Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dedykuję wszystkim Panom,

którzy kochają swoje Panie

i chcą dla nich dobrze,

a nie wiedzą, dlaczego

są odpychani

 

Był raz kogut kolorowy, dumny niczym paw tęczowy,

była kurka złotopiórka, znana trzpiotka na podwórkach,

pokochali się ogromnie, już nie mogli sami żyć;

kogut znosił jej robaczki i ziarenka, i przysmaczki,

kurka szyła nowe piórka dla kogutka – łaszki, fraczki,

prała, pruła i łatała, bo lubiła szyć.

 

Kogut dbał o wspólną grzędę jak o własny cudny grzebień,

remontował i pucował, żerdka była wciąż jak nowa,

cały kurnik im zazdrościł, i obora, stajnia, chlew!

Kur obrastał w piórka dumy, miewał czasem fochy, fumy,

rozkazywać także lubił i po kątach stawiać kumy,

a wybrankę czasem zdusił – wskoczył jej na łeb.

 

Prosi kurka kochanego: „Nie przygniataj łebka mego,

jestem krucha, prawdę powiem: dbaj o moje nikłe zdrowie,

bardzo boli, co wbrew woli; proszę, coś lepszego zrób”.

Kogut słucha jednym uchem, więc kłopoty ma ze słuchem,

co i raz na głowę kurki znów wskakuje jednym ruchem;

lubi rządzić, a nie lubi spełniać cudzych próśb.

 

W końcu kura nie zdzierżyła i koguta z łba zrzuciła,

kogut zleciał grzędę niżej, kura nad nim pióra liże,

pognieciona, podeptana, zrozpaczona leje łzy.

Wściekł się kogut: „Ty niewdzięczna! Ja o ciebie dbam na klęczkach!

Znoszę muszki i okruszki, moja ciężka praca ręczna

to dla ciebie, byś jak w niebie mogła sobie żyć!

 

Skoro tak mnie odepchnęłaś, to już znikam stąd do zera,

od dziś nie masz już kogutka – to odpowiedź moja krótka!”

I porzucił cały kurnik napuszony, dumny kur.

Poszedł swoją własną drogą, przytupując w złości nogą,

żadne prośby, żadne płacze, żadne słowa nie pomogą,

pozostawił ukochaną, skrył się w ciemny bór.

 

Przeminęło kilka latek, kogut już zmęczony światem,

tęskni wciąż za złotopiórką i wspomina swe podwórko.

Wreszcie dumę urażoną złamał i podreptał w tył.

Jak to cudnie, jak to miło: prawie nic się nie zmieniło!

Tylko... kurki na podwórku i w kurniku już nie było...

Bo umarła dawno z żalu, żyć nie miała sił.

 

Kogut smutny, poczerniały, piórka całkiem lśnić przestały,

żadnej kury tak nie kochał, teraz wie to, cicho szlocha,
zbiera maczki i przysmaczki, i zanosi na jej grób.

Morał z tego, że kochanie – to nie prawo do deptania,

nawet kury chcą domowe dla swej głowy szanowania;

jeśliś dobrym opiekunem – słuchaj kurzych próśb.

Opublikowano

Witam -  poddaje się bo niestety czasem tacy jesteśmy - miło było poczytać Oxyvio - fakt miłość to wielkie słowo

którego nie każdy mężczyzna rozumie. 

                                                                                          Miłego życzę

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Waldku, to może nie jest aż tak, że nie każdy mężczyzna rozumie słowo "miłość". My kobiety też mamy swoje wady. Ale ludzkie wady nie znaczą, że ktoś nie umie kochać.

Chciałam tylko pokazać, że mężczyźni bardzo często sądzą, że kochaną kobietą trzeba rządzić i postrzegają to jako opiekę nad nią, wydaje się im, że skoro kochają, to mają prawo władać i nie liczyć się z jej potrzebami, o których ona mówi. To jest częste zjawisko, chociaż oczywiście nie każdy mężczyzna taki jest.

