Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

listopadowe swięto


Rekomendowane odpowiedzi

Za to w moim Mieście -

 

11 listopada (teraz) roku każdego

 

Jak na szyderstwo 
rży nad ich spokojem 
banderowskie truchło 

Umiera z tęsknoty 
koronkowy Lwów 
i ja 

Nawet nie ma kościoła 
świętego Marcina 
a listopadowa martwota 

prowadzi donikąd 
Biało-Czerwonych 
wypucowanych 

upaińską cholewą

 

Niestety :(

 

Miniaturka do uśmiechnięcia się :) 

Bardzo serdecznie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ooo... Znowu marsz podłości w Warszawie. Zazwyczaj ruszają spod moich okien.
Ambasada rosyjska sprzątnęła na kilka dni budkę ciecia.  Atmosfera podgrzeje się już w piątek z okazji okrągłej 81 chyba miesięcznicy.
To se policja nałapie nadgodzin :) Chłopaki już się cieszą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

befana_di_campi

kot szarobury

 

tak, to jak do tej pory bywało szyderstwem

mój kolega, Marcin - taki zbieg okoliczności - był przypadkowym świadkiem tego podpalenia "budy", szkoda gadać. Innym razem maszerujący złapali kolesia rzucającego w tłum petardą. W plecaku było ich jeszcze kilka. Pod kurtką policyjna bluza. Porobili mu zdjęcia i puścili.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dobrze się mówi,że niektóre koty bywają fałszywe, niektóre - mściwe. Przyjdzie takowy i cichcem - zamiast do kuwety - załatwi się swojemu opiekunowi do buta :O

Edytowane przez befana_di_campi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

A ten co bezbronnego kiedyś kopał po głowie? Scena jak z horroru typu przesłuchanie śp. Grzegorza Przemyka? 

I co zrobili glinie? Guzio, ponieważ miał on "problemy natury osobistej" :]

 

 

Edytowane przez befana_di_campi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znam znam i trochę mnie dziwi reakcja ludzi, tzn. brak reakcji. Kiedyś taki "cywil" dostałby w łeb od demonstrujących. Mnie kiedyś dokopali zomowcy, bo robiłem im zdjęcia jak szli po Marszałkowskiej i dudnili pałami o tarcze. Nie było mowy o jakiejś pomocy - byli w mundurkach - moro.

Całe szczęście, że w końcu przestali, bo żeberka były tylko sine (uratował mnie aparat pod kurtką) a mogli połamać. :)

Mój ulubiony Zenith, niestety nie przeżył - zabrali razem z filmem.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Dared Racja !! 
    • Patrząc przez okno, tym patrzeniem raczej smutnym. Sponad parapetu w typie lastriko, w którym wyłupało się kilka drobnych kawałków w czasach mojego dzieciństwa. Podczas zabaw z młotkiem i śrubokrętem. W wojnę…   Testowane były wybuchy jądrowe na pacyficznych atolach czy na płaskich terenach Kazachstanu… Jeden z okruszków trafił mnie wtedy w oko. Łzawiłem.   Ojciec zezował na mnie gniewnym wzrokiem jak na przegraną walkę Goliata na polu bitwy. Nie było łatwo w czasie próby odzyskania prestiżu.   Ale szedłem w górę z mozołem.   Wspinałem się po obsypujących kamieniach.   Kilka razy obsunąłem się na stoku. Skrwawiłem sobie boleśnie kolano.   Pies wesoło szczekał, merdał ogonem. Ojciec kazał wyjść z nim na spacer.   I szedłem wtedy. I idę nadal w te czasy napełnione szczenięcym śmiechem.   Uciekałem od siebie.   Uciekając w świat pustych otchłani, w których ciszą napełniał się każdy oddech.   I każde ciężkie westchnienie.   I wszystko oddychało w dalekich gongach stojącego zegara.   Kiedy pewnego razu, wyrwany ze snu wołałem, przestępując próg drugiego pokoju… — nikt nie odpowiedział.   Nie było nikogo.   Szukałem długo wśród mżących w powietrzu pikseli znajomej twarzy ojca albo matki…   Lecz tylko wgniecenia na fotelach świadczyły o ich niedawnej obecności.   Podchodziłem ostrożnie do drzwi, próbując się porozumieć ze skulanym za nimi głosem. Pełen nadziei…   Kiedy je otworzyłem, chłód owiał moje skronie tym chłodem idącym ze schodowej klatki, piwnicznej głębi.   Na drewnianej poręczy odłupana drzazga, promień zachodzącego słońca. Falujące na ścianach pajęczyny… W ogromnym przeciągu trzask zamykanych drzwi.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-06)    
    • @agfka bywa i tak:)
    • Nie mam ostatnio motywacji do pisania, więcej czytam. Dziękuję za komentarz  :)
    • @Leszczym Po co Tobie ta polityka, nie słuchaj idiotów
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...