Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

JAK ONI SIĘ POZNALI



Billy poznał Laurę w miłym pubie w centrum miasta. Był już na lekkim rauszu i zamierzał pospacerować kilka minut i zaczerpnąć świeżego powietrza. Skinął więc znajomym na pożegnanie, wstał od stolika i ruszył do wyjścia. W drzwiach wpadła na niego jakaś dziewczyna.
- Hej!! Mogłabyś uważać!! - krzyknął do niej Billy. Wieczorową porą w gwarnym pubie nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Przepraszam...bardzo przepraszam - odpowiedziała dziewczyna. Billy popatrzył na nią. Miała może 20 lat, ładną buzię i kręcone ciemne loki. Ubrana była w skórzaną kurtkę i spodnie typu dzwony. Przez ramię miała przewieszoną niewielką torebkę. Kurtka była rozpięta i Billy mógł ocenić biust dziewczyny na imponujący. - Ładna jesteś, gdybyś miała kilka kilogramów mniej... - pomyślał chłopak. Dziewczyna nie była przesadnie gruba, ale strata kilku kilogramów na wadze uczyniłaby z niej super laskę.
- Gdzie się tak spieszysz?- spytał Billy. W pierwszej chwili skreślił nieznajomą jako potencjalną partnerkę, ale im dłużej jej się przyglądał, nabierał przeświadczenia, że dziewczyna mu się podoba. Poza tym był przecież lekko wstawiony. Tak czy inaczej postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o "ładnej cycatce", jak ją nazwał w myślach. - Stało się coś? Uciekasz przed kimś? - pytał Billy ponownie.
- Nie, nic się nie stało - odpowiedziała dziewczyna - to znaczy mam nadzieję, że nic się nie stało. Szukam mojej współlokatorki. Ma na imię Grace. Znasz może Grace?
- Niee, nie znam żadnej Grace - odpowiedział Billy i zaraz zapytał z lekkim uśmiechem - A co uciekła Ci?
- Proszę Cię, nie żartuj. Szukam jej, bo dziś pokłóciłyśmy się i ona wybiegła z mieszkania. Martwię się trochę o nią.
- Spokojnie, na pewno nic się nie stało. Czemu szukasz jej akurat tutaj? - Billy nabierał coraz większej ochoty na bliższe poznanie się z nieznajomą.
- To jest nasz ulubiony pub, często tu jesteśmy. A Ty? Chyba pierwszy raz Cię tu widzę.
- Ja Ciebie również. Wiesz, powiedzieć, że jestem stałym bywalcem to przesada, ale bywam tu przynajmniej raz w tygodniu. No..może czasem kilka razy. W tym mieście są też inne fajne knajpki. Ale swoją drogą to trochę dziwne, że nigdy na siebie nie wpadliśmy, nie sądzisz?
- Dzisiaj to ja na Ciebie wpadłam - powiedziała dziewczyna. Roześmiali się oboje.
- Może powinnaś wejść do środka i rozejrzeć się za.....jak ma na imię Twoja....
- Grace. Ma na imię Grace. Oczywiście masz rację. Idę do środka - przerwała Billemu w pół zdania nieznajoma.
- Zaczekam tu na Ciebie - powiedział Billy. Dziewczyna kiwnęła głową i zniknęła za drzwiami pubu, a on wyjął z kieszeni kurtki paczkę swoich ulubionych "Marlboro". Wyjął papierosa i włożył do ust. Przypalił. Zaciągnął się głęboko i usiadł na pobliskiej ławce. Zaczął rozmyślać o tajemniczej Grace. Jak wygląda? Czy jest ładniejsza od nieznajomej? Właśnie zdał sobie sprawę, że nie zna imienia dziewczyny, która szuka Grace. Z zamysłu wyrwał go głos nieznajomej.
- Nie ma jej - powiedziała cicho. Billy wstał i wyciągnął rękę.
- Przepraszam, ja się nie przedstawiłem. Billy jestem - powiedział.
- Laura - powiedziała nieznajoma, która przestała być nieznajomą - Nie ma jej i nie było. Pytałam barmana.
Usiadła na ławce obok Billego. Wyjęła z torebki papierosy "Marlboro Light" i włożyła jednego do ust. Zaczęła szukać zapalniczki. Znając porządki damskich torebek, Billy szybko wyjął swoją zapalniczkę i przypalił Laurze papierosa.
- Dzięki - powiedziała Laura.
- Grace ma chłopaka? Może jest właśnie u niego - zapytał Billy.
- Tak, ma. To znaczy...są teraz w separacji, z czego ja akurat się cieszę - odpowiedziała Laura.
- Tak? A to dlaczego? - drążył temat Billy.