Niestety takie "przygniatanie" kobiety często rozsadza związki, bo powoduje coraz silniejsze konflikty. I to jest bardzo smutne.

Nie mówię przez to, że panowie są gorsi od pań. Każda płeć ma swoje wady i zalety. :)

Ale przede wszystkim i co najważniejsze - trzeba dużo o wszystkim rozmawiać i słuchać się nawzajem, nie ignorować niczyich słów.

 

Miłego dnia. :)

Opublikowano

Oxyvio, przeczytałam wiersz, oczywiście kura ma rację ale jest to ciężki temat.

Myślę, że dobrze tu pasuje Grechuta  z dedykacją dla koguta i kury :)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Pozdr

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To znaczy: ciężko zmienić charakter (swój czy kogoś innego), a nie temat ciężki, czy tak.? :)

Prawda, że zmiana charakteru wymaga dużo pracy nad sobą. Ale jeśli komuś zależy, żeby nie niszczyć miłości, kochanej osoby i własnego życia, to na pewno może się zmienić - może zmienić swoje podejście do bliskich. Wiem, że tak.

A w czym kogut ma rację w wierszu, jeśli wolno spytać?

Opublikowano

@Annie_M Czy chodzi o to, że zrozumiały jest jego ból i odejście, bo został odepchnięty mimo swojej miłości i starań? Tak, to zrozumiałe, ale to nie jest racja. Bo nie za miłość i nie za starania został zrzucony z grzędy, tylko po prostu kura nie wytrzymała jego "tłamszenia", czyli ignorowania jej potrzeb. :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

na pozór wszystko jest poprawne dobrane rymy i rytm jakby pod muzykę ale to rozgadane i przydługie

mogło być bardziej lapidarnie i "z jajem" ale może się czepiam

tak bym to widział - mniej wyliczanek więcej dowcipnych podsumowań

Pozdrawiam

To jest moja wizja i możesz się nie zgadzać, ale jako tekst piosenki ujdzie

Opublikowano

Oczywiście, zawsze można coś poprawić, ulepszyć, ale Joanno: tekst wcale nie rozgadany, ani nie przydługi, wszystko fajnie opisałaś, wyjaśniłaś, ozdobiłaś krztą humoru. Bardzo mi się podoba, nie wyobrażam sobie, żeby to skrócić, wtedy ucieknie cały sens. Przecież to jest utwór satyryczny, przypomina mi bajkę.

Jestem na TAK, tym bardziej, że poruszasz często spotykany problem w małżeństwach, związkach, parach.

:)))))

Opublikowano

Wszak kogucik miał wpojone co do niego należało,

Jak automat kochał żonę, i nic jej nie brakowało.

Odmienności kurka pragnie, monotonii dość już miała,

prosi grzecznie by coś zmienił, nowego by spróbowała.

Kogut myśli - Czemu nie - Ani chybi coś tu zmienię.

Nie przestawał deptać kurki, lecz się zmienił - Został leniem:)))

 

Podoba mi się, fajna bajka na Walentynki:)

Z pozdrowieniem:))

 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jacku, nie umiem tego skrócić. Każde słówko jest tu przemyślane i potrzebne. Nie widzę też wyliczanek... Gdzie one są?

Dziękuję za uwagi, ale nie uważam, żeby to opowiadanko było za długie. Nie dla mnie.

Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję, MaksMaro, za obronę mojej bajki i za jej zrozumienie. :)

No właśnie - mnie się też zdaje, że gdybym coś powycinała, to stałoby się to niezrozumiałe. Napisałam najkrócej jak umiałam, rak, żeby to miało sens i było jasne.

Opublikowano (edytowane)

Noo, niezłe. Mi się podoba w takiej długości jak jest, zgadzam się z MaksMara, szkoda by z tej opowiastki coś kasować. Dużo tu tego Waszego 'zgrzytu', ale jest tak dobrze wpasowany w przytoczone drobiowe role i ogólnie występujące problemy międzyludzkie, że wyszła ciekawa, uniwersalna bajeczka.

