Dzień zasypia żalem, wieczór jest duszny.
Dotyka mnie metaliczny połysk skarabeuszy
płyną lekko, pomiędzy odcieniami ciszy
przełykam cząsteczki mroku.
Nad miastem kurz koloruje brudem szyby
nie widząc dostrzegam wyraźnie,
w szafirowym świetle latarni tańczą ćmy
powietrze gęstnieje pyłem skrzydeł.
Spoglądam w ciemność światłem
wewnątrz ciebie nie mam już domu.
Nie wiedząc dokąd iść
gaszę noc milczeniem.