Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Martwy Lekarz


Rekomendowane odpowiedzi

- Brzoza, nie gryź się! – wrzasnęła na nią Dorota tak głośno, że cała klasa wpadła w śmiech.
A ona właśnie musiała się ugryźć. Miała przez to ulecieć z niej cała złość. Na co taka spokojna dziewczyna może być zła?
Po pierwsze: cholerna, beznadziejna miłość! Zakochała się w takim przychlaście, że szkoda gadać. Zrobiła sobie jakąś bezsensowną nadzieję, a on nawet nie wie, że ona istnieje na tym świecie. Taka telenowela, tylko że w wydaniu szkolnym. Wyobraźcie sobie: odcinek cztery tysiące pięćset osiemdziesiąty dziewiąty, w którym podczas balu (dyskoteki szkolnej), Manuel (Karol) porywa do tańca nieznaną dziewczynę, a Esmeralda (Brzoza) ryczy potem po nocach. No, w rzeczywistości aż tak tragicznie nie jest... choć przecież zawsze może być.
Po drugie: ta cała niewesoła sprawa z Wojtkiem. Zaczęło się zwyczajnie: gość podłączył się na gadu-gadu, porozmawiali, było miło... po pewnym czasie zdało jej się, że on coś do niej... czuje (w sumie to całkiem możliwe, bo gdyby ją zobaczył, to prędko zrezygnowałby z tego... „uczucia”), ale to nic, bo poza tym jej koleżanka z klasy, Ewelina, jest w nim zabujana po uszy. Brzoza dała jej ten numer gadu-gadu, oni widocznie mają się ku sobie, a ją boli, że znów coś przegapiła, jakąś szansę na coś lepszego. Trzeba być nią, żeby mieć takiego pecha.
Po trzecie: oceny. Dwója z fizyki i z polskiego, trója z geografii. Dla większości z was to może normalka, ale dla niej – katastrofa. W domu starzy czepiają się, że przecież stać ją na więcej. Może i tak, ale skoro jedyną motywacją do poprawienia tych ocen ma być niezadowolenie rodziców, to nie, dziękuje, postoi.
No i czwarty powód: Pan Bóg. Ciągle nie ma dla Niego czasu, jest zabiegana, a kiedy znajdzie chwilkę, zamiast podumać nad istotą Jego boskości, ona woli układać wiersze o pszenicznym kolorze włosów Karola.
- Brzoza, daj spokój! – Dorota pociągnęła ją za szyję, wyrywając z samokaleczącego transu.
Spojrzały na obślinioną rękę i czerwone odciski zębów na skórze.
- Boli... – jęknęła Brzoza.
- No ja się nie dziwię. Wściekłaś się, czy co?
Brzoza nie odpowiedziała i dokończyła rozwiązywanie zadań matematycznych, które im Oszastowa zadała. Po chwili Dorota podsunęła jej kartkę: „Wiesz, chyba mi się Kuba spodobał...”. No grejt. Najlepszy kolega Karola. One to mają przechlapane w miłości. W gruncie rzeczy Brzoza spodziewała się tego. Kuba ładny jest... ma takie piękne, ostre spojrzenie lodowatych oczu... Dorota poznała go przez przypadek. Wzięła numer komórki jakiegoś gościa od Arka, ich kolegi, zupełnie nie wiedząc, kto to. Poesemesowali sobie, spotkali się raz na party u Arka i w sumie polubili. A potem zaczęli gadać w szkole, na gadu-gadu... Brzoza się nie dziwiła. Też by tak chciała. Ale, w cholerę, jej się przecież nigdy nic nie udaje!
„Dobra. Nikomu nie powiem jak chcesz.” – odpisała.
***
Kiedy tylko zadzwonił dzwonek na lekcję i stanęła pod gabinetem biologicy, owiała ją groza bijąca od Małpy. W rzeczywistości nie miała tak na nazwisko, ale klasa dała jej taki przydomek ze względu na wygląd, w sumie bardzo trafny. Widzieliście kiedyś polowania szympansów albo pawianów? Rzucają się na ofiary, a potem bezlitośnie zabijają i zjadają. Małpa postępowała tak samo ze swoimi uczniami.
