Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

znowu spadł deszcz w tak dziwną pogodę
ścieżka dźwiękowa była basem i tanim filmem
ubrał mnie on w prochowiec i pomalował paznokcie
wsadził w cudze buty i kazał iść

zabronił mi patrzeć w twoją stronę

przerasta mnie każdy metr kwadratowy, każda kropka
przecinek, wieszak, talerz, szuflada i zakurzona półka
oddałbym resztkę swojej opalenizny za odrobinę twojej miłości
za głupią dyskusję, w której byłbym sobą

znowu musiałby spaść deszcz

mógłbym opowiedzieć to wszystko wzrokiem, gdybyś tylko
umiała czytać między tym nonszalanckim spojrzeniem
ono jest tylko leworęczną obroną, dziecinnym tupetem
drapaniem podłogi

Opublikowano

dobry jest


najmniej mi się:

oddałbym resztkę swojej opalenizny za odrobinę twojej miłości
za głupią dyskusję, w której byłbym sobą

pozdr

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @violetta   wiem Violetta :) a ja z Tobą ! Zawsze !    I tylko sobie żartuję:)))
    • @KOBIETA plusik za pracę na lekcji ;) - nazywasz uczucia.  
    • @Robert Witold Gorzkowski   :) odurzenie i otrzeźwienie    świetny wiersz !!! :)   
    • mróz, aż oko wykol. w wieczornych ciemnościach aż eksploduje blask bijący od gospody Pod Wściekłym Azorem. w środku – dziesiątki gorących żyłek (w tych stronach, aby nawiązać kontakt z drugą osobą, trzeba wysnuć z nozdrzy świetlistą pajęczynkę, wetknąć ją w ucho "rozmówcy"). bezdźwięczny rozgwar. pospolity środek odrętwiający wlewa się do ust gości. zziębnięty proboszcz-staruszek zwiesza nos na kwintę, żali się szynkarzowi, że znowu odór i zgroza, kolejny utopiec i dwóch nieumarłych przywlokło się prosić o rozgrzeszenie. jak tak dalej pójdzie – sama Śmierć zjawi się przy konfesjonale! sołtysowi jest wstyd, że potrafi majsterkować (talenty i umiejętności to tutaj straszny obciach!). zapomniał maski, więc podnosi przydrożny kamień, po czym z zapamiętałością uderza się nim w twarz. może sąsiad, do którego idzie pożyczyć wyrzynarkę, nie połapie się, z kim ma do czynienia, w przypływie hojności-gościnności da urządzenie nieznanemu opuchleńcowi.   tymczasem opadam z Księżyca, kochanie, wprost pod twoje okno. mam napomadowane wąsiska półłokciowej grubości, na sobie – plażowy strój z lat 20. XX wieku. paskudny i w paski. robi ci się lepko na sercu na mój widok. wsiadasz do gondoli balonu. przesyłam pajęczynką miłosne wyznania, komplementy, po czym zwiększam płomień. wzlatujemy. nawet jeśli coś pójdzie nie tak i przyjdzie się rozbić – bądź spokojna, nie skończy się tragedią. Śmierć, zamyślona, robi listę grzechów. jest zajęta rachunkiem sumienia.
    • Stary rok, przygarbiony, posiwiały i bez Jednego zęba, gdyż życie dało mu w kość, Pakuje swoje manatki i układa w kartony Kalendarium zebrane w czasie kadencji.   Usiadł ostatni raz w fotelu i wspomina Miniony czas porażek i wielkiego smutku. Przywitano mnie hucznie fajerwerkami, Strzelały szampany i konfetti na balach.   Niech żyje nowy rok – niosło się hucznie Od wsi po metropolie, witano mnie brawami, Jak króla, a może i cesarza, wznoszono toasty, Klepano się po plecach jak po wygranej w totka.   Z tego uwielbienia unosiłem się niczym ptak, Na skrzydłach niesiony radością ludzi I marzeniami o lepszym, szczęśliwym życiu. Cóż, z początkiem stycznia, gdy opadła euforia,   I krzyki poniosły się po krainie, a tamtamy Zadudniły, że podwyżki, podatki i brak chleba. Zamknąłem oczy ze wstydu i zatkałem uszy, A w kalendarzu przerzuciłem kartki na kwiecień.   Niech wiosna nastanie, uśmiechnięta, radosna, I da promyk nadziei, a zapach kwiatów Niechaj się niesie i mile drażni nosy złośników. Niestety, zaczęły się jęki na upały i powodzie,   A rolnik rzucił beretem w glebę, klnąc I złorzecząc na nieurodzajny, zły rok. Chwalono babie lato i barwną jesień oraz Zbiory grzybów, lecz o mnie cicho sza.   W smutku minął listopad, nadeszły srogie mrozy, Oczywiście też z mojej winy, a w grudniu podają Deszczową prognozę pogody na Sylwestra I psioczą pod nosem: „Na ciebie, starcze, już czas”  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...