 

Jedyne co, to troszkę wybijają mnie 4 i 5 wersy, jakoś stopują, są taką długą, przetrzymującą dopowiadanką. Taki mój subiektywny dyskomfort w płynięciu przez tekst. Ale tak to świetne:)

Edytowane przez Luule (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Dawno temu, osiemset metrów pod ziemią, na pokładzie Idy, gdzie czarne pyły gryzły płuca górników jak wszy - harował koń - Łysek. Na grzbiecie nosił kamienny oddech kopalni, w oczach światło lampki karbidowej, w nogach tysiące ton węgla. Kości dzwoniły jak łańcuchy, kopyta tłukły w skałę - aż iskry gasiły ciemność. Morcinek opisał to w swej noweli. Zabawny gość, co widzi cierpienie w rytmie kopyt. Rządy Władysława Gomułki - ascetycznego sekretarza jak kość obgryziona z chleba - wypchnęły konie z kopalń. Maszyny wdarły się tam, gdzie mięso i kopyta znały drogę. Żelazne szczęki zamiast mięsa, w partyjnych gazetach -  że konie i emeryci przeżerają Polskę jak pasożyty w trzewiach narodu. Łyska wpakowano na ciężarówkę. Z innymi skazanymi na śmierć końmi wywieziono do Francji - krainy ludzi, co jedzą konie jakby chcieli zagryźć ich dusze, popić winem, zagryźć żabą, udawać ucztę bogów. Zwariowani dziwacy, co Marsylianką chwalą ociekającą krwią gilotynę. W rzeźni pachniało krwią, rury ciekły parą jak żyły przecięte brzytwą. Pan Galambosz pił kawę, zalewając się w trupa. Łysek spojrzał mu w oko - i wygrał. Zamiast noża - furmanka. Miska obroku. Pijacka przysięga: kto dowiezie - przeżyje. Śpiewała o tym pani Rodowicz – swym namiętnym głosem zachęcając : „wio koniku…” Lecz Galambosz był to francuska  moczymorda. Po miesiącach kupił dostawczaka Renault i wyrzucił Łyska  z podwórka w pizdu, jak psa zdechłego w gnoju. Koń błąkał się po Polach Elizejskich, z pyskiem otwartym jak rynsztok, aż trafił na plac Pigalle, gdzie, jak przekonywał nas oficer Abwehry Hans Kloss, są najlepsze kasztany. Kloss miał stosunki ze SS-Sturmbannführerem Brunnerem, pokazał je w serialu „Stawka większa niż życie” Konic z Morgensternem. Polska już miała miec stosunek z bestią ze wschodu ale szczęśliwy przypadek nie dopuścił do tragedii. Bo ta czerwona cholera na glinianych nogach przy pomocy Gorbaczowa i Jelcyna rozpadła się jak trup, rozdęty, cuchnący, którego nikt nie chce grzebać. Ale bestia wciąż zabija. Na szczęście - nie u nas. To były dla Polaków czasy piękne i trudne. W euforii doszczętnie zgłupieli. Wybrali agenta bezpieki, Bolka, na prezydenta. Dali się prowadzić jak stado ślepych cieląt w rzeźni historii. Łysek padł na ławkę, kopyta sterczały jak krzyże, brzuch lśnił w słońcu - straszył spacerowiczów kutasem większym niż pomnik Lenina. Stary Kowboj znalazł go tam, złapał za grzywę, pognał na statek dla emigrantów - krwawiących jak cielak w rzeźni. Kowboj został poganiaczem bydła w Ameryce Południowej. Skóra spaliła się w słońcu, serce zżarły muchy prerii. Jerzy Michotek śpiewał o tym: „nad ranem gdy kowboje wypędzali bydło w step....", a echo niosło śmierć po suchej trawie, co drżała jak skóra zdarta z człowieka. Kowboj umarł, kumple ciało przykryli  kamieniami, by Salvatore Allende nie wyrzucił