Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tanatopraksja


Rekomendowane odpowiedzi

Zmywam twój makijaż
Nałożę nową paletę barw
Trochę różu,
będziesz wyglądać cieplej.
Żywiej.

Masz smutną twarz
Niewiele można zdziałać.

Duże oczy, niewątpliwy atut.
Małe usta, za małe dla moich ust,
Skrywają nierówne zęby.

Zdejmuje twój stanik,
Za mały według standardów.

Zsuwam majtki, melodyjne łono.
Szerokie biodra, dobra miednica
do rodzenia zdrowych dzieci.

Jednak grube uda i cellulit
Widoczne ślady rozstępów.
Blizna wokół pępka.
Duże ramiona.

Włosy rozpuszczę wokół twarzy,
Zakrywając nierówne uszy.

Jesteś doskonała kiedy tak leżysz
Jesteś piękna kiedy tak leżysz.
Tylko że twoje serce nie bije,
Nic już nie rozumiesz,
Nic już nie powiesz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Nata_Kruk - @Lidia Maria Concertina - @Domysły Monika - pięknie   wam dziękuje - 
    • aleja powoli zasypia słowa zostały w domu trudno znaleźć odpowiedź czas stara się zapomnieć wieczór cienie przemykają między myślami oglądam minione obrazy bez grubej kreski i retuszu dla mnie miejsca zabrakło księżyc przygląda się nie zmienia orbity zatrzymuję się nad platanami zapytam jak on spędzi noc   2.2025 andrew
    • Podarowało mi niebo błękitną wstęgę, Bym w swej wyobraźni oplótł rzeczoną, Barwnych i zawiłych Dziejów Świata księgę, Przez historii pasjonata księżycową nocą wyśnioną.                                      Podarowało mi także i długi świetlisty promień słońca, Bym nawlókł na niego siwowłosych starców wspomnienia, Nim skryje ich do swego wnętrza ziemia, By pamięć o nich przetrwała przez pokolenia.   Zesłało mi karocę z chmur śnieżnobiałych, Wypolerowaną nienagannie blaskiem jutrzenki, Bym pomknął nią pędem w minione wieki, Ku zgłębieniu tajemnic wielkich starożytnych cywilizacji.   Dostałem w darze tuzin kruczoczarnych koni, Skrzących w słońcu niczym hematyt, Nie lękających się choćby najdalszej drogi, Przez pustkowia i uroczyska porośnięte chaszczami.   Woźnicą mej magicznej karocy, Szpiczastouchy elf był pięknolicy, Każdemu słowu wyrzeczonemu jego usty, Rumaki ochoczo posłuszne były.   Dobyłem z wyobraźni lśniącego miecza, Wykutego w żarze nigdy nie gasnącego słońca, By bezpieczniejszą była ma droga, Mrokami pradziejów skrzętnie spowita.   Gdy zaczynało już zmierzchać, Czekała na mnie ma zaklęta karoca, A jej tajemniczy złoty blask, Z wieczorną szarzyzną wymownie kontrastował.   Nieopisana radość niezmierna, Na mej twarzy zaraz się odmalowała, Nie zwlekając ni chwili, bez wahania, Gotów byłem w śnie przemierzyć cały świat…   Jesienną porą znad zamglonych pól ornych, Rzewnie przywołał mnie wiatr historii, Bym w długą a daleką podróż wyruszył, Ku odkryciu wielkich przeszłości tajemnic,   Dziesiątki legendarnych królestw, W pomroce dziejów skrzętnie ukryte, Przyzywały mnie wieszczów swych śpiewem, Z dalekiej przeszłości niosącym się echem…   Stąpając po stopniach złotych, Zasiadłem dumnie w wnętrzu mej karocy, Dając zaraz polecenie woźnicy, By w drogę czym prędzej wyruszyć…   I popędziłem w snach mą wyśnioną karocą, Ku zamierzchłej przeszłości dalekim tajemnicom, By wydrzeć je chytrze minionym wiekom, Niczego w zamian im nie ofiarowując…   Nim nastał wytęskniony świt, Nim gęsty mrok się z wolna rozproszył, Zebrawszy naprędce rozproszone myśli, Mknąłem nocą ku wielkiej tajemnicy,   Pozłocisty niedosięgłego księżyca blask, Oblepioną mrokiem drogę oświetlał, Ta zaś zdawała się nie mieć końca, Wijąc się w