Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Królewna i Krasnoludki


Rekomendowane odpowiedzi

Tam, gdzie tylko są małe Krasnale,
nie dostaniesz przyjaźni na pewno,
nie uświadczysz miłości też wcale,
póki jesteś dla nich Królewną.

Nie nadążą za tobą, nie wzlecą,
bo za wąska jest każda ich dróżka,
na twój rozmiar kochania nie sklecą,
bo za małe mają serduszka.

Za kaliber twego serca,
które dajesz im na dłoni,
spotka cię okrutna zemsta,
więc nie podchodź do nich!

Kiedy coś ci się uda dla siebie,
a szczególnie, gdy innym pomożesz,
nie licz na to, że będzie jak w niebie;
to już piekło - może nie gorzej.

Nigdy przyjaźń nie będzie stabilna,
kiedy lepiej potrafisz coś zrobić,
kiedy czynisz to właśnie dla innych,
gdy im służysz - nie oni tobie.

Nie wypłyniesz ponad błoto
i nie będziesz nikim lepszym,
bowiem splendor, blask i złoto
budzi zawiść wieprzy.

Ludzie lubią to swojskie bagienko
i nie pragną wypłynąć ponadto,
lubią chwalić się męką, udręką,
bić pokłony swym niedostatkom.

Ludzka przyjaźń trwa, póki swe krzyże
równi sobie dźwigają pod górkę,
a gdy tylko ktoś ciągnie ich wyżej,
to zalezą mu już za skórkę.

Nie wypłyniesz, bo za trudno,
bo każdego wciągną z mety,
żeby równo, równo, równo
mieć nagięte grzbiety!

A, nazwijmy to po imieniu! Co tam owijać w bawełnę!

Nikt nie wzniesie się nad gówno,
bo każdego wciągną z mety,
żeby równo, równo, równo
wystawać z klozetu!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To spróbuję z paroma zmianami:


"Tam, gdzie małe są tylko Krasnale,
nie dostaniesz przyjaźni na pewno,
nie skosztujesz miłości też wcale,
póki jesteś dla nich Królewną.

Nie nadążą za tobą, nie wzlecą,
bo za wąska jest każda ich dróżka,
na twój rozmiar kochania nie sklecą,
bo za małe mają serduszka.

Za kaliber twego serca,
które dajesz im na dłoni,
spotka cię okrutna zemsta,
więc nie podchodź nigdy do nich!

Kiedy coś ci się uda dla siebie,
a szczególnie, gdy innym pomożesz,
nie licz na to, że będzie jak w niebie;
to już piekło - na pewno nie gorzej.

Nigdy przyjaźń nie będzie stabilna,
kiedy lepiej potrafisz coś zrobić,
kiedy czynisz to właśnie dla innych,
gdy im służysz - a nie oni tobie.

Nie wypłyniesz ponad błoto
i nie będziesz nikim lepszym,
bowiem splendor, blask i złoto
budzi zawiść dużych wieprzy.

Ludzie lubią to swojskie bagienko
i nie pragną wypłynąć ponadto,
lubią chwalić się męką, udręką,
bić pokłony swym niedostatkom.

Ludzka przyjaźń trwa, póki swe krzyże
równi sobie dźwigają pod górkę,
a gdy tylko ktoś ciągnie ich wyżej,
to zalezą mu za samą skórkę.

Nie wypłyniesz, bo za trudno,
bo każdego wciągną z mety,
żeby równo, równo, równo
mieć nagięte swoje grzbiety!

A, nazwijmy to po imieniu! Co tam owijać w bawełnę!

Nikt nie wzniesie się nad gówno,
bo każdego wciągną z mety,
żeby równo, równo, równo
też wystawać, skąd? z klozetu!"



Starałem się wyrównać nierówne wersy. Nie znam muzyki, może pokrzyżowałem Twoje zamiary twórcze Oxyvio, ale skoro jest na warsztacie to co mi tam :)
Treść fajna, satyryczna. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję, Popsuty. :-)
Co prawda wcześniej wszystkie strofy i refreny były zbudowane według tej samej reguły:

zwrotka:
---------- 10
---------- 10
---------- 10
--------- 9

refren:
-------- 8
-------- 8
-------- 8
------ 6

Ale być może lepiej by brzmiał sylabotonik. Zastanowię się nad Twoją propozycją.
Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Oxywio. Podchodziłam kilka razy do tego teksu, ale jakoś mi z nim nie idzie.
Po pierwsze, żeby ci pomóc - musiałabym wiedzieć jaki ma mieć charakter - prześmiewczy, komediowy, dramatyczny. Trudno ocenić wartość tego teksu, jeżeli nie zna się roli jaką w zamyśle autora ma on pełnić w spektaklu.

