Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rafał Orszak

Użytkownicy
  • Postów

    48
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Rafał Orszak

  1. Nie będę nawet komentował tej prostackiej wypowiedzi..
  2. W banalności jest metoda, więc kogoś ujmuje. Mnie się taki sposób patrzenia podoba. A. To nie moje słowa! Co tu się dzieje?! WAR się musiał włamać na moje konto! Co za bezczelność- ukraść i mieć czelność komentować wiersz jako swój! Nie daruję!Pamiętam że ten tekst o banalności to on napisał w swoim komentarzu mojego wiersza!
  3. Rafał Orszak

    deszcz

    Jaspis i kamień czerpane z Apokalipsy. Tak w cyt. fragmencie "i" zlało siè z innym słowem- litetówka
  4. Wiersz jest po naszemu:-) Eksperymentowałem z awangardą, dziękuję tym którzy twierdzą,że udanie.
  5. Ależ zapewniam że o miłości:-))
  6. Na tym forum jest też inny złodziej pod nickiem W_A_R. Ukradł bezczelnie mój wiersz "jak głupio"!!!!!Witold_Adam_Rosołowski to zwykły i bezczelny złodziej!
  7. Kim jestem?! Jestem autorem tego wiersza! A pan WAR go edytował i ukradł!!! Zgłaszam to prowadzącym forum! Złodziej! Jak tak można?! Jestem w szoku! Jak on to zrobił???
  8. oddziela nas chór nieprzyjaciół i padlina przykrych zdarzeń oddziela nas mechanizm kwarcowy nie osiągamy nic pozłacane schody wiją się bezsensu daleko nam do przytulenia wiją się powrozy babiego lata oswoimy ten płonący chaos wznoszący się bezsens przydepczemy wściekły kark tej rebelii nie dożyjemy zwyczajnego bycia a o świcie zgwałci nas odraza zabronić trzeba teatru wydłubać oczy Bogu Ojcu kwintesencję męczącego czucia i znów wyrwane serce moje i znów spłukane świtem oczy nie ma w nas oddechu podły ten co mówi: jest sens tego życia to kat jest naszych westchnień nocny trybunał z gilotyną i kac po zemdlonym piciu ale nic już do nas nie dociera spalimy wasze książki leniwe zrujnujemy wszystkie domy jednym ust otwarciem by związać z tyłu ręce świętym dziurawić ich palcem Tomasza nie przeczytacie nic nie zamieszkacie nigdzie nie obejrzycie nic niestworzenie wiele razy
  9. Dziękuję,za uznanie. Boże...tyle lat mnie tu nie było...
  10. Rafał Orszak

    Cephei

    Do górala z Synaju: Czytając Twój komentarz nie opuszcza mnie wrażenie,że to ty -Natan Lemens-powinieneś zniknąć....z tego portalu.Ciekawa opinia wobec wiersza,który np.na Cernuus'ie robił małą furorkę.A zaraz,przecież ty nie jesteś fachowcem!Łee,to pisz sobie co chcesz....
  11. Rafał Orszak

    Koncha

    Kochani,kochani!Pax między krześcijany!Teraz mój komentarz: 1.Tytuł-muszla wydaje dźwięk,w muszli ponoć słychać niepokojący szum...ponoć morza.Jest to jeszcze jeden element składowy dodający plastykę (dźwięk,kolor,zapach itp..),ale i wprowadza w ten obraz pewien-jak to się mówi-"bliżej nieokreślony niepokój".No nie wiem,,chyba o to mi chodziło... 2.A co do tego,że nie ma tu emocji autora,tylko majstersztyki;-)lingwistyczne...cóż te typy tak mają.Dziękuję za komentarze(zwłaszcza Pani Marcie) i pozdrawiam. (-)Rafał Orszak
  12. Rafał Orszak

    Koncha

    comrocznie chowają się w półroku głowią na kolanach spuszczonym za chodem bezpadu kaleki rozimienne w ażkońcu przypełnią tony za muszlą w środku rozpłacz liczona w setkach na palach jednej udręki
  13. ble,ble i jeszcze raz ble.I to ma być niby lepszy wiersz do mojego "Cephei"?Nie odpawiadaj,amigos israelis,to jest pytanie retorico.
  14. Rafał Orszak