Na lekcji zrobiła im sprawdzian („taka krótka kartkóweczka”) od początku roku. Dała pięć pytań, bardzo szczegółowych, wymagających dużo czasu na odpowiedź... i piętnaście minut. Brzoza myślała, że rzuci w nią długopisem. „Małpa chyba cofnęła się w rozwoju”.
Wszyscy pisali tak szybko, jak protokolanci na rozprawach sądowych. Gdy Brzoza odpowiadała na czwarte pytanie, Małpa odezwała się swoim głosem tchnącym z piekła:
- Niedługo kończymy.
Dziewczynie usychała ręka, pisała coraz bardziej niezgrabnie. Siedzący obok niej Rafał mruknął pod nosem:
- A w pysk chcesz?
Wszyscy byli źli, wiedzieli, że dostaną złe oceny. Małpa dała za mało czasu.
- No i odkładamy długopisy, podajemy kartki do przodu.
Rafał rzucił długopisem o stół. W klasie wiedziano powszechnie, że jest bardzo nerwowy i Brzoza obawiała się, co ten siedzący obok niej towarzysz niedoli może zrobić.
- Co to jest ekologia... Artur? – zapytała Małpa, uśmiechając się złośliwie.
- To nauka zajmująca się wzajemnymi zależnościami pomiędzy organizmami oraz między nimi, a ich środowiskiem. – odpowiedział bez zająknięcia Artur, mimo iż nie rozumiał z tego ani słowa.
Małpa uśmiechnęła się zadowolona. U niej nie trzeba było rozumieć, tylko wiedzieć. Brzoza „wyłączyła” aktywną część swojego mózgu i odpłynęła w krainę marzeń.
***
Na przerwie Brzoza wlepiała oczy w Karola. Dwoma narządami wzroku chłonęła go niczym gąbka wodę. Jego pszeniczne włosy... twarz białą jak papier... posturę i sylwetkę zgarbioną niczym u Quasimodo z bajki Disneya. Tak, tak... miłość jest ślepa.
***
- No, proszę, mam dla was ogłoszenie – Topola wyjęła jakieś kartki.
Brzoza zaczęła słuchać uważniej. Polski to jej teren. A nóż widelec skapnie jej piąteczka do dziennika za napisanie w dziesięć minut bzdetnego wierszyka.
- Konkurs. Napiszcie pracę o problemach dzisiejszej młodzieży – przeczytała Topola.
Brzoza uśmiechnęła się. Miała w szufladzie jedno opowiadanie, zboczone jak cholera, gdzie każdy z każdym śpi, a jeden facet chodzi nago po mieście w zimie. Tylko gdyby to zgłosiła na ten konkurs, Topola dostałaby zawału serca.
W domu Brzoza zastanawiała się, o czym napisać. O narkotykach, fajkach, alkoholu, seksie, dyskotekach i niechcianych ciążach? Nie, to nie jej klimaty. Po chwili wpadła na pewien pomysł.
Ugryzła się w rękę i chwyciła za pióro.
***
Wreszcie przyszedł czas na niedzielną mszę. Ubrała się i wyszła z domu. Jesienne wieczorne powietrze wdzierało się do jej płuc. Ruszyła ulicą pod górę. Po paru krokach poczuła, jak jej oddech pogłębia się i staje się równomierny. Uwielbiała to uczucie. Gdzieś przeczytała, że Freud porównał równomierny oddech przy wchodzeniu po schodach do takiego samego oddechu podczas seksu. Cóż, co prawda Brzoza nie szła po schodach, ale była pewna, że jej oddech jest dokładnie taki sam jak w teorii Freuda.
Gdy weszła do zakrystii od podwórza, przebiegł ją przyjemny dreszcz. Uwielbiała te msze, ten nastrój... poza tym pełniła funkcję lektora, służąc Bogu pięknym, jak wszyscy mniemali, głosem.
- O, Natasza – jak zwykle księdzu powitał ją zdziwieniem.