go z helikoptera do oceanu w imię rewolucyjnego bilansu, że ilość żywych i martwych zrzucanych do oceanu musi się mu bilansować. Allende, ten samobójca historii - padł w pałacu jak szczur rozszarpany przez własne, ludzkie psy ochrony. Łyskowi strzelili z Remingtona w łeb. Czy zginął? Michotek bredził o wietrze i trawach - jakby człowiek był trzciną, bezbronną, łamliwą, krwawiącą - jak ta Hanka od Staśka Apasza, zadźgana nożem w bramie, o czym  lamentował Grzesiuk. Legenda mówi -  Łysek przeżył. Nazywał się Qń - pseudonim operacyjny albo symbol przetrwania. Skończył studia, został mecenasem, łeb większy niż boisko, kopyta wykrzywione jak po chorobie Hainego - Medina. Awanturnik, wrzeszczący w Sejmie, krzywa bestia naszych czasów. Jest, jaki jest. Chyba że znowu zemdleje. Łysek z pokładu Idy - legenda. Nie koń, lecz krzyk rozszarpany, kopyto wbite w twarz historii. Źrebaków Łyska już nikt nie znajdzie. Pieprzona Unia Europejska rządzi. Łąki puste, ziemia zarośnięta, konie z duszami znikają jak górnicy przykryci pyłem, zakopani w szybach, w ciemności, bez powrotu. Arrivederci.      
    • @janofor Udało Ci się zbudować miniaturę, w której jest i lekkość, i ironia, i trochę goryczy. To działa – zostawia po sobie uśmiech, ale też nutkę niepokoju.
    • Wolfgang zakończył właśnie wykład, gdy szef wydziału historii uniwersytetu monachijskiego poinformował, że ma zaproszenie na konferencję. - I to jaką! – tajemniczo się uśmiechnął. – W Polsce, w Prusach Wschodnich! Wolfgang od razu zainteresował się tym zaproszeniem. Będzie mógł odwiedzić krainę swoich przodków, swoje dziedzictwo. Wuj zostawił mu jeszcze misję do spełnienia w imieniu rodziny. Postanowił pojechać bez wahania. „To za trzy tygodnie. Trochę mało czasu na przygotowanie się do takiej podróży”, zmartwił się. Zaczął od oddania do przeglądu swojego 3-letniego Audi A4. Potem załatwił biurokratyczne formalności. Skrupulatnie obliczył trasę. Wyszło mu trzynaście godzin samej jazdy, ale zdawał sobie sprawę, że odcinek w Polsce nie będzie taki łatwy. Wiedział o braku autostrad i fatalnym stanie dróg. Doliczył dodatkowe trzy godziny. W przeddzień konferencji Wolfgang wjeżdżał do Olsztyna. Był zadowolony, bo jak dotąd całą trasę przebył bez problemów. I właśnie wtedy poczuł huk, prawym kołem wpadł do wielkiej dziury w asfalcie i uderzył podwoziem w nierówność. Zatrzymał samochód. Zobaczył zniszczoną felgę i wyciekający olej z miski olejowej. Wściekły zadzwonił do swojego ubezpieczyciela, potem na Policję. Miał szczęście, jeden z funkcjonariuszy mówił po angielsku. Udokumentował zdarzenie i pomógł zamówić lawetę. W warsztacie czekało na naprawę zbyt dużo samochodów, aby jutro jego Audi mogło kontynuować dalszą podróż. Z samochodu zabrał walizkę, nałożył marynarkę i prochowiec. Zdruzgotany sytuacją, poprosił o przywołanie taksówki i pojechał do hotelu „Gromada”. Następnego dnia już o ósmej rano był na dworcu, chociaż odjazd do Starego Folwarku był godzinę później. Kupił bilet i usiadł na ławce naprzeciwko stanowisk, z których wyjeżdżały kopcące Jelcze. Obserwował dworcowe życie. „Jak