    Cephei

    wstałem odbijam twarze w lustrze ustalam stopy na spienione podłogi na dodatek pochmurny sufit a Bóg miał kolor skryty zimne kaszlące budowlane potoki wokoło dymiące kształty chwilę po tym enklawa rąk gdzie powstaje obciążenie szuflady drętwieje recydywa towarzyszem czołowe światło ciszyzna jedynym plenerem język żelazny rozlewa się powszechnie bezdźwiękiem drapię się w głowę dom jest blisko idę szeroką niepogodą wrażenie deszczu niezatarte jak na płycie nagrobnej mój kamienny bezdech broni się przed przesypaniem w jutrzejszość wtedy wiersze odchodzą kulejąc na jedno oko(tak na oko) nachylam się jak dźwig nad biurkiem ostro nawiązują źrenice kupa blasku wgryza się w krzesło obrót planetarny na pięcie przed zetknięciem palca z kołyską zapala się Cefeusz- dwa i pół tysiąca słońc kładę na bok senne żebra jakikolwiek poród męczy słońce Cephei spopiela ściany urodziłem matkę i jest wiersz 16 VII 00 Wiersz został przeniesiony do działu „Poezja – Forum dla początkujących poetów", ponieważ nie spełnia kryteriów określonych dla działu "Z" MODERATOR
  15. Chaos jest dobry,chaos nie jest zły.Chaos to Twój przyjaciel!
  16. wznoszę oczy ku ziemi pod Twą obronę uciekamy od wiary patrzę pod stopy gdzie się podziało niebo kruki wiszą nad polem IChTYS psuje się od głowy żeby dotknąć krzyża i połknąć wszechświat niebo pękło piorunem siedem sekund stąd modlitewny kamyk wydał głuchy głos zazdroszczę płomieniom związane z rzeczą żyją we wszystkie strony na tym polega swoboda kruki wiszą nad polem Wiersz przeniesiony do działu Poezja - Forum dla początkujących poetów. MODERATOR
  17. grom po szynach będzie staczał głębił się w palce wystrzelone w ścianę skrzydeł wyrzeźbiona w powietrze pięść bez imienia wyciągnięta jak kot w mięsistym słońcu wygórowana do nieba do czasu inne ręce się załamały tylko moje skomlą o nazwanie ognia w imię chleba wyrzeźbiona w powietrze pięść bez imienia uciąć sobą wieczność pięści Wenus z Milo są pozaciskane... 05 VI 00
  18. łzożelazo swiatłocieknie strugotwarde z piecodołów smutnookich heroikon na ziemiostół na niesklepienie trudołez wytężnicy i tako oto wykartkowała się słowosztaba w stososkładzie ematopięknych pracoludzi 3 czte i ry i potstaje wyciężalszym od zbożopól a naszożyć tylkoprac totalitaryzuje szansosensem naszość
  19. nad wiaduktem słońce wańka–wstańka łzy bo moja kobieta poszła z dymem teraz piję tanie wino i jem suchy chleb (ewangelia) zimą chodziłem w dziurawych butach z dziurawym okiem Boże jak święcie jest zemrzeć z głodu w poszarpanych łachmanach tłumu moje 24 lata piekła pusty żywot kołowrot oglądam telenowele telefon śpi słucham radio (kiedyś ślub) po ulicach snuje się anioł Zdrojewski z pokaźnym zarostem popowodziowym w księgarniach nie ma Snów o potędze ani Micińskiego w mroku gwiazd jadę „na gapę” wszyscy przywykli piwo ma smak zachodu słońca a noc młoda jak Britney Spears opluwam się Gazetą Wyborczą a nawet na studiach nie zaliczam tego roku (do udanych) leżę na tapczanie nie sypiam po nocach bezsenność się nie zmienia duchy Kleista i Niekrasowa buszują w lodówce Matko Boska z synem swoim mnie opamiętaj na klęczkach spędzam sen z powiek wiek podstępu rodzice żyją biednie jestem przybity i mi przykro wielce przepraszam za tym grobem smutno mi gorzej jestem jedyną prawdą błyska ulica skończę na ulicy wygiętej w piorun popiołem
  20. jest widno kręgi słupy snuje się za mną cień wątpliwości jak wyszczerbiona hiena cementowa jak domysły jak domy noże międzybudowli krzesła domostw stoły jezdni ludzie przyjezdni szafy podwórek lampiony okien poezja kostki kartofle sztuki jest po parku chodzenie drzewa sąsiadują ze tykami prądu głupia kobieta niszczy dom mądra go pilnuje widzę to po ich biodrach ścianach płaczu o ściany odbicia od stępienia trzeba odstąpić ewangeliom zaostrzam stanowisko torowisko błyszczy będę szedł szybciej co wiąże się z oddechem głębszym liną półsłońca sznurem porzucenia wywiąże się rozmowa rozmycie które utnie pierwszy krok na niebie zwierciadło z rysą nie do wiary z odpryskiem gołębi do głębi boli moja podróż samotna po szczyptę roztargnienia od domu do miasta od ognia do ziemi odbicia dosyć 01 VIII 00
  21. jeśli miałbym twardo umrzeć to tylko na Twym łonie lub z myślą o nim lub z myślą o łopacie która klepie mnie po plecach jeśli miałbym żeliwnie stać truchleją mi palce głośna noc na termometrze oficjalnie zamarza tlen jeśli miałbym żyć to tylko na Tobie lub tylko po Tobie jak płaszcz jak stypa przestawać 23 XII 04
  22. nie pojmie tego mrużący oczy mainframe kiedy głowy jak małpy człekokształtne poustawiano w zaszeregowaniu dwójkowym drewnianym mamut przy mamucie menhir tryskający w niebo oblewające to słońce w pewnym sensie jest dla krajobrazu menarche pittura metafisica oblewające to słońce kryje buzię czarczafem ziemi krew się rozlewa piękna Mezopotamia głowy to miasta mamut przy mamucie miazga powkręcane w skórę magna mundi po wszystkim sunie czerwona powieka opadającego słońca (nic nowego) rozlewa się krew moja na wszystkie strony poświata i trud oddychania ptakom nogi cementuje i nie chodzi już o nic nie ma tu mnie bo mnie już nigdzie nie ma przyklęknął zmierzch nie będzie się modlił tylko patrzył przydługo w moje szerokie oczy przyszyte do opisania cieńką pajęczyną z kościotrupa Yddgrasil 16 IX 04
  23. Rafał Orszak

