Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Poczekalnia


Rekomendowane odpowiedzi

Czekając na wizytę u kardiologa, usiadłam na jednym z rzędu krzeseł pod ścianą. Pełno ludzi, długa kolejka. Ale chyba nie wszyscy tu?!
Na sąsiednich drzwiach tabliczka : dr XY, Psychiatra, przyjmuje w godzinach....
Z nudów , ale i z ciekawością, dyskretnie obserwuję ludzi. Jedni siedzą znużeni czekaniem, inni nerwowo przekładają nogę na nogę, ktoś przygryza wargę, ktoś odkłada gazetę, nie mogąc się skupić na czytaniu, ktoś odchodzi w stronę drzwi, żeby zapalić papierosa, ktoś wysyła SMSa. Pani o tragicznym wyrazie twarzy ma łzy w oczach i zawstydzona odwraca twarz do ściany. Młody chłopak bezceremonialnie obgryza paznokcie, a zamyślony starszy pan gniecie w rękach czapkę. I ta cisza! Każdy zatopiony we własnych myślach, aż powietrze gęstnieje............
Z czym tu przychodzą? O czym chcą rozmawiać z lekarzem?

Każdy jest inny i każdy ma swoje problemy realne, lub urojone, a każdy potrzebuje ciepła i życzliwego kontaktu z drugim człowiekiem. Czasem, ludzie samotni, nie mogąc spotkać wyciągniętej bezinteresownie dłoni- wpadają w depresję, uciekają w swój świat, tracąc poczucie rzeczywistości. Zaczyna się niewinnie – lekarz przepisuje „odpowiednie środki”, a pacjent wierzy, że wyjdzie z opresji i wszystko będzie dobrze. To takie chwilowe, złudne poczucie zadowolenia i bezpieczeństwa, a tak naprawdę – zamiatanie śmieci pod dywan, nie rozwiązuje problemów. Uzależnienie od leków czasem tylko pogłębia chorobę i pacjentowi coraz trudniej „wyjść na prostą” i wrócić do „ siebie sprzed choroby”.
To smutne, ale coraz częściej depresja ujawnia się u ludzi, nie radzących sobie z trudnościami dnia powszedniego, dotyka ludzi wrażliwych, którzy nie potrafią twardo stąpać po ziemi i bez pomocy wyciągniętej życzliwie dłoni sami sobie nie są w stanie pomóc. Ludzie!!!!! Zrozumcie!!!!! Ten świat nie jest tylko dla twardzieli!!!!!!! Bądźcie bardziej życzliwi dla innych!
............................................................................
Są problemy stare, jak świat- zawiedziona miłość, zdrada, nienawiść, odejście najbliższego, bez którego nie chce się żyć, uzależnienia, nałogi, brak środków do życia, samotność...... Ale z niektórymi sprawami równie trudno się pogodzić. Zdewaluowały się wartości, które do niedawna były wykładnią człowieczeństwa i ci, dla których są one w dalszym ciągu ważne nie mogą się z tym pogodzić.


