Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

nie pojmie tego mrużący oczy
mainframe
kiedy głowy jak małpy
człekokształtne
poustawiano w zaszeregowaniu
dwójkowym drewnianym
mamut przy mamucie
menhir tryskający w niebo

oblewające to słońce
w pewnym sensie jest
dla krajobrazu menarche

pittura metafisica

oblewające to słońce
kryje buzię czarczafem ziemi
krew się rozlewa
piękna Mezopotamia

głowy to miasta
mamut przy mamucie
miazga
powkręcane w skórę
magna mundi

po wszystkim sunie
czerwona powieka opadającego
słońca (nic nowego)
rozlewa się krew moja
na wszystkie strony poświata
i trud oddychania
ptakom nogi cementuje
i nie chodzi już o nic

nie ma tu mnie
bo mnie już nigdzie nie ma
przyklęknął zmierzch
nie będzie się modlił
tylko patrzył przydługo
w moje szerokie oczy
przyszyte do opisania
cieńką pajęczyną
z kościotrupa Yddgrasil


16 IX 04

Opublikowano

ała, taki dobry wiersz mógłby być, a "zapaskudził" go Pan tymi wtrąceniami - już pomijając że nie lubię makaronizmów - tych w dodatku nie rozumiem... jeśli już muszą być (ale co najmniej połowa, napewno do wyrzucenia) to chociaż jakąś sciągawkę bym prosił...
inna rzecz, ze słow w tym wierszu i tak za dużo
"małpy człekokształtne" - bilogiem nie jestem, ale chyba wystarczyłoby samo "małpy" - człekokształtne to one chyba z załozenia są...

"poustawiano w zaszeregowaniu" = "zaszeregowano" ??

dwie ostatnie strofy naprawdę świetne
"nie ma tu mnie
bo mnie już nigdzie nie ma
przyklęknął zmierzch
nie będzie się modlił
tylko patrzył przydługo
w moje szerokie oczy"
- super

pozdr

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Nie jest, tylko mało spałam. Wiesz, moje myśli na noc ubierają szpilki, takie z metalowymi końcówkami i ganiają się. Nigdy nie zakładają kapci, zegar też nie - ale zegar jest do wytrzymania. Teraz piję kawę, dam radę, a jak nie, to zasnę na klawiaturze :)
    • @Alicja_Wysocka niech Ci nie będzie smutno :) Proszę.
    • @Migrena Ależ nie gniewam się, Czasem jest mi smutno i przykro, ale gniewać się nie potrafię, no może godzinę, dwie... Dobrego dnia :)
    • Złota klatka nie tylko dla ducha.
    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...