Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Jak powinien wyglądać komplement


animuslumen

Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Znam te słowa i nie dyskutuję tu o ich znaczeniu. Wszystko się zgadza.

To nie są polskie słowa, tylko łacińskie. Używano ich niegdyś w wyższych sferach dla podkreślenia własnego wykształcenia, oczytania i erudycji. Ale to jest czysta łacina, nie polszczyzna.

Terminologia medyczna posługuje się właśnie łaciną - nazwy medyczne są słowami łacińskimi i przez to międzynarodowymi (używanymi na całym świecie), a nie polskimi, dlatego w medycznym języku używa się litery "v".

Ale po polsku pisze się to słowo przez "w", bo zostało już dawno spolszczone. W języku polskim po prostu nie istnieje litera "v", nie istnieje w naszym alfabecie.

I nie ma to nic wspólnego z ruchem feministycznym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Przecież ja te wybrane przykłady z "v" przepisałam z "Małego Słownika Języka Polskiego PWN" ;) Więc jeżeli ten SJP podaje, znaczy one są!

Prócz tego przez pewien czas moja dawna działalność naukowa skupiała się m.in. wokół dawnej polszczyzny, która z  pseudoanglojęzycznym aktualnym bełkotem nie miała naprawdę niczego wspólnego, jakkolwiek przerywniki rodem z GB też  się pojawiały: lord, lady, spleen, lunch, spaniel. Nawet owo  tak teraz nachalne "sorry" czy OK. 

O "waginie" jako "waginie" ani nikt nie pisał, ani nikt się nie wypowiadał. Tak samo jak o "c***e".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Można tu dyskutować. Ja uważam, że nie są. To znaczy, są używane przez Polaków, ale ciągle są to słowa łacińskie. Bo w naszym alfabecie nie ma litery "v".

Słownik je podaje, bo one występują w literaturze polskiej, zwłaszcza z dawniejszych wieków. Istnieją w języku, funkcjonują, to prawda. Ale ciągle są to słowa łacińskie.

Gdyby te słowa zostały spolszczone, to pisałoby się je przez "w". Wtedy byłyby to słowa polskie, zapożyczone z łaciny.

Właśnie jak słowo "wagina".

Przepraszam, nie podważam tu Twojej wiedzy naukowej, a tylko wyrażam swoje spojrzenie na problem, zaś to spojrzenie jest nie tylko moje, ale i naukowców z UW, u których studiowałam nasz piękny język. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Kochana,

ale my w naszym polskim języku stosujemy alfabet łaciński! I żeby było ciekawiej: także nasza gramatyka jest (niemal) tożsama z fleksją łacińską, nie mówiąc o składni. To niektórzy mają wprost we krwioobiegu...

 

Edytowane przez befana_di_campi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Żadna propaganda, do każdego człowieka podchodzę indywidualnie. Natomiast każdy taki twór, który ogranicza wolność drugiego człowieka to twór psychopaty. Psychopata traktuje ludzi przedmiotowo, chcę ich mieć pod pełną kontrolą, pragnie władzy absolutnej nad ich życiem. Wspomniane „szmaty”, tatuaże więzienne, czy w przyszłości chipy pod skórą to twory psycholi (znamię szatana). Proszę pamiętać o tym, że fałszywy prorok, o którym mowa, gwałcił dziecko i zalegalizował pedofilię.

Edytowane przez Animus_Lumen (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ma o co kruszyć kopi, łacińskie nazwy określające intymne części ciała kobiety i mężczyzny dużo lepiej brzmią i są stosowniejsze niż polskie. Czy przez w czy v - nieważne. 

Obie panie posiadacie wykształcenie wyższe albo "jeszcze wyższe" więc zachowajcie klasę dla innych przykładu.

:)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

"Klasę"? Nowe modne określenie :\ Przecież ani Oxyvia, ani ja poprzez nasze ciut odmienne stanowiska nie stajemy sobie w poprzek?

Różne są szkoły oraz teorie. Ja reprezentuję szkołę "ujotowską", Oxyvia - z Uniwersytetu Warszawskiego...

Edytowane przez befana_di_campi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ale jednak nasz język nie jest łaciński - to są dwa różne języki. :)

Zgadza się, że dużo zapożyczyliśmy z łaciny (choć nie tak dużo, jak języki romańskie - a to też nie jest łacina).

Ale nawet nasz alfabet nie jest alfabetem łacińskim. My nie mamy kilku liter, które są w alfabecie łacińskim (np. v, x, q), zaś alfabet łaciński nie ma wielu liter, które są w polskim (np. ć, ś, ź, ż).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zgadza się, psychopaci istnieją w każdej kulturze, w naszej też jest ich niemało, oczywiście.