A tymczasem nadchodzi Pani Doktor. Piękna, elegancka młoda kobieta, dosłownie przytłaczająca swoją wielkością – wzrostem i tuszą, karcącym spojrzeniem, pełnym siły, pewności siebie, powagi i władzy nad tymi biednymi, nieśmiałymi, pokurczonymi istotami, z których niejedna dawno już by stąd uciekła, gdyby nie paraliżujący strach, zniechęcenie lub bezradność, przytwierdzające do krzesła. Siedzą więc i czekają na swoja kolejkę.
Szukają tu pocieszenia, ulgi, zrozumienia dla swoich fobii i zwykłych smutków? Pogłaskania, zauważenia samotności?
Przychodzą kolejni pacjenci, różni połamańcy, poruszający się o kulach, pan z ręką na temblaku- no tak, zaraz za zakrętem korytarza jest gabinet lekarza ortopedy.
Wszędzie pełno chorych, niektórzy zdenerwowani, nawet jeden wykrzykuje pod adresem rejestratorki, że powinna się przebadać TU- wymownie wskazując na gabinet psychiatry. Można by trochę grzeczniej........ Cóż, są ludzie oceniający innych swoimi kompleksami, nawet sobie tego nie uświadamiając.
Narasta ogólne zdenerwowanie, bo ktoś za długo siedzi w gabinecie, czyjaś karta zaginęła , ktoś nerwowo z dziwnym uśmieszkiem chodzi tam i z powrotem , przeciskając się między tymi, dla których brakło krzeseł. Na drzwiach kłamliwie uspokajający napis: „O kolejności przyjęć decyduje lekarz”, a prawie każdy tłumaczy innym, że czeka już od rana i nikogo nie przepuści… Młoda kobieta w towarzystwie męża i wyraźnie już znudzonego synka wznosi oczy do góry, z miną, jakby się obawiała zawalenia sufitu , miła, podejrzanie spokojna pani sztucznie otyła, jakby napompowana – rozdaje wokół przepraszająco-pocieszające uśmiechy. Wielu zachowuje spokój, niektórzy zatopieni we własnych myślach znużeni, zapominając czego oczekują od lekarza, pragnąc nareszcie wejść do gabinetu, dostać recepty i z ulgą opuścić to miejsce.
Teraz patrzę na kolejne osoby, wychodzące z gabinetu psychiatry.
[ Pan Kardiolog jeszcze nie przyszedł, a kolejka do niego coraz dłuższa].
W niektórych wielka odmiana. Pan ze zmiętą czapką uspokojony, nawet z bladym cieniem uśmiechu w zmęczonej twarzy, pani z pięknymi oczami w dziwnym, drapieżnym makijażu cała rozogniona i chyba płakała, ktoś załamany, pogodzony z losem, ktoś uspokojony i odprężony, prawie zadowolony. A pani, która dopiero co przyszła, robi wymówki rejestratorce, że ” ona tylko po leki i Pani Doktor na pewno ją przyjmie bez kolejki.” Dziewczyna z nieobecnym uśmiechem szeptem zwierza się siostrze, że chciałaby porozmawiać z lekarką, licząc na rozwiązanie problemów, ale Pani Doktor tylko przepisała zwiększoną porcję silniejszych leków mówiąc, że nie ma czasu na rozmowy, bo przed drzwiami czeka tłum. Energiczna kobieta tłumaczy komuś, że przyszła tu z mężem, bo po wypadku coś mu się porobiło z głową............... Ludzie............ludzie...........ludzie...............
Problemy nie biorą się „z niczego”. Ktoś silny, bezwzględny, radzi sobie w życiu, odsuwając od siebie kłopoty, udając nawet, że ich wcale nie ma, a już na pewno nie dotyczą jego. Może to i doraźnie dobry sposób na bezstresowe życie, ale kiedyś czara się przepełni i nie będzie ratunku przed prawdą. Dla kontrastu – wrażliwcy z empatią dla innych, zbierają na swoje barki wszystkie „krzyże” i – jeśli nie mogą pomóc – to przynajmniej starają się pocieszyć i współczuć. Jakie to ważne – być blisko przy kimś potrzebującym wsparcia w kłopotach i smutkach. Nawet małe, pozornie nic nie znaczące gesty, byle by były szczere , mogą odmienić czyjeś życie, uratować przed stoczeniem się w przepaść, przywrócić wiarę w ludzi i świat.
Na korytarzu duży ruch. Oprócz pacjentów widać „biały personel”, to pielęgniarki , rejestratorki i laborantki , krążące między punktem pobrań krwi a laboratorium, czasem jakiś lekarz wysunie nos z gabinetu, lub nawet pokaże się sprzątaczka przecierająca zadeptaną podłogę. Te wszystkie „białasy” przechodząc koło pacjentów mają różne miny – współczujące, wyniosłe, obojętne, ale każda z tych min zdaje się mówić to samo : „mnie to nigdy nie spotka, ja jestem po drugiej stronie”, tak jakby praca w Służbie Zdrowia dawała jakąś gwarancję! Nic bardziej mylnego! Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i zbytnia pewność siebie nigdy nie popłaca. Ale zawsze można spojrzeć na „tych biedaków” wysiadujących pod drzwiami gabinetów lekarskich, kiedy się można wślizgnąć służbowo a załatwić sobie receptę, albo wprowadzić bez kolejki znajomego.........
Aha, chyba nadeszła pora przedobiedniego głodu, bo wielkie powodzenie ma sklepik z kanapkami, słodyczami i napojami. Nawet niektórzy pacjenci dają się skusić na przekąskę...............
Gdy czas się dłuży w oczekiwaniu na lekarza, można czasem zapomnieć, co nas tu sprowadza, poczynić wiele obserwacji, przemyśleć różne sprawy , nauczyć się cierpliwości, wyrozumiałości, tolerancji, a nawet kultury ..........

