Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Chińskie dolary


Rekomendowane odpowiedzi

Chyba nie chcesz mi powiedzieć Edmundzie, że zabrał ci wszystko?
- Byłem tam. Byłem tam pięć lat temu. Czy ty wiesz co oni robią? Nie tyle co, ale jak? - Starszy mężczyzna pochylał się nad stertą papierów, gorączkowo je przerzucając. - Jak mogłem tego nie zauważyć?
- Mogłeś. Widocznie mogłeś.
- Żebyś ty zobaczyła co ci Chińczycy robią z dolarami! Głaszczą je, chowają w takich pudełeczkach i codziennie wyciągają, liczą i znowu głaszczą. Przeglądają całe zapasy, trzymają je pod słońce, mrużą oczy, szeleszczą cichutko pod nosem jakby wszystko każdego dnia od nowa czytali, jakby przeglądali każdy punkcik druku na banknocie, czy jakiś może się nie zabrudził, albo nie wypadł. Patrzą czy banknot nie zmienił koloru, czy się nie urwał róg, czy nie zagiął. Ty wiesz z jaką miłością oni prasują te dolary? Durny byłem. Myślałem, że są głupi, że zachowują się jak dzieci, które nigdy nie widziały dolara. Teraz już rozumiem, oni głaszcząc te dolary, głaskali swoje życie, głaskali swoją rodzinę, swoje marzenia, swoją przyszłość, swoje sny o spokoju i potędze, głaskali swoją miłość do ojczyzny, do swojej historii, oni w tym głaskaniu wyrażali wszystko co najpiękniejsze i najpotężniejsze zarazem. Każdy z nich jest jak kropla wody, która miesiącami i latami kapie na skałę. Wyżłobili już potężną wyrwę w gospodarce, Małgosiu. I to w światowej gospodarce! Czy ty wiesz co by się stało, gdyby teraz wszyscy Chińczycy otworzyli swoje śliczne, chińskie pudełeczka i wyjęli te wypucowane jednodolarówki, a później je sprzedali? Wiesz co by się stało?
Blondynka westchnęła głośno, przewróciła oczami, zamrugała, wbiła wzrok w kilkucentymetrowe tipsy i rzuciła niespiesznie:
- Nie wiem Edmundzie. Nie obchodzi mnie to.
Mężczyzna nie zrażony jej obojętnością, kontynuował:
- Otóż moja droga, gdyby Chińczycy sprzedali teraz nagle wszystkie te swoje jednodolarówki, dolar tak poleciałby w dół, że Ameryka natychmiast by zbankrutowała! Dolarów byłoby tak dużo, że nie miałyby żadnej wartości...
- Zupełnie nie rozumiem co to ma współnego z nami? - przerwała mu, po czym westchnęła jeszcze głośniej i dodała - a właściwie ze mną.
- Jak to co? Za Ameryką upada cały świat! Bankrutujemy wszyscy, a Chiny zalewają planetę sobą. Oni dobrze o tym wiedzą, dlatego te ich pudełeczka są tak dla nich ważne. Mają nas wszystkich w garści!
- Och Edmundzie - kobieta odwróciła się plecami do mężczyzny, spuściła głowę i wyćwiczonym głosem zaczęłą ni to dialog, ni monolog - myślałam, że coś naprawdę nas łączy, że jak poznam mężczyznę starszego, nawet dużo starszego od siebie, nawet takiego osiemdziesięciolatka jakim ty jesteś, to znajdę wreszcie szczęście. Bo mężczyzna dorosły, dojrzały, to nie to samo co moi rówieśnicy - z lubością, tak by podkreślić swój młody wiek rozciągnęła słowo "rówieśnicy" - tak, moi rówieśnicy to zwykli gówniarze. Pójść na dyskotekę, złapać laskę za tyłek, upić się, nic więcej, ale dojrzały myślę sobie, taki dojrzały staruszek jak ty to musi być cudo. Stateczny, mądry, przy takim czułabym się bezpiecznie. Ale nie! - odwróciła się teraz, zmrużyła oczy i wycelowała czerwonym jak ogień tipsem w twarz Edmunda - ale nie może być tak jak powinno, prawda?
- Małgosiu, o czym ty mówisz?