tu nieprzyjemnie, szaro i smutno”, pomyślał. „I dlaczego tu jest tak brudno”. Nie dostrzegał też uśmiechów na twarzach śpieszących się ludzi. Nagle jakaś kobieta usiadła koło niego. „Wreszcie jakiś kolor”, pomyślał, widząc zwiewną sukienkę na której dostrzegł różnorodność kwiatów. Podniósł oczy na twarz sąsiadki. Ciemne, błyszczące oczy, regularne rysy twarzy i długie kasztanowe włosy zachwyciły Wolfganga. - Piękna! – ocenił w myślach - Może mieć około trzydziestu lat. Postanowił ją zagadnąć: - Przepraszam, czy Pani może jedzie autobusem do Starego Folwarku? Kobieta odpowiedziała w jego języku. Uradowany od razu przedstawił się i zaproponował wspólną podróż. Dowiedział się, że ma na imię Monika. Ukradkiem delektował się jej urodą. Zauważył na jej prawej ręce obrączkę. „Szkoda”, pomyślał. Monika nagle wstała i kazała mu iść za sobą. Wolfgang postanowił robić to, co ona. Wyjął z kieszeni bilet i też wyciągnął rękę do góry, dzięki temu ludzie przepuszczali ich do autobusu. W autokarze Wolfgang wyjął telefon i zaproszenie, w którym znalazł numer organizatora konferencji. Zadzwonił. Wyjaśnił mu, co się stało z samochodem i pytał czy może liczyć na pomoc w powrocie do Olsztyna. Usłyszał też prośbę, aby na konferencji przedstawił najnowszą historię swojej rodziny. Na to nie był przygotowany. Zobaczył, jak Monika z torebki wyciąga takie samo zaproszenie. Zrozumiał, że jadą w to samo miejsce. Szczerze się z tego ucieszył. Wolfgang zaczął przyglądać się krajobrazowi. Przecież był w „swoich Prusach Wschodnich”. „Ale co mam powiedzieć na konferencji”, zastanawiał się. Wyobrażał sobie życie w wielkim gospodarstwie swojego stryja Alexa. Piękny, królewski pałac, siedziba rodu znajdowała się tylko piętnaście kilometrów od Starego Folwarku. Ze wspomnień wuja, wiedział, że sowieccy sołdaci wszystko rozgrabili. Pałac podpalili. Nie jest tylko pewien, czy celowo, czy też z głupoty. Jeden z polskich jeńców po wojnie opowiadał, że czerwonoarmiści chcieli się ogrzać i rozpalili w pokoju na piętrze ognisko. „Moja rodzina nie popierała Hitlera, ale Polacy w to nie uwierzą”, myślał. „Będą sądzić, że chcę wybielić swój ród. A przecież wujek Alexa, Heinrich, uczestnik zamachu na führera zapłacił za to życiem. Sam Alex odmówił wydania rozkazu rozstrzelania jeńców wojennych. Co mogę jeszcze opowiedzieć?” Z tych rodzinno-wojennych wspomnień został wyrwany przez Monikę, która kazała mu wysiadać. Na przystanku Wolfganga witał organizator konferencji ze strony niemieckiej oraz troje uczestników z Monachium. Zadawali mu wiele pytań, sypali różnymi propozycjami. Wszyscy wreszcie skierowali się w kierunku pałacu, w którym m.in. znajdował się hotel. Piękna, biała budowla w stylu włoskim zachwyciła Wolfganga. Do tej pory widział ten pałac tylko na zdjęciach.    
    • @Nata_Kruk Twój wiersz zatrzymuje – otwiera oczy na to, co wciąż żyje w nas mimo pozornej ciszy. Poruszył mnie obraz czasu "przeciskającego się w labiryntach głowy". Świetny!
    • @andrew jeszcze trwają jeszcze a wierzchołki drzew jesienne już
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...