Nie rozumiem kilku fragmentów. np.


Kiedy coś ci się uda dla siebie,
a szczególnie, gdy innym pomożesz,
nie licz na to, że będzie jak w niebie;
to już piekło - może nie gorzej.

Nigdy przyjaźń nie będzie stabilna,
kiedy lepiej potrafisz coś zrobić,
kiedy czynisz to właśnie dla innych,
gdy im służysz - nie oni tobie.

przesłanie powinno być bardziej czytelne, bo na pierwszy rzut oka tekst wydaje się nielogiczny.

Kilka innych wymaga dopracownia.

Nie nadążą za tobą, nie wzlecą,
bo za wąska jest każda ich dróżka,
na twój rozmiar kochania nie sklecą,

Tekst miejscami jest (nie obraź się proszę :-) zbyt uproszczony. Rozumiem mniej więcej ideę, ale wymaga więcej pracy.

W żadnym razie nie chcę Cię obrazić Oxywio, ale wiem, że masz potencjał, a wiersz stanowi o autorze, więc trzeba by go dopracować. Ten tekst potraktowałabym raczej jak schemat i na jego podstawie napisała całość niemal od początku. Wersyfikację z kolei utrzymałabym tak jak jest. Musisz tak ułożyć tekst, żeby powstało wrażenie, że rymy stanowią dopełnienie tekstu.
Pozdr. :-)) a



tu bym zmieniła: (kaliber serca jakoś mnie razi)

nie oddawaj łatwo serca,
na otwartej czystej dłoni,
spotka cię okrutna zemsta,
nie zbliżaj się do nich!

To zostawiła:

Nie wypłyniesz ponad błoto
i nie będziesz nikim lepszym,
bowiem splendor, blask i złoto
budzi zawiść wieprzy.

Tak:
Ludzie lubią to swojskie bagienko
i nie pragną wypłynąć ponadto,
lubią chwalić się męką, udręką,
bić pokłony swym niedostatkom.

zmiana:

Ludzka przyjaźń trwa, dopóki krzyże
w równym tempie los dźwiga pod górę
kto wyłamie się, zajdzie ciut wyżej,
wyraźnie dostrzega obłudę

Rozumiem, że zakończenie musi być mocne:

Nikt nie wzniesie się nad gówno,
by przekroczyć linię mety
zewsząd krzyczą: równo, równo
w szeregu przez ścieki

(niekoniecznie tak, ale tez bym dopracowała)

Pozdrawiam ciepło Oxywio. Prześlij mi tekst jak skończysz, bo jestem ciekawa jak wyjdzie.
Nie poprawiam ci tekstu, to tylko przykłady. :-)))

pozdr. a
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Tekst ma być prześmiewczy, a przynajmniej zamieszczony w komedii.

Anno, nie wiem, co tu nielogicznego? I co trzeba dopracować? Nie rozumiem problemu.

Wiem, nie obrażam się, ale nie wszystkie uwagi rozumiem po prostu. :)

Kiedy kaliber serca musi akurat zostać, bo to jest najistotniejsze w tekście - chodzi właśnie o kaliber uczuć, który nie dla wszystkich jest dostępny. Tego nie mogę zmienić, bo to cały sens piosenki.

Twoja zmiana również zmienia sens tego, co napisałam. To nie los dźwiga krzyże, tylko ludzie. A kiedy ktoś im pomoże, podciągnie ich wyżej za sobą, zaczynają go nienawidzić. I nie chodzi tu o obłudę, a w każdym razie nie o to, że ktoś dostrzega tę obłudę - pokrzywdzony może nadal nie mieć pojęcia, dlaczego tak się dzieje.

I tu też nie rozumiem, dlaczego mam zmienić to, co napisałam? Co jest źle? Dlaczego lepiej jest tak, jak Ty napisałaś?
Wiem: proszę o pomoc, a potem nie chcę wprowadzić zaproponowanych zmian. Ale ja po prostu nie widzę ich celu, nie rozumiem ich. Dlaczego akurat tak ma być, a nie tak, jak było?