Brzoza przeczytała tekst, po czym weszła do kościoła, siadła w pierwszej ławce i rozpoczęła poważną rozmowę z Bogiem. Poważną modlitwę, jakiej dawno już nie przeprowadzała.
- Natalia – odezwał się głos w jej umyśle
- Tak, Panie Boże?
- Rzadko rozmawiamy ze sobą. Ostatnio.
- Wiem. To moja wina. Nie mam czasu, a powinnam znaleźć chociaż chwilę. No i ten Karol.
- No tak, ten Karol... Co zamierzasz z nim zrobić?
- Nic, zobaczę jak to się dalej potoczy.
- Aha. Ale nie licz, że Ja sam będę dział.
- Nie liczę na to wcale, Panie Boże.
Odezwał się dzwonek i bezpośrednia łączność z Panem Bogiem została przekształcona w pośrednią.
***
Brzoza włożyła klucz do zamka, otworzyła drzwi i szybko zapaliła światło. Miała do pokonania trzy piętra, by dostać się do mieszkania, przy czym na pierwszym piętrze nie paliło się światło, bo żarówka się przepaliła. Właśnie tego piętra Brzoza bała się najbardziej. Było tam ciemno, a ona przed oczyma ciągle miała tę scenę z „Gothiki”, gdzie Halle Berry niespodziewanie zauważa na środku ulicy tamtą przerażającą dziewczynę. To był pierwszy powód jej strachu.
Drugi powód był trochę bardziej realny i właściwie wiązał się z pierwszym. W jednym mieszkaniu na tym piętrze w latach 80. mieszkał lekarz. Był to człowiek religijny i kiedy papież Jan Paweł II po raz pierwszy przyjechał do Polski, on umarł z przejęcia przed telewizorem na zawał serca. Brzoza bała się, że teraz mści się na religijnych ludziach z jej klatki, za to, że ich papież odebrał mu życie.
Przechodząc obok tego mieszkania, zerknęła na drzwi i zaczęła wchodzić wyżej. Wolałaby widzieć owe nawiedzone mieszkanie, ale no cóż, trudno.
Po chwili jednak drzwi tego mieszkania otworzyły się i ktoś z nich wyszedł. Brzozie cała krew spłynęła do serca ze strachu. Potknęła się o schodek, upadła, uderzyła głową o stopień i straciła przytomność.
***
Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą Dorotę.
- Jak się czujesz? – zapytała koleżanka
- Pić mi się chce.
Dorota podała jej butelkę z wodą. Brzoza wypiła prawie całą zawartość i poczuła huczenie w głowie
- Co się stało? - zapytała dotykając obandażowaną głowę
- Wywaliłaś się na schodach. Sąsiad wychodził z mieszkania, zauważył cię i powiedział twoim rodzicom. Przywieźli cię do szpitala, byłaś nieprzytomna. Potem się ocknęłaś, miałaś robione badania, zabandażowano ci głowę, rodzice cię przywieźli do domu... rozmawiali z tobą i zasnęłaś. Ja dowiedziałam się dzisiaj w szkole i przyszłam po lekcjach. Nie pamiętasz?
- Coś sobie przypominam. Która godzina? Co za dzień w ogóle? A co w budzie?
- Jest czwarta po południu, poniedziałek. A w budzie... Sprawdzian z niemca był. I z matmy test. Na polaku pytała Rafała, mówię ci, jaki brecht... A, masz pozdrowienia od Rasty, Kaśki i Ady i od całej klasy w ogóle. Ja dzisiaj gadałam z Kubą. On chyba coś do mnie więcej... – Dorota zaczerwieniła się – pytał o ciebie, pozdrowienia masz od niego... A Karol...
Dorota urwała niepewna, czy w takich okolicznościach można mówić takie przykre wiadomości.
- No co Karol? – Brzozie było w sumie to teraz obojętne, bo głowa ja tak rypała, jakby ktoś młotem w nią walił.
- Karol chodzi z Pauliną z naszej klasy.
- No grejt. – powiedziała Brzoza i zasnęła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...