Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Listopad z grudniem. Migawki


Rekomendowane odpowiedzi

I. Przedzimie

Fiolet z pomarańczą. Po połowie
lecz - w przewadze - ze srebrem błękit -
niby iskiereczka ognia
i niebiański dym

Pod skrzydło prowadzi listopad 
oszadziałą jesień -
do zimy

II. W znaku Strzelca

Bezwstydny lazur 
z ogorzałym 
starym złotem - 

I do przesytu 
słońca jak bakłażan 

które noc 
aksamitnie przechowa 
w perle nowiu

III. Mgły

Rozproszone
na czerń i biel -

(nie)realne
światło patrzy 
przez mokrą gazę

IV. Początek grudnia

Jak mineralnej 
wody perełki 
świeże powietrze 

wygładza horyzont - 
wiążąc niebo 
kokardą. Z niebieskich 

tą najbledszą

V. Śpiew zimowej ciszy

Ciszą rozśpiewane ogrody - 
niewinny sen śniegu 
pieczętuje na niebiesko -
- - - - - - - - - - - - - - - - -
gwiaździsty mrok

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

befano piękny obrazek z życia natury z podziałem na etapy. My też natura. Każdy rok, to etap, tyle, że natura chroni wiele, wiele pokoleń. My ułomni, nie możemy - umieramy. 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

 

 

(nie)realne
światło patrzy 
przez mokrą gazę.      W ogóle takie haikowe. Ja np. napisałam wiele miniaturek i haiku o porach roku, szczególnie o zimie. 

Np. haiku grenlandzkie.     Podoba mi się Twoje pisanie. Pozdrawiam. J. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Haiku mroźne

 

       * I

mroźny czas zorzy

- ostoja dla twardych stóp

ziemia niczyja

 

        ** II

trwanie wieczności

- kry o człowieczych formach

trzaskający wzrok

 

      *** III

północ Grenlandii

- zamarznięte życie w tle

dyszą opary

 

        **** IV

duchy przeszłości

- zastygły w trwałych formach

gdzie jest pobudka

 

Luty 2015 r. Justyna Adamczewska

 

A Dyzia, biała jaj śnieg - swoje wie.  :))))

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Justyna Adamczewska (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ładny, liryczny opis nastawania jesieni i zimy po niej. Duża podobaśka. :) Szczególnie za tę frazę:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

A to dlatego, że ja też - i to zupełnie dosłownie - odczuwam świeże, czyste powietrze jak smak najczystszej, gazowanej wody mineralnej.