- Bo to dupek! - prawie krzyknęła Laura.
- Spokojnie - Billy uspokajał Laurę - chciałem tylko pomóc.
- Pomóc? - Laura się zdziwiła - a czemu Ty właściwie chcesz pomagać obcej dziewczynie?
- Hm...no już nie takiej obcej, a poza tym - Billy zawiesił głos - podobasz mi się.
- Akurat - prawie parsknęła śmiechem Laura - już Ci wierzę. Mimo to uśmiechnęła się do Billego zalotnie, a on pomyślał - Jestem na dobrej drodze.
Póżniej rozmawiali. Długo rozmawiali i Billy dowiedział się, że Grace jest jedynaczką i znają się od dzieciństwa. Chodziły razem do podstawówki. Laura opowiadała Billemu o tym jak Grace często przychodziła do szkoły głodna i jak dzieliła się z nią kanapkami. Czasem zdarzało się, że Grace przychodziła z podbitym okiem. Zawsze wymyślała jakieś historie, że to drzwi ją uderzyły albo kłamała inaczej usprawiedliwiając swoje sińce. Prawda była taka, że jej ojciec był alkoholikiem i znęcał się psychicznie i fizycznie nad matką i nad nią. Działo się tak dotąd, aż matka postanowiła rozwieżć się z jej ojcem. Następnie poznała mężczyznę, wkrótce potem wyszła za niego za mąż. Jak opowiadała jej Grace, Tomas, bo tak miał na imię jej ojczym był w porządku. Troszczył się o jej matkę i o nią. Gdy obie dziewczyny dobijały do pełnoletności postanowiły wyprowadzić się ze swoich domów. Przeglądając razem oferty mieszkaniowe szybko stwierdziły, że nie stać je na takie mieszkania jakie by każda chciała. Postanowiły więc wynająć większe mieszkanie, zamieszkać razem i czynsz płacić po połowie. Wszystko układało się dobrze, dopóki Grace nie poznała "dupka", jak wcześniej nazwała go Laura.
Billy sięgnął po papierosy i poczęstował Laurę. Ta odmówiła i wyjęła swojego. Zapalili.
- Czemu Ty właściwie nie lubisz chłopaka Grace? Oczywiście poza tym, że jest dupkiem? - zapytał Billy.
- On nie jest wart takiej dziewczyny, żle ją traktuje, jest ordynarny i awanturny. Często się kłocą. Potem ona płacze, on przeprasza i tak w kółko. Wystarczy?! - odpowiedziała Laura nieco podniesionym głosem.
- Spokojnie, nie denerwuj się - uspokajał Billy - może warto iść sprawdzić czy nie ma jej już w mieszkaniu?
- Tak, masz rację - przytaknęła Laura - Która godzina?
- Dochodzi 22.30 - powiedział Billy.
- Ładnie się zasiedzieliśmy. Chodżmy.
Wstali i ruszyli opustoszałym już chodnikiem w kierunku mieszkania Laury i Grace.

Po czterdziestu minutach dotarli przed okazały apartamentowiec.
- Które piętro? - zapytał Billy.
- Czwarte. Tam, gdzie jest ciemno - odpowiedziała Laura i dodała po chwili - mam nadzieję, że śpi i wszystko jest w porządku.
- Sprawdżmy, na pewno jest wszystko OK - powiedział Billy i weszli do środka, a następnie skierowali się do windy i wjechali na czwarte piętro.
Przed drzwiami mieszkania nasłuchiwali przez chwilę, po czym Laura włożyła klucz do zamka. Otworzyła i weszli po cichu do środka.
- Na prawo jest salon, dalej moja sypialnia. Zajrzę do Grace i wracam - powiedziała Laura i zniknęła za drzwiami po lewej stronie. Billy natomiast po omacku dotarł do salonu. Rozglądał się właśnie za czymś do siedzenia, gdy za plecami usłyszał cichy głos Laury.
- Już jestem. Wyobraż sobie, że Grace śpi w najlepsze.
- Mówiłem Ci - powiedział Billy i uśmiechnął się do Laury.
- Chcesz może drinka, piwo albo coś innego? - zapytała Laura.
- Dzięki. Napiłbym się kawy - odpowiedział Billy.
- Na pewno? Ja mam ochotę na coś mocniejszego. Może wypijemy za nasze spotkanie?
- Ok, wypijmy - odpowiedział Billy uśmiechając się.
- Wiesz co, chodżmy może do mojego pokoju żeby nie obudzić Grace - powiedziała Laura. Przeszli dalej w głąb mieszkania.
- Rozgość się, zapal lampę, ja zaraz wrócę.