- O czym ja mówię! Ha! Czy ty nic nie rozumiesz? - jej głos się zmienił, zacharczał. Edmund nigdy nie widział jej w takim stanie, więc po prostu usiadł na krześle i zamilkł. W głowie zaczęło mu się wszystko układać w jedną, nie najweselszą całość. Małgosia tymczasem grzmiała:
- Kiedy myślałam, że mam okazję poślubić statecznego mężczyznę, ten "pożalsięboże" stateczny mężczyzna zatrudnia sobie jakiegoś Chińczyka na księgowego, a Chińczyk go najzwyczajniej w świecie okrada! No ile ci zabrał? Ile wywiózł do tych swoich Chin?
- Małgosiu, ale to tylko pieniądze... Czy ty...
- Wszystko? Zabrał ci wszystko, a ty mówisz, że to tylko pieniądze? Siedzisz tu zamiast pół świata na nogi postawić? Opowiadasz mi jakieś bajeczki o chińskich pudełkach?
- Małgosiu, ale ty nigdy nie krzyczałaś.
- Nie krzyczałam, bo nie było potrzeby!
- Posłuchaj - mężczyzna złapał się za serce, próbował wstać, ale nogi odmówiły posłuszeństwa. - Pieniądze. To tylko pieniądze. Boże, Małgosiu, boli.
- To tylko pieniądze? Co ty gadasz? To było kilka milionów! Zabrał ci kilka milionów, a ty mówisz, że to tylko pieniądze?
- Małgosiu, proszę cię. Nie teraz.
- Wiedziałam! Coś czułam! Wszyscy jesteście tacy sami! Zwykli gówniarze, na których nie można liczyć. Tak więc słuchaj uważnie, bo się powtarzać nie będę! Ślubu nie będzie! Wybij to sobie z głowy, nie wyjdę za kogoś, kto jest tak nieodpowiedzialny!
Kobieta wybiegła z salonu i Edmund słyszał tylko cichnący odgłos obcasów. Przyklęknął na podłodze, łapał oddech, wzrokiem szukał telefonu. Serce dokuczało mu już od piętnastu lat, ale tak jak teraz, nie bolało jeszcze nigdy. We wszystkie kierunki ciała wysłało ostre, kłujące szpile, jedna z nich sparaliżowała lewe ramię, druga wbiła się w płuca utrudniając oddychanie, trzecia, z impetem przeszyła żołądek wylewając gorzki smak wprost do gardła. Ale najgorsza, czwarta, wbiła się w duszę. Okradziony z fortuny i obietnicy o przeżyciu jeszcze kilku lat w towarzystwie młodej kobiety, w ułamku sekundy stał się słaby i bezradny jak niemowlę. Przeraził się. Przeraził się samotności, śmierci i własnej głupoty jaką zafundował mu podeszły wiek. Jeszcze kilka lat temu wyczułby tego Chińczyka od razu, zrozumiał jego ciągłe lizusostwo, łaszenie się, chwalenie na każdym kroku. Przejrzałby go na wylot i wywalił na zbity pysk.
Resztką sił podczogał się do komódki z lekarstwami i wyjął mały pojemniczek. Otworzył go, wziął telefon do ręki i w myślach przypominał sobie numer na pogotowie. Serce podskakiwało mu w piersi, tłukło się, jakby chciało przebić żebra i uwolnić się wreszcie z tej długowiecznej klatki. Po chwili szarpało się jak podtapiane zwierzę, któremu już brakuje tchu. Edmund wyjął tabletki, wziął w garść i tuż przy ustach zatrzymał dłoń. Ból zajął już wszystkie częśći umysłu i ciała, nawet w palcach u stóp czuł kłucie, ale gdzieś tam w głębi, w malutkim miejscu, jakby cudem ochronionym przed chorobą, zaświtała myśl. Czysta, prawdziwa i kojąca. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, odłożył telefon i wypuścił z dłoni tabletki. Spojrzał na salon, później na wielkie, mosiężne drzwi, za którymi zniknęła Małgosia, zacisnął pięść i wypuścił kilka łez.
"Wszystko skończone" - pomyślał jeszcze, po czym wypuścił powietrze z płuc i przewrócił się na bok.