Dzięki serdeczne za pochylenie nad moim tekstem i za całą Twoja pracę nad nim.
Wiesz, to jest piosenka z musicalu, więc jest częścią akcji. Może dlatego jest niezupełnie zrozumiała sama, w oderwaniu od kontekstu. Nie jest samodzielnym tekstem.
W komedii chodzi o to, że ludzie, dla których ktoś zrobił dużo dobrego, ciągnąc ich za sobą w górę, często stają się wobec niego wrodzy, bo czują się mniejsi, gorsi, mają kompleksy, nie potrafią być wdzięczni, czują zazdrość, zawiść. To bardzo częste zjawisko, ale rzadko poruszane w polskiej literaturze, więc może trudno od razu chwycić, o co chodzi w piosence?
Napisałaś, że zakończenie musi być mocne - czy ono rzeczywiście może zostać? Nie szokuje za bardzo to g...? :-)
Ja również pozdrawiam ciepło.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Tekst ma być prześmiewczy, a przynajmniej zamieszczony w komedii.

Anno, nie wiem, co tu nielogicznego? I co trzeba dopracować? Nie rozumiem problemu.

Wiem, nie obrażam się, ale nie wszystkie uwagi rozumiem po prostu. :)

Kiedy kaliber serca musi akurat zostać, bo to jest najistotniejsze w tekście - chodzi właśnie o kaliber uczuć, który nie dla wszystkich jest dostępny. Tego nie mogę zmienić, bo to cały sens piosenki.

Twoja zmiana również zmienia sens tego, co napisałam. To nie los dźwiga krzyże, tylko ludzie. A kiedy ktoś im pomoże, podciągnie ich wyżej za sobą, zaczynają go nienawidzić. I nie chodzi tu o obłudę, a w każdym razie nie o to, że ktoś dostrzega tę obłudę - pokrzywdzony może nadal nie mieć pojęcia, dlaczego tak się dzieje.

I tu też nie rozumiem, dlaczego mam zmienić to, co napisałam? Co jest źle? Dlaczego lepiej jest tak, jak Ty napisałaś?
Wiem: proszę o pomoc, a potem nie chcę wprowadzić zaproponowanych zmian. Ale ja po prostu nie widzę ich celu, nie rozumiem ich. Dlaczego akurat tak ma być, a nie tak, jak było?

Dzięki serdeczne za pochylenie nad moim tekstem i za całą Twoja pracę nad nim.
Wiesz, to jest piosenka z musicalu, więc jest częścią akcji. Może dlatego jest niezupełnie zrozumiała sama, w oderwaniu od kontekstu. Nie jest samodzielnym tekstem.
W komedii chodzi o to, że ludzie, dla których ktoś zrobił dużo dobrego, ciągnąc ich za sobą w górę, często stają się wobec niego wrodzy, bo czują się mniejsi, gorsi, mają kompleksy, nie potrafią być wdzięczni, czują zazdrość, zawiść. To bardzo częste zjawisko, ale rzadko poruszane w polskiej literaturze, więc może trudno od razu chwycić, o co chodzi w piosence?
Napisałaś, że zakończenie musi być mocne - czy ono rzeczywiście może zostać? Nie szokuje za bardzo to g...? :-)
Ja również pozdrawiam ciepło.


Oxywio. napisałam Ci na początku, że nie da się ocenić tekstu nie znając jego roli w spektaklu, ani treści całego spektaklu. Musisz zaufać własnej intuicji, bo może się okazać, że wszystki nasze uwagi są cenne, na potrzeby samodzielnego wiersza, a nieprzydane w sytuacji, gdy tekst ma stanowić określony fragment całości.

co do zakończenia - klozety mi jakoś nie pasują. Tam bym pokombinowała. Każda zwrtoka powinna być czytelna.

Te dwie nie są dla mnie dość wyraźne:

Kiedy coś ci się uda dla siebie,
a szczególnie, gdy innym pomożesz,
nie licz na to, że będzie jak w niebie;
to już piekło - może nie gorzej.

Nigdy przyjaźń nie będzie stabilna,
kiedy lepiej potrafisz coś zrobić,
kiedy czynisz to właśnie dla innych,
gdy im służysz - nie oni tobie.