I widzę, że nie tylko ja? No to cudownie! :) Bo już się bałam, że mam jakieś zaburzenie zmysłów. :)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Deonix_ tak przypuszczałem, ale, to jeszcze większy grzech:)
    • @violetta to zazdraszczam:) Dziękuję i pozdrawiam:)
    • Nie pytaj o imię Nie pytaj o czas   Bo i tak nie ma nas   Rozpłynęliśmy się W nocnych światłach miasta Goniąc za utraconymi wspomnieniami   Ale to już nie wróci
    • To prawda, zwykły rozkład dnia może być często nie do ogarnięcia, a ten na dworcu już niemożliwy do stworzenia go bez udziału systemów informatycznych, dlatego pewnie zmienia się tak szybko, żeby się niby do nas dostosować ;-) I tak znów od początku, jak to z sobą złożyć ;-)
    • Prolog   Zdzisiu Ochłapek, strasznie sapiąc, tupta zwyczajowo do lasu, ale tak zupełnie zwyczajowo, to jednak nie. Gryzie go w boże poszycie i chyba umysł, potrzeba pójścia właśnie dziś. Zatem przewiduje, że będzie świadkiem niecodziennych wydarzeń, zanim nastąpi, co ma nastąpić.   ***    –– Ej, Ochłapku kochaniutki! Pomożecie w dźwiganiu ekologicznego chrustu, bo normalnie w krzyżu moje dyski trzeszczą. –– Ty mi tu stara babo, dyskami w dupie planu nie zawracaj. Śwignij miech w chaszcze, zaś idź precz na chatę. Jak pójdę w tył, to wezmę i ci do izby przytargam, chyba.      –– Ochłapku! Tyś dureń i nicpoń z brakiem piątej. Nie dziwota, że w głowie jeno klepisko. Przecie biegusiem, ktoś ukradnie, taki skarb. –– Jaki tam skarb, babo. Ciebie to by może ukradł, by jako strachawice na wróble, w pole wkopać. –– A z ciebie Zdzisiu, to sztacheta w płocie, ledwie by była, bo zmurszała jak wyschnięta kacza kupa.     Wtem wędrowiec ni stąd ni zowąd, jest na okrągłej, kwadratowej polance. Nie wie dokładnie, po co tu przyszedł, lecz coś mu świta, między drzewami i oczęta migocząc tarmosi. Nagle rumor jak dwie jasne cholery. Chwilowy, ciężki szum i Ochłapka drzewo prawie przygniata, bo akurat spada na Panią Śmierć, co siedzi nie pieńku, ale teraz w innej pozycji, kosę ostrząc.     Jednak poturbowana żyje nadal, bo trudno utłuc tego rodzaju paskudnicę, by padła na runo, bez życia. Spoziera naprzemiennie, na uwięzionego pod gałęzią, Zdzisia i błyszczącą, srebrną kosę, co na końcu ma fotkę uśmiechniętej czaszkuni, która z pewną dozą miłosierdzia, pyta:   –– No co Ochłapek. Masz jakie ostatnie życzenie? –– Tak mam –– odpowiada zapytany, nieco spłaszczoną facjatą.     Jakby z choinki urwana, przez las wędruje horda życzeń. Zbóje na zbójami lub gorzej. Lecz poczciwe to chłopy, jeno nigdy za żywota, szacunku i poważania nie zaznali. Tym razem jest inaczej. Bardziej zielono. To nadzieja rośnie wokół, w postaci drzew, chaszczy i różnych innych dziwów nieprzebranych za cokolwiek. Nagle pypeć na jednym z nosów i kłak w sumiastym wąsie, wyczuwają jęczącą zgrozę. Przywalone coś.     Horda życzeń podchodzi bliżej i widzi Ochłapka, wystającego w połowie spod gałęzi dorodnej, na której dzięcioł wciąż stuka. Widocznie nie płochliwy i dalszy ciąg wystuka.    Zbóje słyszą pytanie: –– Wyciągniecie?    Już chcą wyciągać, ale słyszą drugie pytanie, korygujące:   –– Czy mnie wyciągniecie? –– Owszem. Wyciągniemy –– wrzeszczą z uciechą. –– Dla szacunku i poważania, co ich czeka w mediach, za odwagę i empatyczne miłosierdzie, wobec Zdzisia Ochłapka, bliźniego naszego.      Pani Śmierć tymczasem wychodzi z krzaków, gdyż była za potrzebą i kosą macha w kierunku przybyłych.   –– Łaskawa pani, jeszcze nie teraz –– krzyczą przymilną prośbę, w ostatniej godzinie. My jeszcze nie docenieni. No jak tak można.    A widząc jednak , że nadal żyją, Zdzisia uwalniają spod przygniecenia. Wyciągnięty maca ciało, czy nie pogruchotane, ale nie. Zaczyna więc pokrzykiwać nieuprzejmie w kierunku zbójów, że jeno dla sławy i poklasku, dobry uczynek przyszło im zmaterializować.     Życzeniom głupio z tego powodu, bo honorni mimo uchybień, takich czy innych, więc biegną żwawo w kierunku miecha z chrustem, by kobiecinie do izby zatargać. No teraz nas docenią –– myślą po cichu, kiedy to sens pierwotnych poczynań, do nich wraca. Lecz w tym samym czasie, śmierć kosą świszczy, która życie zbójcom odcina, w postaci głów. Jednocześnie uwolniony bliźni, z owej krainy wstaje wypoczęty, bo po takich ciekawych przeżyciach, to jak to nie być. Zakłada paputki...     ***     Epilog    Zdzisiu Ochłapek, strasznie sapiąc, tupta zwyczajowo do lasu, ale tak zupełnie zwyczajowo, to jednak nie. Gryzie go w boże poszycie i chyba umysł, potrzeba pójścia właśnie dziś. Zatem przewiduje, że będzie świadkiem niecodziennych wydarzeń, zanim nastąpi, co ma nastąpić.      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...