Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
Jesteś jak drzewo,
Co nad przepaścią stoi,
Lękasz się następnego dnia.
Wichrów i burz się boisz.
Z każdym dniem nadziei mniej masz.
 
Na skraju drogi stoisz,
Jeszcze marzysz i śnisz.
Czasem tracisz nadzieję,
Wiesz, że to ostatnie dni.
 
Chwytasz się każdej chwili,
Śmiało spoglądasz w górę.
Zielone myśli masz jeszcze,
I przyszłość taką ponurą.
 
Nie patrząc przed siebie,
Myślisz o tym, co minęło,
Na co czasu zabrakło i sił

I na życie,

Bo mogło  by jeszcze…

Opublikowano

Wartościowy i pełen ważnych, życiowych odniesień tekst :-) Pierwsza zwrotka działa na wyobraźnie i uderza w punkt. Z drugiej bije realizm, a ostatnie dwie świetnie zachęcają do dalszych przemyśleń. Utwór ma bardzo fajną, otwartą i szczerą kompozycję. Nie sposób się zgubić. Głównym wątek przebiega całość i przez to zdobył moją sympatię. Bardzo ciekawa treść i przejrzysta forma :-)

Pozdrawiam !

Opublikowano

Ja widziałbym ten zapis nieco inaczej - jest:

 

Zielone myśli masz jeszcze,
I przyszłość taką ponurą.
 
wolałbym nieco inny:

Zielone myśli masz jeszcze,

lecz przyszłość taką ponurą.

...

lub: a przyszłość taką ponurą

 

... to w odniesieniu do tych zielonych jeszcze myśli

 
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Obie formy są do przyjęcia lecz chyba zostanę przy tej co jest. Można się cieszyć, mieć nadzieję,  brać to co oferuje nam życie i wiedzieć że drugiej okazji może już nie być. Pozdrawiam

 

Opublikowano

Bardzo sumienny jest ten wiersz. Głównym środkiem oddziaływania poetyckiego jest tu kontrast. Pomimo skrajnych stanów drzewo - przepaść, wichry, burza - nadzieja, zielone myśli - przyszłość ponura, ostatnie dni - znów nadzieja, autorka wchodzi w głębszą bardziej intelektualną więź z czytelnikiem, który zaczyna odczuwać ten stan przemijania, i zdawać sprawę, że nic i nikt nie jest wieczny. Klimat tęsknoty za tym co było, ale i za tym co nie było dane nam przeżyć ...bo zabrakło na to sił i czasu, potęguje ludzką bezradność.

 

Ciekawy i z motywem; pozdrawiam Ciebie cieplutko.

Opublikowano

Witaj bajago, ładny ten wiersz, ale smutny, bo wiadomo, czeka jedna tylko opcja - na każdego z nas. Bardzo fajnie opisał w komentarzu poprzednik.

 

Jedyne co, to jakoś gryzie mnie zakończenie z 2 ost. wersów. widzę, że było w nim dłubane i właśnie jakoś mi to dziwnie wybrzmiewa. Choć z drugiej strony takie wybicie z rytmu, urwanie, może być celowo taką metaforą, zabiegiem... Pozdrawiam

Opublikowano

Bajago, to porusza:

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

Tu wielka trud adresata/adresatki. Chwil nie można uchwycić, chyba, że na zdjęciach, ale zdjęcia, to tylko sztuczne utrwalenie na kliszach.

 

 Widzę desperację. walkę o przetrwanie.

 

Smutny wiersz, bajago, oj smutny.     Justyna :-(    

 

 

Opublikowano

w zasadzie wszyscy jesteśmy owocami wielkiego drzewa jakim jest życie zapisane w naszym genotypie , chyba coś w  tym rodzaju , więc z  tego punktu widzenia życiu nie zależy az tak bardzo na poszczególnych owocnikach , ma ich aż nadto, rodzimy się dojrzewamy rozsiewamy nasiona i jazda z  tego świata cała reszta to wielka nadbudowa ,  z punktu widzenia życia niewiele warta , ale z naszego bardzo wazna i w  zasadzie czemu to poszło w tym kierunku skoro do rozsiewania nasion wcale nie było potrzebne , wielka zagadaka , do takich oto rozwazań skłonił mnie Twój wiersz

pozdrawiam Kredens

Opublikowano

Każdego z nas czeka ta przepaść,

przesłanie tego wiersza jak i innych Twoich, które czytałam jest bardzo życiowe, mądre, świadczy o zrównoważonym podejściu Autorki do ważnych kwestii życiowych, 

podoba mi się Twój punkt widzenia, mam podobny

odnośnie warsztatu: lubię jak wiersz rymowany dzielony na zwrotki czterowersowe jest również rytmiczny, 

Rytmu w niektórych miejscach bardzo mi brakuje, ale to tylko moje zdanie.

pozdrawiam serdecznie:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tomaszu dziękuję. Pozdrawiam

 

Lubie dziękuję za wizytę.  Masz rację celowo urwała tak jak życie nie zawsze pozwala dokończyć myśl.  Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ale można je przeżyć. Nie zmarnować.

Czasem słyszę - czekałem aż minie dzień a on trwał i trwał, zmarnowane czasu nikt nam nie odda. Pozdrawiam Justyno.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • BITWA MRÓWEK   Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne poczucie humoru.  Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale.  Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę.  Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki.  Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska.  Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn.
    • Plotkara Janina, jara kto - lp.   Ma tara w garażu tu żar, a gwara tam.   To hakera nasyła - cały San - areka hot.   Ma serwis, a gra gar gasi, wre sam.   Ima blok, a dom - o - da kolbami.   Kina Zbożowej: Ewo, żab zanik.   Zboże jeż obzikał (kłaki).   (Amor/gęba - babę groma)   A Grażyna Play Alp, anyż arga.   Ile sieci Mice i Seli?   Ot, tupiąca baba bacą iputto.                      
    • Ma mocy mało - wołamy - co mam.    
    • Kota mamy - mam, a tok?  
    • A ja makreli kotu, koguta lisi Sila. -  tu go kuto  kilerka Maja.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...