Ty, jako autor wiesz o co chodzi, ale skonsultuj je jeszcze z kimś. Być może problem leży w tym, że źle je odczytuję.

Bez względu na wszystko życzę udanej pracy i pozdrawiam ciepło. a
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No właśnie - szkoda, że nikt więcej nic nie pisze na ten temat. Wierzę Ci, że te dwie strofy są może mniej zrozumiałe, ale nie potrafię stwierdzić , dlaczego, bo napisałam je po prostu łopatologicznie, zupełnie bezpośrednio, tak, jakbym tłumaczyła to prozą. Dlatego trudno mi uświadomić sobie, co tam należałoby poprawić.
Bardzo Ci dziękuję za wielokrotne komentarze i próby wspomożenia mnie. :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tomaszu, dziękuję za przeczytanie i koment.
Czy rzeczywiście delikatne? A czy ostatni refren nie za dosadny z tym g... i z klozetem? Np. Annę Rębajn razi właśnie klozet, podczas gdy ja się obawiam tego guano. :-) Zmienić coś czy całkiem wyrzucić te ostatnie wersy?
A czy całość jest dla Ciebie jasna i klarowna? Jak rozumiesz tę piosenkę?
Zasypałam Cię pytaniami, ale to dla mnie ważne - to właśnie z powodu tych problemów ta piosenka trafiła na warsztat. :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

skoro już zasypałaś to ja się rozsypię ;)

Tam, gdzie tylko są małe Krasnale,
nie dostaniesz przyjaźni na pewno,
nie uświadczysz miłości też wcale,
póki jesteś dla nich Królewną.

Nie nadążą za tobą, nie wzlecą,
bo za wąska jest każda ich dróżka,
na twój rozmiar kochania nie sklecą,
bo za małe mają serduszka.

Za kaliber twego serca,
które dajesz im na dłoni,
spotka cię okrutna zemsta,
więc nie podchodź do nich!

Kiedy coś ci się uda dla siebie,
a szczególnie, gdy innym pomożesz,
nie licz na to, że będzie jak w niebie;
to już piekło - może nie gorzej.

Nigdy przyjaźń nie będzie stabilna,
kiedy lepiej potrafisz coś zrobić,
kiedy czynisz to właśnie dla innych,
gdy im służysz - nie oni tobie.

Nie wypłyniesz ponad błoto
i nie będziesz nikim lepszym,
bowiem splendor, blask i złoto
budzi zawiść wieprzy.

Ludzie lubią to swojskie bagienko
i nie pragną wypłynąć ponadto,
lubią chwalić się męką, udręką, >
bić pokłony swym niedostatkom.

Ludzka przyjaźń trwa, póki swe krzyże
równi sobie dźwigają pod górkę, >
a gdy tylko ktoś ciągnie ich wyżej,
to zalezą mu już za skórkę.

Nie wypłyniesz, bo za trudno,
bo każdego wciągną z mety,
żeby równo, równo, równo > te trzy 'zwrotki' wywal bo dopowiadają za dużo
mieć nagięte grzbiety!


A, nazwijmy to po imieniu! Co tam owijać w bawełnę! > to też sio

Nikt nie wzniesie się nad gówno,
bo każdego wyciągną z mety,
żeby równo, równo, równo > a to dałbym jako puentę
wystawać z klozetu figurką ! i dodałem sobie rytmiczne słówko myślę pasujące


ogólnie ujmując przekaz wiem o czym to jest bo jasno przedstawia problem
dosadność ostatniego fragmentu jest jak najbardziej potrzebna i mocno kontrastuje z całością
jednak współżyje z nią

przemyśl / ja w ten sposób czytam i śpiewam tę piosenkę /
nie musisz aż tyle tarabanić w słowa przekaz wyraźnie dyryguje orkiestrą ;)