Billy zapalił lampę. Potem zobaczył kilka świec na podłodze, wyjął zapalniczkę i zapalił je. Usiadł na łóżku i rozglądał się po pokoju. Wszystko było w idealnym porządku. Książki równo poukładane na półce, ubrania złożone w kosteczkę leżały na krześle. Wszystko wydawało się mieć swoje miejsce. Podobało mu się to. Sam był przykładem perfekcjonisty jeśli chodzi o te sprawy. Lubił, gdy wszystko zawsze było na swoim miejscu. Popatrzył na szafkę nocną i na zdjęcie w ramce na niej stojącej. Przysunął się bliżej i przyjrzał zdjęciu, na którym Laura na jakimś przyjęciu stukała się kieliszkiem z jakąś czarnowłosą dziewczyną. - Czy to Grace? - zastanawiał się Billy. Dziewczyna miała dłuższe włosy po bokach, resztę włosów ściętą na krótko. Miała na sobie czarną bluzkę z krótkim rękawem i z dużym dekoltem. - Fajna - myślał dalej Billy. Im dłużej patrzył na fotografię, tym większej nabierał ochoty na poznanie czarnowłosej dziewczyny. Na poznanie i może na coś więcej....Tymczasem wróciła Laura z dwiema szklaneczkami w rękach.
- Zapaliłeś świece - powiedziała - nie wiedziałam, że jesteś romantykiem.
- Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz - powiedział Billy.
- Myślę, że to się wkrótce zmieni - odparła Laura podając Billemu szklaneczkę z alkoholem - napijmy się. Wypili. Potem Laura wstała i podeszła do małego regaliku, na którym stała wieża stereo.
- Czemu nic nie włączyłeś? Nie lubisz muzyki? - zapytała.
- Kocham muzykę - odpowiedział Billy - masz może coś Metallici?
- Kocham Metallicę - powiedziała Laura. Uśmiechnęli się do siebie. Dziewczyna włączyła płytę i po chwili z głośników dało się słyszeć " Hero of the day", w tamtym czasie jeden z ulubionych utworów Billego.
- To co chcesz o mnie wiedzieć? - Billy zapytał Laurę, gdy usiadła obok niego na łóżku.
- Wszystko - odpowiedziała krótko Laura.
Billy zaczął więc opowiadać o sobie. O tym, jakie miał kiedyś kłopoty przez narkotyki, że raz czy dwa o mały włos nie wylądował w więzieniu, o ludziach, którzy mu wtedy pomogli i od których dostał drugą szansę. O wierszach, które teraz pisze, że chciałby je wydać w małym tomiku. Opowiadając o tym wszystkim, Billy koloryzował pewne sprawy. Znał się na dziewczynach na tyle, że wiedział który typ dziewczyn wymagał lepszego koloru i w jakiej kwestii. O rodzinie Billy nie opowiadał wogóle. Jedynym stwierdzeniem jakie usłyszała Laura od Billego na temat rodziny było to, że bardzo ją kocha.
- Przypal mi papierosa - Laura nagle przerwała opowiadanie Billemu. Ten wstał i przypalił dwa papierosy. Jednego dał Laurze, drugiego sam palił.
- Napijemy się jeszcze? - zapytała Laura i nie czekając na odpowiedż wstała i wyszła do salonu. Po chwili wróciła z butelką Johny Walkera. - Niestety nie mam już lodu - powiedziała i napełniła szklaneczki po czym podała jedną Billemu.
- Za spotkanie - powiedział Billy.
- Za spotkanie - powiedziała Laura, przybliżyła się do Billa i pocałowała go lekko w usta. Wypili i teraz to Billy pocałował Laurę. Mocno i namiętnie, aż Laura poczuła przyjemny dreszczyk. Billy całował i gryzł wargi jej ust, ona wzdychała z przyjemności. Wtedy Billy przestał i zapytał - Chcesz jeszcze coś o mnie wiedzieć?
- Tak...chcę wiedzieć jaki jesteś w łóżku - odpowiedziała Laura.
- Bez zobowiązań? - zapytał znowu Billy.
- Bez - odparła Laura.
- Szybki prysznic?
- Bardzo szybki. Roześmiali się oboje.