Salon zniknął w ciemności, dźwięki ucichły, Małgosia przestała być ważna. Świat stracił jakikolwiek sens.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć Edmundzie, że zabrał ci wszystko?
- Byłem tam. Byłem tam pięć lat temu. Czy ty wiesz co oni robią? Nie tyle co, ale jak? - Starszy mężczyzna pochylał się nad stertą papierów, gorączkowo je przerzucając. - Jak mogłem tego nie zauważyć?
- Mogłeś. Widocznie mogłeś.
- Żebyś ty zobaczyła co ci Chińczycy robią z dolarami! Głaszczą je, chowają w takich pudełeczkach i codziennie wyciągają, liczą i znowu głaszczą. Przeglądają całe zapasy, trzymają je pod słońce, mrużą oczy, szeleszczą cichutko pod nosem jakby wszystko każdego dnia od nowa czytali, jakby przeglądali każdy punkcik druku na banknocie, czy jakiś może się nie zabrudził, albo nie wypadł. Patrzą czy banknot nie zmienił koloru, czy się nie urwał róg, czy nie zagiął. Ty wiesz z jaką miłością oni prasują te dolary? Durny byłem. Myślałem, że są głupi, że zachowują się jak dzieci, które nigdy nie widziały dolara. Teraz już rozumiem, oni głaszcząc te dolary, głaskali swoje życie, głaskali swoją rodzinę, swoje marzenia, swoją przyszłość, swoje sny o spokoju i potędze, głaskali swoją miłość do ojczyzny, do swojej historii, oni w tym głaskaniu wyrażali wszystko co najpiękniejsze i najpotężniejsze zarazem. Każdy z nich jest jak kropla wody, która miesiącami i latami kapie na skałę. Wyżłobili już potężną wyrwę w gospodarce, Małgosiu. I to w światowej gospodarce! Czy ty wiesz co by się stało, gdyby teraz wszyscy Chińczycy otworzyli swoje śliczne, chińskie pudełeczka i wyjęli te wypucowane jednodolarówki, a później je sprzedali? Wiesz co by się stało?
Blondynka westchnęła głośno, przewróciła oczami, zamrugała, wbiła wzrok w kilkucentymetrowe tipsy i rzuciła niespiesznie:
- Nie wiem Edmundzie. Nie obchodzi mnie to.
Mężczyzna nie zrażony jej obojętnością, kontynuował:
- Otóż moja droga, gdyby Chińczycy sprzedali teraz nagle wszystkie te swoje jednodolarówki, dolar tak poleciałby w dół, że Ameryka natychmiast by zbankrutowała! Dolarów byłoby tak dużo, że nie miałyby żadnej wartości...
- Zupełnie nie rozumiem co to ma współnego z nami? - przerwała mu, po czym westchnęła jeszcze głośniej i dodała - a właściwie ze mną.
- Jak to co? Za Ameryką upada cały świat! Bankrutujemy wszyscy, a Chiny zalewają planetę sobą. Oni dobrze o tym wiedzą, dlatego te ich pudełeczka są tak dla nich ważne. Mają nas wszystkich w garści!
- Och Edmundzie - kobieta odwróciła się plecami do mężczyzny, spuściła głowę i wyćwiczonym głosem zaczęłą ni to dialog, ni monolog - myślałam, że coś naprawdę nas łączy, że jak poznam mężczyznę starszego, nawet dużo starszego od siebie, nawet takiego osiemdziesięciolatka jakim ty jesteś, to znajdę wreszcie szczęście. Bo mężczyzna dorosły, dojrzały, to nie to samo co moi rówieśnicy - z lubością, tak by podkreślić swój młody wiek rozciągnęła słowo "rówieśnicy" - tak, moi rówieśnicy to zwykli gówniarze. Pójść na dyskotekę, złapać laskę za tyłek, upić się, nic więcej, ale dojrzały myślę sobie, taki dojrzały staruszek jak ty to musi być cudo. Stateczny, mądry, przy takim czułabym się bezpiecznie. Ale nie! - odwróciła się teraz, zmrużyła oczy i wycelowała czerwonym jak ogień tipsem w twarz Edmunda - ale nie może być tak jak powinno, prawda?
- Małgosiu, o czym ty mówisz?
