Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

"Pod ciężarem nieba" PROLOG


Rekomendowane odpowiedzi

PROLOG
Na krawędzi



Zamknął oczy. Miał nadzieję, że kiedy je otworzy, wszystko okaże się jedynie paskudnym snem.
Stał roztrzęsiony, próbując rozbudzić świadomość. Ściskał brwi w błagalny sposób, podnosząc głowę w stronę nieba. Okazuje się, że ciężko skupić myśli w obliczu strachu. Został pozbawiony rozsądku. Chyba już nic nie pomoże. Możliwe że wszystko co się dzieje, jest tylko złym snem. Jednak nie miał pewności, dlatego właśnie podejmował próby kontroli umysłu.
Otworzył oczy.
Nie udało się. Znów stał nad przepaścią, a patrząc w dół od razu zaczynał się trząść. Cofnął się o krok. Jednak nie mógł pobiec w żadnym kierunku - przed nim niebezpieczeństwo śmierci, a za nim płomienie ognia. Stał na krawędzi kamiennej formacji, a za nim ogień niszczył wszystkie rośliny, całą przyrodę, z minuty na minutę coraz większą przyjmując postać.
Młody mężczyzna patrzył w stronę nieba, starając się skleić z roztrzęsionych myśli jakąkolwiek modlitwę. Stojąc oko w oko ze śmiercią, pojawił się żal za grzechy. Nie bywał w kaplicy od czasu komunii świętej, może za dużo grzeszył i teraz musi zmierzyć się ze śmiercią, stojąc przed czeluściami piekieł?
Zza jego pleców zadźwięczał okropny głos.
- I co teraz zrobisz?
To pytanie powtórzyło się w jego głowie kilka razy, jak echo przedzierającego szybę sztyletu. Bał się odwrócić. To nie może się dziać, powtarzał sobie, nie wierzę. Jednak ten ktoś spytał jeszcze raz. Tym razem głośniej.
- Znam Twoje imię, wiem kim jesteś. Co teraz zrobisz?
Nie mając wyboru mężczyzna odwrócił się.
Stała przed nim postać z koszmarów. Diabeł wcielony. Czerwona skóra, dwa zygzakowate paski na twarzy. Ten ktoś wyciągnął do niego rękę. Była czymś spalona.
- Dlaczego masz taką dłoń? – Odważył się młodziak. Ledwo wydobył głos.
- Jest spalona. Uwierz mi, Twoja też taka będzie, jeśli nie podasz mi dłoni.
- Mam Ci podać dłoń?
- Podasz mi rękę i skoczymy na dół. Spójrz za siebie jeszcze raz, nie bój się.
Tamten nie dowierzał, nie rozumiał przeraźliwych słów Szatana. Dalej powtarzało mu w głowie piekielne echo jego słów. W końcu zrobił dwa kroki w stronę przepaści. Zadrżał.
Diabelska postać znów wydobyła z siebie niski głos.
- I co widzisz?
- Jak to co…śmierć, przepaść, ogień…
- No właśnie. Ja proponuję Ci życie wieczne. Tam na dole. Ogień przybliża się do nas coraz szybciej. Za chwilę zginiemy w płomieniach. Jest tylko jedno wyjście.
Głos płomieni zaskwierczał głośniej.
- Skoczyć w przepaść?! – Wrzasnął mężczyzna.
- Tak. Skoczyć z krawędzi na dół. Tam odbijemy się od dna i będziemy żyć wiecznie. Tam posiądziesz wiedzę i zaznasz dobrobytu, który ja Ci oferuję. Przez całe życie śniłeś. Twoje miejsce, twój niby dom, to nic innego jak zwykła iluzja szczęścia. W większości cierpienie. Jestem tutaj jako postać czysto duchowa, chcę Cię uratować. Jednak musisz podać mi dłoń, przestać się lękać. Nie masz nic do stracenia. No. – Zrobił krok w stronę młodego i zaakcentował zapraszający ruch dłonią. – No podaj. Sprowadzę Cię tam na dół i będziesz żył wiecznie.
- Nie! – Wrzasnął tamten. – Chcę wracać do domu. Jeżeli podam Ci dłoń, zginę. Nie wierzę że istniejesz, nie wierzę. – Zadrżał.
Ogromny głaz skalny spadł nie wiadomo skąd. Oboje szybko usunęli się na bok. Był to wielki kamień który stoczył się z urwiska i po chwili leciał już w dół, dalej i dalej…
Mężczyzna podniósł brwi. Przysunął się do krawędzi i popatrzył. Kamień leciał i leciał zmniejszając się coraz bardziej. Po chwili znikł z jego oczu. Potem słychać było tylko trzask, potężne uderzenie.
Kamień roztrzaskał się na tysiące drobnych kawałków, a echo uderzenia przelatywało koło nich, przeplatając się z dźwiękiem przybliżających się z każdą sekundą płomieni ognia.
Szatańska postać cały czas patrzyła na niego, a on nie był w stanie wypowiedzieć ani słowa. Dopadł go mutyzm, potęgujący w każdej chwili, gdy patrzył na płomienie i Diabła. Strach przejął kontrolę nad każdą komórką jego ciała.
Tak właśnie nie mając znikąd prawdziwej pomocy, znów zamknął oczy. Zwrócił twarz w stronę nieba i złapał energicznie za koszulę. Ściągnął ją i cisnął w przepaść. Stał teraz umięśniony, w samych spodniach, z opadającymi do ramion włosami. Miał cały czas zamknięte oczy i ściśnięte brwi. Podniósł dłonie wysoko, a kiedy poczuł ból (spodnie zaczęły się palić) skoczył w niewiadome.
Spadał szybko. Uderzenie powietrza było tak silne, że nie potrafił nawet myśleć już o strachu. O niczym nie myślał.

Budzik zadzwonił.
Mężczyzna podniósł się z łóżka i nacisnął na przycisk nad wskazówkami. Cholera jasna, przeklął, to tylko sen.
Budzik przestał alarmować.
Kiedy otrząsnął się, przypomniał sobie o notkach. Wstał z łóżka i podszedł do biurka. Stał tam plik notatek dotyczących OOB i świadomego snu. Teraz wszystko jasne, stwierdził.
Uprzedniej nocy, kilka godzin przed snem, rozluźniał ciało starając się wejść w stan świadomego snu. Wyobrażał sobie kwiatki, wizualizował motyle, siebie na plaży, obudził się o pierwszej, potem starał się utrzymać świadomość, leżąc częściowo bezwładnie (po dwugodzinnym śnie i przebudzeniu ciało jest zmęczone). Teraz przypomniał sobie zdarzenia poprzedzające sen.
Coś musiało pójść nie tak, stwierdził. Mimo prób wejścia w stan świadomego snu, będąc już w marzeniach sennych nie potrafił ich kontrolować, co gorsza spotkał go koszmar chyba największy w życiu.
Jednak nie mógł tutaj siedzieć nad notatkami i pisać, głowić się. Lekko jeszcze oszołomiony przypomniał sobie, że za pół godziny musi zjawić się w pracy (dorabiał jako barman). Tak więc ubrał się momentalnie i wybiegł z pokoju, starając się zostawić daleko za sobą diabelskie sny i skupić umysł na dzisiejszym dniu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...