nieprzystępnych leśnych ostępach,   Gnając wciąż przez zamierzchłe pradzieje, Pozdrowiłem przelotnie tęsknym wzrokiem, Dumne a niezliczone gwiazdy złote, Na nocnym niebie tajemniczo skrzące,   I ku niedosięgłym gwiazdom złotym, Strwożony nieśmiało uniosłem oczy, By zdradzić im swe marzenia szeptem cichuteńkim, Który tylko one dosłyszeć potrafiły…   A zaklęta karoca wciąż mknęła i mknęła, W zamierzchłej przeszłości zasnuty legendami świat, Po wyboistych dziejów zawiłych drogach, By sennym marzeniom mym sprostać,   Pod koła mej karocy złote monety, Wyrzucały fale zamierzchłej przeszłości rzeki, By niesłyszalny brzęk ich cichy, Hołdem był mej ciekawości złożonym.   Gdzie czerpiąc z opowieści o bohaterach sławnych, Spisano w średniowieczu potężne księgi, Tam mknąłem zaklętą karocą niepowstrzymany, Na wahanie nie tracąc ni chwili…   Skąpały się promienie przedwiecznego słońca, W odmętach wielkiej rzeki zapomnienia, Oddając jej skrzący swój blask, Który ta łapczywie cały pochłonęła…   Przez powiew wiatru dziejów wytyczona, Po dziejowych meandrów skalistych wertepach, Długa i zawiła ku pradziejom droga, Z każdą wiorstą jęła się zapętlać,   W lepkim cuchnącym błocie, Grzęzły karocy koła złote, A tracąc blask swój nim oblepione, Wyrzucały jego grudy w powietrze,   Trwożliwe konie niebawem spłoszyły, Majaczące w mrokach zapomnienia upiory historii, Gdy przelęknione nader gwałtownie wierzgnęły, Łamiąc diamentowe osie kół pozłocistej karocy!   Oderwane od karocy złote koło, W ułamkach sekund skrząc i błyszcząc, W siną dal się potoczyło, Wkrótce z oczu mych niknąc,   Uderzone podmuchami wiatrów dziejowych, Osunęły się z zawiasów drzwiczki karocy, A bezwładnie dotykając ziemi, Uderzały o polne kamienie krzesząc iskier potoki…   Lecz magicznej karocy zaklęty woźnica, Na me przeraźliwe krzyki nie zważał, Wpadłszy w przedziwny niepojęty trans, Znarowione konie tym usilniej popędzał.   I nikt mi nie mógł dopomóc, Ni powstrzymać szaleńczego zaklętej karocy pędu, A niepewny pozostając swego losu, Uniosłem przerażone oczy ku gwieździstemu niebu…   W duszy mej trwożne zrodziło się pytanie… Czy nim nastanie podróży kres, Karoca w szaleńczym pędzie się rozpadnie, A wypadając z niej uderzę głową o kamień…   Wtem nagły głośny trzask! Oderwały się od karocy wszystkie już koła, Pod ciężarem pokrywającego ją złota, Gwałtownie z hukiem o ziemię uderzyła!   Gdy przez sen krzyknąłem przerażony, Zimny dreszcz strachu me plecy przeszył, Próbując panicznie zebrać rozbiegane myśli… W środku nocy rozwarłem powieki…   Prysły senne obrazy, Nie było też złotej karocy, Gdy sennej wyobraźni pierzchły majaki, Szaleńczy pęd także już ucichł…   Były tylko mojego pokoju ściany, Otulone smolistym mrokiem nocy, Zamglone oczy przecierając powoli, Ledwo zdołałem rozeznać ich kontury…   W nocy zlany zimnym potem, Tkwiąc między tym co wyśnione a realne, Biorąc głęboki oddech, Zrozumiałem że to był jedynie sen…   A choć wyśniony blask złotej karocy, Zastąpiła namacalna czerń nocy, Wciąż te same marzenia się tliły, Podróży ku wielkim tajemnicom przeszłości…
    • Otrzymałem iskrę strachu, znika ciągle. Lata doznań wciąż kształtują, co dostanę. Ból zamienia się dziś w miecze, Ludzie tworzą nowe barwy. Bart emocji tworzy nowy opis zmiany. Stawiam ruchy, jakby wszystko było skrajne. Jednak nie wiem, czy ja jestem dziś dla kogoś. Niemożliwa racja wygląda dziś marnie, Rozmach ognia wciąż poczuwam jako błogość.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...