Po około dziesięciu minutach naga Laura czekała już na Billa w łóżku. Billy wyszedł z łazienki i również nagi wszedł do pokoju Laury. Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów. Może Billy nie był typem kulturysty, ale krótko mówiąc wyglądał dobrze. Kilka gustownych tatuaży pokrywało jego ramiona i lewą łydkę. Przeważała w nich tematyka indiańska. Laura wstała i podeszła do Billego. - Usiądż - powiedziała wskazując łóżko. Billy usiadł, a Laura kucnęła między jego nogami. Delikatnie pomasowała jego jądra, penis drgnął i zaczął powoli rosnąć. Zbliżyła usta do jego czubka i pocałowała go. - Mmmm - Billy wydał z siebie cichy pomruk rozkoszy. Laura zaczęła masować jedną ręką jądra, a drugą członka. Gdy był już bardzo duży włożyła go sobie całego do ust. - Ohhh - stęknął Billy, a Laura wsadzała coraz szybciej penisa głęboko do gardła i wyjmowała. Co chwila przytrzymywała go na kilka sekund w gardle. Billy stękał wtedy z rozkoszy, a ona na nowo zaczynała ssać jego członka. Laura wprost czuła jak penis rośnie w jej ustach i pulsuje. Billy stękał coraz szybciej i głośniej, wtedy Laura wyjmowała penisa z ust i lizała tylko jego czerwoną główkę tak jak liże się lody.
- Aahhhh..nie wytrzymam - sapnął Billy na co Laura przestała. Wstała, pochyliła się nad Billym i ugryzła go w ucho. - Chcę być na górze - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. Billy wstał i szybko położył się w łóżku na plecach. Laura kucnęła nad jego penisem. Pozwoliła mu dokładnie obejrzeć swoją muszelkę i delikatnie pieściła ją palcem. Billy patrzył na wspaniale wygoloną muszelkę, jedynie na wzgórku łonowym był pionowy pasek włosków. Chyba jak większość mężczyzn lubił wygolone kobiety, ale nie przeszkadzała mu odrobina owłosienia. Tymczasem Laura zagłębiała swój palec we wnętrzu swej kobiecości, powoli i płytko. Gdy palec był mokry dawała go do oblizania Billemu. Ten lizał łapczywie i rękoma masował jej piersi, potem ściskał i szarpał sutki. - Laura...nie mam gumki - nagle wysapał Billy.
- W szufladzie - dziewczyna ręką pokazała na szafkę nocną, a Billy sięgnął do niej i wziął prezerwatywę. Szybko założył ją na penisa. Laura tylko na to czekała, na cudowne zwieńczenie ich miłosnych igraszek. Palcami otworzyła wejście swej muszelki dla nabrzmiałego penisa i nadziała się na niego mocno, aż po same jądra. - AAchhhhhhh - prawie jednocześnie wydali z siebie stęknięcie rozkoszy i cudownej przyjemności. Laura zaczęła teraz szybko ujeżdżać Billa. Szybciej i szybciej penis zagłebiał się w jej bardzo już mokrym wnętrzu. Szybciej....i gdy oboje dobijali do granic....szybciej....i szybciej.... przez ich ciała przeszedł wspaniały orgazm. Laura przytuliła się mocno do Billa, trzęsła się od miłych dreszczy. Tak zasnęli....
Pierwszy obudził się Billy. Na dworzu było już widno. Popatrzył na śpiącą Laurę. Spała na brzuchu, pocałował ją w pośladek, wstał i poszedł do łazienki. Ledwo położył rękę na klamce, gdy drzwi łazienki otworzyły się i stanęła w nich czarnowłosa dziewczyna. Ta sama, którą Billy widział na zdjęciu w pokoju Laury.
- A coś Ty za jeden?! - wykrzyknęła przestraszona i spojrzała w dół - widzę Twojego penisa - dodała.
- Piękny prawda? - odpowiedział pytająco Billy z rozbrajającym uśmiechem.
- Debil! - warknęła dziewczyna i zamierzała ominąć Billa, kiedy za jego plecami pokazała się zaspana Laura.
- Poznajcie się, to jest Grace - powiedziała ziewając - a to....
- Debil jestem - przerwał jej Billy i wyciągnął rękę do Grace. Cała trójka parsknęła śmiechem....
Tak właśnie Billy poznał Laurę, a niedługo potem Grace.



C.D.N.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • BITWA MRÓWEK   Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne samopoczucie. Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale.  Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę.  Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki.  Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska.  Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co to robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn.       *********************************
    • Plotkara Janina, jara kto - lp.   Ma tara w garażu tu żar, a gwara tam.   To hakera nasyła - cały San - areka hot.   Ma serwis, a gra gar gasi, wre sam.   Ima blok, a dom - o - da kolbami.   Kina Zbożowej: Ewo, żab zanik.   Zboże jeż obzikał (kłaki).   (Amor/gęba - babę groma)   A Grażyna Play Alp, anyż arga.   Ile sieci Mice i Seli?   Ot, tupiąca baba bacą iputto.                      
    • Ma mocy mało - wołamy - co mam.    
    • Kota mamy - mam, a tok?  
    • A ja makreli kotu, koguta lisi Sila. -  tu go kuto  kilerka Maja.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...