Przypomniał mi się pewien przedświąteczny dzień, kiedy musiałam skorzystać z pomocy okulisty, bo przez silny wiatr, zamiatający ulice , wpadło mi coś do oka. Bolało okropnie i na myśl, że sama sobie nie poradzę, a przez parę dni wszystkie gabinety będą nieczynne, pojawiłam się w poczekalni. Na szczęście zastałam dyżurnego lekarza, niezadowolonego, że zamiast trzepać w domu dywany i ucierać mak, musi tu siedzieć i czekać na nieszczęśników, dotkniętych pechem. Przypuszczał, że nie będzie ich wielu i dyżur szybko się skończy. Ja zresztą myślałam podobnie , dlatego uspokojona, że jest ktoś, kto mi pomoże, usiadłam i cierpliwie czekałam na swoją kolejkę. Przychodnia była pełna, ale nie byli to sami „wypadkowi”, potrzebujący natychmiastowej pomocy. Wielu z czekających to byli...............ludzie samotni, przerażeni perspektywą spędzenia świątecznych dni, zostawieni samym sobie, niechciani, niekochani, przeważnie w zaawansowanym wieku, tęskniący za przyjazną dłonią , miłym słowem i ciepłą atmosferą domu. Chcieli pobyć choć trochę w tej atmosferze nerwowych przygotowań, rozmów o smakach i zapachach.........Zrozumiałam to dopiero, gdy gnana obowiązkami i zaślepiona własnym bólem byłam już całkiem blisko domu. Przez cały świąteczny czas czułam się podle i głupio się tłumaczyłam przed samą sobą, że nie mogę decydować o towarzystwie dla mojej rodziny i to na Święta.......................................
Zbyt często mamy dobre intencje nie poparte konkretnymi decyzjami. Nawet stare przysłowie mówi, że ”dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane”. A przecież tak niewiele trzeba, żeby uszczęśliwić drugiego człowieka..................

Przyszedł Pan Kardiolog – wpadł jak zwykle spóźniony, z poprzedniego etatu, pewnie zatrzymany przez jakiegoś wdzięcznego pacjenta, dziękującego za wspaniałą opiekę lekarską.

Zaraz moja kolejka. EKG zdradzi wszystkie moje myśli.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Witaj Aniu, Pani Aniu!
Poczekalnia. Przez ileż poczekalni przeszedłem, przeczołgałem się, przestałem. Trzeba przestać, jeśli o własnych siłach nie wstanie się z krzesła.
Mój przyjaciel mówi "biała mafia". Mafia to organizacja. Jak to bywa zawsze obrywają żołnierze, a mafiosi mają się dobrze. W tej mafii też.
Stefan Kisielewski pisał niegdyś o rządach ciemniaków. Jak to może zrozumieć człowiek o kulach, na wózku 30. w kolejce, bywa 40. Na onkologii tak jest. Nawet 60 pacjentów do kontroli.
Nie ma myślących. Nie można tego usprawnić. To przerasta zdolności lub raczej brak zdolności umysłowych jakiś rejestratorek, jakiś pracowników. Zbyt trudne.
Piszę książkę "Moja walka". Powiew śmierci będzie w niej rozdziałem. Mam obawy, czy tak ponury temat kogoś zainteresuje. Lepsze byłyby jakieś romanse.

Klimat Poczekalni dobrze uchwycony. Jest nawet jakby wzbogacony w stosunku do realu. Proza kolejki, godzin oczekiwania jest bardziej banalna, pusta, nijaka nawet, ale chyba tak to trzeba opowiadać.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Dzięki Panie Marku za czytanie. Przepraszam, że tak długo mnie nie było. (Może Pan tu zajrzy) Sprawa jest taka: pracowałam w sławnej Służbie Zdrowia przez 19 lat, w różnych miejscach, ( jestem biologiem, więc w laboratoriach). Ten stały kontakt z chorymi i materiałem zakaźnym zrujnował mi zdrowie, ale od lekarzy zawsze słyszałam, że "Służba Zdrowia nie choruje". Teraz mieszkam w lesie, oczywiście nie pracuję, żyjemy z Mężem z Jego marnej emerytury, a szanowne zdrówko wcale się nie poprawiło od świeżego powietrza, tylko trochę taniej się tu żyje. Ponownie starałam się o rentę i stąd te obserwacje z poczekalni.( oczywiście nigdzie się nie chwalę swoim zawodem i miejscem pracy, występuję incognito i obserwuję.........Ale co to zmieni?????) To tylko parę moich refleksji dla siebie.... Mogłabym też dużo napisać o pacjentach, Chodziłam na sale chorych na onkologii, rozmawiałam z różnymi i- wrażliwa dusza- przeżywałam każdy przypadek oddzielnie........... Nawet pisałam wiersze.......... Tylko- kogo to interesuje?
Z niecierpliwością czekam na Pana książkę, proszę o wiadomości i życzę powodzenia w zmaganiach. Ślę serdeczności. Anna.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...