- O czym ja mówię! Ha! Czy ty nic nie rozumiesz? - jej głos się zmienił, zacharczał. Edmund nigdy nie widział jej w takim stanie, więc po prostu usiadł na krześle i zamilkł. W głowie zaczęło mu się wszystko układać w jedną, nie najweselszą całość. Małgosia tymczasem grzmiała:
- Kiedy myślałam, że mam okazję poślubić statecznego mężczyznę, ten "pożalsięboże" stateczny mężczyzna zatrudnia sobie jakiegoś Chińczyka na księgowego, a Chińczyk go najzwyczajniej w świecie okrada! No ile ci zabrał? Ile wywiózł do tych swoich Chin?
- Małgosiu, ale to tylko pieniądze... Czy ty...
- Wszystko? Zabrał ci wszystko, a ty mówisz, że to tylko pieniądze? Siedzisz tu zamiast pół świata na nogi postawić? Opowiadasz mi jakieś bajeczki o chińskich pudełkach?
- Małgosiu, ale ty nigdy nie krzyczałaś.
- Nie krzyczałam, bo nie było potrzeby!
- Posłuchaj - mężczyzna złapał się za serce, próbował wstać, ale nogi odmówiły posłuszeństwa. - Pieniądze. To tylko pieniądze. Boże, Małgosiu, boli.
- To tylko pieniądze? Co ty gadasz? To było kilka milionów! Zabrał ci kilka milionów, a ty mówisz, że to tylko pieniądze?
- Małgosiu, proszę cię. Nie teraz.
- Wiedziałam! Coś czułam! Wszyscy jesteście tacy sami! Zwykli gówniarze, na których nie można liczyć. Tak więc słuchaj uważnie, bo się powtarzać nie będę! Ślubu nie będzie! Wybij to sobie z głowy, nie wyjdę za kogoś, kto jest tak nieodpowiedzialny!
Kobieta wybiegła z salonu i Edmund słyszał tylko cichnący odgłos obcasów. Przyklęknął na podłodze, łapał oddech, wzrokiem szukał telefonu. Serce dokuczało mu już od piętnastu lat, ale tak jak teraz, nie bolało jeszcze nigdy. We wszystkie kierunki ciała wysłało ostre, kłujące szpile, jedna z nich sparaliżowała lewe ramię, druga wbiła się w płuca utrudniając oddychanie, trzecia, z impetem przeszyła żołądek wylewając gorzki smak wprost do gardła. Ale najgorsza, czwarta, wbiła się w duszę. Okradziony z fortuny i obietnicy o przeżyciu jeszcze kilku lat w towarzystwie młodej kobiety, w ułamku sekundy stał się słaby i bezradny jak niemowlę. Przeraził się. Przeraził się samotności, śmierci i własnej głupoty jaką zafundował mu podeszły wiek. Jeszcze kilka lat temu wyczułby tego Chińczyka od razu, zrozumiał jego ciągłe lizusostwo, łaszenie się, chwalenie na każdym kroku. Przejrzałby go na wylot i wywalił na zbity pysk.
Resztką sił podczogał się do komódki z lekarstwami i wyjął mały pojemniczek. Otworzył go, wziął telefon do ręki i w myślach przypominał sobie numer na pogotowie. Serce podskakiwało mu w piersi, tłukło się, jakby chciało przebić żebra i uwolnić się wreszcie z tej długowiecznej klatki. Po chwili szarpało się jak podtapiane zwierzę, któremu już brakuje tchu. Edmund wyjął tabletki, wziął w garść i tuż przy ustach zatrzymał dłoń. Ból zajął już wszystkie częśći umysłu i ciała, nawet w palcach u stóp czuł kłucie, ale gdzieś tam w głębi, w malutkim miejscu, jakby cudem ochronionym przed chorobą, zaświtała myśl. Czysta, prawdziwa i kojąca. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, odłożył telefon i wypuścił z dłoni tabletki. Spojrzał na salon, później na wielkie, mosiężne drzwi, za którymi zniknęła Małgosia, zacisnął pięść i wypuścił kilka łez.
"Wszystko skończone" - pomyślał jeszcze, po czym wypuścił powietrze z płuc i przewrócił się na bok.
Salon zniknął w ciemności, dźwięki ucichły, Małgosia przestała być ważna. Świat stracił jakikolwiek sens.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...