Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Żaden ze mnie poeta,

ot zwyczajny inżynier.

Idę przez życie

z niegasnącą dziecięcą ciekawością obserwuję świat.

Mój umysł tworzy jego obraz.

To tylko obraz ? Nie wiem, ale idę dalej.

 

Zbliża się jesień,

a ten mały figlarny chłopiec we mnie

wciąż zapomina ile naprawdę ma lat.

 

 

----

 

Tak mi się pomyślało więc napisałem tytułem przedstawienia się . Od miesięcy czyta forum na ogół bez logowania, w końcu wypadało by jakoś zaistnieć.

Edytowane przez Freemen
literówka (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Tak mi się zdawało, że zakończenie niedwuznacznie sugeruje o jaka jesień chodzi. A że kalendarzowo też idzie jesień... może stąd ten jesienny nastrój.

Musze to przemyśleć bo właśnie chodzi o to że zbliżająca się jesień życia jakoś temu małemu chłopcu nie przypomina prawdziwego wieku, a jawnemu napisaniu "życia" wolałby zapobiec.

 

Edytowane przez Freemen (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Rozumiem,  temu  właśnie służy  (między innymi) wielokropek.

Zbliża się jesień  - przecinek -  za oknem jesień to i skojarzenie nasuwa się samo (wiec  prawie jawnie) -   pora roku :)

Zbliża się jesień... - wielokropek -  czyli sygnał, że coś nie jest jednoznacznie przekazane, pominięte - zatem jawne zapisanie że jesień życia  uniknięte,  a sugestia że nie tylko o porę roku idzie wystarczająca.

 

Nadużywanie wielokropków w wierszach nie wychodzi im na zdrowie, to prawda,  ale warto z nich korzystać  - mimo wszystko.

 

P.S.

Pokusiłabym się tylko o jego doszlifowanie, mógłby wyglądać tak:

 

Żaden ze mnie poeta,

ot zwyczajny inżynier.

Idąc przez życie obserwuję świat.


Mój umysł tworzy jego obrazy,

lecz nie wiem czy to obrazy tylko.

Karmię  ciekawość

wciąż głodnej dzieciny.

 

Zbliża się jesień...

a ten mały figlarny chłopiec we mnie

wciąż zapomina ile naprawdę ma lat.

 

Popróbuj, warto.

Powodzenia :)

Edytowane przez czytacz (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Szczerze mówiąc nie wiem, czego oczekujesz od nas, bo do warsztatu wprowadza się utwory, z którymi autor ma jakiś problem.
Ten wydaje się być skończony.

A co do przesłania, też się na tym łapię, że siwizna na skroniach, lata wyrzeźbione na twarzy rylcem czasu jakoś nie przekładają się na to co w środku. Tam nadal czujemy się tacy sami, może tylko bagaż wspomnień większy i bardziej gorzki. Ale serca mamy nadal gładkie, na nich czas nie orze swoich zmarszczek. Pozdrawiam

Opublikowano (edytowane)

Zamieściłem to tu, bo jednak czegoś brakuje.

 

"Idę przez życie

z niegasnącą dziecięcą ciekawością obserwuję świat."

 

Wyraźnie odstaje od reszty ale każda próba zmiany gubi w moim odczuciu to, co chciałem przekazać.

 

" Idąc przez życie obserwuję świat "

 

Nie w pełni oddaje to, co chciałem przekazać TU już w tym  miejscu.

Po prostu patrząc na male dzieci i porównując to ze wspomnieniami mojego obserwowania świata widzę, że wielu ludzi traci tę dziecięca ciekawość. Ona jest szczególna. Moi rówieśnicy bardziej i szybciej niż ja przyzwyczajali się do tego że "jest jak jest", a moja postawa była właśnie taka jak dzieci: Jak, dlaczego , po co, a czy na pewno? Oni wiedzieli że tak ma być, a ja mimo upływu lat nadal byłem ciekaw jak, dlaczego i czy na pewno. Chce poznać świat więc tworze sobie jego obraz.

 

Po latach zdałem sobie sprawę z ułomności poznania. Chcę poznać świat, a tylko buduję sobie jego obraz.

Na ile to świat a na ile tylko obraz? Istnieją przecież obrazy rzeczy niemożliwych - płaskich wzorów z których głowa tworzy przestrzenny obraz czegoś co istnieć nie może.

Podsumowując, chodzi o to że ta ciekawości chyba jest nadzwyczajna i właściwa dzieciom i u wielu innych z czasem trochę gaśnie a u mnie nie.

Druga propozycja Bożenki-czytacza:

"Mój umysł tworzy jego obrazy,

lecz nie wiem czy to obrazy tylko.

 

OK, troszkę dłużej, też nad tym myślałem może niesłusznie wybrałem wersję bardziej minimalistyczną, ale w propozycji brakuje mi tego co dla mnie bardzo ważne.

Wiem czego nie wiem, nie wiem na ile obraz świata jest prawdziwy ale MUSZE Z TYM ŻYĆ. Pogodziłem się z tym że się nie dowiem,

Nie wiem ale idę dalej bo iść trzeba... to dla mnie ważne przemyślenie.

Życiowe decyzje podejmuję na podstawie  obrazu świata który mam, świadomy że nie jest on ani pewny ani (najprawdopodobniej) do końca "prawdziwy". I tu właściwie można by postawić te trzy kropki niech sobie każdy dopowie co chce... pożyłem tak sobie trochę  lepiej lub gorzej...

 

Zbliża się jesień życia,

a ten mały figlarny chłopiec we mnie

wciąż zapomina ile naprawdę ma lat.

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Edytowane przez Freemen (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @hania kluseczka A na tupnięcie nogą też nie reaguje? 
    • @KOBIETA Nic tylko zamknąć oczy i sobie dopowiedzieć, co po języku jeszcze…;)
    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem... Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie. Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.   Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.   – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.   Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.   Wtedy to się stało.   Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki. Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą. Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.   Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny. Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.   – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!   – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.   – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.   – Chłopie, ale o co ci chodzi? – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.   – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję! Nienawidzę was wszystkich!   Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:   – Co tu się odbrokatawia!   – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.   Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem. – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.   Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.   Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.   Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.   Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.   Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.   Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.   To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...   Wesołych Świąt!    
    • @Andrzej_Wojnowski Mądry Polak po szkodzie. Fajne - pozdrawiam

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...