pozdrawiam /

t

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dziękuję za ponowne zagłębienie się w mój tekst, Tomaszu. Czyli owo g... i klozet nie rażą za bardzo? Bp to wiesz - w zestawieniu z królewna i Krasnoludkami - obawiałam się, że może to zbyt szokujące, tak nagle.
Jeśli przekaz jest jasny, to zostawię, jak jest. Myślę, że Anna Rębajn po prostu nie miała "szczęścia" zetknąć się z takim zjawiskiem - z zawiścią wobec dobroczyńcy.
Najbardziej spektakularnym przykładem tego zjawiska jest Chrystus; a w naszych czasach - Jurek Owsiak; zresztą i Markowi Kotańskiemu "Krasnoludki" mocno zalazły za skórę. Ale nie każdy się z tym zetknął.
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @aff U kręgowców - tak, jeszcze np. pierścienice mają taką niebieską/fioletową,  o ile mi się dobrze pamięta :))) Dziękuję bardzo :)   Deo  @Rafael Marius Piękne kwiatuszki macie :)  Dzięki i pozderki :))   Deo @iwonaroma Sorki :( Jakoś mi się do tej pory wiersze nie kleciły...  Ale miło mi bardzo i dziękuję :)))))))))))))   Deo 
    • Kiedyś gdy z zapamiętaniem surfując po internecie, Spędzałem całe godziny przed monitorem, Ujrzałem weń dumnego słowiańskiego wojewodę I skrzyżowały się zaraz spojrzenia nasze,   Dumny słowiański wojewoda, Rozsiadł się we wnętrzu mego monitora, Niczym niegdyś legendarny król Popiel, Zasiadł na swym zbudowanym z gigabajtów tronie…   Spojrzawszy na mnie z mego monitora, Ganić począł mego ukochanego powieściopisarza, Znaczące czyniąc Mu zarzuty, Rzekomej tyczące Jegoż niewiedzy,   Że uzbroił wczesnośredniowiecznych Słowian w młoty kamienne, A nie znane archeologom żelazne miecze, Niezawodne, niełamliwe, ostre i straszne, Niedorzecznymi bzdurami zapisując kolejną powieści kartę,   Że wsadził im w ręce drewniane kije, A nie śmiercionośne pioruny skrzące, Darem od gromowładnego Peruna będące, By wypalili nimi w ziemi Słowiańszczyzny granice,   Że nie odmalował w powieści słowiańskich wojów, Wiernym wizerunkom odkrytym w wnętrzach ich grobów, W trudzie i znoju polskich archeologów, Przeczących tychże niegdysiejszemu wyobrażeniu…   Zrazu zdezorientowany tymi zarzutami, Ku głębinom pamięci sięgnąłem wspomnieniami, Gdy po raz pierwszy w wieku dziecięcym, Dotknąłem nieśmiało niezwykłej tej księgi,   Kiedy to na starym strychu, Pełnym niezwykłych zapomnianych skarbów, W niewielkim domku mojej babci, Dotknąłem po raz pierwszy Starej Baśni…   A dumny wojewoda pogardliwie spoglądając z monitora, Ganił wciąż mojego ukochanego powieściopisarza, Iż piękni bohaterowie z kart Jego powieści, Śmią nie być posłuszni archeologa opinii,   Że ich nakreślone piórem powieściopisarza charaktery, Śmią nie hołdować współczesnych historyków wiedzy, Że nie wpasowują się w archeologów opinie, Wyobraźni pisarza pozostając jedynie posłuszne,   Że enigmatycznych tajemnic datowania radiowęglowego, Nie przewidział swym rozumem literata wrażliwego, Że śmiał nie przewidzieć w snach swoich, Najnowszych dociekań współczesnej archeologii,   Że najstarszej wzmiance o Słowianach, Zawierzył bez podejrzliwości wytrawnego badacza, Obnażając prostodusznego literata łatwowierną naturę, Niedorzeczną czyniąc zarazem powieści swej fabułę…   Mimowolnie oddałem się z dzieciństwa wspomnieniom, O niezwykłych chwilach spędzonych z starą tą księgą, Przypadkiem niegdyś na strychu znalezioną, W głębi mego serca rzewnymi wspomnieniami zapisaną,   I nieraz nieproszone pukają do mego serca, Tamte szczególne z dzieciństwa wspomnienia, Gdy z wypiekami na twarzy, Przewracałem wciąż kolejne Starej Baśni karty…   A usta zuchwałego wojewody, W coraz to mocniejsze uderzały tony, Coraz donioślejsze czyniąc zarzuty, Arcymistrzowi polskiej powieści,   Że tyle dobrego co i złego, Uczynił pociągnięciami pióra swego, Iż