Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

po dziennej stronie świata


Jerzy_Edmund_Sobczak

Rekomendowane odpowiedzi

biegnę upadam wstaję i znów biegnę

boli

uciekam od nie zawsze do nie wiadomo dokąd
wrzawa pogoni narasta za mną i się rozprzestrzenia
serce mam w gardle a duszę
pokracznym garbem dźwigam na wątłym ramieniu
uciekam przed obławą przed głosem sumienia

dniało

w zalewie żółci na wschodzie
powoli
wypłynęło zza horyzontu który został objawiony
oko słońca

krwią podbiegłe kaprawe wściekle łypie wokół
ono także by chciało mieć udział w pogoni

natychmiast wytrysnęło strugą żółtej ropy
w przestrzeń wypluło macki w parodii promieni
wskazując moją kryjówkę bestii co mnie tropi

czym prędzej więc wylazłem z dziury spod kamienia
przeganiając stonogi rozpierzchłe w popłochu

nagle obraz się zmienia z brzemiennych obłoków
lunął na wszystko wokół strumień łez gorzko-słonych
spływają w potoku

przede mną rzeka wzbiera
a z przeciwnej strony nadciągają myśliwi
znów biegnę jak szalony
uciekam przed postaciami bez kształtu i bez twarzy
nie!
przecież mają oblicza bliskich pokrzywdzonych

przede mną rzeka wzbiera
znalazłem przeprawę

na każdym kroku pułapki zatrzaskują się niemal
w pamięci całe życie przewija się w scenach
niedobrze je przeżyłem nie potrafiłem sprostać
teraz bestie z koszmaru gnają mnie prosto w potrzask

biegnę bez tchu
a w bezczasie
kukułka szyderczym głosem
czas odmierzać zda się

raptem ściana przeszkodą dalej ani kroku
zbliżają się senne bestie nie podnoszę wzroku

ręce w przód wyciągają dłonie zagięte w szpony
kierują gdzieś wymachują lecz nie w moją stronę
wskazują na coś poza mną

rzucam się więc na ścianę
ustąpiła

zamigotało

w stroboskopowym błysku to czerni to bieli
obraz zniknął

zrywam się mokry spocony w pomiętej pościeli

budzę się
a w bezczasie
kukułka szyderczym głosem
czas odmierzać zda się


zamiera ulga w chwili gdy nagła myśl mnie omiata
przecież pułapka jest tutaj

po tej stronie świata

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ludzi nie ma Są jak widmo  Iluzja otoczenia    Zlepek pustej idei i pragnienia  Eksponują pożądają łakną Lecz odpowiedź jest im obca   Wszyscy zmierzają do jednego kopca Gubią się w krokach tańcu pożogi Nikt nie dzieli na czworo przestrogi   Jak pies posłuszny  Każdy do jednej nogi Wszyscy kroczymy do naszych mogił
    • wielkie poruszenie cyrk dzisiaj przyjeżdża wszyscy się szykują bo będzie iluzjonista on z natury smutny i nie wierzy w cuda ani w moc iluzji ma już dość wszystkiego dobrze wie że fikcja bilety wyprzedane widowiska nie ma teraz się zastanawia czym publiczność zajmie nikt by nie uwierzył widząc go jak myśli że każdy artysta
    • @Dared Racja !! 
    • Patrząc przez okno, tym patrzeniem raczej smutnym. Sponad parapetu w typie lastriko, w którym wyłupało się kilka drobnych kawałków w czasach mojego dzieciństwa. Podczas zabaw z młotkiem i śrubokrętem. W wojnę…   Testowane były wybuchy jądrowe na pacyficznych atolach czy na płaskich terenach Kazachstanu… Jeden z okruszków trafił mnie wtedy w oko. Łzawiłem.   Ojciec zezował na mnie gniewnym wzrokiem jak na przegraną walkę Goliata na polu bitwy. Nie było łatwo w czasie próby odzyskania prestiżu.   Ale szedłem w górę z mozołem.   Wspinałem się po obsypujących kamieniach.   Kilka razy obsunąłem się na stoku. Skrwawiłem sobie boleśnie kolano.   Pies wesoło szczekał, merdał ogonem. Ojciec kazał wyjść z nim na spacer.   I szedłem wtedy. I idę nadal w te czasy napełnione szczenięcym śmiechem.   Uciekałem od siebie.   Uciekając w świat pustych otchłani, w których ciszą napełniał się każdy oddech.   I każde ciężkie westchnienie.   I wszystko oddychało w dalekich gongach stojącego zegara.   Kiedy pewnego razu, wyrwany ze snu wołałem, przestępując próg drugiego pokoju… — nikt nie odpowiedział.   Nie było nikogo.   Szukałem długo wśród mżących w powietrzu pikseli znajomej twarzy ojca albo matki…   Lecz tylko wgniecenia na fotelach świadczyły o ich niedawnej obecności.   Podchodziłem ostrożnie do drzwi, próbując się porozumieć ze skulanym za nimi głosem. Pełen nadziei…   Kiedy je otworzyłem, chłód owiał moje skronie tym chłodem idącym ze schodowej klatki, piwnicznej głębi.   Na drewnianej poręczy odłupana drzazga, promień zachodzącego słońca. Falujące na ścianach pajęczyny… W ogromnym przeciągu trzask zamykanych drzwi.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-06)    
    • @agfka bywa i tak:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...