet pełną świadomość i tłumaczyli mi to nawet. Pełna zgoda z tezą wiersza... 
    • @Alicja_Wysocka W zależności jak rozumiesz pojęcie dziwny, w szczególności z jakiej perspektywy patrzysz. Patrząc z perspektywy życia codziennego, może i nie ma w tym nic złego. Zawodowego już jest - przynajmniej z mojego subiektywneog punktu widzenia. A kierując się aspektem seksualnym w zależności od osoby, też może być to złe. @Nata_Kruk lepiej bym tego nie ujęła 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...