    ****

    mielibyśmy strony kultury części wymiary miejsc język pierwsza z dróg ład napis środek przetrwać centrum buty tłusty popiół wyhaftują powstaje nic warta Polska ogień okolice gromu to miesiące kręgi uszy ludzie wykorzenia serce szkliwo ducha wichura karmiąca krzaki masowo grób krzyż tych co wiedzą z samiutkiego środka ruchu stoi strzeże kryje płomień przemiana za mleko idące w kraj strażacy miodu my my 12.X.2000 r.
  24. zamykam oczy bo powietrze mi nie służy (do niczego) łuk czy deltoid koncepcje zdeformowane podwajamy sześcian optyką naprężeń bloki śpią wiecznym snem Endymiona spod tynków tryska energia konstrukcji budowanie wielkiej historii dwóch eonów epicykl fundamentów skóra kamienia zapada się w sen letni euforia krzywizn fantazje farb promienna fermentacja przeklęte łańcuchy pragnienia i łaknienia nowe miasto w państwie holarktyczym dolinie męczarni postawiono beczkę dziesięciu danaid ulicę dalej glacjał glosolalia przeklęta pierścień zawężeń krąg oświetlenia pejzaż nasenny jak glimid głębia na chodnikach kapitel miasta w gwiazdach macierzy miasto Golem gonady konstrukcyjne gonitwa myśli na skrzyżowaniach burza słoneczna jak spojrzenia gorgon stary pogrzeb najbliższe miasto to Proxima Centauri i otwieram oczy lepkie od asfaltu bezowocny pot przemawia przez studzienki ściekowe robi się mroczność gaśnie pora dnia zamyka narząd wzroku 15 VIII 2000
×
×
  • Dodaj nową pozycję...