Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

*** (Trzy życzenia)


Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Druga tercyna mówi o spadającej gwiaździe, która umiera, ale spełnia życzenia, nawet trzy, wyproszone przez kogoś,  powinna być, ponieważ to jest sonet. Zaczęłam się uczyć pisać sonety, tak żeby urozmaicić i się nie nudzić. Zanim dojdę do wprawy, to trochę potrwa. Ten powyższy zanim, tu wstawiłam obejrzał specjalista, stwierdził, że jest Ok. A nawet bardzo, dlatego się odważyłam wkleić. Bardzo Ci dziękuję za dokładne przyjrzenie się powyższemu wierszowi za uwagi również. Zawsze dają do myślenia. 

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Mario, "...trzy życzenia" zapisane w formie sonetu. Nie odważyłabym się, nawet nie próbuję,

bo to niełatwy 'kawałek' do pisania.  Temat sam w sobie uroczy, bo mowa o mających się spełnić..

wyproszonych.. życzeniach.  Niech się spełnią, skoro prośba tak wdzięcznie podana.

Pozdrawiam.

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Droga Nato, jednak dałaś serce, czyli rozumiem, że spodobał Ci się wiersz?

Dlaczego nie, do odważnych świat należy, ponadto pozstanowiłam się rowijać , nie stać  w miejscu, jak wyjdzie, to wyjdzie, nikt mi głowy nie urwie, ale zawsze warto próbować. Bardzo dziękuję:) Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

No, prosiłaś mnie, soneciarza, żebym zerknął.

Zerkam więc i oto co widzę:

 

  • W sonetach bardzo fajnie jest trzymać się zawsze ustalonej ilości zgłosek. Tutaj łamiesz tę zasadę. Wszędzie starasz się trzymać dwunastozgłoskowca ale tu już ilość się łamie: "pajęczyny utkawszy złocisto-miedziane", bo mamy 13 zgłosek;
  • Ostatnie sześć wersów musi trzymać się rymowania w stylu ABA BAB. Tutaj gdzieś to ginie bo masz ABA CAD, więc w ostatnich trzech wersach masz w zasadzie dwa zmylone rymy.

A tak, fajnie. 

 

Generalnie, pisząc sonety, staram się przestrzegać reguły, by lewa strona średniówki potrafiła samodzielnie opowiedzieć o czym jest wiersz. To może być trudne dla wierszy z małą ilością zgłosek ale dla dwunastozgłoskowca już spokojnie da się zrobić. Choć rzecz jasna nie jest to reguła, broń Boże. :)

Edytowane przez Wędrowiec.1984 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie i szczerze mówiąc nigdy o czymś takim nie słyszałem. :)

 

Co do sonetów: postaram się jutro wrzucić sonet, który dziś popełniłem, gdzie możesz sobie zrobić taki eksperyment:

Zakryj dłonią wszystko co masz po prawej stronie przecinka. Zobaczysz, że historia w dalszym ciągu trzyma się kupy :-)

 

Nie wiem czy jest to jakiś romantyczny kanon, aczkolwiek zauważyłem, że tak zrobiona średniówka naprawdę ma swój urok ;) Można czytać wiersz wzdłuż i wszerz. 

 

Edytowane przez Wędrowiec.1984 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • spotkało się zimno i deszcz   a ja ja rowerem do pracy trochę daleko czterdzieści kilometrów ufam że…   spojrzenie w górę rozmowa z... nie lubię znajomości czasami jednak...   cuda  się zdarzają  wystarczy wierzyć ruszam samochód zostaje w garażu   11.2024 andrew Czy zmoknę…
    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...