Co do proroków, nie wierzę w żadnego i każdy "prorok" usiłuje podporządkować sobie ludzi, strojąc się na pomazańca bożego.

A jeśli chodzi o Mahometa, nie bronię go absolutnie, jednak to, że Aisza była kilkunastoletnią dziewczyną, kiedy ją poślubił, nie oznacza, że "gwałcił dziecko" i "zalegalizował pedofilię". W wielu kulturach dziewczyny 12-letnie są i były traktowane jak dorosłe kobiety, gotowe do małżeństwa i rozrodu - bo w istocie tak było. Im wyżej rozwinięta kultura i cywilizacja, tym wolniej ludzie dojrzewają. Im starsza lub bardziej archaiczna kultura - tym szybciej ludzie stają się dorośli. W naszej cywilizacji dziewczynka 12-letnia jest psychicznie dzieckiem, chociaż po staremu zaczyna miesiączkować i może zajść w ciążę. Ale w starożytności oraz także w wiele setek lat później dziewczyny 12-letnie były już kobietami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

MaksMaro, nie gniewaj się, ale nie wierzę w żadne czary, cuda, czarodziejów dużych, małych ni wielkich. Im większe cuda i czary, tym mnie w nie wierzę. :)

Ludzie zawsze byli drapieżnikami, od zarania swych dziejów, i zawsze mieliśmy układ pokarmowy dostosowany do trawienie mięsa. Tyle że jesteśmy przy tym istotami wszystkożernymi, tak jak np. świnie czy małpy. :) Dlatego jedni z nas potrzebują więcej białka mięsnego, a mniej roślin w diecie, zaś inni odwrotnie. Prawdopodobnie zdarzają się też jednostki, które mogą całkowicie żywić się pokarmem roślinnym - nie wiem, tak niektórzy twierdzą. Wiem natomiast, że większość ludzi potrzebuje pożywienia mięsnego, bo bez niego choruje i skraca sobie życie. Brak mięsa w diecie powoduje m. in. anemię, awitaminozę, szkorbut, ogólne osłabienie organizmu i wiele innych chorób (teraz nie pamiętam, ale mogę odszukać informacje na ten temat).

Faktem jest, że większość ludzi spożywa za dużo mięsa, a za mało roślin. Może dlatego, że w czasach wojennych brakowało drastycznie właśnie mięsa, zresztą w ogóle we wszelkich czasach głodu brakuje głównie mięsa, warzywa i nasiona są łatwiej dostępne - łatwiej je hodować. Może dlatego ludziom wydaje się, że mięso jest lepszym, cenniejszym pokarmem. Tak nie jest, warzywa i nasiona są niezbędne dla zdrowia. Ale mięso też. Przynajmniej dla ogółu naszego gatunku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie mam się o co gniewać, ale znam osobiście ludzi, którzy nie jedzą mięsa, jajek, nawet ryb. Nie wiem skąd to wynika, ale tak jest. Są zdrowi i normalnie funkcjonują. Ja jestem wszystkożerna, chociaż mięsa bardzo mało spożywam, od czasu do czasu.

I wiesz, nie chodzi tu o wiarę, tylko o fakty. 

Edytowane przez MaksMara (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Oczywiście, ja nie podważam przecież tych faktów. Napisałam, że są ludzie, którzy wcale nie jedzą mięsa. Wiem o tym.

Nie wiem tylko, na ile im to służy - raczej obawiam się, że nie wszystkim "weganom". Ale to już inna sprawa.

Zaś co do wiary w cuda - miałam na myśli to, co napisałaś wcześniej: że przed potopem ludzie żywili się wyłącznie roślinami, a po potopie nagle ich przewody pokarmowe ewoluowały i zaczęli jeść mięso. ;))))) Nie zdarzają się takie cuda.

Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Przepraszam Kocie,

ale czepialska jestem dzisiaj :D

W usta,

a ściślej i anatomicznie poprawniej w obszar czerwieni wargowej wstrzykuje się kwas hialuronowy,

gdyby to był botoks to mogłyby one na wieki zamilknąć :)

Być może z korzyścią dla reszty społeczeństwa :))

 

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Zaiste, różne rzeczy można ciąć, słowa zwykle to definiują. Dziękuję i pozdrawiam :)
    • Pozdrawiam i dziękuję @iwonaroma i @Leszczym   Troszkę zmieniłam. Koronka nie w zębie ale na zębie, w zasadzie nie o zęby chodzi lecz półmrok, dodałam ostatni wers, żeby może bardziej w stronę owego kłusownictwa., czyli kłusującego kundelka.   Dziękuję wszystkim, daliście mi zdaje się "medal" ;-) rozumiem, że dla Żabki, to się zgadzam :-) Miłego
    • Niestety bywa, że alko i dragi i wtedy nic innego się nie liczy. Pozdrawiam
    • Trochę inna wersja dawnego tekstu   Cześć. To tylko ja. Chyba jako całość lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli przeciwnie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu.   Trudność to dla mnie wielka, zwyczajność z mego pióra na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek – chociaż takową lubię – to bez udziwnień, ciężko mi zaiste lub po prostu taki wybór chcianą przypadłością stoi. Pisząc dziwnie o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, zawikłanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot, takich i owakich wypocin, lub nawet laniem wody zalać.   Gdybym koślawym grzebieniem, włosy w przypadkowym kierunku przeganiał, to skutek byłby podobny. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza połacie, pośród bliźnich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek, a w tym co piszę teraz, nadmiar zaimków osobowych, co w takim rodzaju tekstu, jest uzasadnione.   Napisz proszę, co w twoim życiu uległo zamianie. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie ziemskich ścieżek. Jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać. Choćby z nosem przy padole, twojej upragnionej gwiazdy. Gdy ulegniesz poddaniu, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los.   A jeśli źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Czasami oddaj! Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały wyłuszczam.   Proszę cię. Pozostań przewrotną, ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Tylko ósme poty wylali i tyle z tego było.   Przesyłam tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu.   twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz   twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią   No i co? Zaraz jest ci weselej, nieprawdaż? Przyznać musisz. Oczywiście wierszyk nie dotyczy ciebie. Kiedyś tak, jeżeli twój trup nie spłonie. Póki co, wolę cię zapamiętać obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na sercoduszy.    Tak bardzo tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich, ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony, do utraty tchu. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę.   To skądinąd byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno nie popadnę w otchłań obrażań. Chyba, że obrażeń, jak dajmy na to w coś walnę lub ktoś lub coś, mnie.   Aczkolwiek bywa, iż żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez ciebie na liściach bobkowych osiądę speszony, a to spłodzić może, psychiczny uszczerbek na zdrowiu... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę?    Dzisiaj znowu byłem latawcem, który pragnął wzlecieć i kolejny raz, spalił lot na panewce. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną.   Kiedy wreszcie będzie koniec. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem oprzeć jaźń o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz przeciwnie, lecz mijam je za szybko. Są tylko smugami. Bo wiesz jak jest. Światło bez cienia sobie znakomicie poradzi, lecz cień bez światła istnieć nie może.    Nie czytaj tej mojej głupawej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wrzuć do ognia. Niech spłonie. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew.    Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę ruszyć ciała, znowu przyklejony do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Są częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Ciekawe czyja to wina? Raczej nie muszę daleko szukać, by znaleźć winowajcę. Jest zawsze całkiem blisko.    Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca udusić i wycisnąć: całe posklejane rozdwojone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć, przemyśleć i uwolnić trybiki z piasku. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy.    Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem klejem pokręcone ego i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę jaźń w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry.    Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści we wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Niektóre wyrwane bezpowrotnie. Pozostał tylko wzdłużny, postrzępiony ślad.   Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu zwisającego buta, wychodzi dziwna, tycia postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To matka głupich. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los.    Pomału kończę na dzisiaj... z tą pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę, co na jedno, chyba wyjdzie. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci, musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładanych zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę.   No nie! Nawijam banialuki w sumie lub innej rybie. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i stokrotkach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną, dopóki nie zwiędną i zdechną. O białych uroczych barankach, płynących po błękitnym oceanie do złotego portu o barwie słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy z nadszarpniętą skórką. Co chwila jest oświetlona, obsraną przez muchy, lecz mimo wszystko działającą, żarówką morskiej latarni.     Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym są. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozbić na wiele kawałków i nie móc go z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji, a drugie zostanie całe, lecz i tak rozbite.    Jeżeli przeczytałaś te moje bajanie, to gratuluję cierpliwości. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie.    Na koniec zwyczajowy przerywnik.    Miłość    zostańmy w naszym świecie lecz zabierzmy butle tlenową z powietrzem może być różnie gdyż ty ze mną a ja z tobą
    • (Amy Winehouse)   więc albo światło albo mrok   reszta to mgnienia  zauroczenia odurzenia    od niechcenia 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...