fałszywy obraz pradziejów, Nakreślił w wyobraźni swych czytelników,   Że poczynił On rażące błędy, Na kartach dziewiętnastowiecznej powieści, Odmalowując czytelnikom swą wizję Słowiańszczyzny, Tak różną od rezultatów odkryć archeologicznych,   Że uczynił On zbyt przyziemnymi, Dumnych synów rozległej Słowiańszczyzny, Od wyobrażeń panslawistów tak innymi, Od koncepcji mediewistów tak bardzo się różniącymi…   Cichutki szept koło serca, Rozkazał mi stanąć w obronie ukochanego powieściopisarza, Którego niezliczone piękne powieści, Kształtowały od dzieciństwa etapy mej wrażliwości,   Którego ponadczasowe mądre książki, W dorosłe życie mnie wprowadziły, A przez dorosłego życia ciernie i trudności, Swą niewidzialną mądrością za rękę przeprowadziły,   Przeto posłuszny podszeptom serca, Wbiłem swój gniewny wzrok w czeluście monitora, Niczym lśniący miecz ciśnięty w głębiny jeziora, By wyzwać strzegącego go wodnego demona…   I dumnego wojewodę zaraz wzrokiem przeszywam, Gestem tym chrobremu wojowi wyzwanie rzucam, A gniewne myśli ubieram w proste słowa… - Nie wyśmiewaj mojego ukochanego powieściopisarza!   – Wiersz zainspirowany powieścią „Stara baśń” autorstwa J.I. Kraszewskiego.   ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Wiersz ten planuję w przyszłości włączyć do powstającego właśnie zbioru kilkudziesięciu wierszy mojego autorstwa opatrzonych wspólnym tytułem „Oddychając Kraszewskim…".    W zamierzeniu moim ma to być zbiór kilkudziesięciu wierszy zainspirowanych twórczością Józefa Ignacego Kraszewskiego i będących zarazem hołdem dla tego arcywybitnego polskiego pisarza. Spoiwem łączącym wszystkie te moje wiersze będzie chęć oddania hołdu szeroko rozumianej twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego będącej fenomenem w skali całego świata... Każdy z wchodzących w skład niniejszego zbioru moich barwnych wierszy będzie hołdem dla jakiejś powieści, opowiadania lub poematu autorstwa tego wielkiego Mistrza polskiej literatury.    Od czasu przeczytania przed kilkoma laty z wypiekami na twarzy Starej Baśni, to właśnie J.I. Kraszewski pozostaje jednym z moich ukochanych pisarzy, a każda przeczytana przeze mnie kolejna powieść Jego autorstwa zachwyca mnie jeszcze bardziej… Dlatego też pomysł stworzenia zbioru wierszy dedykowanego pamięci tego jakże wybitnego pisarza zrodził się we mnie z potrzeby serca, by w ten sposób wyrazić mój szacunek i uznanie dla tego jednego z najwybitniejszych Polaków w dziejach naszej Ojczyzny i dla Jego wieloletniej działalności pisarskiej i wydawniczej… Niestety nie mogę ze swojej strony obiecać że uda mi się rzeczony zbiór kilkudziesięciu wierszy mojego autorstwa szybko ukończyć, ani też nie mogę obiecać że uda mi się kiedykolwiek wydać go drukiem...
    • @Andrzej_Wojnowski       Nie na darmo jesteśmy Polakami! Lecz by po kolejnej nieprzespanej nocy, Gdy snem zamglone rozewrą się powieki, Rzucać się śmiało w wir codzienności.   I nie straszny nam podły świat Z wrogiem zawsze gotowiśmy w szranki stawać W obronie odwiecznych wartości śmiało oręża dobywać, Jak i przed wiekami kwiat polskiego rycerstwa…      
    • Mój bóg zapuścił długie włosy, Pije wódkę tam, gdzie są wyrzutkowie. Uśmiecha się, gdy gardzi się nim, bóg chaosu, nie królewskim syn.   Mieszka w squacie, co się rozpada, W świecie dymu, gdzie myśl odpada. Śmieje się z życia absurdalnej gry, Buntownik w chaosie, co stworzyliśmy my.   Bez złotych tronów, bez wielkiej wiary, Wspólny oddech to jego ofiary. Bóg szarości codziennych dni, Bez światła nieba, co w blasku lśni.   Ten mój bóg, tak daleki od prawdy, Istnieje w cieniach, w melancholii jawny. Lustro życia, które widzimy, bóg surowej rzeczywistości, w której żyjemy.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...